Skuszeni opowiesciami i relacjami roznych ludzi postanowilismy zawitac w tym roku na festiwal piosenki turystycznej "Kropka" w Głucholazach. Wprawdzie byli i tacy co nas ostrzegali ze klimat sie tam popsul a te fajne opowiesci pochodza sprzed dobrych kilku lat. Ale postanowilismy sprobowac.
Głuchołazy witaja nas jak zwykle mila architektura i motoryzacja
A sama impreza okazuje sie byc niezbyt ciekawa... Na scenie upiorne wycie, maksymalnie tylko podkrecone glosniki łupiace niskimi chyba gorzej niz na wiejskiej dyskotece, smetnie przechadzajacy sie kuracjusze i rodziny z dziecmi, robiacy wrazenie ze trafili tu z przypadku nudzac sie w sobotnie upalne popoludnie na niezbyt udanych wczasach. Probujemy uciac sobie drzemke na trawie liczac ze potem moze bedzie cos lepiej, ale ostatecznie przegania nas deszcz. Nawet koszulek z imprezy nie ma juz od kilku lat w sprzedazy. Zadnych znajomych twarzy rowniez nie spotkalismy. Zwinelismy sie po trzech godzinach
Dawno nie bylam na tak smetnej imprezie. Wiejskie festyny dozynkowe to zwykle przy tym szal radosci, ciekawych pomyslow, orginalnosci i dobrej muzyki!
Aha! Byly tez plusy- jedno stoisko z pysznymi yerba mate. Trzy rodzaje napoju ze sloikow z kranikiem. Do wyboru z ogorkiem, arbuzem, cytryna, pomarancza, mieta, mniszkiem i roznym innym sianem.
Za tydzien planujemy dac druga szanse piosence turystycznej i poezji spiewanej- jest impreza "Polana" w Rudawach Janowickich. Nie tracimy nadziei ze klimat bedzie ciekawszy!