27-28.03. Walka z lenistwem w okolicy Turbacza
: 2016-03-29, 16:23
Wolne miałam już od czwartku, więc w zasadzie mogłam korzystać do woli, zwłaszcza że piątek był piękny, ale lenistwo wciąż wygrywało. Do tego stopnia, że po dwóch dniach spania do 10:00 lub 11:00 w trzeci dzień obudziłam się o 8:00 wyspana, a to jest dla mnie zupełnie niecodzienna sytuacja.
W końcu, po odrzuceniu wszystkich wcześniejszych planów, postanowiłam się przełamać i ruszyć poza dom, a że początkowo najlepszą pogodę zapowiadano na niedzielę, zdecydowałam, że to będzie idealny moment. W planie było tylko dotrzeć na Turbacz z miejsca, z którego jeszcze nie szłam. Jako że autobusy w niedzielę nie jeździły, wybrałam miejsce, do którego mogłam dojechać pociągiem, czyli Pyzówkę.
Po czterej godzinach radosnej jazdy, w tym 1,5 godziny jazdy z aniołkiem, pędzącym w Tatry, dojeżdżam na miejsce i o 11:00 startuję na szlak.
Stacyjka dosyć przyjemna, malutka, oczywiście pozamykana na cztery spusty - to jednak miły początek dnia, zważywszy na fakt, że część szlaku będę musiała tupać Zakopianką
W pierwszych podrygach dzisiejszego słońca, tuż przy stacyjce, wylegują się koty.
Ja jednak zamiast również się wylegiwać, ruszam dalej z Przełęczy Sieniawskiej, zostawiając za sobą to urokliwe miejsce.
Pogoda nadal jest bardzo zmienna i połowiczna. Z jednej strony błękitne niebo, z drugiej ciemne chmury, trochę słońca, trochę wiatru. Pierwsza część trasy jest jednak dosyć przyjemna.
...i mimo że nade mną często pojawia się cień, to widoki z oddali, mimo że nie rozległe (tam gdzie mogłyby być, są chmury) tuszują te braki.
W oddali (zauważyłam to dopiero teraz, spoglądając na mapę papierową) widzę kilka domów i stację Lotos, do której muszę dotrzeć, aby odbić w stronę Starych Wierchów, jak widać w chmurach.
...a z innej strony wciąż pięknie!
Na chwilę z błotnistej polnej drogi przeskakuję na asfalt, ale jeszcze nie na Zakopiankę
Na razie tylko przechodzę przez asfaltówkę prowadzącą z Sieniawy do Klikuszowej, by dalej iść polami.
Nowy Targ za chmurą, chociaż jest blisko.
[img]https://lh3.googleusercontent.com/-dxAtwzdj4h0/VvpJiuLPKPI/AAAAAAAAoQo/-r3vBpIA4oIK3OQV8lFdGoemUZCq1tqRQCCo/s1024-Ic42/DSC_3571.jpg][/img]
Ja jednak idę z nadzieją, że wcześniejsze prognozy chociaż trochę się sprawdzą i nie lunie na mnie struga deszczu, bo na to nie jestem psychicznie przygotowana
Dochodzę w okolice kapliczki, a to oznacza, że zaraz czeka mnie Zakopianka.
Widoczność nie porywa, choć w oddali nadal jest pogodnie.
Dopóki mogę, idę bokiem, gdyż aniołek mnie okrutnie nastraszył w pociągu.
Później już na kilkaset metrów wchodzę na pobocze. W pobliżu stoi wielki karton mleka! :O Afe. Nie znoszę mleka, a takie wielkie, to kumulacja zła
Przy Lotosie plączę się przez chwilę, ale w miarę szybko odnajduję szlak, skręcający ku mojemu celowi.
Standardowo są na nim tony błota.
...ale widoki całkiem przyzwoite.
Po drodze mijam wyciąg i mały budynek-trup, który stoi tuż przy nim.
Tutaj praktycznie już nie pojawia się słońce, ale podobno później miało być lepiej - godzina krytyczna to według prognoz 13:00
Nie tracę więc humoru, bo liczę na to, że poprawi się, jak będę siedzieć na Starych Wierchach
Na dole widać chyba domki Obidowej.
