Żywiecka klasyka: Worek Raczański i Festiwal Danielka
: 2017-09-07, 14:48
Wakacje postanowiłem zakończyć, tak jak zacząłem - wyprawą w Beskid Żywiecki. Po tym jak kilka lat olewałem to pasmo, w tym roku wracam na stare śmieci . Tak się też złożyło, że był to mój pierwszy, całkowicie samotny wyjazd w góry A.D. 2017!
Pociągiem dojeżdżam do Rajczy. Już na peronie widzę pierwszego znajomego - Marcina, którego spotkałem w czerwcu na Głuchaczkach, a lipcu w Rudawach Janowickich w czasie festiwalu. Po krótkiej wymianie zdań rozchodzimy się, gdyż on uderza na Zagroń, a ja w inną stronę.
Świeci słoneczko, Soła spokojnie sobie płynie, ale wieje dość silny wiatr.
Busik dowozi mnie do Rycerki-Kolonii. Jako bajtel spędziłem tu wiele tygodni z rodzicami, mieszkając m.in. w Bacówce Huty Łaziska. Zdobywaliśmy okoliczne szczyty, zjeżdżaliśmy na nartach. Dziś bacówka to ruina, wyciągi od dawna stoją, trasy narciarskie pozarastane, a ogólnie w całej wsi psy dudami szczekają. Z drugiej strony sam się teraz zastanawiam, co mógłbym tu robić np. przez cały tydzień?? Czasy się zmieniają, wymagania i aspiracje też.
Jedyny większy ruch generują samochody do wycinki drzew - mała autostrada, po której pędzą większe i mniejsze wozy przyszłej masakry. A kiedyś ludzie przyjeżdżali tu dla ciszy i spokoju...
Jako dziecko oraz w późniejszym wieku nigdy nie udało mi się przejść odcinka granicznego pomiędzy Wielką Raczą a Przegibkiem. Dopiero półtora roku temu dokonałem tego czynu, ale w marcu, w ciężkim i kopnym śniegu, gdy przebijaliśmy się prawie sześć godzin, a wędrówka była męczarnią. W ostatni weekend sierpnia powinno chyba być łatwiej?
Odbicie żółtego szlaku niegdyś znajdowało się w środku lasu, dziś to drzewna półpustynia. Dla osób ślepych i niekumatych oznaczono go dodatkowo wielkim napisem wykonanym pomarańczowym sprejem.
Raźno pnę się do góry. Ciekawe który to już raz w życiu? 20, 30? Ale na łyso to chyba dopiero drugi. W tyle zostaje dolina potoków Racza i Rycerka, stoki z naprzeciwka pocięte są drogami transportowymi.
Z góry schodzi trochę osób, ja wyszedłem na szlak późno jak na przeciętnego turystę, bo dopiero przed godziną 14-tą.
Podejście do schroniska na Wielkiej Raczy skracam o pół godziny w stosunku do tego, co było na tabliczkach. Na szczycie spotykam... generała Polko. Ewentualnie jego idealnego sobowtóra .
W sumie spodziewałem się tam większej ilości ludzi, na słowackiej wieży widokowej pusto, dookoła kilka człowieków leży na trawie.
Widoczność nie jest rewelacyjna, ale do już się przyzwyczaiłem tego lata. Wielki Chocz (40 km) jest zamglony. Nieco lepiej prezentuje się Mała Fatra z Rozsutcami, Stohem, Chlebem i Wielkim Krywaniem (20-25 km).
W drugą stronę jest jeszcze gorzej, Beskid Śląsko-Morawski oddzielony ciężkim powietrzem. Widać jednak (tak na moje oko) m.in. Kozubovą oraz Wielki i Mały Połom.
Samo schronisko na Wielkiej Raczy to instytucja-legenda. Bynajmniej nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu; legendarne są wręcz możliwości mrożenia turystów o każdej porze roku w jadalni i pokojach, braki ciepłej wody, niezbyt ciepłe jedzenie z mikroweli czy na wpół zamarznięte chleby. Podobno w ostatnim czasie coś się zaczęło jednak zmieniać na plus... W każdym razie wydaje mi się, iż jadalnię wyremontowano.
