Nie wiem czy ja sie kiedys zastanawialam czy lubie wycieczki. Chyba nigdy o tym tak nie myslalam. Nie dano mi wyboru. Wyjazdy byly zawsze, od kiedy sięgne pamiecia (albo jeszcze dalej) integralna czescia calego zycia. Jak jedzenie, oddychanie i chodzenie do kibla. Nigdy nie myslimy o tym czy to lubimy, ale jakbysmy zaprzestali to by cholernie brakowalo...
Moj pierwszy wyjazd odbyl sie jeszcze gleboko poza swiadomoscia. Pierwszy i poki co nadal moj najdalszy wyjazd...
Jakies 8 - 8.5 miesiaca przed urodzeniem wedrowalam sobie w brzuszku mamy jakimis dolinami w Tadzykistanie.. Byl rok 81.. Nie mam szans nic pamietac, ale byc moze milosc do wschodu jakos juz wtedy "wsiąkła"??
Piotrek pisze:Mnie i siostrę rodzice od małego ciągali po górach z tym, że to nie były typowo turystyczne wycieczki. Czasem sie zdarzyło wyjście na Lipowską czy Pilsko ale to rzadko. Zazwyczaj jechaliśmy n.p. do Rycerki, Przyborowa albo Koszarawy i sie szło gdzieś w górę, trochę po lesie za grzybkami, trochę po polankach, jakieś ognisko i.t.p. Często też pod namiot gdzieś na polankę. Rodzice nigdy się nie interesowali jakość turystyką taką typową. Tata mój teren znał, nigdy nie używał mapy i sobie łaziliśmy to tu to tam. Całkowity luz, bez parcia.
:
Wlasnie tak pamietam wiekszosc wycieczek po gorach z rodzicami. I tych w wieku niemal niemowlecym i tych calkiem wspolczesnych. Grzyby, jagody, maliny, polanki, ogniska, bacowki, szalasy i chatki, zbieranie i suszenie ziół, pikniki nad strumieniami i budowanie tam.. Jakies koncerty, spiewanki i poszukiwanie zrodel potokow..
Moi rodzice tez nigdy nie interesowali sie turystyka gorska w stylu: szlak, trasa, cel, stad dotad, zaliczyc, zdobyc.. Szlo sie dokad sie doszlo. Zwykle mniej niz wiecej. Czasem wyszlo sie na jakas gore typu Babia czy Pilsko ale to raczej rzadko. Wtedy tata niosł mnie na plecach bo odmawialam chodzenia pod gorke. W dol szłam ochoczo sama.
Pierwsze gorskie wspomnienie? Bardzo mgliste, niewyrazne i pofragmentowane... I raczej niezbyt fajne- wypierniczylam sie o korzenie gdzies nad Korbielowem (rejon chatki Gorowa?) i złamalam obojczyk. Mialam niewiele ponad rok..
Pewnie bede tutaj odosobniona w tym co napisze... Nie bylam, nie jestem i zapewne nie bede jakas fanatyczka gor.. Lubie je "tez" - tak samo jak rowniny, bagna, lasy, stepy, morza, jeziora, wioski i prowincjonalne miasteczka..
A tu fotki gdy juz rodzice zdecydowanie odmowili noszenia mnie po gorach i musialam łazic sama..
rok 88, gdzies w Beskidzie Slaskim
rok 89 w drodze na Pilsko z Korbielowa
wczesniej rodzice nie mieli aparatu a zdjecia byly tylko z wyjazdow gdzie jechal ich kolega uzbrojony w takowy sprzecior :wink: