02.04.12.2016 Zdroworozsądkowo na Biegunie Śląskim..
: 2016-12-05, 20:22
W weekend andrzejkowy nie pochodziliśmy w ogóle. Wyszliśmy tylko do chatki, a tam oddaliśmy się słodkiemu lenistwu, spotkaliśmy się w kilkunastoosobowym w gronie, a w niedzielę grzecznie wróciliśmy do domu. Pierwszy weekend miał być nieco inny. Teraz już mieliśmy pochodzić i wyciągnąć jak najwięcej z weekendu
Udało się? Padło na Baranią Górę. Mówiłam kiedyś, że jeśli tu wrócę, to tylko w zimie?! Wprawdzie zima jeszcze się nie zaczęła, ale warunki zimowe nas dopadły w pełnej okazałości. Parę dni przed weekendem sypało na potęgę. W czwartek ostatni raz sprawdzałam różne informacje. Pracownicy schronisk różnych pisali mniej więcej o 50-60 cm śniegu, a prognozy na piątek wieszczyły, że nadal będzie prószył, co wzbudzało moją delikatną trwogę. Wsiadłam jednak do autobusu i stwierdziłam, że "co ma być, to będzie".
Koleżanki z pracy straszyły mnie wiatrami, GOPRami i innymi cudami, a ja z uporem maniaka tłumaczyłam im, że nic wielkiego mi nie grozi, yeti mnie nie zje, lawina mnie nie pochłonie, a wiatr ma ustawiać (chociaż w to wierzyłam tylko połowicznie ). W Wiśle spotkałam się z Pudelkiem i stamtąd już razem dojechaliśmy na Przełęcz Kubalonka. Postanowiliśmy iść cały czas drogą, gdyż ruszyliśmy dopiero po 17.00, więc było już zupełnie ciemno, a czekał nas kawałek trasy. Śniegu dookoła było dość dużo, wiatr był delikatny, odrobinę prószyło, ale tylko dodając uroku tej wieczorno-zimowej aurze. Przy Szarculi mieliśmy delikatny problem, bo leżały powalone drzewa i nie było widać żadnego szlaku, ale okazało się, że gdy je minęliśmy, dotarliśmy znów do odśnieżonej drogi.
W pewnym momencie zaczęłam się wygłupiać i weszłam w zaspę, aby nasze przejście wyglądało bardziej dramatycznie Zaowocowało to zdjęciem, które wrzuciłam na fejsbuka, podpisując "Wygłupy na szlaku skończyły się wyciąganiem nogi dźwigiem GOPR przejechał obojętnie:P..."
Dzisiaj mierzyłam się w pracy z pytaniami "Inez, co z nogą?" i nie mogłam załapać o co chodzi, dopóki mnie nie uświadomiono, że chodzi o dźwig Do schroniska dotarliśmy po 20:00, cały czas idąc asfaltem. Spędziliśmy go bardzo miło z Kamką, potrwał dłuuugo, więc rano niespiesznie wstaliśmy, by iść na Baranią Górę...
Teoretycznie miało to potrwać jedną godzinę (lub według innych map nawet ciut mniej).
Niebo było zasłonięte mgłą, a szlak prawie nieprzetarty. Przed nami szło bardzo niewiele osób, więc staraliśmy się iść po śladzie, lecz niewiele to dawało.
Mozolnie pięliśmy się w górę, w związku z czym bardzo długo widzieliśmy za plecami schronisko i towarzyszące mu budynki.
Jako że mgła nie pozwalała dojrzeć żadnych widoków, postanowiłam nacieszyć się tą wszechobecną bielą.
Radość sprawił nam fakt, że w końcu nie widzimy schroniska... Przynajmniej odrobinę się od niego oddaliliśmy.
Ale było męcząco. Nie bardzo ciężko i niezupełnie nie do przejscia, jednak...
...maszerując dalej oboje po cichu zastanawialiśmy się, czy na pewno jest sens napierać pod górę
W końcu, po godzinie drogi, będąc raptem po 1/4 trasy, zdecydowaliśmy się zawrócić.
Stwierdziliśmy oboje, że wysiłek jest zupełnie niewspółmierny do osiągniętej wysokości. Zmęczylibyśmy się bardzo, wycieczka mogłaby zająć nawet 6-7 godzin, a nic nie wskazywało na to, że na górze czekają nas jakiekolwiek widoki.
Schodziliśmy też długo, bo mimo wszystko brodzenie w tym śniegu wymagało wysiłku. Ale uśmiechy na twarzy się pojawiały
Skoro miałam nie doświadczyć żadnych górskich widoków, postanowiłam robić sesję fotograficzną nowemu George'owi
Nowy George jest identyczny jak wcześniejszy, ale mniej zbrukany - jeszcze
Podczas drogi w dół popijaliśmy to jedno piwko, które mieliśmy ze sobą, a ja szukałam miejsc na sesję dla Georgiego
Biedaczek m.in. wpadł do małej szczeliny, ale udało mu się wygrzebać.
Później wpadł do głębszej...
...a dodatkowo został przywalony śniegiem!