Siedząc na zewnątrz ciągle mam wrażenie, iż skądś czai się załamanie pogody. Co prawda meteorolodzy zapowiadali słoneczne popołudnie, ale ich ostatnio chyba też dotknęła "dobra zmiana". W pewnym momencie słyszę nawet grzmot. Wybiegam na polankę, rozglądam się... nic podejrzanego. Czyżbym miał jakąś fobię?
Plan maksimum na dziś zakładał dotarcie na Rycerzową, jednak patrząc na zegarek stwierdzam, że to bardzo ambitne zadanie. A ludzie leniwi rzadko podejmują się ambitnych czynów .
W okolicach godziny 16-tej zarzucam plecak i ruszam na czerwony szlak graniczny!
W marcu 2015 roku już przejście pierwszych kilkuset metrów stanowiło problem. Większość drogi polegała na ciągłym zapadaniu się jedną lub dwiema nogami po kolano, uda albo i głebiej. Koszmar!
A dziś? Idzie się super .
Przyglądam się mijanym słupkom granicznym. No tak, to znowu są obiekty z granicy III Rzesza-Słowacja! Tak samo jak w okolicach Pilska i jak w Beskidzie Niskim.
Przede mną kilka polan. Pierwsza położona jest pod Małą Raczą.
Wielka Fatra jak na dłoni.
W dole hali jakiś fajny szałasik. Z tyłu cała klasyka Beskidu Żywieckiego: doskonale widać przełęcz i polanę Przegibek oraz sam szczyt, Bendoszkę Małą i Wielką z krzyżem millenijnym (cokolwiek sądzić o celowości jego postawienia jest dobrym punktem rozpoznawczym). W drugim rzędzie jest Hala Rycerzowa, góra Mała Rycerzowa. Nad krzyżem sterczy Krawców Wierch (już nie tak wyraźny), a obok Muńcuł.
W linii prostej to rzut beretem: Przegibek to jedynie ponad 5 kilometrów, Rycerzowa 10. Krawców Wierch 20 km.
Na zbliżeniu jeszcze lepiej widać przełęcz Przegibek z polaną i dwie Rycerzowe. Po lewej nawet majaczą zielone dachy schroniska.
Kolejna hala - przy przełęczy pod Orłem - jest już mniejsza.
Półtora roku temu wisiała tu stara słowacka tabliczka, obecnie już nie potrafiłem jej znaleźć. Wtedy dotarcie w to miejscu zajęło godzinę, latem o połowę krócej.
Znowu zaczynam słyszeć odgłosy burzy i tym razem nie było to przesłyszenie - od zachodniej strony robi się ciemno, wiatr nawiewa coraz mniej sympatyczne chmury.
Cóż robić, trzeba iść dalej, tym bardziej, że na Słowacji pogoda się w miarę utrzymuje. Oczywiście meteo żadnych burz dziś nie prognozowało.
Do tej pory głównie schodziłem w dół, teraz wyrasta przede mną szczyt Bugaja. Mam kumpla o tym nazwisku i on też jest solidnych rozmiarów.
Na szczęście szlak obchodzi górę i przecina Halę Śrubita.
Wkrótce widzę znak informujący o rezerwacie Śrubita. To mniej więcej połowa drogi, a mnie zajęło to niecałe 75 minut (ale też nie robiłem żadnych przerw). Podczas marcowej kopaniny - 150 minut.
Niewątpliwym plusem tej trasy jest mały ruch. Nie wiem jak tu bywa w sobotę albo niedzielę, ale dziś z przeciwka mija mnie w sumie może z 10-15 osób, prawie cały czas towarzyszy mi tylko cisza, przyroda i... pomruki burzy, która prawdopodobnie minie Worek Raczański bokiem.
Na niewielkiej polance pełno żółto-fioletowych kwiatków .
Z kolei na skraju lasu ten jegomość: nie wiem czy martwy czy jedynie głuchy, ale nie reagował na żadne dźwięki i drgania.
Trawers Bugaja trochę się wlecze, jest też podejście. Kiedy jednak dochodzi się z powrotem do granicy w okolicach Jaworzyny, to wiadomo, że teraz będzie już przyjemniej .
Granicą kiedyś biegł długodystansowy szlak słowacki koloru niebieskiego. Zlikwidowano go po wejściu do Schengen, jednak na wielu drzewach nadal go widać (a w okolicach Babiej Góry nawet niedawno odnawiano).
Pod Jaworzyną postanawiam zrobić sobie pierwszą i od razu dłuższą przerwę z widokami na dolinę Vychylovki, Beskid Bednarów, Oszust i szczyty Beskidów Orawskich.