Mijam kolejny wyciąg, a to oznacza, że zaraz będę przy pierwszym schronisku Jako że śniadanie pochłonęłam przed 6:00, to o 13:00 czuję się już nieco głodna
W końcu przedzieram się przez kolejne błoto, otaczające schronisko i wchodzę do środka Tylko chwilę rozmawiam z obsługą, ponieważ są zajęci. Co chwilę ktoś przychodzi, a to zamawiać już wieczorny nocleg, a to po grzane piwo, albo jedzenie. Ja też korzystam z okazji, żeby coś schrupać, choć profilaktycznie do plecaka też wrzuciłam jakieś jedzonko. Ale nie ma to jak ciepłe ;-))
Kiedy siedzę w schronisku, przebijają się pierwsze promienie słońca - to dobry znak, może będzie cieplej niż do tej pory. Wychodzę zatem i ruszam w dalszą drogę.
Na Tatry jednak nie ma co liczyć, choć są tak blisko, że innym razem miałam je "na wyciągnięcie ręki". Tuż za polaną i pierwszym tegorocznym krokusem pojawiają się jednak zaczątki zimy.
Nawet nie zauważam, kiedy dochodzę do krzyża upamiętniającego katastrofę lotniczą.
To oznacza, że wkrótce powinno być bardziej widokowo.
Mijając Rozdziele zastanawiam się, czy iść w ogóle na Turbacz, czy minąć go bokiem i przejść do schroniska obok Szałasowego ołtarza, ale ostatecznie kieruję się ku szczytowi.
Mijam bałwana numer 1, czyli ufo-bałwana.
I na szczyt!
Przede mną tylko suche patyki
Za mną widoki, ale szału nie ma
Na szczycie słońce świeci prosto w moją stronę.
Nie zatrzymuję się tam na długo, gdyż już jestem w pobliżu schroniska, gdzie czeka piiiiiiiiiiwo
Jem kolację i siedzę sobie w zatłoczonym schronisku. Przyszłam dosyć wcześnie, bo o 17.00, więc mam spooooro czasu do zagospodarowania.
Po zjedzeniu wychodzę jeszcze na chwilę na zewnątrz. Tutaj dzielnie stoi wielkanocny bałwanek, czyli bałwan nr 2.
Tatry są ledwo widoczne na horyzoncie, więc już widzę, że z ładnego zachodu słońca nici
...ale wyskakuję jeszcze na spacer na Halę Długą.
Ja na razie jestem w cieniu, ale stacja GPNu jest pięknie oświetlona przez zachodzące już słońce.
Niestety zachodzi ono za drzewami.
Tatry się delikatnie przebijają, ale nie chce mi się czekać, aż będzie ciemno.
Zmierzam więc w kierunku schroniska...
...żegnając bałwana nr 3, czyli bałwana-misia.
Przy schronisku siedzi jeszcze kilka osób, ale ja wskakuję do środka, aby wypić herbatkę, poczytać książkę i pomaszerować do łóżka
Przez całą noc budzi mnie płaczące dziecko i mimo że budzik mam nastawiony na ósmą, wstaję trochę wcześniej. Pakuję bagaże i wskakuję na szybkie śniadanie.
Sprawdzam jeszcze w Internecie autobusy i wyznaczam trasę na dziś - idę nad Pucołowski Stawek, a dalej - zobaczmy Nie chcę ryzykować schodząc do Łopusznej, że będę musiała iść później 8 km asfaltem do Nowego Targu, więc postanawiam trochę pokombinować - w końcu mam sporo czasu.
Na posterunku przed schroniskiem stoi bałwan-zając.
...i dzisiaj Tatry są nieco bardziej widoczne niż poprzedniego dnia.
To jeszcze bardziej zachęca do dzisiejszego wędrowania.
Opuszczam mury schroniska i idę znów w kierunku Hali Długiej.
Widoki z niej prezentują się zdecydowanie lepiej niż wczorajszego wieczora.
Ale nie ma pewności jak długo to potrwa, więc idę dalej, zostawiając halę za sobą...
Bałwan dzielnie się trzyma, więc na razie tutaj zostaje.
Ja natomiast chwilę plączę się w okolicy chatki GPN-u, bo nie mogę odnaleźć szlaku, mimo że nie jestem tutaj pierwszy raz
Na chwilę odbijam w niewłaściwą stronę.
