Strona 1 z 5

Tak zwyczajnie po ludzku - trzeba pomagać.

: 2016-09-22, 13:34
autor: Dobromił
Motto wg sprocketa 73

Panie i Panowie - bardzo proszę o wypowiedzi w temacie.

Początek rozmowy jest tutaj : orla-perc-intymna-przygoda-vt3028,15.htm

: 2016-09-22, 15:02
autor: ceper
Widząc miejscowych mam skrajne uczucia.
Pierwsze, by tu i teraz wyleczyć z alkoholizmu tudzież nikotyzmu. Leczenie bywa bolesne, zatem i w tym przypadku nie obyłoby się bez bólu, ale z szansą na szybki efekt. Zabawa w kaznodzieja nie przynosi zwykle żadnego efektu.

Drugie - trochę mi ich żal, że im główka szwankuje. Podobno to choroba, zatem wskazana byłaby terapia, nie wykluczając na początek tej w kaftanie, bo w początkowym etapie leczenia osobnik może być agresywny. Małymi kroczkami i z mniejszą szansą na wyleczenie.

W obu przypadkach staram się poznać ich przyczyny, chociaż w większości przypadków są one podobne: złe towarzystwo, "miejscowość" dziedziczna z dziada-pradziada, hazard, zawód miłosny, darmowy socjal...
Rzadko przyczyną bywa zdarzenie losowe, zatem w ponad 90% ludzie sami wybierają prozę życia.

Inaczej reaguję z niemiejscowymi, wówczas widząc zakłopotaną osobę, niekoniecznie w potrzebie, sam zagaduję i ewentualnie oferuję pomoc, zwłaszcza gdy to nic lub niewiele kosztuje, np. widząc oczekujących na autostop. Należy mieć na uwadze, że osoby skromne i z pewną dozą wychowania krępują się o cokolwiek poprosić. Pomaga się bez oczekiwania poklasku, ale często za drobnostki ktoś podziękuje, zaś za "poważną" pomoc niektórzy odburkną...

: 2016-09-22, 15:55
autor: laynn
No proszę, temat odnosił się osób spotkanych na szlaku, a tu nam kazanie zwariowany kaznodzieja zaczął prawić.
To mam teraz taką myśl, co byście zrobili gdybyście takiego kaznodzieję spotkali na szczycie. Chcecie mu pomóc a on zaczyna prawić głupoty? Pomóc czy zostawić?

: 2016-09-22, 16:50
autor: ceper
Na życiowym szlaku spotkałem wiele osób, które wymagały pomocy, więc będąc młody i naiwny co drugi dzień przez 2 lata prowadziłem 2-godzinny wolontariat - nikt z nich nie podziękował.

Innym razem mając na uwadze narastające opóźnienie pociągu PKP do Bogumina (czes. Bohumín, niem. Oderberg) przeczuwałem zbliżające się kłopoty dwóch kobiet. Okazało się, że nie zdążyły na pociąg pośpieszny do Czeskich Budziejowic, więc się nimi zaopiekowałem, zabrałem ze sobą do ekspresu w relacji do Pragi, na ostatniej wspólnej stacji obu pociągów miałem tylko minutę na dostarczenie ich z bagażami do pośpiesznego (2 perony różnicy) i minutę na powrót do swego ekspresu (swój bagaż w nim zostawiłem). I co? Te kobiety oddały za zwykłą przysługę wszystko, co miały najdroższego: jedna została moją żoną, druga miłą teściową. Dlatego warto pomagać ;)

: 2016-09-22, 17:05
autor: sprocket73
laynn pisze: co byście zrobili gdybyście takiego kaznodzieję spotkali