Z lewej chyba Przegibek (nazywany też Banią).
Słońce jakiś czas temu zakryły chmury, zrobiło się chłodno, czuć, iż zbliża się wieczór. Czas ruszać dalej.
Bardzo smutno wyglądają te okolice po wycince .
Hala pod Małą Raczą.
Ostatnie podejście na tym szlaku - pod Kikulę. Zdjęcie na szczycie, ale po słowackiej stronie.
Na przełęczy pod Banią funkcjonowało kiedyś przejście turystyczne Przegibek-Vychylovka. Tablice jeszcze się ostały. Robię sobie tutaj drugą, krótszą przerwę taktyczną .
Przełęcz Przegibek coraz bliżej.
Drewniany budynek z małą wieżą (pośrodku, otoczony kilkoma drzewami) to kaplica. W sezonie letnim czasem odbywają się w niej msze.
Tymczasem odsłonił się widok na Wielką Raczę. Bladoczerwone słońce wyślizgnęło się spod ciężkich chmur i zaczęło zachodzić.
Wychodzę na polanę obok pierwszych zabudowań na przełęczy - osiedle należy administracyjnie do Rycerki Górnej i jest jednym z najwyżej położonych w Beskidzie Żywieckim (1000 metrów n.p.m.). Mieszka tu podobno około 30 osób, ale chyba na stałe to mniej.
W schronisku melduję się przed 20-tą. "Czysty" czas wędrówki (bez przerw) to w moim przypadku niecałe 3 godziny. Trasa łatwa i przyjemna, byle nie w kopnym śniegu . Do tego kilka widokowych miejsc. Czegoż chcieć więcej?
Gdybym olał moje dwa postoje to na upartego zdążyłbym jeszcze przed zmrokiem do bacówki na Rycerzowej, ale... po co? W sumie nic mnie nie goniło, a, pisząc szczerze, jakoś do tamtego obiektu nigdy nie pałałem zbyt wielką miłością.
W schronisku na Przegibku nocuje kilkanaście osób, ale dostaję cały duży pokój tylko dla siebie. W dodatku zaraz obok bufetu, gdzie można kupić dobre cieszyńskie piwa w równie dobrej cenie .
Z czystym sumieniem mogę określić swoje letnie przejście Worka Raczańskiego jako bardzo udane .
Pociągiem dojeżdżam do Rajczy. Już na peronie widzę pierwszego znajomego - Marcina, którego spotkałem w czerwcu na Głuchaczkach, a lipcu w Rudawach Janowickich w czasie festiwalu. Po krótkiej wymianie zdań rozchodzimy się, gdyż on uderza na Zagroń, a ja w inną stronę.
Świeci słoneczko, Soła spokojnie sobie płynie, ale wieje dość silny wiatr.
Busik dowozi mnie do Rycerki-Kolonii. Jako bajtel spędziłem tu wiele tygodni z rodzicami, mieszkając m.in. w Bacówce Huty Łaziska. Zdobywaliśmy okoliczne szczyty, zjeżdżaliśmy na nartach. Dziś bacówka to ruina, wyciągi od dawna stoją, trasy narciarskie pozarastane, a ogólnie w całej wsi psy dudami szczekają. Z drugiej strony sam się teraz zastanawiam, co mógłbym tu robić np. przez cały tydzień?? Czasy się zmieniają, wymagania i aspiracje też.
Jedyny większy ruch generują samochody do wycinki drzew - mała autostrada, po której pędzą większe i mniejsze wozy przyszłej masakry. A kiedyś ludzie przyjeżdżali tu dla ciszy i spokoju...
Jako dziecko oraz w późniejszym wieku nigdy nie udało mi się przejść odcinka granicznego pomiędzy Wielką Raczą a Przegibkiem. Dopiero półtora roku temu dokonałem tego czynu, ale w marcu, w ciężkim i kopnym śniegu, gdy przebijaliśmy się prawie sześć godzin, a wędrówka była męczarnią. W ostatni weekend sierpnia powinno chyba być łatwiej?
Odbicie żółtego szlaku niegdyś znajdowało się w środku lasu, dziś to drzewna półpustynia. Dla osób ślepych i niekumatych oznaczono go dodatkowo wielkim napisem wykonanym pomarańczowym sprejem.
