19-20.03. O krok od wiosny na Lubomirze
: 2016-03-21, 19:27
Ostatnio będąc w górach stwierdziliśmy z Pudelkiem, że oboje nie byliśmy na Lubomirze, a oboje mamy chęć się tam kiedyś pojawić, więc zdecydowaliśmy się to nadrobić równocześnie
Jako że byłam lekko wypruta po trudnym tygodniu w pracy i dzikim weekendzie na kursie harcerskim, postanowiliśmy wyruszyć z Krakowa nie o świcie, a dopiero o 9:00. Dzięki mnie i mojej skrupulatności nie obyło się bez przygód Zamiast jechać autobusem, który dowiózłby nas we właściwe miejsce, pojechaliśmy Szwagropolem o 9:15, który staje na niewielu przystankach , więc zamiast dojechać w okolice szlaku, zatrzymaliśmy się o kilka kilometrów za daleko, w okolicach Tenczyna.
Nie wykazaliśmy wielkiego zapału do dreptania kilometrów po asfalcie, więc wskoczyliśmy w "drogę powrotną" i dojechaliśmy...do karczmy Tutaj zjedliśmy poranną zupę i popiliśmy piwem, więc o 11:30 byliśmy zwarci i gotowi do ruszenia na szlak
Prognozy na sobotę były w miarę sprzyjające. Poranny Kraków pokazał, że mogą nas znów oszukać jak kiedyś, ale okazało się, że jednak słońce wyszło zza chmur i może będzie dobrze!
Ruszyliśmy na szlak. Ja oczywiście na ten w stronę Tokarni, czyli pomyliłam się raptem o 180 stopni, ale Pudelek czuwał i zarządził odwrót. Przebiliśmy się przez mostek, a jako że uwielbiam widoki z mostków, oczywiście musiałam się na chwilę zatrzymać.
Dalej już zmierzaliśmy poprzez lubieńskie osiedla w stronę gór. Większość domków jest mało urokliwych (jak mój własny ), ale kilka było całkiem przyjemnych
O ile mnie pamięć nie myli, skręciliśmy w stronę Roli Jasiurowej.
...i tutaj dość szybko rozstaliśmy się z osiedlami, widząc je tylko z daleka, a kierowaliśmy się w stronę lasu.
Z oddali było widać otoczony domami kościół w Lubniu.
...a przed nami polana i drzewa. Wydaje mi się, że trawy już nabierają koloru ładnej, wiosennej zieleni, więc nawet przez chwilę się tym zachwycałam
...i jeszcze trochę widoków.
Po drodze mijaliśmy mnóstwo figurek i kilka kapliczek. Wg Pudelka wygląda na to, że każdy mieszkaniec ma swoją ;-))
Oprócz mnóstwa figurek była tona błota. Jak na złość rozjeżdżony był tylko szlak, a wszystkie ścieżki, odbijające na boki były w miarę przyzwoite i wygodne do chodzenia. W pewnym momencie się rozdzieliliśmy - ja wzdłuż znaczków, ale po błocie, Pudelek - bezszlakowo, ale w miarę na sucho, zakładając, że zgodnie z mapą drogi powinny się zejść.
Ja po drodze oprócz błota miałam jakieś budy, Pudel - ponoć trochę widoków.
Uroki wiosennego szlaku były nie do przecenienia - moje buty szybko zamieniły się w kule z błota. ;]
Co jakiś czas na drzewach pojawiały się prowizoryczne, drukowane "tablice" w koszulkach. W kwestii orientacyjnej dla Neski bardzo się przydawały, ale podejrzewam, że żywotności nie mają zbyt długiej
Za Kamionką czekały nas kolejne punkty widokowe.
Jeden z ciekawych - przy kapliczce. Według mnie bardzo urzekający
Całkiem niedaleko był ukryty między drzewami samotny dom Lubię na takie patrzeć, mieszkać - za skarby bym nie chciała
Chwilę później dotarliśmy do osiedla, na którym biegało kilka szalonych psów.
Tutaj, oprócz fajnych domów, czasem mocno zdewastowanych, i widać, że nie zamieszkałych, czekał nas też punkt widokowy.
...a punkt był na Tatry, więc jedni ucieszyli się bardziej, inni mniej...
Nie było ich widać zbyt dobrze, ale czytałam, że w sobotę było je widać też z Bieszczad, więc chyba wszystkim wyruszającym w góry w tę sobotę, trafił się ładny, widokowy dzień.
