09/10.04. Ludzie z mgły nad Wierchomlą
: 2016-04-12, 22:01
Miałam w sumie relacji nie pisać, ale skoro jest na forum niedosyt mgły, to wrzucę kilka zdjęć. W sobotę dołączyłam do bton1a i jego ekipy w góry - wyjazd raczej rekreacyjny niż turystyczny, zwłaszcza że pogoda tym razem nie była naszym sprzymierzeńcem.
Na Czarny Potok dotarliśmy przed południem i tam czekaliśmy, aż wszyscy zbiorą się w jedną całość. Rejon obecnie martwy, gdyż kolejka jest nieczynna. Udało się jednak znaleźć miejsce, w którym mogliśmy zjeść zupę z mikrofali i wypić szybkie piwo. Po zebraniu całej ekipy, ruszyliśmy w stronę przeł. Krzyżowej. Wprawdzie trochę pokapywało, ale żaden śmiałek nie zrezygnował, więc udaliśmy się na nią w pełnym składzie.
Po drodze nie było licznych punktów widokowych. Zresztą były zbędne, gdyż na widoki nie można było liczyć. Chyba że widoki na przyszłość. O! Tych też nie było Były jedynie widoczne łąki, kilka drzew i trochę mgły.
Przez chwilę deszcz próbował nas bardziej postraszyć, ale założyliśmy czapki, osłonki na plecaki. "Buty nieśmiertelności" robiły robotę, więc nic nam nie było straszne. Wystarczyło odejść na kilka metrów, żeby stracić z oczu swoich towarzyszy.
Dotarłszy do schroniska nad Wierchomlą oczywiście rzuciłam się najpierw na robienie panoram, gdyż widoki były oszałamiające. Te Tatry! I pomyśleć, że całkiem niedawno nie było ich widać!
Najdzielniejsi śmiałkowie narąbali drwa na opał, aby zapewnić nam ciepłą wodę w zielonym domku. Urąbali też nieco na planowane ognisko.
Ostatecznie rozpadało się bardziej, a w domku było ekstremalnie ciepło i przyjemnie, więc stos kiełbas został rzucony na pies, piosenka na usta i tak się przeciągnęło do późnych godzin nocnych. W sąsiednim budynku stukano w gongi do wczesnego ranka. Impreza misowo-gongowa rozpoczęła się o 21:00, a jeden z naszych towarzyszy uświadczył jej jeszcze o 7:00. Działo się!
Rano oczywiście było "okno pogodowe", więc z radością wyjrzałam przez okno budynku!
Panorama niedzielna wyglądała podobnie do tej sobotniej.
Nabraliśmy tempa i około 12:00 udało nam się wyjść ze schroniska. Udaliśmy się więc w stronę (t)Runka.
Widoki na okoliczne drzewa były całkiem niezłe!
Ktoś nam pozostawił "krzyż na drogę"!
Mogliśmy zatem z radością pewnym krokiem kroczyć ku Jaworzynie.
Było niesamowicie widokowo, a mimo to zdecydowaliśmy się ominąć szczyt i iść prosto do schroniska! Tam bufet i kuchnia były czynne tylko do 16:00, co mnie szalenie zdziwiło, bo zazwyczaj gdy docieram do schroniska, jest nieco później. Nie chciałabym się tak zdziwić, mając ze sobą tylko suchą bułę i kabanosa
Na Jaworzynie spożyliśmy obiad i ruszyliśmy dalej zielonym szlakiem do Krynicy. Najbardziej widokowym punktem całego wypadu był Diabelski Kamień.
Uruchomiliśmy jednak wyobraźnię, więc widzieliśmy mnóstwo innych rzeczy! Moc była z nami!
Tym oto akcentem skończyliśmy wycieczkę na Czarnym Potoku i "eeeeeeeeeeeemigrowaliśmy". Nie nachodziliśmy się zbytnio, ale nie było to zasadniczym celem naszej wycieczki.
Na Czarny Potok dotarliśmy przed południem i tam czekaliśmy, aż wszyscy zbiorą się w jedną całość. Rejon obecnie martwy, gdyż kolejka jest nieczynna. Udało się jednak znaleźć miejsce, w którym mogliśmy zjeść zupę z mikrofali i wypić szybkie piwo. Po zebraniu całej ekipy, ruszyliśmy w stronę przeł. Krzyżowej. Wprawdzie trochę pokapywało, ale żaden śmiałek nie zrezygnował, więc udaliśmy się na nią w pełnym składzie.
Po drodze nie było licznych punktów widokowych. Zresztą były zbędne, gdyż na widoki nie można było liczyć. Chyba że widoki na przyszłość. O! Tych też nie było Były jedynie widoczne łąki, kilka drzew i trochę mgły.
Przez chwilę deszcz próbował nas bardziej postraszyć, ale założyliśmy czapki, osłonki na plecaki. "Buty nieśmiertelności" robiły robotę, więc nic nam nie było straszne. Wystarczyło odejść na kilka metrów, żeby stracić z oczu swoich towarzyszy.
Dotarłszy do schroniska nad Wierchomlą oczywiście rzuciłam się najpierw na robienie panoram, gdyż widoki były oszałamiające. Te Tatry! I pomyśleć, że całkiem niedawno nie było ich widać!
Najdzielniejsi śmiałkowie narąbali drwa na opał, aby zapewnić nam ciepłą wodę w zielonym domku. Urąbali też nieco na planowane ognisko.
Ostatecznie rozpadało się bardziej, a w domku było ekstremalnie ciepło i przyjemnie, więc stos kiełbas został rzucony na pies, piosenka na usta i tak się przeciągnęło do późnych godzin nocnych. W sąsiednim budynku stukano w gongi do wczesnego ranka. Impreza misowo-gongowa rozpoczęła się o 21:00, a jeden z naszych towarzyszy uświadczył jej jeszcze o 7:00. Działo się!
Rano oczywiście było "okno pogodowe", więc z radością wyjrzałam przez okno budynku!
Panorama niedzielna wyglądała podobnie do tej sobotniej.
Nabraliśmy tempa i około 12:00 udało nam się wyjść ze schroniska. Udaliśmy się więc w stronę (t)Runka.
Widoki na okoliczne drzewa były całkiem niezłe!
Ktoś nam pozostawił "krzyż na drogę"!
Mogliśmy zatem z radością pewnym krokiem kroczyć ku Jaworzynie.
Było niesamowicie widokowo, a mimo to zdecydowaliśmy się ominąć szczyt i iść prosto do schroniska! Tam bufet i kuchnia były czynne tylko do 16:00, co mnie szalenie zdziwiło, bo zazwyczaj gdy docieram do schroniska, jest nieco później. Nie chciałabym się tak zdziwić, mając ze sobą tylko suchą bułę i kabanosa
Na Jaworzynie spożyliśmy obiad i ruszyliśmy dalej zielonym szlakiem do Krynicy. Najbardziej widokowym punktem całego wypadu był Diabelski Kamień.
Uruchomiliśmy jednak wyobraźnię, więc widzieliśmy mnóstwo innych rzeczy! Moc była z nami!
Tym oto akcentem skończyliśmy wycieczkę na Czarnym Potoku i "eeeeeeeeeeeemigrowaliśmy". Nie nachodziliśmy się zbytnio, ale nie było to zasadniczym celem naszej wycieczki.