Raźno pnę się do góry. Ciekawe który to już raz w życiu? 20, 30? Ale na łyso to chyba dopiero drugi. W tyle zostaje dolina potoków Racza i Rycerka, stoki z naprzeciwka pocięte są drogami transportowymi.
Z góry schodzi trochę osób, ja wyszedłem na szlak późno jak na przeciętnego turystę, bo dopiero przed godziną 14-tą.
Podejście do schroniska na Wielkiej Raczy skracam o pół godziny w stosunku do tego, co było na tabliczkach. Na szczycie spotykam... generała Polko. Ewentualnie jego idealnego sobowtóra .
W sumie spodziewałem się tam większej ilości ludzi, na słowackiej wieży widokowej pusto, dookoła kilka człowieków leży na trawie.
Widoczność nie jest rewelacyjna, ale do już się przyzwyczaiłem tego lata. Wielki Chocz (40 km) jest zamglony. Nieco lepiej prezentuje się Mała Fatra z Rozsutcami, Stohem, Chlebem i Wielkim Krywaniem (20-25 km).
W drugą stronę jest jeszcze gorzej, Beskid Śląsko-Morawski oddzielony ciężkim powietrzem. Widać jednak (tak na moje oko) m.in. Kozubovą oraz Wielki i Mały Połom.
Samo schronisko na Wielkiej Raczy to instytucja-legenda. Bynajmniej nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu; legendarne są wręcz możliwości mrożenia turystów o każdej porze roku w jadalni i pokojach, braki ciepłej wody, niezbyt ciepłe jedzenie z mikroweli czy na wpół zamarznięte chleby. Podobno w ostatnim czasie coś się zaczęło jednak zmieniać na plus... W każdym razie wydaje mi się, iż jadalnię wyremontowano.
Siedząc na zewnątrz ciągle mam wrażenie, iż skądś czai się załamanie pogody. Co prawda meteorolodzy zapowiadali słoneczne popołudnie, ale ich ostatnio chyba też dotknęła "dobra zmiana". W pewnym momencie słyszę nawet grzmot. Wybiegam na polankę, rozglądam się... nic podejrzanego. Czyżbym miał jakąś fobię?
Plan maksimum na dziś zakładał dotarcie na Rycerzową, jednak patrząc na zegarek stwierdzam, że to bardzo ambitne zadanie. A ludzie leniwi rzadko podejmują się ambitnych czynów .
W okolicach godziny 16-tej zarzucam plecak i ruszam na czerwony szlak graniczny!
W marcu 2015 roku już przejście pierwszych kilkuset metrów stanowiło problem. Większość drogi polegała na ciągłym zapadaniu się jedną lub dwiema nogami po kolano, uda albo i głebiej. Koszmar!
A dziś? Idzie się super .
Przyglądam się mijanym słupkom granicznym. No tak, to znowu są obiekty z granicy III Rzesza-Słowacja! Tak samo jak w okolicach Pilska i jak w Beskidzie Niskim.
Przede mną kilka polan. Pierwsza położona jest pod Małą Raczą.
Wielka Fatra jak na dłoni.
W dole hali jakiś fajny szałasik. Z tyłu cała klasyka Beskidu Żywieckiego: doskonale widać przełęcz i polanę Przegibek oraz sam szczyt, Bendoszkę Małą i Wielką z krzyżem millenijnym (cokolwiek sądzić o celowości jego postawienia jest dobrym punktem rozpoznawczym). W drugim rzędzie jest Hala Rycerzowa, góra Mała Rycerzowa. Nad krzyżem sterczy Krawców Wierch (już nie tak wyraźny), a obok Muńcuł.
W linii prostej to rzut beretem: Przegibek to jedynie ponad 5 kilometrów, Rycerzowa 10. Krawców Wierch 20 km.
Na zbliżeniu jeszcze lepiej widać przełęcz Przegibek z polaną i dwie Rycerzowe. Po lewej nawet majaczą zielone dachy schroniska.
Kolejna hala - przy przełęczy pod Orłem - jest już mniejsza.
Półtora roku temu wisiała tu stara słowacka tabliczka, obecnie już nie potrafiłem jej znaleźć. Wtedy dotarcie w to miejscu zajęło godzinę, latem o połowę krócej.