W kolejnych punktach Pudelek szukał okopów, a ja widoków. Chyba każde z nas znalazło to, czego oczekiwało.
Dotarliśmy także do kapliczki św. Bernarda i przeczytaliśmy ją z każdej strony ;-))
Dzisiaj na niepogodę nie mogliśmy narzekać...
Po jakimś czasie pojawiła się resztka zimy, która wyglądała całkiem ładnie jak na resztkę.
Minęliśmy zalesioną Patryję, aby zrobić sobie słoneczną przerwę na Weszkówce. Wprawdzie widoki z niej nie są specjalnie rozległe i zachwycające, ale sam fakt, że nadeszła pogoda, podczas której można sobie posiedzieć na słońcu nigdzie się nie spiesząc, wystarczył!
Tylko Geroge ubrudził się jak świnia - nawet nie wiem, kiedy!
Pojawił się także wiosenny bałwanek!
I w drogę!
W końcu chcieliśmy jeszcze dotrzeć na Lubomir, więc nie było powodów do ociągania się. Przed nami był jeszcze jeden punkt widokowy. Wprawdzie słońce już było coraz niżej, więc pobliskie drzewa były w cieniu, ale to, co daleko, było oświetlone i wyglądało pięknie!
Ławka jednak nie kusiła, aby zostać tu dłużej
Na Lubomir dotarliśmy już po zamknięciu obserwatorium, więc nie było szans tam wejść. Według tabliczki w soboty i w niedziele turyści indywidualni mogą odwiedzać go do 15:15, my byliśmy o 16.30
Miałam jeszcze nadzieję, że uda nam się zejść na Suchą Polanę, gdzie rzekomo jest stanowisko krokusów, ale po przeanalizowaniu czasu, stwierdziliśmy, że nie ma to sensu, bo jest tam ciemno, więc ostatecznie poszliśmy czarnym szlakiem na Kudłacze.
Po drodze, na polanie Konieczne był mini-punkt widokowy, gdzie czuć już było na plecach nadchodzący zachód słońca.
Przyspieszyliśmy kroku, aby zdążyć na zachód w pobliżu schroniska i udało się!
Schronisko już "zapraszało" do wejścia, ale my jeszcze przez chwilę tkwiliśmy na zewnątrz
Ja oczywiście wpełzłam do środka szybciej.
Schronisko w zasadzie ma tyle samo zalet co wad. Zostaliśmy kilkukrotnie ofukani przez gospodynię. Na początku o to, że jesteśmy bez rezerwacji, mimo że jej mąż od razu powiedział, iż znajdzie się dla nas miejsce
Jest ładnie, przytulnie, czysto. Leci fajna muzyka. Menu, choć ubogie, to placki ziemniaczane za 10 zł całkiem smaczne Za to gospodyni! Ciągle w pretensji Zresztą mieliśmy okazję słyszeć m.in. sprzeczkę małżeńską gospodarzy i hasła pt. "Nikt cię tu na siłę nie trzyma" Rano zamknięto toaletę zanim zdążyłam z niej skorzystać i niestety nie otwarto na pewno dopóty, dopóki nie opuściliśmy schroniska, więc pozostał mi wychodek, ale w nim zębów nie umyję ;PP
Pogoda następnego dnia też była przeciętna. Niestety już nie świeciło słońce...
...a i szlak, który wybraliśmy, czyli czerwony do Myślenic też nie był szczególnie fajny, monotonny, leśny, chwilami wręcz nudny
Tylko w pierwszej części drogi można było cokolwiek zobaczyć, ale niestety przez chmury.
Kiedy już czerwony szlak nie łączył się z żadnym innym, czekała nas głównie droga leśna.
... i ewentualnie takie "widoki".
Przy samym końcu szlaku były jeszcze ruiny baszty. Ruiny w stopniu zaawansowanym
Z Rabki dotarliśmy w chmurach do Krakowa, gdzie każde uderzyło w swoją stronę. Wprawdzie niedziela nie była słoneczna, ale sobota nadrobiła za dwa dni
Foto
Aaaaaaa Chciałam się pochwalić, że konkurencyjnie dla śmietanówki zrobiłam smaczną krówkę, więc możemy zrobić zlot, aby przetestować ;PPP My już testowaliśmy.
I chyba nic prawie nie zgubiłam. Skarpety sprzed dwóch tygodni już znalazłam . Teraz jestem na etapie "Zgubiłam czapkę, ale jej już chyba nie znajdę, bo przeszukałam wszystko" Konec.
