21-22.07.2015 "Chodzące nieszczęście" w lotnym naw
: 2015-07-22, 21:48
Kolejny plan wycieczkowy to znów Gorce. I Beskid Sądecki. I Pieniny. Nie wszystko jednak udało się zrealizować...
Po kolei! Wstałam oczywiście o świcie, aby na 8.00 dotrzeć do Nowego Sącza. Tutaj przesiadłam się do autobusu, którym miałam dojechać do Tylmanowej. Już na dobry początek dostałam od kierowcy łokciem po łepetynie. Ale w zamian za to pozwolił mi nie chować plecaka do bagażnika, tylko zostawić go na siedzeniu obok mnie! Coś za coś! Wystarczyło tylko oberwać
Założyłam swoje super-mega-japonko-sandały-z-niesamowicie-dobrą-wentylacją-goretex-się-nie-umywa, treki zawiesiłam na plecaku i ruszyłam w drogę.
W Tylmanowej przy rzece mój telefon postanowił popełnić samobójstwo. Chciałam zrobić zdjęcie Dunajca z mostu na dobry początek, a że telefon tymczasowo miałam w torbie na aparat, moja komórka rzuciła się z mostu, spadając kilka metrów w dół. Na szczęście nie wpadła do rzeki, tylko tuż obok, więc od razu po zrobieniu zdjęcia, popędziłam jej z odsieczą! Okazało się nawet, że ma się dobrze!
Tą sytuacją otwarłam lotny nawias i ruszyłam dalej ku zielonemu szlakowi. Po drodze mijałam kilka stacji drogi krzyżowej i kapliczki.
...a także miejsce na posiadówkę.
Zaraz za tym miejscem na chwilę się zgubiłam, ponieważ nie zauważyłam, że szlak odbija z drogi, więc podążałam nią dalej. Po jakimś czasie zorientowałam się, że na pewno źle idę, więc wróciłam się i skierowałam na szlak
Tutaj też była pierwsza polana widokowa, co niekoniecznie należało do zalet, gdyż temperatura już dawała się we znaki.
Stąd znów na dłuższy czas weszłam w las i poza krótkimi chwilami, raczej nie miałam innych widoków niż drzewa. Były też straszne, krwiożercze gzy! Okropne. Pierwszy raz od bardzo dawna celowo zabijałam zwierzaki, ale jestem przez nie tak zmasakrowana, jak dawno nie byłam. W ostatni czwartek czegoś takiego nie było :O.
Zaczęły się też pojawiać ciemniejsze chmury, które co jakiś czas zasłaniały słońce.
Niedługo przed Lubaniem pogubiłam się po raz drugi, nie słuchając głosu rozsądku.
Na samym paśmie Lubania słońca niestety nie uświadczyłam, gdyż nie miało zamiaru się pojawić.
Pojawił się jednak zamglony widok na Tatry na polanie Wiech Lubania.
Podeszłam jeszcze pod krzyż, znajdujący się na szczycie.
...i poprosiłam o zdjęcie jakiegoś młodzieńca, który uciął krzyż ;>
W bazie namiotowej zebrało się mnóstwo młodzieży, która przyszła już na nocleg, mimo że była dopiero 13.00. Ja zgrabnie ominęłam bazę, by iść dalej w stronę Krościenka.
Tutaj szlak również początkowo prowadzi przez las, ale później co jakiś czas odsłaniają się widoki.
Zatrzymywałam się więc w każdym dogodnym miejscu, aby się napatrzeć.
...po czym ruszałam dalej w las!
Na jednej z polan dorwałam kolejnego chłopca, żeby zrobił mi zdjęcie. Najpierw przez 10 minut tłumaczyłam mu, który przycisk ma nacisnąć, ale w końcu się udało!
Mijałam kolejne punkty widokowe, co jakiś czas prażąc się w letnim słońcu.
Ja spacerowałam, a inni pracowali!
Powoli dochodziłam do Krościenka, więc Tatry chowały się za innymi, mniejszymi górami.
Stąd pozostało jeszcze przejść przez most i zmierzyć się ze szlakiem na Dzwonkówkę.
