28.05.2017 Nie wierzę! Znów na wieżę!
: 2017-05-30, 22:02
W poprzedni weekend miała być piękna pogoda, więc spontanicznie zaczęłam w piątek dzwonić po schroniskach, licząc na to, że uda się przenocować w miejscu, które leżałoby przy widokowym szlaku. Ostatecznie wszędzie gdzie dzwoniłam, wszystkie miejsca były zajęte, a z zapaleniem oskrzeli niezbyt chciało mi się spać na glebie.
No nic! W sobotę nie jadę! Pozostała niedziela. W pierwszy dzień weekendu oddałam się pracy, a na następny zaplanowałam Koziarz - pod warunkiem, że uda mi się zwlec z łóżka! Nie było łatwo, ale udało się. Do Tylmanowej dotarłam dopiero ok. 10.00. Wysiadłam przy kościele, więc pozostało mi przejść przez most i dotrzeć do szlaku.
Pogoda zgodna z prognozami - ani jednej chmurki (ja akurat nie jestem miłośniczką takiej sytuacji, ale dobrze! Nie ma powodów do marudzenia - pięknie, ciepło, słonecznie!)
Według mapy, którą posiadałam, jeszcze na drodze powinien zacząć się szlak, ale...okazało się, że na mojej mapie był nieco inny przebieg niż faktycznie.
W końcu jednak skończył się asfalt, a pojawiły się znaki szlakowe, czyli byłam na dobrej drodze ku górze
Cień w taki dzień jak zeszła niedziela był zbawienny! Jak tylko mogłam, korzystałam z niego.
...ale były takie momenty, w których nie miałam takiej możliwości. Z plusów - wtedy miałam widoki - tutaj akurat na jedną z gorczańskich wież.
Te owieczki miały taki widok cały czas!
Patrzyły na mnie podejrzliwym wzrokiem, alarmując dzwoneczkiem resztę stada, że jakieś straszydło się zbliża
Szlak co jakiś czas prowadził kojącym lasem, innym razem pokazywał swoje walory.
Wiosenna, soczysta zieleń była tym, na co czekałam miesiącami i już częściowo udało mi się nią nacieszyć, ale takie dni jak ten sprawiają, że chce się żyć!
Szlak zielony, którym szłam, przez dłuższą część trasy wiódł razem z rowerowym, ale mimo że nie wyszłam najwcześniej, spotkałam tylko trzy osoby - dopiero na wieży pojawili się jacyś samochodziarze, którzy wywieźli tyłki na górę.
No cóż... Przynajmniej na trasie nikt nie zakłócał spokoju
Dosyć szybko pojawiła się radosna wiadomość, że do Koziarza pozostało mi raptem 2,4 km, więc nawet gdybym wlekła się niemiłosiernie, to do godziny powinnam się doczołgać.
Za plecami wciąż Gorce...
...a przed sobą przesympatyczna ścieżka pomiędzy drzewami - na niewiele to się zdało, bo i tak wróciłam usmażona
W końcu, na jednym z prześwitów, miałam także widok na mój dzisiejszy cel - niezbyt wydumany, bez nabijania kilometrów, sielankowy
Motywowało to tym bardziej do tego, żeby dalej iść!
Pojawiły się także urocze chmurki! Czyżby ten dzień faktycznie miał być idealny?
Gdy dotarłam na Polanę Kolebisko, okazało się, że tak - zupełnie! Miałam bardzo przyzwoity widok na (wreszcie nie zamglone!) Tatry.
Zrobiłam im tysiąc pińcet zdjęć. Nie obeszło się bez slefie.
I zielonej trawki.
Zewsząd atakowały robale! Wstrętne muchozordy, grr! Większość starałam się wymazać, ale tutaj nawet widzę dwie paskudnice, latające tuż nad trawką - na środku i po lewej!
Ten bardzo ładny widok jeszcze bardziej mnie napędził do dotarcia na szczyt!
Polana była dosyć rozległa. Po drodze przebijała się chatka, przy której siedzieli ludzie, palący ognisko.
Mnie pozostało tylko przedostatnie podejście
...ale z widokami, więc nie szłam szalonym pędem
...ale cały czas szłam. Aż do momentu, gdy Tatry zostały przesłonięte lasem
Zanim odbiłam w kierunku Koziarza, postanowiłam jeszcze wyjść na Błyszcz, który wciąż mi zalegał, bo nigdy nie miałam już siły tam iść
...a od rozwidlenia do niego dzieliło mnie raptem 200 m (pod delikatną górkę).
Na Błyszczu usiadłam na chwilę i zrobiłam sobie postój, choć trochę drżałam o to, czy słońce mi później nie rozmyje widoków, grzejąc ze zbyt dużym nasileniem
Ale ławeczka, cień... zrobiły robotę!
Na Błyszczu znajduje się szałasowy ołtarz i pomnik papieża.
Ale dla mnie i tak największą wartość miał cień. I ławeczka. I widoki. I zieleń. I spokój.
Po posileniu się i tej chwilowej przerwie zrobiłam odwrót w kierunku Koziarza.
Droga pięła się tylko delikatnie pod górę, a było tak błogo i zielono!
Dużo jest tam terenów prywatnych, więc wszędzie były urocze płoty, płotki, płoteczki, chaty, chatki...
I zakaz wjazdu! Szkoda, że nie z każdej strony i szkoda, że nie na wszystkich robi wrażenie, bo samochody były nawet pod samą wieżą.
...pod którą już się zbliżałam
Tutaj jeszcze dmuchawce, które później zamienią się w żółciutkie mniszki
Ale wiosnę było czuć na każdym skrawku łąk i polan.
