Piotrze, pozwolę się z Tobą nie zgodzić do końca.
Potoczna opinie, że psy puszczone luzem niosą śmierć jest mocno przesadzona.
Pewnie nikt nie zwrócił uwagi, że na tym zdjęciu jest aż 5 psów.
Tobi, 3 psy z opisywanej przeze mnie grupy oraz jeden miejscowy (duży czarny z lewej). Minęliśmy się spokojnie, miejscowy pies wyszedł bez lęku sprawdzić co się dzieje, ale nie był agresywny, a pozostałe psy nie szukały z nim zaczepki. Jak widać kilka osób z grupy przekręciło głowę i popatrzyło co się dzieje, nie przerywając marszu i rozmów. Można powiedzieć, że to taka typowa sytuacja, kiedy pies turysta spotyka psa miejscowego. Z reguły nic się nie dzieje i wszystko przebiega spokojnie.
Wspominałem, że na Łopieniu było dużo psów. To właśnie sytuacja z okolic szczytowych. Ten wielki pies przed chwilą mijał się z "naszą" grupą z 3 psami. Widziałem to z daleka, widziałem, że wszystko zaszło zupełnie spokojnie, więc jak zbliżał się do nas to nie miałem już żadnych obaw. Jak widać psy się wzajemnie obserwują. Tobi zawsze zwraca baczną uwagę na duże psy i rozpoznaje ich zachowanie, aby uniknąć kłopotów. Duży też jest zainteresowany Tobim. Po chwili podeszli do siebie, obwąchali się i poszli każdy w swoją stronę. Warto też zwrócić uwagę na właścicieli dużego, wygląda jakby olewali sytuację, rozmawiają sobie, nie odwołują bestii. Zakładam, że mają zaufanie do swojego psa, nie obawiają się, że może się źle zachować, a widząc różnicę rozmiarów mają też pewność, że Tobi nie stanowi żadnego zagrożenia nawet jakby okazał się agresywny.
A to inna fotka z poniedziałkowej wycieczki. Słopnice i spotkanie Tobiego z miejscowymi psami. Również zupełnie spokojne. Kolejna typowa sytuacja. Oczywiście można byłoby sobie zadać pytanie, a co jakby ten duży podhalańczyk był agresywny. Tobi nie podjąłby wyzwania zmierzenia się z nim. Obszedłby go szerokim łukiem. Jakby tamten naciskał, schowałby się za człowiekiem. Jakby tamten naciskał dalej, to ja bym mu musiał coś powiedzieć... Co dalej? Nie wiem, dalej sytuacja nigdy nie zaszła. Jeszcze żaden pies nie podjął ze mną walki.
W poniedziałek miała miejsce jeszcze inna ciekawa sytuacja. Przy jednym domu trwał grill, brama była otwarta. W pewnym momencie wybiegł przez nią mały ujadający piesek. Taki na oko 3 kg, a Tobi waży 16 kg. Ten mały ewidentnie był nakręcony, od strony grilla od razu rzuciła się za nim jakaś kobieta nawołując, ale on oczywiście nie reagował. Tobi stanął, my żeśmy się nie mieszali wychodząc z założenia, że mały nie stanowi zagrożenia. Mały przerwał szarżę 20 cm od tyłka Tobiego. Zamurowało go trochę, jakby sytuacja go przerosła. Tobi poszedł dalej, wtedy mały przypuścił drugą szarżę i zatrzymał się 10 cm od tyłka Tobiego. Podobało mi się, że Tobi olał go całkowicie, nawet nie próbował go odstraszać, po prostu stawał i patrzył co mały zrobi dalej. Skończyło się na tym, że kobieta dogoniła małego i wzięła go na ręce.
Podsumowując całość wycieczki spotkaliśmy na niej z 10 psów turystycznych luzem. Wszystkie te spotkania były wzorowe. I to jest w zasadzie regułą, że pies turysta luzem to gwarancja na całkowicie pokojowe minięcie się na szlaku. Psów na smyczy było na oko licząc ze 20. Przeważnie połowa z nich ciągnie w kierunku Tobiego i właściciel musi się trochę szarpać, przywoływać. My w takich sytuacjach się nie mieszamy, Tobi robi co chce, czyli te szarpiące omija szerokim łukiem, a do grzecznych piesków czasem podchodzi się przywitać. Miejscowych luzem wychodzących poza podwórko też było tak na oko z 10. Agresywny był jeden mały i jeszcze jedna duża czarna suka, która chciała Tobiego capnąć w tyłek. Z nią Tobi poradził sobie sam wycofując się z odstraszającym szczekiem, ona też się wycofała na swoje podwórko. Prawdopodobnie uważała, że ta część drogi to jeszcze jej teren. Takie sytuacje są standardowe, byłem w nich setki razy.
