Dwa skromne spacerki w Beskidzie Małym
: 2017-07-18, 11:27
Po powrocie z Pienin i trzech dniach siedzenia na dupie w domu, wpadam na kilka dni do Wadowic. Pogoda w kratkę, ale udaje mi się dwa razy wyskoczyć w górki.
W piątek od rana słonecznie, więc gnam na przystanek i busikiem docieram do Ponikwi. Tak, znowu będzie Leskowiec. ostatnio pogodowo dał mi popalić, więc myślę,że teraz się zrehabilituje
Szlakiem, który znam już chyba na pamięć, pnę się do góry.
Tym razem nie wchodzę na Groń, serduszkowym idę do schroniska po drodze robiąc fotki okolicznych szczytów i wsi Ponikiew.
I już widzę znajome budynki
Wstępuje na kawę i smaczny sernik z rodzynkami, a później już prosto na szczyt, no nie tak zupełnie prosto, bo pod Leskowcem polanka, a na niej mnóstwo dojrzałych już borówek.
A na Leskowcu cudnie, kilka osób tylko i widoki są! Nawet mam okazję Tatry zobaczyć, głównie przez lornetkę pożyczoną od uprzejmego turysty, ale gołym okiem też coś tam widać, tyle że niezbyt wyraźnie.
Schodzę nieco w dół i też jest fajnie.
A potem rzucam kije i plecak, rozsiadam się we wiacie. Przychodzi para turystów i zaczynamy rozmawiać... o górach, o życiu...Mija godzina, powoli schodzimy w stronę schroniska, a potem oni na obiad ( jest już sporo ludzi, dobra godzina czekania), a ja w dół, tym razem żółtym szlakiem do Czartaka. Mam przed sobą dosyć długie zejście, ale nigdzie mi się nie spieszy. W moim wykonaniu to ponad trzy godziny. Sporo błota po drodze, fotki, odpoczynki i w ogóle...
Chwilowo schodzę ze szlaku i próbuję odszukać Jaśkową Arkę. Pytam turystów, którzy też bawią się w chaszczing . Nigdy o niej ani o Jaśku pustelniku nie słyszeli. Próbuję dalej, ale zamiast arki natrafiam na takie coś.
Wreszcie rezygnuję i wracam na szlak. Kiedyś tam wrócę i może mi się uda...
Szlak -niekończąca się historia. Prawie cały czas lasem.
Czasem zdarzają się małe polanki z widokami na sąsiednie pasmo Bliźniaków.
Czasem mijam kapliczki, naród tu pobożny wielce.
W kilku miejscach ustawiono ławki i stoły dla turystów. Korzystam chętnie z tych udogodnień. I pomimo,że od rozwidlenia ze szlakiem zielonym schodzącym na Jamniki, nie spotykam już ani jednej osoby, ilość śmieci w koszach świadczy o tym, że ktoś jednak tędy czasem chodzi.
W okolicach Żaru wychodnie skalne.
i fragment tej skały z bliska:
Po prawie trzech godzinach szlak wyprowadza mnie z lasu.
Docieram do zabudowań przysiółka Chobot, należącego jeszcze do Ponikwi, a później już asfaltówką do przystanku w Czartaku, skąd w kilka minut łapię busa i wracam do domu na pyszną kolację.
W piątek od rana słonecznie, więc gnam na przystanek i busikiem docieram do Ponikwi. Tak, znowu będzie Leskowiec. ostatnio pogodowo dał mi popalić, więc myślę,że teraz się zrehabilituje
Szlakiem, który znam już chyba na pamięć, pnę się do góry.
Tym razem nie wchodzę na Groń, serduszkowym idę do schroniska po drodze robiąc fotki okolicznych szczytów i wsi Ponikiew.
I już widzę znajome budynki
Wstępuje na kawę i smaczny sernik z rodzynkami, a później już prosto na szczyt, no nie tak zupełnie prosto, bo pod Leskowcem polanka, a na niej mnóstwo dojrzałych już borówek.
A na Leskowcu cudnie, kilka osób tylko i widoki są! Nawet mam okazję Tatry zobaczyć, głównie przez lornetkę pożyczoną od uprzejmego turysty, ale gołym okiem też coś tam widać, tyle że niezbyt wyraźnie.
Schodzę nieco w dół i też jest fajnie.
A potem rzucam kije i plecak, rozsiadam się we wiacie. Przychodzi para turystów i zaczynamy rozmawiać... o górach, o życiu...Mija godzina, powoli schodzimy w stronę schroniska, a potem oni na obiad ( jest już sporo ludzi, dobra godzina czekania), a ja w dół, tym razem żółtym szlakiem do Czartaka. Mam przed sobą dosyć długie zejście, ale nigdzie mi się nie spieszy. W moim wykonaniu to ponad trzy godziny. Sporo błota po drodze, fotki, odpoczynki i w ogóle...
Chwilowo schodzę ze szlaku i próbuję odszukać Jaśkową Arkę. Pytam turystów, którzy też bawią się w chaszczing . Nigdy o niej ani o Jaśku pustelniku nie słyszeli. Próbuję dalej, ale zamiast arki natrafiam na takie coś.
Wreszcie rezygnuję i wracam na szlak. Kiedyś tam wrócę i może mi się uda...
Szlak -niekończąca się historia. Prawie cały czas lasem.
Czasem zdarzają się małe polanki z widokami na sąsiednie pasmo Bliźniaków.
Czasem mijam kapliczki, naród tu pobożny wielce.
W kilku miejscach ustawiono ławki i stoły dla turystów. Korzystam chętnie z tych udogodnień. I pomimo,że od rozwidlenia ze szlakiem zielonym schodzącym na Jamniki, nie spotykam już ani jednej osoby, ilość śmieci w koszach świadczy o tym, że ktoś jednak tędy czasem chodzi.
W okolicach Żaru wychodnie skalne.
i fragment tej skały z bliska:
Po prawie trzech godzinach szlak wyprowadza mnie z lasu.
Docieram do zabudowań przysiółka Chobot, należącego jeszcze do Ponikwi, a później już asfaltówką do przystanku w Czartaku, skąd w kilka minut łapię busa i wracam do domu na pyszną kolację.