Ja spotkałem. Niedawno temu w Beskidzie Śląskim, nad Brenną na Starym Groniu.
Starszy pan, odezwał się do mnie, że chce mi coś pokazać. Wskazał na niebo i powiedział "opryski chemiczne". Żydzi i Masoni, którzy rządzą światem chcą wytruć ludzkość. Ponieważ rzadko trafia się na tak mądrą osobę na szlaku, to podpytałem go o różne interesujące mnie sprawy. Wyjaśnił mi na czym polega kryzys uchodźców, co się tak naprawdę wydarzyło w Smoleńsku. Zapytałem go nawet na kogo głosować... samo pytanie mocno go wzburzyło, bo jak to można tego nie wiedzieć. Oczywistym jest, ze należy głosować na tych, którzy wszystko naprawią - czyli na PiS. Zaniepokoiłem się, bo PiS już u władzy blisko rok, a ktoś ciągle robi te opryski chemiczne. Czemu Minister Obrony nie strzela? Wytłumaczył mi, że to nie takie proste, bo szajka Żydów i Masonów to potężna organizacja. Na koniec zapytałem go o przyszłość.... bo warto wiedzieć co będzie. Otóż przyszłość będzie nieciekawa. Żydzi i Masoni kończą prace nad stworzeniem ogólnoświatowej religii, która spowoduje ostateczną zagładę wszystkich ludzi. Na razie ten projekt jest super tajny i tylko nieliczni o nim wiedzą. Zdradził mi nazwę tej religii: "blue-coś tam", już niestety zapomniałem. Po powrocie do domu wklepałem to w google i wiecie co? Miał rację! Religia jest naprawdę super tajna, bo w googlach nic o tym nie było.
Cała rozmowa trwałą z pół godziny, Ukochana wszystkiemu się przysłuchiwała. Ciężko było się od gościa odczepić, więc w końcu powiedziałem, że my tu idziemy w las bezszlakowo i zrobiliśmy skrót do czerwonego omijający szczyt Grabowa.

I teraz pytanie - Ceper, nie byłeś przypadkiem w Ślaskim 20-08-2016 :?

: 2016-09-22, 19:16
autor: Malgo Klapković
ceper, super historia <3 aż przeczytałam na głos Swojemu :-)

: 2016-09-22, 20:33
autor: cezaryol
sprocket73 pisze: Ponieważ rzadko trafia się na tak mądrą osobę na szlaku, to podpytałem go o różne interesujące mnie sprawy.

Fajnie pociągnąć łacha z bezbronnego.

: 2016-09-22, 20:38
autor: ceper
Malgo, to była podróż za jeden uśmiech i trwa ona do dziś ;)

sprocket73, miewam rozdwojenie jaźni, bo właśnie przeczytałem, że miejscowych trochę bym leczył łagodną terapią, innym razem wziął bat, aby efekty były szybsze. Nie wykluczam zatem pobytu Śląskim 20-08-2016 (nie pamiętam), chociaż w tym dniu według obecnej czasoprzestrzeni byłem na rowerówce koło Lublina/nie wykluczam podróży w czasie/.
Z PiS-em przesadziłeś, ale nad totalizmem (14 tomów monografii) swego czasu spędziłem trochę czasu i go nie wykluczam, że jesteśmy marionetkami sterowanymi zdalnie z jednostronną komunikacją jak obiekty w programowaniu, zaś cały świat to skomplikowany, "trylionowowątkowy" system operacyjny - nikogo nie ma, jesteśmy w wirtualnej rzeczywistości, w którym zwariowany programista co jakiś czas dostarcza emocji zdarzeniami sprzecznymi z prawami fizyki (chociażby porywisty wiatr).

Z pewnością nie podziękowałeś. Ja chociaż za ponad 250h pracy w 2015/2016 roku spędzonych za free na rzecz miejscowych, gdy kilka dni temu odrzuciłem rozmowę od prezesia, otrzymałem krótki SMS.

: 2016-09-22, 21:58
autor: sokół
Może to będzie niemodne, ale co tam. Już wcześniej, po przeczytaniu relacji Witka miałem mieszane uczucia.
Wiesz, wydaje mi się, że ja bym się jednak podjął sprowadzania ich, a mając na uwadze fakt, że całą trasę zrobiłem i najwyżej będę mieć troszkę dodatkowego poślizgu z czasem, ale spokojne sumienie...
Nie, że teraz siedzę przed kompem i zgrywam superbohatera, ale co tym młodym miał pomóc zostający na szczycie fotograf albo para, która też miała schodzić niżej, ale w sumie nie wiadomo gdzie i jak nisko, bo chcieli spać w górach.
A młodzi nie byli przygotowani (sądząc po zdjęciu, z małymi plecaczkami, w krótkich rękawkach i nogawkach) na spanie wysoko.
Może więc warto było poświęcić nawet godzinę, żeby zejść z nimi do Świnickiej, później poświecić im drogę i spać spokojnie...

