Na początku października postanowiłem w końcu wyskoczyć z tatą w góry - jakoś przez wszystkie poprzednie miesiące tego roku nie umieliśmy się razem zebrać.
Tradycyjnie padło na Republikę Czeską - często przez nas odwiedzany Beskid Śląsko-Morawski. Prognozy wskazywały na niezłą pogodę, co w październiku wcale nie było normą.
Samochodem docieramy do osady Visalaje, administracyjnie części Krásnej. Na płatnym parkingu znajdującym się w końcu doliny sporo samochodów, jakieś autokary - słowem, pusto nie ma. Dominują wycieczki rodzinne, grupowe, z dziećmi, rodzice targają ze sobą różne zabawki i pojazdy.
Tłum jednak urywa się już po kilkuset metrach, gdzie na skrzyżowaniu Ježánky wszyscy cisną szlakiem w górę. A my, dla odmiany, w dół
Wkrótce od następnego rozcestníka też będziemy się spokojnie wspinać. Na polance mijamy samotne gospodarstwo, gdzie mieszka facet jako żywo przypominającego Ducha Gór ze swoimi długimi siwymi włosami i zarostem.
Dzięki wycince odsłoniły się pierwsze widoki w kierunku północno-zachodnim: na lewo Travný, na prawo wyrównana rzeźba ze szczytami Ropica i Slavíč. Między nimi dolina Moravki.
Niezależnie jak wolno byśmy szli to odległość jest na tyle mała, że po niecałej godzinie osiągamy Bílý Kříž (słow. Biely Kríž, niem. Weisses Kreuz). To dawna górska, a dziś turystyczna osada położona na granicy czesko-słowackiej. Na jej straży stoją dwie góry - czeski Sulov (943 metry) oraz położony naprzeciwko słowacki Súľov (903). Zabudowania ciągną się po obu stronach linii granicznej.
Bílý Kříž był wykorzystywany turystycznie już od końca XIX wieku. W 1897 Beskidenverein wydzierżawiło od czeskiego właściciela gospodę i otwarło schronisko "Beskidenheim". W 1907 roku inna sekcja tego stowarzyszenia otwarło willę letnią "Josefinenheim". Te dwa budynki nie przetrwały próby czasu w 20 stuleciu.
W okresie międzywojennym ruch turystyczny nie zmalał, a rosły potrzeby. Niemcy kupili nowe grunty i w 1924 uruchomili dwupiętrowy hotel "Weisse Kreuz". Drewniany obiekt padł ofiarą pożaru dwanaście lat później. Był solidnie ubezpieczony, więc już w następnym roku świętowano otwarcie luksusowego "Berghotelu", który dotrwał do dnia dzisiejszego.
Spod dawnego hotelu słabe widoki na zachód, gdzie będziemy później szli. W przeszłości było w tym miejscu znacznie bardziej widokowo.
Poniżej "Bergotelu" stoi "Chata Sulov", jedno z pierwszych czeskich schronisk w tej części Beskidów. Daty budowy nie znam, ale prawdopodobnie były to lata 20..
Dzieciaki pod wiekowymi ścianami bawią się pierwszymi kupkami śniegu.
Ofertę turystyczną uzupełnił "hotel Baron", wybudowany w 1932 przez... kelnera "Berghotelu" Adolfa Barona. Zarobki nie były jednak tak wysokie, aby mógł sobie na to pozwolić z własnej kieszeni, więc wykorzystał spory majątek żony . "Baron" zwie się obecnie "Kysuca" i stoi kilkaset metrów od drzwi schroniska, ale już na Słowacji.
W schronisku tłoczno, co nie dziwi, skoro cały parking z dołu przyszedł tu na obiad. Znajdujemy jednak wolny stolik i to przy widokowym oknie. Ja tradycyjnie zamawiam piwo, tata tradycyjnie coś mocniejszego
Niektórzy goście przy barze są trochę nieociosani!
Widok na "Sulov" i "Berghotel" w tle.
A tak to miejsce wyglądało przed wojną.