Zawsze można wyobrażać sobie, że sprawy pójdą dalej i stanie się coś złego. Byliśmy w Rumunii. Wielu ludzi opisuje ten kraj jako pełen agresywnych pasterskich psów pilnujących stad bez opieki ludzi, którzy mógłby je powstrzymać przed atakiem. Jest w tym trochę racji, spotykaliśmy takie sytuacje. Ale to też nie tak, że rzucają się i rozszarpują na strzępy. Nawet w najbardziej zaognionej sytuacji wciąż robiłem jeszcze zdjęcia. Jak widać Tobi nawet nie próbuje stawiać się miejscowym, którzy pięknie współpracując najpierw nas okrążyli, a potem przywódca watahy podchodził coraz bliżej Ukochanej i nie miał pokojowych zamiarów. Chwilę później był właśnie moment, kiedy bezpośrednio zwróciłem się do niego słownie, że jak ma problem, to ze mną. Ze mną nie chciał. Pozwolili nam się oddalić.
A tutaj sytuacja z Albanii. Wracając z najcięższej wycieczki (tylko ja i Tobi), będąc potwornie zmęczeni po 14 godzinach łażenia w bałkańskich lipcowych upałach, na drodze, którą szliśmy stanęły 2 duże psy. Już z daleka widziałem po ich zachowaniu, że o ile jeden nie stanowi problemu, to drugi będzie coś chciał udowodnić. To jak szczekał, jak ustawiał się bokiem starając się wyglądać na jeszcze większego niż w rzeczywistości, dawało do zrozumienia, że nie pozwoli nam przejść przez jego terytorium. Problem polegał na tym, że nie dało się ich za bardzo obejść, trzeba było zmusić je aby usunęły się z drogi. Tu był taki moment, kiedy byłem najbliżej w życiu skonfrontowania się z psem. Ten drugi okrążył nas od tyłu. Tobi nawet nie wiem co robił, nie zwracałem na niego uwagi, zakładam, że był tuż za mną. Miałem spory kamień w ręce jakby jednak przyszło walczyć. Alfa stał parę metrów przede mną i nie ustępował. W końcu jak na mnie ruszył, to i ja ruszyłem na niego robiąc dwa energiczne kroki w przód i dodając sobie odwagi gromkim "no chodź kurwa!". Wtedy odpuścił. Kamień nie zostały użyty. Mogliśmy przejść.
Po co to wszystko opisuję? Żeby pokazać, jak duży jest wachlarz agresywnych zachowań psów. Od szczekania zza płotu, do ugryzienia jest wiele stanów przejściowych, gdzie w każdym momencie można konflikt zakończyć bez uszczerbku dla zdrowia. Oczywiście jak widać mówię tylko o psach
luzem. Trzymanie psów na uwięzi, na łańcuchu, na zamkniętym terenie sprawia, że te psy robią się szczególnie agresywne i nie wykształcają w sobie mechanizmów unikania konfliktów. Pies który zerwał się z łańcucha faktycznie może wybiec na ulicę i rzucić się na pierwszą napotkaną osobę, czy innego psa. Pies spuszczony ze smyczy podobnie. Dlatego ja nigdy nie spuszczam psa ze smyczy
Kończąc te wywody.
Oczywiście opisana przez Ciebie sytuacja, że puszczone luzem psy zaczną ze sobą walczyć na śmierć może się hipotetycznie wydarzyć. Jednak mnie się nie zdarzyła nigdy, a chodzę z psami na wycieczki przez całe życie. Tobi nawet nigdy nie walczył (nie gryzł się) z innym psem. Równie dobrze można obawiać się, że przechodząc obok innego człowieka, ten da mi w mordę, bo coś mu się nie spodoba. Tak przecież może się zdarzyć. Jednak kiedy mijasz się z kimś na szlaku nie zakładasz, że ten ktoś rzuci się na Ciebie. Dokładnie tak samo jest z psami luzem, spotykając się na szlaku, po prostu się mijają.