Ale wracam znów w kierunku chatki i tym razem już zmierzam w dobrym kierunku.
Pogoda dopisuje, więc radośnie maszeruję w kierunku Hali Młyńskiej.
Widoczność też nie powala, ale na pewno jest zdecydowanie lepsza niż dnia poprzedniego.
I ziiiiiiiiiiima!!!
Ale taka całkiem przyjemna zima, pozwalająca swobodnie iść po szlaku, więc jakoś się dogadujemy
Ciekawa jestem, w którym momencie ta piękna zimowa aura się skończy, ale na razie trwa w najlepsze!
[uimg]https://lh3.googleusercontent.com/-OZ2e-zzZjHY/Vvpi5Vk9rpI/AAAAAAAAou4/mRLPz2LfuOUvHshYUUA4WOkqaxIvQIxCwCCo/s1024-Ic42/DSC_3988.jpg[/img]
Docieram do Zielenicy, więc za chwilę będzie krótka przerwa od widoków
Według napisów na tabliczkach do Pucołwskiego Stawku jeszcze ok,. 45 minut.
Początkowo miałam wrócić na Jankówki i iść zieloną ścieżką, ale idąc coraz bardziej w dół, trochę mi się odechciewa.
W lesie jeszcze przez chwilę trwa zima.
Jednak gdy dochodzę do osiedli w okolicy stawu, zaczyna się wiosna.
Choć staw na razie jest jeszcze przymarznięty.
Nie chcę jeszcze iść do Łopusznej, nie chce mi się na razie iść pod górę, więc postanawiam iść bezszlakowo do czerwonego szlaku spacerowego, prowadzącego do Żubrowiska.
Tutaj też co jakiś czas przebijają się jakieś widoki
I wystarczyło na chwilę odbić od szlaku...
...aby znaleźć kolejne sztuki krokusów!
Mijam uroczą ławeczkę pod drzewami,
ostatnie jak na razie widoki...
I wchodzę w gęste chaszcze, aby dojść do kolejnej polnej drogi. Po drodze przez chaszcze mijam co i rusz ślady dzików, ale na szczęście żadnego żywego osobnika nie ma na tej trasie, uff!
W okolicach polany słyszę już pobliski potok, a to oznacza, że jestem w pobliżu szlaku.
Szlakiem spacerowym docieram w okolice Gajówki "Mikołaja".
Tutaj zaczyna się szlak partyzancki, którym zamierzam dotrzeć do Bukowiny Waksmundzkiej.
Szlak chwilami jest dosyć ostry, więc daje w kość, zwłaszcza na początku, ale nie chciało się po asfalcie, to trzeba sobie pocierpieć Jako że pnie się w górę, to znów trafiam do zimowej krainy ;-)
Docieram nim i nie nim na Bukowinę Waksmundzką, przy rozejściu szlaków niebieskiego i czarnego. Ja jednak chcę iść zielonym, więc postanawiam przejść przez polanę, zamiast się cofać.
Na polance pojawiają się kolejne dzisiaj krokusy!
Szkoda tylko, że słońce akurat jest zasłonięte przez chmury. Siadam tutaj na chwilę, uważając, aby nie przygnieść żadnego kwiatu.
Robi mi się jednak zimno, więc idę dalej w stronę zielonego szlaku.
Słyszę intensywne hałasy. Okazuje się, że właśnie jest rozstrzygnięcie V Biegu Śladami Niedźwiedzia, wręczenie medali i impreza na całego.
Nie udaje mi się przejść obok niezauważoną. To pewnie te włosy wyglądające "jak tatrzańska jesień" ... Panowie zaciągają mnie z powrotem w stronę tłumu i polewają domowej roboty cytrynówkę. Po wypiciu na jedną i na drugą nogę, idę dalej w stronę Kowańca :>
Tutaj oprócz widoków...
...pojawia się coraz więcej domów...
oraz pomnik-ołtarz polowy.
Chwilę jeszcze idę przez lasek.
A później! Kolejne krokusy atakują!
Po chwili wchodzę już na asfalt, skąd zmierzam w kierunku przystanku.