I znów wyszło słońce, więc czekałam na kawałek lasu!
Słońce zaczęło się chować mniej więcej wtedy, kiedy ja już wchodziłam w las.
Ten widok bardzo mnie ucieszył!
Zastanawiałam się jednak, czemu po przejściu fragmentu szlaku czas się wydłuża zamiast skracać Chyba po prostu doliczona jest posiadówka pod Bereśnikiem
Szlak ku bacówce jest raczej mało widokowy, ale co jakiś czas jakieś góry w oddali można uświadczyć.
Dotarłszy do schroniska zostałam jeszcze na chwilę na zewnątrz, żeby podziwiać krajobrazy (szczególnie tatrzańskie )
...ale nie tylko!
Po czym poszłam do schroniska, żeby zamówić coś do jedzenia (na słono, na słodko) i do picia
Posiłek postanowiłam zjeść na zewnątrz, gdyż było zbyt pięknie, żeby wchodzić do środka (mimo że nie jest to idealne miejsce na oglądanie zachodu słońca).
Przed zmrokiem udałam się do schroniska, żeby "podładować baterie" na następny dzień
Wprawdzie wybór był między lodami a Pieninami, ale jeszcze nadzieja się tliła. O 4.40 wstałam na chwilę, żeby popatrzeć przez okienko, czy warto iść na wschód słońca, ale poszłam z powrotem do łóżka. Wstałam o 8.00, przygotowałam się ładnie do wyjścia i tutaj... pojawił się lotny nawias zamykający tę wycieczkę W wyniku roztargnienia i zapatrzenia się na młodzieńców za oknem ( ) spadłam ze schodów, obijając sobie konkretnie lewą nogę. Posmarowałam się maściami, założyłam bandaż elastyczny i z nadzieją ruszyłam w drogę... która okazała się na ten moment ciężka do przejścia. Nie pozostało nic innego, jak zejść do Szczawnicy
Skończyło się tylko mocnym stłuczeniem kości piszczelowej, na szczęście Ale... Nie ma wycieczki bez przygody, prawda?
Pozostałe zdjęcia:
Lubań, Bereśnik i "Wielkie nic"
Po kolei! Wstałam oczywiście o świcie, aby na 8.00 dotrzeć do Nowego Sącza. Tutaj przesiadłam się do autobusu, którym miałam dojechać do Tylmanowej. Już na dobry początek dostałam od kierowcy łokciem po łepetynie. Ale w zamian za to pozwolił mi nie chować plecaka do bagażnika, tylko zostawić go na siedzeniu obok mnie! Coś za coś! Wystarczyło tylko oberwać
Założyłam swoje super-mega-japonko-sandały-z-niesamowicie-dobrą-wentylacją-goretex-się-nie-umywa, treki zawiesiłam na plecaku i ruszyłam w drogę.
W Tylmanowej przy rzece mój telefon postanowił popełnić samobójstwo. Chciałam zrobić zdjęcie Dunajca z mostu na dobry początek, a że telefon tymczasowo miałam w torbie na aparat, moja komórka rzuciła się z mostu, spadając kilka metrów w dół. Na szczęście nie wpadła do rzeki, tylko tuż obok, więc od razu po zrobieniu zdjęcia, popędziłam jej z odsieczą! Okazało się nawet, że ma się dobrze!
Tą sytuacją otwarłam lotny nawias i ruszyłam dalej ku zielonemu szlakowi. Po drodze mijałam kilka stacji drogi krzyżowej i kapliczki.
...a także miejsce na posiadówkę.
Zaraz za tym miejscem na chwilę się zgubiłam, ponieważ nie zauważyłam, że szlak odbija z drogi, więc podążałam nią dalej. Po jakimś czasie zorientowałam się, że na pewno źle idę, więc wróciłam się i skierowałam na szlak
Tutaj też była pierwsza polana widokowa, co niekoniecznie należało do zalet, gdyż temperatura już dawała się we znaki.