I wydawało mi się, że nawet odzyskałam! Prawie odzyskałam... głos, który straciłam w zeszły poniedziałek, ale dzisiaj wszystko wróciło do normy - wciąż ledwo mówię ;>
Jako że byłam lekko wypruta po trudnym tygodniu w pracy i dzikim weekendzie na kursie harcerskim, postanowiliśmy wyruszyć z Krakowa nie o świcie, a dopiero o 9:00. Dzięki mnie i mojej skrupulatności nie obyło się bez przygód Zamiast jechać autobusem, który dowiózłby nas we właściwe miejsce, pojechaliśmy Szwagropolem o 9:15, który staje na niewielu przystankach , więc zamiast dojechać w okolice szlaku, zatrzymaliśmy się o kilka kilometrów za daleko, w okolicach Tenczyna.
Nie wykazaliśmy wielkiego zapału do dreptania kilometrów po asfalcie, więc wskoczyliśmy w "drogę powrotną" i dojechaliśmy...do karczmy Tutaj zjedliśmy poranną zupę i popiliśmy piwem, więc o 11:30 byliśmy zwarci i gotowi do ruszenia na szlak
Prognozy na sobotę były w miarę sprzyjające. Poranny Kraków pokazał, że mogą nas znów oszukać jak kiedyś, ale okazało się, że jednak słońce wyszło zza chmur i może będzie dobrze!
Ruszyliśmy na szlak. Ja oczywiście na ten w stronę Tokarni, czyli pomyliłam się raptem o 180 stopni, ale Pudelek czuwał i zarządził odwrót. Przebiliśmy się przez mostek, a jako że uwielbiam widoki z mostków, oczywiście musiałam się na chwilę zatrzymać.
Dalej już zmierzaliśmy poprzez lubieńskie osiedla w stronę gór. Większość domków jest mało urokliwych (jak mój własny ), ale kilka było całkiem przyjemnych
O ile mnie pamięć nie myli, skręciliśmy w stronę Roli Jasiurowej.
...i tutaj dość szybko rozstaliśmy się z osiedlami, widząc je tylko z daleka, a kierowaliśmy się w stronę lasu.
Z oddali było widać otoczony domami kościół w Lubniu.
...a przed nami polana i drzewa. Wydaje mi się, że trawy już nabierają koloru ładnej, wiosennej zieleni, więc nawet przez chwilę się tym zachwycałam
...i jeszcze trochę widoków.
Po drodze mijaliśmy mnóstwo figurek i kilka kapliczek. Wg Pudelka wygląda na to, że każdy mieszkaniec ma swoją ;-))
Oprócz mnóstwa figurek była tona błota. Jak na złość rozjeżdżony był tylko szlak, a wszystkie ścieżki, odbijające na boki były w miarę przyzwoite i wygodne do chodzenia. W pewnym momencie się rozdzieliliśmy - ja wzdłuż znaczków, ale po błocie, Pudelek - bezszlakowo, ale w miarę na sucho, zakładając, że zgodnie z mapą drogi powinny się zejść.
Ja po drodze oprócz błota miałam jakieś budy, Pudel - ponoć trochę widoków.
Uroki wiosennego szlaku były nie do przecenienia - moje buty szybko zamieniły się w kule z błota. ;]
Co jakiś czas na drzewach pojawiały się prowizoryczne, drukowane "tablice" w koszulkach. W kwestii orientacyjnej dla Neski bardzo się przydawały, ale podejrzewam, że żywotności nie mają zbyt długiej
Za Kamionką czekały nas kolejne punkty widokowe.
Jeden z ciekawych - przy kapliczce. Według mnie bardzo urzekający
Całkiem niedaleko był ukryty między drzewami samotny dom Lubię na takie patrzeć, mieszkać - za skarby bym nie chciała
Chwilę później dotarliśmy do osiedla, na którym biegało kilka szalonych psów.
Tutaj, oprócz fajnych domów, czasem mocno zdewastowanych, i widać, że nie zamieszkałych, czekał nas też punkt widokowy.
...a punkt był na Tatry, więc jedni ucieszyli się bardziej, inni mniej...
Nie było ich widać zbyt dobrze, ale czytałam, że w sobotę było je widać też z Bieszczad, więc chyba wszystkim wyruszającym w góry w tę sobotę, trafił się ładny, widokowy dzień.
W kolejnych punktach Pudelek szukał okopów, a ja widoków. Chyba każde z nas znalazło to, czego oczekiwało.