Nie wiem, ale skłaniałbym się raczej ku tej opcji. Schodziłem już kiedyś w egipskich ciemnościach z Tatr (też kiedyś miałem adidaski i taki zajebisty plecaczek) i umówmy się, że miło nie było.

A jak raz zdarzyło mi się potrzebować pomocy (to znaczy nie była niezbędna, ale przydała się) to bez wahania ją przyjąłem.
To było w zeszłym roku, po burzy na Rozsutku, jak pojechałem bez wspomagania w plecaku i Julka przemokła dwie godziny od auta.

: 2016-09-22, 22:26
autor: creamcheese
Nie chodzi o podziękowania ani o smsy...
...po prostu czasem robimy coś bo tak nam podpowiada logika i sumienie
A jeśli nie zrobimy, to sumienie często spać nie daje.

: 2016-09-22, 23:29
autor: sprocket73
sokół pisze:po przeczytaniu relacji Witka miałem mieszane uczucia

Możliwe, że dałem ciała, ale w tamtej konkretnej sytuacji poczułem się zwolniony od przejmowania za nich odpowiedzialności. To nie była kwestia "godzinki poślizgu". Godzinkę poślizgu to ja już miałem. Miałem też sporo w nogach. Roztrzęsioną Ukochaną w domu, która niepotrzebnie, ale zamartwiała się o mnie. Na rano do pracy następnego dnia. Gdyby nikogo w pobliżu już nie było, to raczej bym nie odszedł. Ale oprócz mnie były 3 osoby porządnie wyekwipowane. Stwierdzenie, że one nijak nie miały możliwości pomóc, jest co najmniej niesprawiedliwe. Wiadomo, że w takich sytuacjach nie powinno się patrzeć na innych, tylko po prostu pomagać. Ale tam nikt nie leżał ze złamaną nogą. Sytuacja nie była dramatyczna. Warunki były wyjątkowo dobre - zapowiadała się sucha, ciepła i jasna noc (księżyc w pełni).

Na dodatek widząc jak partner tej dziewczyny ofiarnie jej pomaga, pomyślałem, że aż nietaktem byłoby w to ingerować...

Obrazek

Ceper pewnie pierwszy pospieszyłby z ofertą ogrzania jej własnym ciałem w oczekiwaniu na TOPR ;)

: 2016-09-23, 00:08
autor: ceper
sprocket, niechcący to można dziewkę z czworaków zbrzuchacić...
Biorąc pod uwagę, że jestem zimnolubny (emituję więcej ciepła niż przeciętniak), nie wykluczam podjęcia niezbędnych kroków w celu ratowania życia tudzież zapobieżenia przeziębieniu, wcześniej jednak oferując bezinwazyjną pomoc, np. batoniki energetyczne, knopersy lub inne słodycze (trochę rozdałem podczas ostatniego pobytu w Tatrach, chyba obdarowani nie uważają mnie za wariata).
Według Twego opisu oni szczytowali ponad pół godziny - pozazdrościć ;)
Żona też do mnie wydzwania co 2 godziny, czy realizuję plan na bieżąco, więc się zbędnie nie zamartwia...

: 2016-09-23, 07:53
autor: Dobromił
Pięknie ... Temat ważny a tu ( czego zresztą można się było spodziewać ) ceper, Malgo Klapkovic, cezaryol dali wpisy nie na temat. No cóż - może czuli taką potrzebę wyzewnętrznienia się.

creamcheese - podsumowałeś to krótko i mądrze.

Tomaszu i Witku - skłaniam się ku tłumaczeniu Witka. Porozmawiał z nimi, widział w okolicy innych, można powiedzieć, że przekazał młodzież w odpowiednie ręce.

Ja brałem udział we wnoszeniu kontuzjowanej dziewczyny na Kasprowy - zdążyliśmy na ostatni wagonik, wylądowała w szpitalu i w sprowadzaniu spanikowanej turystki ze szczytu Kasprowego. W wersji wręcz lodowej. Zresztą w tym wydarzeniu ;) brał też udział inny forumowicz.

