Szlaki, bezdroża, miejsca "z których nie uświadczysz re
: 2017-05-03, 23:00
Majówka za nami. W tym roku nie rozpieszczała ciepłą wiosenną pogodą, niestety. Udało mi się jednak przez dwa dni poplątać tu i tam.
1. W niedzielę około dziesiątej wyłażę na spacerek. Najpierw leniwie wadowicką ścieżką rowerowo-trekingową robiąc fotki przydrożnym roślinom.
Po dotarciu do Jaroszowic opuszczam ścieżkę i kieruję się na szlak.Cel mojej wycieczki coraz bliżej.
Są też jakieś widoki, dość marne zresztą, głównie dzięki raczej kiepskiej pogodzie.
Zbliżam się do mostu na Skawie.
Przechodzę na drugą stronę i już jestem pod Górą Jaroszowicką.
Widać stąd ładnie Goryczkowiec.
Wchodzę w las i nawet słonko zaczyna świecić.
Czy ktoś tu już wspominał,że to Beskid Stromy?
W kilku miejscach ustawiono ławeczki dla turystów.
Pod szczytem kapliczka.Siadam na dłuższą chwilę, głównie ,żeby odpocząć i zjeść niedzielny obiad czyli kanapkę.O samotności można sobie tylko pomarzyć. Rowerzyści, psy, dzieci, całe grupki, podgrupki i rodziny.
Do kapliczki przybita kartka z tekstem Desideraty. Czy są w pobliżu jacyś hipisi...rozglądam się. No tak,pacyfa na szyi mówi sama za siebie.
Ruszam dalej i po jakichś 10 minutach jestem na szczycie.
Szczyt Góry Jaroszowickiej całkowicie zalesiony, widoków stąd żadnych. Chodzą pogłoski o zamiarze budowania tu wieży widokowej. Pomysł niegłupi, widoki byłyby stąd piękne. Zastanawiam się nad dalszą drogą. Mam zamiar zejść do Świnnej Poręby, a docelowo do Czartaka na przystanek busa.
Turysta, który właśnie wszedł tym szlakiem stanowczo mi go odradza. Perspektywa dużej ilości błota,którego nie da się nijak obejść zniechęca mnie skutecznie i postanawiam wrócić tym samym szlakiem, którym przyszłam. Schodząc z Góry Jaroszowickiej spotykam tubylca, który prowadzi mnie jakimiś sobie znanymi skrótami. Później idzie do domu, ale wskazuje mi drogę.
I tak około piątej po południu kończy się moja pierwsza wycieczka.
1. W niedzielę około dziesiątej wyłażę na spacerek. Najpierw leniwie wadowicką ścieżką rowerowo-trekingową robiąc fotki przydrożnym roślinom.
Po dotarciu do Jaroszowic opuszczam ścieżkę i kieruję się na szlak.Cel mojej wycieczki coraz bliżej.
Są też jakieś widoki, dość marne zresztą, głównie dzięki raczej kiepskiej pogodzie.
Zbliżam się do mostu na Skawie.
Przechodzę na drugą stronę i już jestem pod Górą Jaroszowicką.
Widać stąd ładnie Goryczkowiec.
Wchodzę w las i nawet słonko zaczyna świecić.
Czy ktoś tu już wspominał,że to Beskid Stromy?
W kilku miejscach ustawiono ławeczki dla turystów.
Pod szczytem kapliczka.Siadam na dłuższą chwilę, głównie ,żeby odpocząć i zjeść niedzielny obiad czyli kanapkę.O samotności można sobie tylko pomarzyć. Rowerzyści, psy, dzieci, całe grupki, podgrupki i rodziny.
Do kapliczki przybita kartka z tekstem Desideraty. Czy są w pobliżu jacyś hipisi...rozglądam się. No tak,pacyfa na szyi mówi sama za siebie.
Ruszam dalej i po jakichś 10 minutach jestem na szczycie.
Szczyt Góry Jaroszowickiej całkowicie zalesiony, widoków stąd żadnych. Chodzą pogłoski o zamiarze budowania tu wieży widokowej. Pomysł niegłupi, widoki byłyby stąd piękne. Zastanawiam się nad dalszą drogą. Mam zamiar zejść do Świnnej Poręby, a docelowo do Czartaka na przystanek busa.
Turysta, który właśnie wszedł tym szlakiem stanowczo mi go odradza. Perspektywa dużej ilości błota,którego nie da się nijak obejść zniechęca mnie skutecznie i postanawiam wrócić tym samym szlakiem, którym przyszłam. Schodząc z Góry Jaroszowickiej spotykam tubylca, który prowadzi mnie jakimiś sobie znanymi skrótami. Później idzie do domu, ale wskazuje mi drogę.
I tak około piątej po południu kończy się moja pierwsza wycieczka.