15.08-18.08. Bieszczady, wschody słońca i rosa... Raczej zac
: 2017-10-02, 19:01
Bieszczady to jeden z moich planów wakacyjnych. Tym razem znów postawiłam na tłumne klasyki, ale w nieco odmienionej wersji, czyli "wyjść później, żeby jak najbardziej ominąć tłumy".
Z Bieszczadami mam tak, że teoretycznie nie mam bardzo daleko i samochodem można ode mnie dotrzeć do Ustrzyk w 3,5 godziny. Praktycznie - jeśli wsiadam w autobus zajmuje to 8 godzin. Po pierwsze - muszę najpierw dotrzeć do Krakowa, czyli się cofnąć. Później jadę z powrotem "przytulona" do Brzeska w kierunku bieszczadzkim przez Sanok i inne cuda, więc to trwa. Ale 15 sierpnia udało mi się dotrzeć około 15.00, więc miałam jeszcze sporo czasu.
Mimo że spakowałam ze sobą namiot, pierwszy dzień miał być chatkowopuchatkowy . Z tobołkami na plecach ruszyłam jak najkrótszym szlakiem, czyli żółtym z Przełęczy Wyżnej w kierunku chatki.
Pogoda dopisywała, nawet za bardzo, wiec można było wytopić co nieco
Na dole pełnia lata - w końcu to dopiero sierpień, czyli w zasadzie jego środek.
Tym razem las znów okazywał się zbawienny - odrobina cienia zawsze w cenie - dodatkowo nie bardzo mi się spieszyło, więc mogłam regularnie robić sobie postoje
Jacyś tam ludzie szli, ale więcej schodziło niż podchodziło, co dobrze świadczyło o tym, co będzie się działo na górze
W końcu jednak las się skończył i trzeba było wyjść "na powierzchnię".
Helikopter tego dnia pracował pełną gębą!
Ja tymczasem najpierw skierowałam się ku chatce i jej gospodarzowi, żeby znaleźć odrobinę miejsca dla siebie.
Wybrałam chyba najwęższe, które może być, co niezbyt współgra z moją sylwetką ;P, ale ostatecznie w nocy udało mi się z niego nie spaść
W związku z tym, że była jeszcze młoda pora, poszłam powylegiwać się trochę na trawie.
A ten znów leci!
Na chwilę wróciłam do chatki, żeby zabrać ciepłe ubranie i wodę na drogę. Zadomowił się u nas w pokoju kociak
Następnie zwarta i gotowa ruszyłam w stronę zachodzącego słońca. Planowałam je pożegnać na Osadzkim Wierchu, czyli całkiem niedaleko.
Obrałam właściwy kierunek...
Na szlaku było zupełnie cicho i pusto. Minęłam się raptem z kilkoma osobami, które zmierzały w przeciwną stronę. Znów miałam spory zapas czasu, więc spacerowałam bardzo niespiesznie.
Coraz bardziej oddalałam się od chatki, jednak wciąż miałam ją bliżej niż dalej
Idziem dalej! Z widokiem na Smerek, na który nie planowałam w ogóle iść oczywiście.
W końcu dotarłam na Osadzki, a była jeszcze młoda pora, więc zapowiadało się czekanie
Przelotnie dołączyły do mnie rodzinki z latawcem.
Wiatr był sprzyjający, ale oni chcieli w miarę możliwości jak najmniej iść po zmroku, więc ruszyli dalej. Ja natomiast czekałam na zakończenie dnia.
Schowałam się w takim miejscu, żeby bardzo na mnie nie wiało, więc poza łapkami nic mi nie zmarzło
Dzień zgasł.
...a ja zawróciłam do Chatki Puchatka.
Następnego dnia, czyli 16.08. wstałam przed świtem, żeby udać się na wschód słońca przed chatkę. Daleko nie miałam
Za to miałam sporo czekania, bo oczywiście wyszłam zdecydowanie za wcześnie. Oprócz mnie czekało też kilka innych osób, w tym dwóch fotografów ze statywami.
Było całkiem przyjemnie, choć to jeszcze nie ten czas, kiedy można załapać się na spektakularne morze mgieł i inne cudeńka.
W końcu nadeszła pora na "pobudkę".
Poczekałam jeszcze chwilę, aż słońce całkiem wyjdzie zza chmur i oświetli trawy...
Część osób jeszcze została na górze.
Ja na chwilę zeszłam pod chatkę.
Po czym przestawiłam budzik i poszłam spać dalej.... ;D W końcu jednak nadeszła pora, żeby wstać. Dzikie zwierzęta wyruszyły na szlaki!
Tym razem postanowiłam zejść czerwonym szlakiem do Brzegów, a następnie dotrzeć do Ustrzyk, żeby zostawić tam namiot.
Pożegnałam się z chatką i ruszyłam w siną dal
Pogoda wciąż dopisywała, chociaż ten brak chmur trochę mi doskwierał
Ku mojej uciesze w końcu dotarłam do terenów cienistych
Co jakiś czas tylko pojawiały się widoki.
Zszedłszy do Brzegów, złapałam stopa i pojechałam do Ustrzyk.