Za schroniskiem znajduje się kilka domów letniskowych. Dojechać można do nich i do "Sulova" wąską, boczną drogą od strony zbiornika Šance, aczkolwiek nie wiem, czy jest ona ogólnie dostępna. Zaraz przy drodze stoją słupki graniczne - niewielki stary wyciąg biegnie właściwie po niej.
Spojrzenie na główne budynki turystyczne ze słowackiej strony.
Gdy budowano hotel "Baron" granica wewnątrzczechosłowacka nie miała większego znaczenia, podobnie jak w okresie socjalizmu. Nie wiem jak radzono sobie w czasie wojny, gdy jeden budynek leżał w Protektoracie, a drugi w Słowacji księdza Tiso. No i co się tu działo od 1993 do 2007 roku? Jedyna droga dla transportu i ludzi to wspomniana czeska szosa od zbiornika. Czy dowożono nią towary do "Kysucy"? Jak docierali tu turyści? Tylko piechotą? Wątpliwe. Po słowackiej stronie jest także niewielkie osiedle domów. Były specjalne pozwolenia? A może funkcjonowało w tym miejscu jakieś przejście graniczne?
Jak dla mnie tak zamknięta granica po pokojowym podziale zaprzyjaźnionych narodów była głupotą. Nie był to zresztą jedyny przypadek w Europie po 1989...
Jeszcze odnośnie granic - kąsek na południe w okolicach źródła potoku Černá Ostravice znajduje się trójstyk - Moraw, Śląska i Słowacji. Jakoś go jednak przeoczyliśmy
Podeszliśmy kawałek do góry słowacką stroną; między drzewami widać niepozorną kapliczkę.
Tata zabrał się za poszukiwanie grzybów w soczyście zielonej trawie...
...ale znaleźliśmy tylko grób porucznika bezpieki, który zginął w 1947 roku z rąk "banderowców". Daleko się zapuścili, niechybnie próbowali zwiewać na zachód.
Do szlaku wracamy przez "Berghotel". Podobnie jak "Baron" został ukradziony przez państwo w 1945 roku. Przekazano go związkom zawodowym, ale okres kiedy odpoczywał tu lud pracujący już dawno się skończył. Ostatnio przeszedł kompleksowy remont i pełni funkcję apartamentowca.
Osada Bílý Kříž nazywała się kiedyś Karlovice. Tereny te były doskonałe dla przemytników kursujących miedzy Węgrami a krajami Korony Czeskiej. Według legendy zabili oni tutaj jednego z jegrów strzegącego górskich traktów, a w miejscu śmierci stanął biały krzyż. Było to koło 1830 roku, ten stary dawno się rozsypał, przy ścieżce stoi współczesna kopia.
Żółty szlak prowadzi na zachód. Po odcinku w lesie dochodzimy do rozległej polany, gdzie imprezuje spora grupa dorosłych i dzieci. Chyba też widzieliśmy ich na parkingu. Są jakieś zabawy, gonitwy. A jeszcze kilkadziesiąt lat temu stało tu kilka domów, tworząc przysiółek Muroňka. Mieszkańcy pracowali w lesie, ale warunki bytowania były tak ciężkie (m. in. nie było tu studni, wodę trzeba było nosić z daleka), że w 1946 odeszli w poszukiwaniu lepszego życia.
Po wyjściu z lasu zaczyna się najładniejsza część szlaku - polany z rzadką zabudową. To jednak Czechy, cywilizacja, rychło więc szutrówka zmienia się w asfalt, a przy niektórych domach stoją całkiem wypasione wozy łącznie z białymi BMW.
Mimo całkiem niezłej pogody widoczność nie powala - Mała Fatra to jedynie słabe zarysy.
Jeden z wielu sympatycznych domków przy drodze.
Słowacja na talerzu.
