20.02.2014 r. Kończysty Wierch - Tatry Zachodnie
: 2014-02-22, 16:45
Po czterech miesiącach - nadejszła wiekopomna chwila, i mimo nie pewnej prognozy(miało się zrobić ładnie od południa) pojechaliśmy w Tatry. Plan zakładał zdobycie "zimą" Starorobociańskiego. Ruszyliśmy z Siwej Polany o ok. 7.15, by następnie zaatakować szlakiem czarnym Starorobociański. Niestety, ciemne chmury widzące nad szczytami i prószący śnieg. Zmusiły do weryfikacji naszych planów. Zamiast na szlak, idziemy do schroniska...poczekać na poprawę pogody oraz sprawdzić prognozy, oblukać kamerki itd. - jest to możliwe, bez proszenia się o hasło do "chochołkowego netu" - który jest dostępny tylko dla nocujących, bo PTTK uruchomił własny. Wszystko wskazuje na to, że będzie ta poprawa...tylko kiedy...wychodzi na to, iż jedynym rozsądnym rozwiązaniem, będzie udanie się na zachód słońca. Czekamy jakieś 1,5 godziny i wyruszamy czerwonym szlakiem w kierunku Trzydniowiańskiego Wierchu. Nad naszymi głowami, widać oznaki rychłego wypogodzenia...jest tak ciepło, że trzeba kraść wodę ze strumieni - pycha . Ale zanim "wspinamy się na Trzydniowiański", przejaśnienia pójdą w siną dal..i tak już zostanie. Sama droga w okolicę Trzydniowiańskiego, dostarcza wrażeń, bo wybieramy atakowanie żlebem - warunki pozwalają na to, by mimo 2 lawinowej, wyjść nim bezpiecznie. Czysta przyjemność - i dodatkowo "chrzest" dla mojego nowego (w końcu nie pożyczanego) czekana . Przed Czubikiem krótki popas, aby mieć siły na kolejne męczące podejście na Kończysty Wierch. Już będąc na szczycie pogoda się całkiem psuje, co wyklucza dalszą wędrówkę na 'Robociański'. Cóż, może innym razem . Czekamy grzecznie na szczycie. Jak na taką szarówkę, jest nawet ciepło. Ale jakieś 20 min. przed zachodem, zrywa się lodowaty wiatr, i nie chce nam się marznąć, więc rozpoczynamy zejście...focąc to co się miało nazywać zachodem. Z tego zamieszania i nie pilnowania drogi...gubimy szlak. Dzieki czemu, odkrywamy nowy - wspinaczkowy szlak . Nie mamy siły szukać właściwej drogi, więc żywcujemy - to było nic, w porównaniu z późniejszą drogą przez chochołowską...szło popaść w rozpacz . Jakimś cudem przeżyliśmy i już myślimy o kolejnej "Boćkowej" wyprawie. Migafka fotkowa
kilka więcej tutaj:
https://picasaweb.google.com/1129537785 ... EtKnq2K0M#
kilka więcej tutaj:
https://picasaweb.google.com/1129537785 ... EtKnq2K0M#