Bardzo proszę o kolejne wpisy na temat. Nudzących i komentujących nudzących poproszę o wpisywanie swych przemyśleń w innych miejscach.

: 2016-09-23, 08:48
autor: sprocket73
Jak ma być na temat, to też mogę ;)

Pierwsza akcja i od razu głęboka woda. Ja jeszcze nieletni, rok 1990, Bieszczady, zima stulecia. Nawalone śniegu i -30 stopni w nocy. Późnym wieczorem do leśniczówki w Brzegach Górnych dociera spanikowany facet i mówi, że na Caryńskiej znaleźli z kolegą nieprzytomną dziewczynę, on zszedł na dół, a kolega został z nią u góry. Gospodarz powiadamia GOPR-owców z Rawki, a jego syn organizuje ekipę która ma iść z pomocą. Tempo było takie, że cała ekipa wykruszyła się po kolei, zostałem tylko ja, pamiętam, że pot zamarzał mi na twarzy. Kiedy doszliśmy do dziewczyny, jej twarz wyglądała jak u trupa z horrorów - sina i spuchnięta. A koleś, który z nią został, sam już zaczynał potrzebować pomocy. Jak ja się wtedy bałem i jak bardzo bezradny się czułem. Na szczęście po chwili pojawiło się dwóch goprowców, niestety tak pijanych (ot życie), że nie byli w stanie złożyć drewnianego toboganu skręcanego na motylki. Potem we 4 na dziko prosto w dół schodziliśmy z tym toboganem, oglądając się na wyziębionego kolesia, czy za nami nadąża. A na dole po płaskim przedzieraliśmy się w kopnym śniegu do leśniczówki w Brzegach, gdzie czekała już karetka. Później pisali o tym w gazecie, dziewczyna przeżyła, ale straciła nogi. Następnego dnia do leśniczówki trafiło dwóch gości - kolegów tej dziewczyny. Jak się zorientowali, że się zgubiła, to całą noc jej szukali na Caryńskiej. Jeden miał odmrożone stopy - nie zapomnę widoku, jak leśniczy rozciął mu buta, a jego stopa wyglądała jakby była ulepiona z mięsa mielonego. Też zabrała ich karetka.

Inne sytuacje były już bardziej normalne. Raz natknęliśmy się na 2 goprowców, kobietę w toboganie ze skręconą kostką i jej męża. We 3 nie dawali rady za bardzo ze zniesieniem jej niżej, gdzie był goprowski quad z przyczepką na tobogan. Pomogłem.
Innym razem spotkałem po ciemku spanikowane małżeństwo, gdzie kobiecie po prostu brakło już sił, do tego nie mieli latarki. Chcieli wzywać GOPR, ale przekonałem, że nie trzeba - pomogłem.
Kolejna ciekawa sytuacja - listopad, Tatry, korzystne warunki zimowe, Czerwone Wierchy. Na Małołączniaku młoda parka. On podchodzi do mnie i pyta czy mam mapę, bo chcieliby już zejść, a niezbyt dobrze się tu orientują, dzień się kończy. Wskazałem drogę, pognali niebieskim w dół, zapomnieli skręcić do Kobylarzowego. Ledwie ich nawoływaniem zawróciłem, już zaczynali wisieć na skałach.

Oczywiście oprócz tego wielokrotnie ratowałem Ukochaną, z sytuacji w które sam ją wpakowałem ;)

Sam do tej pory nigdy nie korzystałem z pomocy. Raz uszkodziłem kostkę na Ornaku, jakoś dokuśtykałem o własnych siłach.

: 2016-09-23, 09:01
autor: Dobromił
sprocket73 pisze:z sytuacji w które sam ją wpakowałem


:D

sprocket73 pisze:Sam do tej pory nigdy nie korzystałem z pomocy.


Mnie raz TOPR zwoził.

Ta opowieść kończąca się amputacją ... Przerażające. I jeszcze fakt, że wtedy byłeś niepełnoletni. Podejrzewam, że bardzo to na Twoją psychikę zadziałało. Mam rację ?