Przy sobocie - Leskowiec
: 2016-07-07, 11:10
Korzystając z weekendu spędzonego w Wadowicach i pięknej słonecznej pogody postanawiam, że w sobotę wybiorę się na moją ulubioną górkę.
O dziewiątej łapię busa do Ponikwi. Piętnaście minut później jestem już na szlaku.
Cisza, spokój, jedna spotkana osoba, do czasu... Od Rzyk serduszkowym ciągnie wycieczka gimnazjalistów z pobliskiej miejscowości. Zachowują się dość głośno, ale okazują się całkiem sympatyczni. Idę chwilkę z nimi, jak to belfer szybko znajduję z młodzieżą wspólny temat, a to o górach, a to o szkole. Rozstajemy się pod Jaworzyną. Oni dalej serduszkowym , ja na prosto najpierw na Jaworzynę.
A tam plaża. sporo opalających się osób, choć niebo wcale bezchmurne już nie jest. Robię fotki i znikam.
Wstępuję do schroniska oczywiście. Szarlotki brak. Jest za to kruche ciasto z truskawkami, dobre nawet. Goszczę się więc
Potem na szczyt, wiadomo.
Leskowiec dzisiaj dla mnie nieco łaskawszy niż rok temu.Jakieś widoki są, choć nie najlepsze. Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio widziałam stąd Tatry. I tu się zgodzę z tymi, którzy twierdzą ,że Potrójna widokowo dużo lepsza.
Idę na drugą stronę, stamtąd widoki zawsze dobre... na okoliczne szczyty.
Na Leskowcu pusto. Kilka osób zaledwie. No to rzucam plecak o glebę i kładę się w trawie. I tak leżę ze dwie godziny. Wracać mi się wcale nie chce, ale wracać w końcu muszę, żeby zdążyć do Ponikwi na ostatniego busa. Zatrzymuję się jeszcze na chwilę w schronisku, kupuję picie na drogę, a później to już w dół , najpierw chwilę serduszkowym.
A dalej niebieskim do Ponikwi na przystanek i do domu.
Chodzenie po górach mam na razie z głowy, kłopotów ze zdrowiem ciąg dalszy. Czekam na następny zabieg, a po nim pochodzić sobie mogę palcem po mapie co najwyżej, choć łudzę się, że jesienią coś się może już uda pokombinować.
O dziewiątej łapię busa do Ponikwi. Piętnaście minut później jestem już na szlaku.
Cisza, spokój, jedna spotkana osoba, do czasu... Od Rzyk serduszkowym ciągnie wycieczka gimnazjalistów z pobliskiej miejscowości. Zachowują się dość głośno, ale okazują się całkiem sympatyczni. Idę chwilkę z nimi, jak to belfer szybko znajduję z młodzieżą wspólny temat, a to o górach, a to o szkole. Rozstajemy się pod Jaworzyną. Oni dalej serduszkowym , ja na prosto najpierw na Jaworzynę.
A tam plaża. sporo opalających się osób, choć niebo wcale bezchmurne już nie jest. Robię fotki i znikam.
Wstępuję do schroniska oczywiście. Szarlotki brak. Jest za to kruche ciasto z truskawkami, dobre nawet. Goszczę się więc
Potem na szczyt, wiadomo.
Leskowiec dzisiaj dla mnie nieco łaskawszy niż rok temu.Jakieś widoki są, choć nie najlepsze. Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio widziałam stąd Tatry. I tu się zgodzę z tymi, którzy twierdzą ,że Potrójna widokowo dużo lepsza.
Idę na drugą stronę, stamtąd widoki zawsze dobre... na okoliczne szczyty.
Na Leskowcu pusto. Kilka osób zaledwie. No to rzucam plecak o glebę i kładę się w trawie. I tak leżę ze dwie godziny. Wracać mi się wcale nie chce, ale wracać w końcu muszę, żeby zdążyć do Ponikwi na ostatniego busa. Zatrzymuję się jeszcze na chwilę w schronisku, kupuję picie na drogę, a później to już w dół , najpierw chwilę serduszkowym.
A dalej niebieskim do Ponikwi na przystanek i do domu.
Chodzenie po górach mam na razie z głowy, kłopotów ze zdrowiem ciąg dalszy. Czekam na następny zabieg, a po nim pochodzić sobie mogę palcem po mapie co najwyżej, choć łudzę się, że jesienią coś się może już uda pokombinować.