O ile Bílý Kříž był przez długi czas mekką turystyczną Niemców, o tyle Gruň, osada rozłożona na grzbiecie Gruň, była królestwem Czechów. Stara chałupa kupiona przez małżeństwo Pichov została w pierwszych latach XX wieku przekształcona w schronisko "Švarná Hanka". Nazwa pochodziła od gospodyni, którą nazywano także "mamuśką czeskiej turystyki" .
Schronisko istnieje do dziś, ale działa raczej jako bufet z noclegami, w dodatku tego dnia było zamknięte z powodu jakiejś imprezy.
Na stokach pasą się krowy. Zbliżamy się do chyży...
Wybudowano ją zapewne jeszcze w XIX wieku, w 1911 została kupiona przez spółdzielnię góralską aby służyć jako mieszkanie i gospodarstwo bacy.
Za komuny włączono ją do PGR-u. Teraz wyglądała na opuszczoną, choć z boku sterczała satelita i ponoć jeszcze całkiem niedawno służyła turystom.
Turyści przemierzali ten szlak już sto lat temu, o czym świadczą stare pocztówki. Kroczymy i my, nawet asfalt i mijające grupy nie przeszkadzają.
Za bacówką postawiono pomnik owcy wołoskiej. Zwierzęta te znakomicie radziły sobie w trudnych warunkach górskich, miały bardzo małe wymagania. Jak to jednak bywało, człowiek zaczął kombinować i krzyżować z innymi odmianami, które dawały miększą wełnę i w większych ilościach. Doszło do tego, że w 1980 roku gatunek była na skraju wyginięcia. W ostatnim momencie udało się ocalić kilka stad, żyjących m.in. w tutejszym PGR-ze i dziś owca wołoska może z optymizmem patrzeć na przyszłość swego rodu.
Gdy spojrzymy w tył to świetnie widać białą sylwetkę "Berghotelu" na Bílým Křížu, wcześniej też odsłonięte były inne budynki.
Z kolei w drugą stronę dostojnie wychyla się Gigula (Lysa Hora). Szczyt jest lekko przyprószony.
Obok asfaltu ktoś wyznaczył "chodnik bosych stóp". Nie wiem czemu akurat tutaj, bo z umieszczonej obok tablicy wyczytałem jedynie, że miejsce to nazywano kiedyś "Hranice" i celnicy kontrolowali towary noszone do Węgier. No i że miejscowe dzieciaki łaziły boso do szkoły, a że chodzenie bez butów jest zdrowe, to skorzystałem
Schodzimy do niedużej przełęczy Kozlena. W dole widać spore zabudowania gospodarcze, kiedyś na pewno część JZD (PGR-u w czeskiej części Czechosłowacji). Jest też kilka budynków noclegowych, mają one długie tradycje, bo tak jak wyżej działała Švarná Hanka, tak tutaj przed wiekiem Czesi mieli hotel górski Charbulák.
Latawce, dmuchawce, wiatr...
Lysa Hora i znów Travný. Oraz piękna linia z prądem.
Między drzewami przycupnęłał drewniana kaplica Maryi Panny z 1890 roku.
Tu kończy się nasze wędrowanie grzbietem. Odbijamy na północ, cały czas mając przed sobą Gigulę.
Następnie wchodzimy do lasu i przez pewien czas idziemy wzdłuż potoku Říčky. Przy okazji wypada mi z kieszeni mapa, ale odnajdują ją Czesi idący za nami.
Na skrzyżowaniu Těšiňoky mogliśmy już pójść prosto w kierunku auta, ale postanawiamy jeszcze wdrapać się do przysiółka Vyšní Mohelnice, rozłożonego znów na polanie. Tamtędy biegnie jedna z popularnych tras w kierunku Lysej Hory.
Niektóre mijane domki są naprawdę urocze.
Na parkingu już znacznie luźniej... Chcieliśmy coś zjeść w niedalekim hotelu z 1932 roku, lecz tam już nie szło szpilki wcisnąć, więc tradycyjnie uderzyliśmy do Czeskiego Cieszyna.
Po drodze mieliśmy ciągle widoki na najwyższy szczyt Śląska Cieszyńskiego. A złota jesień dopiero się zaczynała...