Udało się go uratować, więc mogliśmy wypić jego zdrowie;-p
Był w bardzo złym stanie, więc musieliśmy pędzić do schroniska ;D
Jego widok sprawił nam dużą radość.
Postanowiliśmy jednak sprawdzić, czy stokówka jest przetarta. Dzień wcześniej GOPR-owcy (którzy nie byli na służbie, a jedynie turystycznie), powiedzieli nam, że szlak na Baranią - przetarty (a nie był), stokówka przetarta, zaproponowali nam 20-kilometrową pętlę (ha, ha, ha) i mówili, że idą na Baranią, więc stwierdziliśmy, że zapewne przetrą jeszcze bardziej. Czując się już częściowo oszukani, zeszliśmy na dół, zweryfikować te informacje ;D
Georgi zerkał z perspektywy drzewa - obawiał się już śniegu!
Zeszliśmy tuż za izbę leśną i...
Stokówka też nie była w żaden sposób przetarta. Był tam tylko jeden ślad skiturów! W związku z warunkami, panującymi na szlaku, następnego dnia mieliśmy tylko zejść na dół, więc popijałam grzańce, graliśmy w Osadników z Catanu, Carcassonne i kości. Radowaliśmy się chwilą spędzaną w górach...
O 19.00 zadzwonił turysta, który miał dotrzeć do nas na nocleg. Szedł z Węgierskiej Górki. Mówił, że warunki go trochę przerosły, ale wciąż do nas idzie. Po północy, idąc spać, zaczęliśmy się trochę martwić, więc zadzwoniliśmy do GOPR-u. Okazało się, że sam zadzwonił wcześniej - szlak był tak wyczerpujący, że zatrzymał się przy początku rezerwatu i podobno chciało mu się już spać. Ja tymczasem nie spałam całą noc, martwiąc się, czy GOPR-owcy zdążą go uratować Okazało się jednak, że po 3 godzinach dojechali do niego od strony Skrzycznego i odwieźli do szpitala. Tego samego dnia szła też inna grupa z Węgierskiej Górki z planem dotarcia do schroniska, lecz zawróciła na Magurce Radziechowskiej, a wycieczka zajęła im łącznie 13 godzin.
To tak dla zobrazowania warunków na szlaku... Było naprawdę ciężko, prawie z każdej strony szlaki były nieprzetarte. W zasadzie jedynie szlaki dojściowe do schronisk były w dobrym stanie, ale to z wiadomego powodu. Cóż nam pozostało, jeśli nie wrócić do domu? ...
Obudziliśmy się rano, niespiesznie zjedliśmy śniadanie i.... przyszedł Saper z Chudym, mówiąc, że koniecznie trzeba się wybrać na Baranią Górę, a po wczorajszych akcjach GOPRu, który podjął próbę podjechania od strony Baraniej Góry do ów pana z wczoraj, szlak jest przetarty skuterami... Idziemy?! Idziemy!
Udało się? Padło na Baranią Górę. Mówiłam kiedyś, że jeśli tu wrócę, to tylko w zimie?! Wprawdzie zima jeszcze się nie zaczęła, ale warunki zimowe nas dopadły w pełnej okazałości. Parę dni przed weekendem sypało na potęgę. W czwartek ostatni raz sprawdzałam różne informacje. Pracownicy schronisk różnych pisali mniej więcej o 50-60 cm śniegu, a prognozy na piątek wieszczyły, że nadal będzie prószył, co wzbudzało moją delikatną trwogę. Wsiadłam jednak do autobusu i stwierdziłam, że "co ma być, to będzie".
Koleżanki z pracy straszyły mnie wiatrami, GOPRami i innymi cudami, a ja z uporem maniaka tłumaczyłam im, że nic wielkiego mi nie grozi, yeti mnie nie zje, lawina mnie nie pochłonie, a wiatr ma ustawiać (chociaż w to wierzyłam tylko połowicznie ). W Wiśle spotkałam się z Pudelkiem i stamtąd już razem dojechaliśmy na Przełęcz Kubalonka. Postanowiliśmy iść cały czas drogą, gdyż ruszyliśmy dopiero po 17.00, więc było już zupełnie ciemno, a czekał nas kawałek trasy. Śniegu dookoła było dość dużo, wiatr był delikatny, odrobinę prószyło, ale tylko dodając uroku tej wieczorno-zimowej aurze. Przy Szarculi mieliśmy delikatny problem, bo leżały powalone drzewa i nie było widać żadnego szlaku, ale okazało się, że gdy je minęliśmy, dotarliśmy znów do odśnieżonej drogi.
W pewnym momencie zaczęłam się wygłupiać i weszłam w zaspę, aby nasze przejście wyglądało bardziej dramatycznie Zaowocowało to zdjęciem, które wrzuciłam na fejsbuka, podpisując "Wygłupy na szlaku skończyły się wyciąganiem nogi dźwigiem GOPR przejechał obojętnie:P..."
Dzisiaj mierzyłam się w pracy z pytaniami "Inez, co z nogą?" i nie mogłam załapać o co chodzi, dopóki mnie nie uświadomiono, że chodzi o dźwig Do schroniska dotarliśmy po 20:00, cały czas idąc asfaltem. Spędziliśmy go bardzo miło z Kamką, potrwał dłuuugo, więc rano niespiesznie wstaliśmy, by iść na Baranią Górę...
