Na upalny dzień Leskowiec
: 2015-08-12, 00:08
Upał daje się we znaki od jakiegoś czasu, ale skoro wybrałam się na tydzień do Wadowic, to choć raz należałoby iść w góry, bo plątania się po okolicznych Dzwonkach czy innych pagórkach nie liczę. Wyszło mi, że będzie to Leskowiec. W tym roku jeszcze nie został zaszczycony moją obecnością, więc akurat jest ku temu okazja.
Rano w czwartek na przystanku w Wadowicach wsiadam do busa i już po niespełna 20 minutach ląduję na końcowym przystanku w Ponikwi, skąd prowadzi szlak niebieski.W zasadzie szlak zaczyna się w Wadowicach, ale idzie głównie drogą. Jedynym bardziej atrakcyjnym miejscem na tej trasie jest przejście przez Łysą Górę,ale przy tym upale odpuszczam sobie.Wycieczkę zaczynam więc w Ponikwi.
Dość szybko wchodzę w las, a potem już całkiem ślamazarnie pnę się do góry. Upał na szczęście w lesie niezbyt daje się we znaki, ale mnie jakoś specjalnie się nie spieszy, więc przystaję co jakiś czas na fotki i nawodnienie organizmu mineralną.
Na ławeczce pod Jaworzyną zwaną obecnie Groniem JP II siadam na dłuższą chwilkę. Po kilku minutach przysiadają się do mnie pierwsi spotkani tego dnia turyści, nie licząc dwóch nastoletnich rowerzystów, którzy minęli mnie na początku szlaku. Rozmawiamy sobie o górach, wymieniamy spostrzeżenia na temat przebiegu wycieczki.
Czas leci szybko i trzeba zbierać się w dalszą drogę. Najpierw na Groń, a stamtąd widoki całkiem całkiem, ale raczej tylko na okoliczne szczyty.
Potem mijam obiekt, który niespecjalnie leży w kręgu moich zainteresowań.
I po chwili już jestem przy schronisku.
Włażę do środka. Jest południe, więc postanawiam zjeść wczesny obiad. Zamawiam naleśniki z serem i zimną colę.
A potem, tak jak tu kiedyś obiecałam, robię wizytację...kibla. Fotek nie wykonuję, bo trochę głupio, ale daje słowo,że jest czyściuteńko.
W upale ruszam na szczyt.
Na Leskowcu żywej duszy. Upał zaczyna dawać się we znaki na odkrytym terenie. Ku mojemu zdziwieniu widoków w tym dniu żadnych. Ledwo można dostrzec Królową. Nie mam coś ostatnio szczęścia do sprzyjających widokom warunków. No nic trudno. Robię kilka fotek, rzucam plecak i włażę do wiaty. Tu przyjemny cień i dużo chłodniej. Kładę się na ławce i leżę chyba z pół godziny.
Wreszcie od strony Targoszowa przychodzi para zdyszanych turystów. Wchodzą do wiaty i trochę rozmawiamy. Zaczynają się też pojawiać kolejne osoby. Czas mija nieubłaganie, wracam więc pod schronisko. Siadam na ławce jeszcze na chwilkę, żeby sie napić i dojeść kanapkę. Potem zaczynam schodzić . Najpierw szlakiem serduszkowym, z którego są fajne widoki na Bliźniaki i Łysą Górę.
Dochodzę do miejsca, gdzie szlak serduszkowy łączy się z niebieskim i zielonym, a potem już dość szybko w dół niebieskim do Ponikwi na przystanek, w busa i do Wadowic. Pomimo upału i słabych widoków wycieczka bardzo przyjemna i udana.
Rano w czwartek na przystanku w Wadowicach wsiadam do busa i już po niespełna 20 minutach ląduję na końcowym przystanku w Ponikwi, skąd prowadzi szlak niebieski.W zasadzie szlak zaczyna się w Wadowicach, ale idzie głównie drogą. Jedynym bardziej atrakcyjnym miejscem na tej trasie jest przejście przez Łysą Górę,ale przy tym upale odpuszczam sobie.Wycieczkę zaczynam więc w Ponikwi.
Dość szybko wchodzę w las, a potem już całkiem ślamazarnie pnę się do góry. Upał na szczęście w lesie niezbyt daje się we znaki, ale mnie jakoś specjalnie się nie spieszy, więc przystaję co jakiś czas na fotki i nawodnienie organizmu mineralną.
Na ławeczce pod Jaworzyną zwaną obecnie Groniem JP II siadam na dłuższą chwilkę. Po kilku minutach przysiadają się do mnie pierwsi spotkani tego dnia turyści, nie licząc dwóch nastoletnich rowerzystów, którzy minęli mnie na początku szlaku. Rozmawiamy sobie o górach, wymieniamy spostrzeżenia na temat przebiegu wycieczki.
Czas leci szybko i trzeba zbierać się w dalszą drogę. Najpierw na Groń, a stamtąd widoki całkiem całkiem, ale raczej tylko na okoliczne szczyty.
Potem mijam obiekt, który niespecjalnie leży w kręgu moich zainteresowań.
I po chwili już jestem przy schronisku.
Włażę do środka. Jest południe, więc postanawiam zjeść wczesny obiad. Zamawiam naleśniki z serem i zimną colę.
A potem, tak jak tu kiedyś obiecałam, robię wizytację...kibla. Fotek nie wykonuję, bo trochę głupio, ale daje słowo,że jest czyściuteńko.
W upale ruszam na szczyt.
Na Leskowcu żywej duszy. Upał zaczyna dawać się we znaki na odkrytym terenie. Ku mojemu zdziwieniu widoków w tym dniu żadnych. Ledwo można dostrzec Królową. Nie mam coś ostatnio szczęścia do sprzyjających widokom warunków. No nic trudno. Robię kilka fotek, rzucam plecak i włażę do wiaty. Tu przyjemny cień i dużo chłodniej. Kładę się na ławce i leżę chyba z pół godziny.
Wreszcie od strony Targoszowa przychodzi para zdyszanych turystów. Wchodzą do wiaty i trochę rozmawiamy. Zaczynają się też pojawiać kolejne osoby. Czas mija nieubłaganie, wracam więc pod schronisko. Siadam na ławce jeszcze na chwilkę, żeby sie napić i dojeść kanapkę. Potem zaczynam schodzić . Najpierw szlakiem serduszkowym, z którego są fajne widoki na Bliźniaki i Łysą Górę.
Dochodzę do miejsca, gdzie szlak serduszkowy łączy się z niebieskim i zielonym, a potem już dość szybko w dół niebieskim do Ponikwi na przystanek, w busa i do Wadowic. Pomimo upału i słabych widoków wycieczka bardzo przyjemna i udana.