Tatry part 1 - Młody bóg nie jest młodym bogiem
: 2023-07-14, 19:28
Wakacje. Nie Istebna, jak kolejne trzy lata. Zakopane. Pięknie.
Zajebiście, Magda rozsypana z bólem pleców, ale nic, jedziemy.
Zemsta Hitlera dzielnie służyła ponad pięć lat. Natomiast przełęczy zubrzyckiej chyba nie polubiła. Pokonała ją, ale niebawem okazało się, że to było ponad jej siły.
Także pod Tatry docieramy na lawecie...
Pierwsze prognozy nie są groźne - pompa wody strzeliła, pryszcz.
Rano wstaję, dodzwoniłem się do mechanika, umówiony na kolejny dzień, szkoda to zmarnować, więc jak młody bóg, o 9 ruszam w góry. Jaworzynką, bo nigdy jej nie lubiłem. O dziwo, rzuca się w oczy duża akcja wycinkowa.
Ale może wróćmy się, Kuźnice to jeden wielki plac budowy....
Nie będę wrzucał zdjęć, ale strasznie to wygląda. I ten hałas...
No ale ja juz włażę do góry, jak młody bóg, po kamieniach, gdzie Złoniemił nasz niegdyś złamał rękę dolną.
Nie wierzę sam, w to, co się dzieje, ale jestem na Karczmisku po 40 minutach. Zapłacę za to wysoką cenę.
Na razie jednak mam to w dupie, bo mam dwa Namysłowy w plecaku i idę sobie do Murowańca, a po drodze widzę, jak celebryta z Taromaniaków zaczepia ludzi do zdjęć.
Stwierdzam, że wakacje są tylko raz, więc dwie puszki to mało, trzeba na start coś mieć w dupie, żeby się fajnie szło. No to idę, robię na kopalni to mnie stać na piwo na 15 zł.
Widzę, ze Celebryta ma swoje zasady. "Jesteś rudy to pokaż telefon i skasuj moje zdjęcie"
Wypiłem piwo za 15 zł plus dwa namysłowy z plecaka i stwierdzam, że cały świat należy do mnie. Tak, oczywiście to mocno chwilowe odczucie, niemniej do Czarnego stawu dochodzę.
Kryzys zaczyna się nieco wyżej, powyżej zmarzłego stawu. A tu już nie ma się jak wspomóc, niestety, młody bóg zaczyna być jakąś przereklamowaną wizją, sapiącą, pocącą się jak świnia...
Mijam Zmarzły Staw.... chętnie bym się cofnął, ale mi wstyd...To idę dalej.
Doszedłem do Koziej Dolinki, tak. No i siedzę jak ciul, dzwonię do żony, co mam robić, bo pary nie mam, nie, nie powiedziałem, że wydupiłem piwsko i mam lenia.
Tak czy siak, w sumie szkoda nie iść, nawet wbrew sobie.....
No to idę, ale sporo mnie to kosztuje.... a najbardziej boli, jak pomyslę, że Julka moja tędy wbiegała, jak miała lat 6.... No dobra, nie kompromitujmy się bardziej....
Jakoś się udaje, juz jestem za Zadnim, pieknie jest.
Przebiegam (po 30 minutach przerwy) Granaty i już wiem, że jest fajnie. Ale do młodego boga to mi wiele brakuje.
Pozostaje zbiegać żółtym szlakiem ze Skrajnego. Mijam wielu idących wolniej, jakbym złapał drugi oddech. Zauważam też, że pomimo strojów (kaski, itp) wiele osób nie ma pojęcia, jak się w takim terenie obejść...
Jakoś mnie podkusiło zmienić na zooma, co mi się zaraz opłaciło, bo....
Granaty
czarny staw
Kozi Wierch, nie byłem tam 11 lat
Ech, piękna zieleń, jakże złudna, że to taki prosty szczyt...