Tam zatrzymałam się na polu namiotowym Kremenarosa i mój namiot stał tam aż do soboty, czyli do dnia mojego wyjazdu z Bieszczad
Z Bieszczadami mam tak, że teoretycznie nie mam bardzo daleko i samochodem można ode mnie dotrzeć do Ustrzyk w 3,5 godziny. Praktycznie - jeśli wsiadam w autobus zajmuje to 8 godzin. Po pierwsze - muszę najpierw dotrzeć do Krakowa, czyli się cofnąć. Później jadę z powrotem "przytulona" do Brzeska w kierunku bieszczadzkim przez Sanok i inne cuda, więc to trwa. Ale 15 sierpnia udało mi się dotrzeć około 15.00, więc miałam jeszcze sporo czasu.
Mimo że spakowałam ze sobą namiot, pierwszy dzień miał być chatkowopuchatkowy . Z tobołkami na plecach ruszyłam jak najkrótszym szlakiem, czyli żółtym z Przełęczy Wyżnej w kierunku chatki.
Pogoda dopisywała, nawet za bardzo, wiec można było wytopić co nieco
Na dole pełnia lata - w końcu to dopiero sierpień, czyli w zasadzie jego środek.
Tym razem las znów okazywał się zbawienny - odrobina cienia zawsze w cenie - dodatkowo nie bardzo mi się spieszyło, więc mogłam regularnie robić sobie postoje
Jacyś tam ludzie szli, ale więcej schodziło niż podchodziło, co dobrze świadczyło o tym, co będzie się działo na górze
W końcu jednak las się skończył i trzeba było wyjść "na powierzchnię".
Helikopter tego dnia pracował pełną gębą!
Ja tymczasem najpierw skierowałam się ku chatce i jej gospodarzowi, żeby znaleźć odrobinę miejsca dla siebie.
Wybrałam chyba najwęższe, które może być, co niezbyt współgra z moją sylwetką ;P, ale ostatecznie w nocy udało mi się z niego nie spaść
W związku z tym, że była jeszcze młoda pora, poszłam powylegiwać się trochę na trawie.
A ten znów leci!
Na chwilę wróciłam do chatki, żeby zabrać ciepłe ubranie i wodę na drogę. Zadomowił się u nas w pokoju kociak
Następnie zwarta i gotowa ruszyłam w stronę zachodzącego słońca. Planowałam je pożegnać na Osadzkim Wierchu, czyli całkiem niedaleko.
Obrałam właściwy kierunek...
Na szlaku było zupełnie cicho i pusto. Minęłam się raptem z kilkoma osobami, które zmierzały w przeciwną stronę. Znów miałam spory zapas czasu, więc spacerowałam bardzo niespiesznie.
Coraz bardziej oddalałam się od chatki, jednak wciąż miałam ją bliżej niż dalej
Idziem dalej! Z widokiem na Smerek, na który nie planowałam w ogóle iść oczywiście.
W końcu dotarłam na Osadzki, a była jeszcze młoda pora, więc zapowiadało się czekanie
Przelotnie dołączyły do mnie rodzinki z latawcem.
Wiatr był sprzyjający, ale oni chcieli w miarę możliwości jak najmniej iść po zmroku, więc ruszyli dalej. Ja natomiast czekałam na zakończenie dnia.
Schowałam się w takim miejscu, żeby bardzo na mnie nie wiało, więc poza łapkami nic mi nie zmarzło
Dzień zgasł.
...a ja zawróciłam do Chatki Puchatka.
Następnego dnia, czyli 16.08. wstałam przed świtem, żeby udać się na wschód słońca przed chatkę. Daleko nie miałam
Za to miałam sporo czekania, bo oczywiście wyszłam zdecydowanie za wcześnie. Oprócz mnie czekało też kilka innych osób, w tym dwóch fotografów ze statywami.
Było całkiem przyjemnie, choć to jeszcze nie ten czas, kiedy można załapać się na spektakularne morze mgieł i inne cudeńka.
W końcu nadeszła pora na "pobudkę".
Poczekałam jeszcze chwilę, aż słońce całkiem wyjdzie zza chmur i oświetli trawy...
Część osób jeszcze została na górze.
Ja na chwilę zeszłam pod chatkę.
Po czym przestawiłam budzik i poszłam spać dalej.... ;D W końcu jednak nadeszła pora, żeby wstać. Dzikie zwierzęta wyruszyły na szlaki!
Tym razem postanowiłam zejść czerwonym szlakiem do Brzegów, a następnie dotrzeć do Ustrzyk, żeby zostawić tam namiot.
Pożegnałam się z chatką i ruszyłam w siną dal
Pogoda wciąż dopisywała, chociaż ten brak chmur trochę mi doskwierał
Ku mojej uciesze w końcu dotarłam do terenów cienistych
Co jakiś czas tylko pojawiały się widoki.
Zszedłszy do Brzegów, złapałam stopa i pojechałam do Ustrzyk.
Tam zatrzymałam się na polu namiotowym Kremenarosa i mój namiot stał tam aż do soboty, czyli do dnia mojego wyjazdu z Bieszczad