2,4 km/h przy takich widokach to za dużo?
Wygląda na to, że tak!
Ale wciąż byłam na dobrej drodze...
...i w końcu nawet mnie udało się tutaj dotrzeć Robiąc uprzednio jakieś 300 zdjęć
No nic! W sobotę nie jadę! Pozostała niedziela. W pierwszy dzień weekendu oddałam się pracy, a na następny zaplanowałam Koziarz - pod warunkiem, że uda mi się zwlec z łóżka! Nie było łatwo, ale udało się. Do Tylmanowej dotarłam dopiero ok. 10.00. Wysiadłam przy kościele, więc pozostało mi przejść przez most i dotrzeć do szlaku.
Pogoda zgodna z prognozami - ani jednej chmurki (ja akurat nie jestem miłośniczką takiej sytuacji, ale dobrze! Nie ma powodów do marudzenia - pięknie, ciepło, słonecznie!)
Według mapy, którą posiadałam, jeszcze na drodze powinien zacząć się szlak, ale...okazało się, że na mojej mapie był nieco inny przebieg niż faktycznie.
W końcu jednak skończył się asfalt, a pojawiły się znaki szlakowe, czyli byłam na dobrej drodze ku górze
Cień w taki dzień jak zeszła niedziela był zbawienny! Jak tylko mogłam, korzystałam z niego.
...ale były takie momenty, w których nie miałam takiej możliwości. Z plusów - wtedy miałam widoki - tutaj akurat na jedną z gorczańskich wież.
Te owieczki miały taki widok cały czas!
Patrzyły na mnie podejrzliwym wzrokiem, alarmując dzwoneczkiem resztę stada, że jakieś straszydło się zbliża
Szlak co jakiś czas prowadził kojącym lasem, innym razem pokazywał swoje walory.
Wiosenna, soczysta zieleń była tym, na co czekałam miesiącami i już częściowo udało mi się nią nacieszyć, ale takie dni jak ten sprawiają, że chce się żyć!
Szlak zielony, którym szłam, przez dłuższą część trasy wiódł razem z rowerowym, ale mimo że nie wyszłam najwcześniej, spotkałam tylko trzy osoby - dopiero na wieży pojawili się jacyś samochodziarze, którzy wywieźli tyłki na górę.
No cóż... Przynajmniej na trasie nikt nie zakłócał spokoju
Dosyć szybko pojawiła się radosna wiadomość, że do Koziarza pozostało mi raptem 2,4 km, więc nawet gdybym wlekła się niemiłosiernie, to do godziny powinnam się doczołgać.
Za plecami wciąż Gorce...
...a przed sobą przesympatyczna ścieżka pomiędzy drzewami - na niewiele to się zdało, bo i tak wróciłam usmażona
W końcu, na jednym z prześwitów, miałam także widok na mój dzisiejszy cel - niezbyt wydumany, bez nabijania kilometrów, sielankowy
Motywowało to tym bardziej do tego, żeby dalej iść!
Pojawiły się także urocze chmurki! Czyżby ten dzień faktycznie miał być idealny?
Gdy dotarłam na Polanę Kolebisko, okazało się, że tak - zupełnie! Miałam bardzo przyzwoity widok na (wreszcie nie zamglone!) Tatry.
Zrobiłam im tysiąc pińcet zdjęć. Nie obeszło się bez slefie.
I zielonej trawki.
Zewsząd atakowały robale! Wstrętne muchozordy, grr! Większość starałam się wymazać, ale tutaj nawet widzę dwie paskudnice, latające tuż nad trawką - na środku i po lewej!
Ten bardzo ładny widok jeszcze bardziej mnie napędził do dotarcia na szczyt!
Polana była dosyć rozległa. Po drodze przebijała się chatka, przy której siedzieli ludzie, palący ognisko.
Mnie pozostało tylko przedostatnie podejście
...ale z widokami, więc nie szłam szalonym pędem
...ale cały czas szłam. Aż do momentu, gdy Tatry zostały przesłonięte lasem
Zanim odbiłam w kierunku Koziarza, postanowiłam jeszcze wyjść na Błyszcz, który wciąż mi zalegał, bo nigdy nie miałam już siły tam iść
...a od rozwidlenia do niego dzieliło mnie raptem 200 m (pod delikatną górkę).
Na Błyszczu usiadłam na chwilę i zrobiłam sobie postój, choć trochę drżałam o to, czy słońce mi później nie rozmyje widoków, grzejąc ze zbyt dużym nasileniem
Ale ławeczka, cień... zrobiły robotę!
Na Błyszczu znajduje się szałasowy ołtarz i pomnik papieża.
Ale dla mnie i tak największą wartość miał cień. I ławeczka. I widoki. I zieleń. I spokój.
Po posileniu się i tej chwilowej przerwie zrobiłam odwrót w kierunku Koziarza.
Droga pięła się tylko delikatnie pod górę, a było tak błogo i zielono!
Dużo jest tam terenów prywatnych, więc wszędzie były urocze płoty, płotki, płoteczki, chaty, chatki...
I zakaz wjazdu! Szkoda, że nie z każdej strony i szkoda, że nie na wszystkich robi wrażenie, bo samochody były nawet pod samą wieżą.
...pod którą już się zbliżałam
Tutaj jeszcze dmuchawce, które później zamienią się w żółciutkie mniszki
Ale wiosnę było czuć na każdym skrawku łąk i polan.
2,4 km/h przy takich widokach to za dużo?
Wygląda na to, że tak!
Ale wciąż byłam na dobrej drodze...
...i w końcu nawet mnie udało się tutaj dotrzeć Robiąc uprzednio jakieś 300 zdjęć