------
https://flic.kr/s/aHskNX3fiG
Bílý Kříž - między dwoma Sulovami
Bílý Kříž - między dwoma Sulovami
Ostatnio zmieniony 2017-06-19, 12:36 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Piotrek pisze:Urokliwe są szczególnie te domki, niewielkie i ładnie pasujące do otoczenia.
To może się sprężysz, Wapniaku, i dorzucisz jeszcze jedną wycieczkę dla KG ?
P.s. Ta Gigula prezentuje się wręcz gigantycznie
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
rodzice targają ze sobą różne zabawki i pojazdy.
kurcze, a tyle super zabawek lezy w lesie...
Na polance mijamy samotne gospodarstwo, gdzie mieszka facet jako żywo przypominającego Ducha Gór ze swoimi długimi siwymi włosami i zarostem.
wogole cale gospodarstwo sympatycznie wyglada- jeszcze łada przed nim stoi! szkoda ze to nie schronisko albo choc agroturystyka! do takiej bym sie wybrala!
A tak to miejsce wyglądało przed wojną.
ale jaja! prawie sie nie zmienilo!
Jak dla mnie tak zamknięta granica po pokojowym podziale zaprzyjaźnionych narodów była głupotą
zamknieta? nie bylo tam zadnych przejsc granicznych?
Tata zabrał się za poszukiwanie grzybów w soczyście zielonej trawie...
czyzby tata usunal zdjecie?
ale okres kiedy odpoczywał tu lud pracujący już dawno się skończył. Ostatnio przeszedł kompleksowy remont i pełni funkcję apartamentowca.
znaczy znow ktos go ukradl?
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:kurcze, a tyle super zabawek lezy w lesie...
dzieci już były w wieku trochę starszym od Kabaka, więc zwykły kijek raczej by ich nie usatysfakcjonował
buba pisze:zamknieta? nie bylo tam zadnych przejsc granicznych?
zamknięta w sensie braku możliwości przekraczania w dowolnym miejscu. O ile dla nas to było normalne, że trzeba przejść przez przejście, to przecież ci ludzie przez kilkadziesiąt lat nie mieli żadnej granicy i nagle się okazało, że musisz nakładać jakiś tam szmat drogi aby odwiedzić kumpla, posiadać dokument, nie przewozić pewnych rzeczy... Bardzo to sztuczne!
buba pisze:czyzby tata usunal zdjecie?
nie, grzybów akurat nie było Poza trujokami
znaczy znow ktos go ukradl?
sądzę, ze sprywatyzowany. Czyli jak w wielu przypadkach prywatyzacji można by tu uznać za formę kradzieży Ale widziałem zdjęcia sprzed kilkunastu lat - sypało się to i nie było używane...
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Pudelek pisze:dzieci już były w wieku trochę starszym od Kabaka, więc zwykły kijek raczej by ich nie usatysfakcjonował
Ja tam sie bawilam ochoczo szyszkami, kamykami, listkami, gałeziami jak mialam lat 6-7. Ale moze to ja bylam dziwna Kabak poki co tez sie chetnie tym bawi- ale moze jej sie szybciej znudzi?
Pudelek pisze:zamknięta w sensie braku możliwości przekraczania w dowolnym miejscu.
Rozumiem teraz.. Bo "granica zamknieta" to mi sie kojarzylo z taka np. ormiansko-azerska zamknieta na glucho...
Pudelek pisze:Czyli jak w wielu przypadkach prywatyzacji można by tu uznać za formę kradzieży Ale widziałem zdjęcia sprzed kilkunastu lat - sypało się to i nie było używane...
Znaczy cel uswieca srodki Ale rozumiem o co chodzi- jak stal i nikt nie uzywal to nic dziwnego ze ktos sobie wzial. Tez sobie biore nieraz fanty z opuszczonych miejsc i nie poczytuje tego za kradziez
Ostatnio zmieniony 2016-12-22, 10:05 przez buba, łącznie zmieniany 3 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 236 gości