Teoretycznie miało to potrwać jedną godzinę (lub według innych map nawet ciut mniej).
Niebo było zasłonięte mgłą, a szlak prawie nieprzetarty. Przed nami szło bardzo niewiele osób, więc staraliśmy się iść po śladzie, lecz niewiele to dawało.
Mozolnie pięliśmy się w górę, w związku z czym bardzo długo widzieliśmy za plecami schronisko i towarzyszące mu budynki.
Jako że mgła nie pozwalała dojrzeć żadnych widoków, postanowiłam nacieszyć się tą wszechobecną bielą.
Radość sprawił nam fakt, że w końcu nie widzimy schroniska... Przynajmniej odrobinę się od niego oddaliliśmy.
Ale było męcząco. Nie bardzo ciężko i niezupełnie nie do przejscia, jednak...
...maszerując dalej oboje po cichu zastanawialiśmy się, czy na pewno jest sens napierać pod górę
W końcu, po godzinie drogi, będąc raptem po 1/4 trasy, zdecydowaliśmy się zawrócić.
Stwierdziliśmy oboje, że wysiłek jest zupełnie niewspółmierny do osiągniętej wysokości. Zmęczylibyśmy się bardzo, wycieczka mogłaby zająć nawet 6-7 godzin, a nic nie wskazywało na to, że na górze czekają nas jakiekolwiek widoki.
Schodziliśmy też długo, bo mimo wszystko brodzenie w tym śniegu wymagało wysiłku. Ale uśmiechy na twarzy się pojawiały
Skoro miałam nie doświadczyć żadnych górskich widoków, postanowiłam robić sesję fotograficzną nowemu George'owi
Nowy George jest identyczny jak wcześniejszy, ale mniej zbrukany - jeszcze
Podczas drogi w dół popijaliśmy to jedno piwko, które mieliśmy ze sobą, a ja szukałam miejsc na sesję dla Georgiego
Biedaczek m.in. wpadł do małej szczeliny, ale udało mu się wygrzebać.
Później wpadł do głębszej...
...a dodatkowo został przywalony śniegiem!
Udało się go uratować, więc mogliśmy wypić jego zdrowie;-p
Był w bardzo złym stanie, więc musieliśmy pędzić do schroniska ;D
Jego widok sprawił nam dużą radość.
Postanowiliśmy jednak sprawdzić, czy stokówka jest przetarta. Dzień wcześniej GOPR-owcy (którzy nie byli na służbie, a jedynie turystycznie), powiedzieli nam, że szlak na Baranią - przetarty (a nie był), stokówka przetarta, zaproponowali nam 20-kilometrową pętlę (ha, ha, ha) i mówili, że idą na Baranią, więc stwierdziliśmy, że zapewne przetrą jeszcze bardziej. Czując się już częściowo oszukani, zeszliśmy na dół, zweryfikować te informacje ;D
Georgi zerkał z perspektywy drzewa - obawiał się już śniegu!
Zeszliśmy tuż za izbę leśną i...
Stokówka też nie była w żaden sposób przetarta. Był tam tylko jeden ślad skiturów! W związku z warunkami, panującymi na szlaku, następnego dnia mieliśmy tylko zejść na dół, więc popijałam grzańce, graliśmy w Osadników z Catanu, Carcassonne i kości. Radowaliśmy się chwilą spędzaną w górach...
O 19.00 zadzwonił turysta, który miał dotrzeć do nas na nocleg. Szedł z Węgierskiej Górki. Mówił, że warunki go trochę przerosły, ale wciąż do nas idzie. Po północy, idąc spać, zaczęliśmy się trochę martwić, więc zadzwoniliśmy do GOPR-u. Okazało się, że sam zadzwonił wcześniej - szlak był tak wyczerpujący, że zatrzymał się przy początku rezerwatu i podobno chciało mu się już spać. Ja tymczasem nie spałam całą noc, martwiąc się, czy GOPR-owcy zdążą go uratować Okazało się jednak, że po 3 godzinach dojechali do niego od strony Skrzycznego i odwieźli do szpitala. Tego samego dnia szła też inna grupa z Węgierskiej Górki z planem dotarcia do schroniska, lecz zawróciła na Magurce Radziechowskiej, a wycieczka zajęła im łącznie 13 godzin.
To tak dla zobrazowania warunków na szlaku... Było naprawdę ciężko, prawie z każdej strony szlaki były nieprzetarte. W zasadzie jedynie szlaki dojściowe do schronisk były w dobrym stanie, ale to z wiadomego powodu. Cóż nam pozostało, jeśli nie wrócić do domu? ...
Obudziliśmy się rano, niespiesznie zjedliśmy śniadanie i.... przyszedł Saper z Chudym, mówiąc, że koniecznie trzeba się wybrać na Baranią Górę, a po wczorajszych akcjach GOPRu, który podjął próbę podjechania od strony Baraniej Góry do ów pana z wczoraj, szlak jest przetarty skuterami... Idziemy?! Idziemy!