Stąd znów na dłuższy czas weszłam w las i poza krótkimi chwilami, raczej nie miałam innych widoków niż drzewa. Były też straszne, krwiożercze gzy! Okropne. Pierwszy raz od bardzo dawna celowo zabijałam zwierzaki, ale jestem przez nie tak zmasakrowana, jak dawno nie byłam. W ostatni czwartek czegoś takiego nie było :O.
Zaczęły się też pojawiać ciemniejsze chmury, które co jakiś czas zasłaniały słońce.
Niedługo przed Lubaniem pogubiłam się po raz drugi, nie słuchając głosu rozsądku.
Na samym paśmie Lubania słońca niestety nie uświadczyłam, gdyż nie miało zamiaru się pojawić.
Pojawił się jednak zamglony widok na Tatry na polanie Wiech Lubania.
Podeszłam jeszcze pod krzyż, znajdujący się na szczycie.
...i poprosiłam o zdjęcie jakiegoś młodzieńca, który uciął krzyż ;>
W bazie namiotowej zebrało się mnóstwo młodzieży, która przyszła już na nocleg, mimo że była dopiero 13.00. Ja zgrabnie ominęłam bazę, by iść dalej w stronę Krościenka.
Tutaj szlak również początkowo prowadzi przez las, ale później co jakiś czas odsłaniają się widoki.
Zatrzymywałam się więc w każdym dogodnym miejscu, aby się napatrzeć.
...po czym ruszałam dalej w las!
Na jednej z polan dorwałam kolejnego chłopca, żeby zrobił mi zdjęcie. Najpierw przez 10 minut tłumaczyłam mu, który przycisk ma nacisnąć, ale w końcu się udało!
Mijałam kolejne punkty widokowe, co jakiś czas prażąc się w letnim słońcu.
Ja spacerowałam, a inni pracowali!
Powoli dochodziłam do Krościenka, więc Tatry chowały się za innymi, mniejszymi górami.
Stąd pozostało jeszcze przejść przez most i zmierzyć się ze szlakiem na Dzwonkówkę.
I znów wyszło słońce, więc czekałam na kawałek lasu!
Słońce zaczęło się chować mniej więcej wtedy, kiedy ja już wchodziłam w las.
Ten widok bardzo mnie ucieszył!
Zastanawiałam się jednak, czemu po przejściu fragmentu szlaku czas się wydłuża zamiast skracać Chyba po prostu doliczona jest posiadówka pod Bereśnikiem
Szlak ku bacówce jest raczej mało widokowy, ale co jakiś czas jakieś góry w oddali można uświadczyć.
Dotarłszy do schroniska zostałam jeszcze na chwilę na zewnątrz, żeby podziwiać krajobrazy (szczególnie tatrzańskie )
...ale nie tylko!
Po czym poszłam do schroniska, żeby zamówić coś do jedzenia (na słono, na słodko) i do picia
Posiłek postanowiłam zjeść na zewnątrz, gdyż było zbyt pięknie, żeby wchodzić do środka (mimo że nie jest to idealne miejsce na oglądanie zachodu słońca).
Przed zmrokiem udałam się do schroniska, żeby "podładować baterie" na następny dzień
Wprawdzie wybór był między lodami a Pieninami, ale jeszcze nadzieja się tliła. O 4.40 wstałam na chwilę, żeby popatrzeć przez okienko, czy warto iść na wschód słońca, ale poszłam z powrotem do łóżka. Wstałam o 8.00, przygotowałam się ładnie do wyjścia i tutaj... pojawił się lotny nawias zamykający tę wycieczkę W wyniku roztargnienia i zapatrzenia się na młodzieńców za oknem ( ) spadłam ze schodów, obijając sobie konkretnie lewą nogę. Posmarowałam się maściami, założyłam bandaż elastyczny i z nadzieją ruszyłam w drogę... która okazała się na ten moment ciężka do przejścia. Nie pozostało nic innego, jak zejść do Szczawnicy
Skończyło się tylko mocnym stłuczeniem kości piszczelowej, na szczęście Ale... Nie ma wycieczki bez przygody, prawda?
Pozostałe zdjęcia:
Lubań, Bereśnik i "Wielkie nic"