Po drodze mijam bar w podwórzu, gdzie biesiaduje spora grupa ludzi. Dwóch z nich wybiega prosto w moją stronę i oblewają mnie wodą z kufli. Lany poniedziałek zaliczony. Mogę jechać do domu...
Niedziela
Poniedziałek
W końcu, po odrzuceniu wszystkich wcześniejszych planów, postanowiłam się przełamać i ruszyć poza dom, a że początkowo najlepszą pogodę zapowiadano na niedzielę, zdecydowałam, że to będzie idealny moment. W planie było tylko dotrzeć na Turbacz z miejsca, z którego jeszcze nie szłam. Jako że autobusy w niedzielę nie jeździły, wybrałam miejsce, do którego mogłam dojechać pociągiem, czyli Pyzówkę.
Po czterej godzinach radosnej jazdy, w tym 1,5 godziny jazdy z aniołkiem, pędzącym w Tatry, dojeżdżam na miejsce i o 11:00 startuję na szlak.
Stacyjka dosyć przyjemna, malutka, oczywiście pozamykana na cztery spusty - to jednak miły początek dnia, zważywszy na fakt, że część szlaku będę musiała tupać Zakopianką
W pierwszych podrygach dzisiejszego słońca, tuż przy stacyjce, wylegują się koty.
Ja jednak zamiast również się wylegiwać, ruszam dalej z Przełęczy Sieniawskiej, zostawiając za sobą to urokliwe miejsce.
Pogoda nadal jest bardzo zmienna i połowiczna. Z jednej strony błękitne niebo, z drugiej ciemne chmury, trochę słońca, trochę wiatru. Pierwsza część trasy jest jednak dosyć przyjemna.
...i mimo że nade mną często pojawia się cień, to widoki z oddali, mimo że nie rozległe (tam gdzie mogłyby być, są chmury) tuszują te braki.
W oddali (zauważyłam to dopiero teraz, spoglądając na mapę papierową) widzę kilka domów i stację Lotos, do której muszę dotrzeć, aby odbić w stronę Starych Wierchów, jak widać w chmurach.
...a z innej strony wciąż pięknie!
Na chwilę z błotnistej polnej drogi przeskakuję na asfalt, ale jeszcze nie na Zakopiankę
Na razie tylko przechodzę przez asfaltówkę prowadzącą z Sieniawy do Klikuszowej, by dalej iść polami.
Nowy Targ za chmurą, chociaż jest blisko.
[img]https://lh3.googleusercontent.com/-dxAtwzdj4h0/VvpJiuLPKPI/AAAAAAAAoQo/-r3vBpIA4oIK3OQV8lFdGoemUZCq1tqRQCCo/s1024-Ic42/DSC_3571.jpg][/img]
Ja jednak idę z nadzieją, że wcześniejsze prognozy chociaż trochę się sprawdzą i nie lunie na mnie struga deszczu, bo na to nie jestem psychicznie przygotowana
Dochodzę w okolice kapliczki, a to oznacza, że zaraz czeka mnie Zakopianka.
Widoczność nie porywa, choć w oddali nadal jest pogodnie.
Dopóki mogę, idę bokiem, gdyż aniołek mnie okrutnie nastraszył w pociągu.
Później już na kilkaset metrów wchodzę na pobocze. W pobliżu stoi wielki karton mleka! :O Afe. Nie znoszę mleka, a takie wielkie, to kumulacja zła
Przy Lotosie plączę się przez chwilę, ale w miarę szybko odnajduję szlak, skręcający ku mojemu celowi.
Standardowo są na nim tony błota.
...ale widoki całkiem przyzwoite.
Po drodze mijam wyciąg i mały budynek-trup, który stoi tuż przy nim.
Tutaj praktycznie już nie pojawia się słońce, ale podobno później miało być lepiej - godzina krytyczna to według prognoz 13:00
Nie tracę więc humoru, bo liczę na to, że poprawi się, jak będę siedzieć na Starych Wierchach
Na dole widać chyba domki Obidowej.
