Kaytek pisze:Najbardziej w dupę dostałem idąc po omacku do Murowańca przez Boczań... Zima, noc, śnieżyca - był to grudzień, jeszcze nie było poustawianych tyczek. Na wypłaszczeniu nie wiem jakim cudem utrzymaliśmy prawidłowy kierunek.
Razem z moim mężem (wtedy jeszcze nie mężem) zdaliśmy egzamin na uprawnienia przewodnika tatrzańskiego i postanowiliśmy to uczcić na Hali Gąsienicowej.
Zaprosiliśmy znajomych, a sami pojechali dzień wcześniej, w piątek po pracy wobec czego w Kuźnicach byliśmy około godz. 22 i zaczęliśmy podejście. Było to na początku listopada.
Zabraliśmy ze sobą sporo jedzenia, różnych napojów alkoholowych, również sprzęt biwakowy w tym puchowe śpiwory, karimaty, płachtę biwakową, maszynkę benzynową, w efekcie na te 2,5 dnia nasze plecaki ważyły sporo ponad 20 kg każdy.
Idąc przez Boczań w padającym dość gęsto śniegu osiągnęliśmy Przełęcz Między Kopami i dalej zonk. Przyszła mgła, widoczność była w granicach 3 metrów, na dole biało, u góry biało - nic nie widać. Można było wyczuć w którą stronę się idzie tylko po nachyleniu terenu, ale akurat na Karczmisku jest płasko. Nawet tyczek nie było widać (chyba były wtedy całorocznie). Pewną wskazówkę stanowiły nie przysypane jeszcze krzaki kosodrzewiny, ale nie pamiętałam ich dokładnego rozmieszczenia. Mąż wpadł na pomysł aby iść do góry i wtedy wleźlibyśmy na Małą Królową Kopę, ale ja postawiłam ostre veto, bo co z tego żebyśmy weszli jak potem nie byłoby wiadomo w którą stronę zejść.
Nic nam nie groziło, mieliśmy pełny sprzęt biwakowy ale wyobraziłam sobie miny naszych znajomych gdyby tak rano zobaczyli nas (świeżo upieczonych przewodników tatrzańskich) biwakujących w odległości około 20 minut marszu od schroniska.
Mimo to już myśleliśmy o biwaku.
Nagle dosłownie na moment mgła się rozwiała i zobaczyliśmy dwie najbliższe tyczki.
To wystarczyło aby trafić w przełączkę na Królowych Rówienkach, a jak zeszliśmy nieco niżej mgła się całkiem rozwiała i widać było schronisko.
Na miejscu byliśmy około 2 w nocy.