Znowu zaczynam słyszeć odgłosy burzy i tym razem nie było to przesłyszenie - od zachodniej strony robi się ciemno, wiatr nawiewa coraz mniej sympatyczne chmury.
Cóż robić, trzeba iść dalej, tym bardziej, że na Słowacji pogoda się w miarę utrzymuje. Oczywiście meteo żadnych burz dziś nie prognozowało.
Do tej pory głównie schodziłem w dół, teraz wyrasta przede mną szczyt Bugaja. Mam kumpla o tym nazwisku i on też jest solidnych rozmiarów.
Na szczęście szlak obchodzi górę i przecina Halę Śrubita.
Wkrótce widzę znak informujący o rezerwacie Śrubita. To mniej więcej połowa drogi, a mnie zajęło to niecałe 75 minut (ale też nie robiłem żadnych przerw). Podczas marcowej kopaniny - 150 minut.
Niewątpliwym plusem tej trasy jest mały ruch. Nie wiem jak tu bywa w sobotę albo niedzielę, ale dziś z przeciwka mija mnie w sumie może z 10-15 osób, prawie cały czas towarzyszy mi tylko cisza, przyroda i... pomruki burzy, która prawdopodobnie minie Worek Raczański bokiem.
Na niewielkiej polance pełno żółto-fioletowych kwiatków .
Z kolei na skraju lasu ten jegomość: nie wiem czy martwy czy jedynie głuchy, ale nie reagował na żadne dźwięki i drgania.
Trawers Bugaja trochę się wlecze, jest też podejście. Kiedy jednak dochodzi się z powrotem do granicy w okolicach Jaworzyny, to wiadomo, że teraz będzie już przyjemniej .
Granicą kiedyś biegł długodystansowy szlak słowacki koloru niebieskiego. Zlikwidowano go po wejściu do Schengen, jednak na wielu drzewach nadal go widać (a w okolicach Babiej Góry nawet niedawno odnawiano).
Pod Jaworzyną postanawiam zrobić sobie pierwszą i od razu dłuższą przerwę z widokami na dolinę Vychylovki, Beskid Bednarów, Oszust i szczyty Beskidów Orawskich.
Z lewej chyba Przegibek (nazywany też Banią).
Słońce jakiś czas temu zakryły chmury, zrobiło się chłodno, czuć, iż zbliża się wieczór. Czas ruszać dalej.
Bardzo smutno wyglądają te okolice po wycince .
Hala pod Małą Raczą.
Ostatnie podejście na tym szlaku - pod Kikulę. Zdjęcie na szczycie, ale po słowackiej stronie.
Na przełęczy pod Banią funkcjonowało kiedyś przejście turystyczne Przegibek-Vychylovka. Tablice jeszcze się ostały. Robię sobie tutaj drugą, krótszą przerwę taktyczną .
Przełęcz Przegibek coraz bliżej.
Drewniany budynek z małą wieżą (pośrodku, otoczony kilkoma drzewami) to kaplica. W sezonie letnim czasem odbywają się w niej msze.
Tymczasem odsłonił się widok na Wielką Raczę. Bladoczerwone słońce wyślizgnęło się spod ciężkich chmur i zaczęło zachodzić.
Wychodzę na polanę obok pierwszych zabudowań na przełęczy - osiedle należy administracyjnie do Rycerki Górnej i jest jednym z najwyżej położonych w Beskidzie Żywieckim (1000 metrów n.p.m.). Mieszka tu podobno około 30 osób, ale chyba na stałe to mniej.
W schronisku melduję się przed 20-tą. "Czysty" czas wędrówki (bez przerw) to w moim przypadku niecałe 3 godziny. Trasa łatwa i przyjemna, byle nie w kopnym śniegu . Do tego kilka widokowych miejsc. Czegoż chcieć więcej?
Gdybym olał moje dwa postoje to na upartego zdążyłbym jeszcze przed zmrokiem do bacówki na Rycerzowej, ale... po co? W sumie nic mnie nie goniło, a, pisząc szczerze, jakoś do tamtego obiektu nigdy nie pałałem zbyt wielką miłością.
W schronisku na Przegibku nocuje kilkanaście osób, ale dostaję cały duży pokój tylko dla siebie. W dodatku zaraz obok bufetu, gdzie można kupić dobre cieszyńskie piwa w równie dobrej cenie .
Z czystym sumieniem mogę określić swoje letnie przejście Worka Raczańskiego jako bardzo udane .