Mijam kolejny wyciąg, a to oznacza, że zaraz będę przy pierwszym schronisku Jako że śniadanie pochłonęłam przed 6:00, to o 13:00 czuję się już nieco głodna
W końcu przedzieram się przez kolejne błoto, otaczające schronisko i wchodzę do środka Tylko chwilę rozmawiam z obsługą, ponieważ są zajęci. Co chwilę ktoś przychodzi, a to zamawiać już wieczorny nocleg, a to po grzane piwo, albo jedzenie. Ja też korzystam z okazji, żeby coś schrupać, choć profilaktycznie do plecaka też wrzuciłam jakieś jedzonko. Ale nie ma to jak ciepłe ;-))
Kiedy siedzę w schronisku, przebijają się pierwsze promienie słońca - to dobry znak, może będzie cieplej niż do tej pory. Wychodzę zatem i ruszam w dalszą drogę.
Na Tatry jednak nie ma co liczyć, choć są tak blisko, że innym razem miałam je "na wyciągnięcie ręki". Tuż za polaną i pierwszym tegorocznym krokusem pojawiają się jednak zaczątki zimy.
Nawet nie zauważam, kiedy dochodzę do krzyża upamiętniającego katastrofę lotniczą.
To oznacza, że wkrótce powinno być bardziej widokowo.
Mijając Rozdziele zastanawiam się, czy iść w ogóle na Turbacz, czy minąć go bokiem i przejść do schroniska obok Szałasowego ołtarza, ale ostatecznie kieruję się ku szczytowi.
Mijam bałwana numer 1, czyli ufo-bałwana.
I na szczyt!
Przede mną tylko suche patyki
Za mną widoki, ale szału nie ma
Na szczycie słońce świeci prosto w moją stronę.
Nie zatrzymuję się tam na długo, gdyż już jestem w pobliżu schroniska, gdzie czeka piiiiiiiiiiwo
Jem kolację i siedzę sobie w zatłoczonym schronisku. Przyszłam dosyć wcześnie, bo o 17.00, więc mam spooooro czasu do zagospodarowania.
Po zjedzeniu wychodzę jeszcze na chwilę na zewnątrz. Tutaj dzielnie stoi wielkanocny bałwanek, czyli bałwan nr 2.
Tatry są ledwo widoczne na horyzoncie, więc już widzę, że z ładnego zachodu słońca nici
...ale wyskakuję jeszcze na spacer na Halę Długą.
Ja na razie jestem w cieniu, ale stacja GPNu jest pięknie oświetlona przez zachodzące już słońce.
Niestety zachodzi ono za drzewami.
Tatry się delikatnie przebijają, ale nie chce mi się czekać, aż będzie ciemno.
Zmierzam więc w kierunku schroniska...
...żegnając bałwana nr 3, czyli bałwana-misia.
Przy schronisku siedzi jeszcze kilka osób, ale ja wskakuję do środka, aby wypić herbatkę, poczytać książkę i pomaszerować do łóżka
Przez całą noc budzi mnie płaczące dziecko i mimo że budzik mam nastawiony na ósmą, wstaję trochę wcześniej. Pakuję bagaże i wskakuję na szybkie śniadanie.
Sprawdzam jeszcze w Internecie autobusy i wyznaczam trasę na dziś - idę nad Pucołowski Stawek, a dalej - zobaczmy Nie chcę ryzykować schodząc do Łopusznej, że będę musiała iść później 8 km asfaltem do Nowego Targu, więc postanawiam trochę pokombinować - w końcu mam sporo czasu.
Na posterunku przed schroniskiem stoi bałwan-zając.
...i dzisiaj Tatry są nieco bardziej widoczne niż poprzedniego dnia.
To jeszcze bardziej zachęca do dzisiejszego wędrowania.
Opuszczam mury schroniska i idę znów w kierunku Hali Długiej.
Widoki z niej prezentują się zdecydowanie lepiej niż wczorajszego wieczora.
Ale nie ma pewności jak długo to potrwa, więc idę dalej, zostawiając halę za sobą...
Bałwan dzielnie się trzyma, więc na razie tutaj zostaje.
Ja natomiast chwilę plączę się w okolicy chatki GPN-u, bo nie mogę odnaleźć szlaku, mimo że nie jestem tutaj pierwszy raz
Na chwilę odbijam w niewłaściwą stronę.
Ale wracam znów w kierunku chatki i tym razem już zmierzam w dobrym kierunku.
Pogoda dopisuje, więc radośnie maszeruję w kierunku Hali Młyńskiej.
