Zakały na Bryzgałkach czyli prawie klasyczne bacowanie.
: 2016-09-12, 19:46
Ave!!!
Stęskniliście się za moją wredną gębą? No to jestem ponownie. Tak się jakoś złożyło, że wzięło mnie za namową Baśka na przespanie się w jakiejś ekskluzywnej lokalizacji. No i namówiono mnie na Bryzgałki. Ech te kobiety i ich dar przekonywania...
Punkt kontaktowy z pietią i Andrychowiokiem wypadł, no jakżeby inaczej, w żywieckim "Słoneczku".
Po chwili namysłu i zadumy nad ciężkim losem turysty etosowego zapierniczamy furą do Rycerki Kolonii. Tam na parkingu ostatnie przepaki i fru - kierunek Wielka Racza.
Upał nie do zniesienia. Szafa na plecach nie pomaga. Wiadro potu, i kolejne, i kolejne...
Racza. Piwo!!! Zimne!!! Mokre!!! Dużo piwa!!!
I tu kluczową pozycję zaczyna powoli odgrywać mój GPS. Podążając czerwonym szlakiem (słowackim granicznym nam się nie chce) wiemy gdzie mniej więcej trzeba odbić przez las do granicy i szukać wyraźnej ścieżki na Bryzgałki.
Widoki rozpieszczają.
Jakieś 30 minut marszu od granicy trafiamy na to magiczne miejsce. Niestety wszystkie szałasy są pozamykane na kłódkę, więc zostaje nam spanie na werandzie jednego z nich. Jest i ognicho. Jest i jakaś butelczyna.
I tak schodzi do nocy. Rankiem wygania mnie potrzeba i widzę cudny przedświt.
Basiek trochę marudzi na hasło pobudka, lecz na kolejne "wschód słońca" reaguje jak klasyczna surykatka. Słupek. No i zaczyna się gonienie po rosie między szałasami.
Reszta poranka jest prawie standardowa. Prawie, bo śniadanie z takim widokiem smakuje zupełnie inaczej. W sensie zdecydowanie lepiej.
Sielanka i pragnienie pozostania tam na zawsze. No ale w końcu czar pryska. Trzeba się zbierać. Przed samym wyjściem mamy okazję poznać trzech górali na koniach huculskich. Niejakich Trapera, Małego Księcia i Samotnego Wilka. I skosztować okowity zagryzanej szpekiem z dzika.
A dalej to już mordownia. Szafa na grzbiecie znów nie okazuje chęci współpracy. Upał też. Ale tli się w człowieku nadzieja. Znaczy się piwo na Przegibku.
Obiadek przy schronie i cóż. Marsz do domu marsz. I tyle. I koniec. Ale wrażenia i zdjęcia zostały.
Pełen albumik po kliku w obrazek. Enjoy!!!
Stęskniliście się za moją wredną gębą? No to jestem ponownie. Tak się jakoś złożyło, że wzięło mnie za namową Baśka na przespanie się w jakiejś ekskluzywnej lokalizacji. No i namówiono mnie na Bryzgałki. Ech te kobiety i ich dar przekonywania...
Punkt kontaktowy z pietią i Andrychowiokiem wypadł, no jakżeby inaczej, w żywieckim "Słoneczku".
Po chwili namysłu i zadumy nad ciężkim losem turysty etosowego zapierniczamy furą do Rycerki Kolonii. Tam na parkingu ostatnie przepaki i fru - kierunek Wielka Racza.
Upał nie do zniesienia. Szafa na plecach nie pomaga. Wiadro potu, i kolejne, i kolejne...
Racza. Piwo!!! Zimne!!! Mokre!!! Dużo piwa!!!
I tu kluczową pozycję zaczyna powoli odgrywać mój GPS. Podążając czerwonym szlakiem (słowackim granicznym nam się nie chce) wiemy gdzie mniej więcej trzeba odbić przez las do granicy i szukać wyraźnej ścieżki na Bryzgałki.
Widoki rozpieszczają.
Jakieś 30 minut marszu od granicy trafiamy na to magiczne miejsce. Niestety wszystkie szałasy są pozamykane na kłódkę, więc zostaje nam spanie na werandzie jednego z nich. Jest i ognicho. Jest i jakaś butelczyna.
I tak schodzi do nocy. Rankiem wygania mnie potrzeba i widzę cudny przedświt.
Basiek trochę marudzi na hasło pobudka, lecz na kolejne "wschód słońca" reaguje jak klasyczna surykatka. Słupek. No i zaczyna się gonienie po rosie między szałasami.
Reszta poranka jest prawie standardowa. Prawie, bo śniadanie z takim widokiem smakuje zupełnie inaczej. W sensie zdecydowanie lepiej.
Sielanka i pragnienie pozostania tam na zawsze. No ale w końcu czar pryska. Trzeba się zbierać. Przed samym wyjściem mamy okazję poznać trzech górali na koniach huculskich. Niejakich Trapera, Małego Księcia i Samotnego Wilka. I skosztować okowity zagryzanej szpekiem z dzika.
A dalej to już mordownia. Szafa na grzbiecie znów nie okazuje chęci współpracy. Upał też. Ale tli się w człowieku nadzieja. Znaczy się piwo na Przegibku.
Obiadek przy schronie i cóż. Marsz do domu marsz. I tyle. I koniec. Ale wrażenia i zdjęcia zostały.
Pełen albumik po kliku w obrazek. Enjoy!!!