Dotarliśmy także do kapliczki św. Bernarda i przeczytaliśmy ją z każdej strony ;-))
Dzisiaj na niepogodę nie mogliśmy narzekać...
Po jakimś czasie pojawiła się resztka zimy, która wyglądała całkiem ładnie jak na resztkę.
Minęliśmy zalesioną Patryję, aby zrobić sobie słoneczną przerwę na Weszkówce. Wprawdzie widoki z niej nie są specjalnie rozległe i zachwycające, ale sam fakt, że nadeszła pogoda, podczas której można sobie posiedzieć na słońcu nigdzie się nie spiesząc, wystarczył!
Tylko Geroge ubrudził się jak świnia - nawet nie wiem, kiedy!
Pojawił się także wiosenny bałwanek!
I w drogę!
W końcu chcieliśmy jeszcze dotrzeć na Lubomir, więc nie było powodów do ociągania się. Przed nami był jeszcze jeden punkt widokowy. Wprawdzie słońce już było coraz niżej, więc pobliskie drzewa były w cieniu, ale to, co daleko, było oświetlone i wyglądało pięknie!
Ławka jednak nie kusiła, aby zostać tu dłużej
Na Lubomir dotarliśmy już po zamknięciu obserwatorium, więc nie było szans tam wejść. Według tabliczki w soboty i w niedziele turyści indywidualni mogą odwiedzać go do 15:15, my byliśmy o 16.30
Miałam jeszcze nadzieję, że uda nam się zejść na Suchą Polanę, gdzie rzekomo jest stanowisko krokusów, ale po przeanalizowaniu czasu, stwierdziliśmy, że nie ma to sensu, bo jest tam ciemno, więc ostatecznie poszliśmy czarnym szlakiem na Kudłacze.
Po drodze, na polanie Konieczne był mini-punkt widokowy, gdzie czuć już było na plecach nadchodzący zachód słońca.
Przyspieszyliśmy kroku, aby zdążyć na zachód w pobliżu schroniska i udało się!
Schronisko już "zapraszało" do wejścia, ale my jeszcze przez chwilę tkwiliśmy na zewnątrz
Ja oczywiście wpełzłam do środka szybciej.
Schronisko w zasadzie ma tyle samo zalet co wad. Zostaliśmy kilkukrotnie ofukani przez gospodynię. Na początku o to, że jesteśmy bez rezerwacji, mimo że jej mąż od razu powiedział, iż znajdzie się dla nas miejsce
Jest ładnie, przytulnie, czysto. Leci fajna muzyka. Menu, choć ubogie, to placki ziemniaczane za 10 zł całkiem smaczne Za to gospodyni! Ciągle w pretensji Zresztą mieliśmy okazję słyszeć m.in. sprzeczkę małżeńską gospodarzy i hasła pt. "Nikt cię tu na siłę nie trzyma" Rano zamknięto toaletę zanim zdążyłam z niej skorzystać i niestety nie otwarto na pewno dopóty, dopóki nie opuściliśmy schroniska, więc pozostał mi wychodek, ale w nim zębów nie umyję ;PP
Pogoda następnego dnia też była przeciętna. Niestety już nie świeciło słońce...
...a i szlak, który wybraliśmy, czyli czerwony do Myślenic też nie był szczególnie fajny, monotonny, leśny, chwilami wręcz nudny
Tylko w pierwszej części drogi można było cokolwiek zobaczyć, ale niestety przez chmury.
Kiedy już czerwony szlak nie łączył się z żadnym innym, czekała nas głównie droga leśna.
... i ewentualnie takie "widoki".
Przy samym końcu szlaku były jeszcze ruiny baszty. Ruiny w stopniu zaawansowanym
Z Rabki dotarliśmy w chmurach do Krakowa, gdzie każde uderzyło w swoją stronę. Wprawdzie niedziela nie była słoneczna, ale sobota nadrobiła za dwa dni
Foto
Aaaaaaa Chciałam się pochwalić, że konkurencyjnie dla śmietanówki zrobiłam smaczną krówkę, więc możemy zrobić zlot, aby przetestować ;PPP My już testowaliśmy.
I chyba nic prawie nie zgubiłam. Skarpety sprzed dwóch tygodni już znalazłam . Teraz jestem na etapie "Zgubiłam czapkę, ale jej już chyba nie znajdę, bo przeszukałam wszystko" Konec.
I wydawało mi się, że nawet odzyskałam! Prawie odzyskałam... głos, który straciłam w zeszły poniedziałek, ale dzisiaj wszystko wróciło do normy - wciąż ledwo mówię ;>