Widoczność też nie powala, ale na pewno jest zdecydowanie lepsza niż dnia poprzedniego.
I ziiiiiiiiiiima!!!
Ale taka całkiem przyjemna zima, pozwalająca swobodnie iść po szlaku, więc jakoś się dogadujemy
Ciekawa jestem, w którym momencie ta piękna zimowa aura się skończy, ale na razie trwa w najlepsze!
[uimg]https://lh3.googleusercontent.com/-OZ2e-zzZjHY/Vvpi5Vk9rpI/AAAAAAAAou4/mRLPz2LfuOUvHshYUUA4WOkqaxIvQIxCwCCo/s1024-Ic42/DSC_3988.jpg[/img]
Docieram do Zielenicy, więc za chwilę będzie krótka przerwa od widoków
Według napisów na tabliczkach do Pucołwskiego Stawku jeszcze ok,. 45 minut.
Początkowo miałam wrócić na Jankówki i iść zieloną ścieżką, ale idąc coraz bardziej w dół, trochę mi się odechciewa.
W lesie jeszcze przez chwilę trwa zima.
Jednak gdy dochodzę do osiedli w okolicy stawu, zaczyna się wiosna.
Choć staw na razie jest jeszcze przymarznięty.
Nie chcę jeszcze iść do Łopusznej, nie chce mi się na razie iść pod górę, więc postanawiam iść bezszlakowo do czerwonego szlaku spacerowego, prowadzącego do Żubrowiska.
Tutaj też co jakiś czas przebijają się jakieś widoki
I wystarczyło na chwilę odbić od szlaku...
...aby znaleźć kolejne sztuki krokusów!
Mijam uroczą ławeczkę pod drzewami,
ostatnie jak na razie widoki...
I wchodzę w gęste chaszcze, aby dojść do kolejnej polnej drogi. Po drodze przez chaszcze mijam co i rusz ślady dzików, ale na szczęście żadnego żywego osobnika nie ma na tej trasie, uff!
W okolicach polany słyszę już pobliski potok, a to oznacza, że jestem w pobliżu szlaku.
Szlakiem spacerowym docieram w okolice Gajówki "Mikołaja".
Tutaj zaczyna się szlak partyzancki, którym zamierzam dotrzeć do Bukowiny Waksmundzkiej.
Szlak chwilami jest dosyć ostry, więc daje w kość, zwłaszcza na początku, ale nie chciało się po asfalcie, to trzeba sobie pocierpieć Jako że pnie się w górę, to znów trafiam do zimowej krainy ;-)
Docieram nim i nie nim na Bukowinę Waksmundzką, przy rozejściu szlaków niebieskiego i czarnego. Ja jednak chcę iść zielonym, więc postanawiam przejść przez polanę, zamiast się cofać.
Na polance pojawiają się kolejne dzisiaj krokusy!
Szkoda tylko, że słońce akurat jest zasłonięte przez chmury. Siadam tutaj na chwilę, uważając, aby nie przygnieść żadnego kwiatu.
Robi mi się jednak zimno, więc idę dalej w stronę zielonego szlaku.
Słyszę intensywne hałasy. Okazuje się, że właśnie jest rozstrzygnięcie V Biegu Śladami Niedźwiedzia, wręczenie medali i impreza na całego.
Nie udaje mi się przejść obok niezauważoną. To pewnie te włosy wyglądające "jak tatrzańska jesień" ... Panowie zaciągają mnie z powrotem w stronę tłumu i polewają domowej roboty cytrynówkę. Po wypiciu na jedną i na drugą nogę, idę dalej w stronę Kowańca :>
Tutaj oprócz widoków...
...pojawia się coraz więcej domów...
oraz pomnik-ołtarz polowy.
Chwilę jeszcze idę przez lasek.
A później! Kolejne krokusy atakują!
Po chwili wchodzę już na asfalt, skąd zmierzam w kierunku przystanku.
Po drodze mijam bar w podwórzu, gdzie biesiaduje spora grupa ludzi. Dwóch z nich wybiega prosto w moją stronę i oblewają mnie wodą z kufli. Lany poniedziałek zaliczony. Mogę jechać do domu...
Niedziela
Poniedziałek