Nad Czarnym mam już dość, kolana boleją.... Mam tez nową zabawę, widzę ludzi, co się kąpią w stawie, tzn włażą do niego, to im wołam, że nas stawem siedzi filanc z lunetą i kasuje po 5000 zł za to. Zaraz grzecznie wrocili na brzeg, a którędy wracali na kwatery to nie wiem./...
Wtem pojawia się Sokół i krąży wokół Koziej Przełęczy. Kogoś zabiera. Nie wiem, szukałem potem, śmiertelnego nie było, ale szlak na Kozią w śniegu....a ludzi w trampkach mijałem...
W końcu melduję się na Gąsienicowej i w końcu można zrobić zdjęcie, bo wcześniej były prześwietlone.
Miałem nie iść tak samo, ale coś mi kazało iść Jaworzynką. A oto nagroda za posłuchanie tego głosu:
W sumie to nie było głupie, bo ranne zdjecia były mocno pod słońce i nie wyszły, a popołudniowe są względne...
To tyle z dobrych wiadomości, następnego dnia rano dowiaduję się, że mój opelek nadaje się tylko na złom, bo rozsypał się cały silnik. I tym akcentem zakończmy może pierwszą część relacji... bo nogi bolały mnie dwa dni
Taka to była moja pierwsza wakacyjna - tatrzańska wycieczka. Nasłeptałem się piwska i ogarnął mnie leń, niemoc. Wygrałem, ale ledwo co. I fajnie było. Bo lubię Granaty.
Zajebiście, Magda rozsypana z bólem pleców, ale nic, jedziemy.
Zemsta Hitlera dzielnie służyła ponad pięć lat. Natomiast przełęczy zubrzyckiej chyba nie polubiła. Pokonała ją, ale niebawem okazało się, że to było ponad jej siły.
Także pod Tatry docieramy na lawecie...
Pierwsze prognozy nie są groźne - pompa wody strzeliła, pryszcz.
Rano wstaję, dodzwoniłem się do mechanika, umówiony na kolejny dzień, szkoda to zmarnować, więc jak młody bóg, o 9 ruszam w góry. Jaworzynką, bo nigdy jej nie lubiłem. O dziwo, rzuca się w oczy duża akcja wycinkowa.
Ale może wróćmy się, Kuźnice to jeden wielki plac budowy....
Nie będę wrzucał zdjęć, ale strasznie to wygląda. I ten hałas...
No ale ja juz włażę do góry, jak młody bóg, po kamieniach, gdzie Złoniemił nasz niegdyś złamał rękę dolną.
Nie wierzę sam, w to, co się dzieje, ale jestem na Karczmisku po 40 minutach. Zapłacę za to wysoką cenę.
Na razie jednak mam to w dupie, bo mam dwa Namysłowy w plecaku i idę sobie do Murowańca, a po drodze widzę, jak celebryta z Taromaniaków zaczepia ludzi do zdjęć.
Stwierdzam, że wakacje są tylko raz, więc dwie puszki to mało, trzeba na start coś mieć w dupie, żeby się fajnie szło. No to idę, robię na kopalni to mnie stać na piwo na 15 zł.
Widzę, ze Celebryta ma swoje zasady. "Jesteś rudy to pokaż telefon i skasuj moje zdjęcie"
Wypiłem piwo za 15 zł plus dwa namysłowy z plecaka i stwierdzam, że cały świat należy do mnie. Tak, oczywiście to mocno chwilowe odczucie, niemniej do Czarnego stawu dochodzę.
Kryzys zaczyna się nieco wyżej, powyżej zmarzłego stawu. A tu już nie ma się jak wspomóc, niestety, młody bóg zaczyna być jakąś przereklamowaną wizją, sapiącą, pocącą się jak świnia...
Mijam Zmarzły Staw.... chętnie bym się cofnął, ale mi wstyd...To idę dalej.
Doszedłem do Koziej Dolinki, tak. No i siedzę jak ciul, dzwonię do żony, co mam robić, bo pary nie mam, nie, nie powiedziałem, że wydupiłem piwsko i mam lenia.
Tak czy siak, w sumie szkoda nie iść, nawet wbrew sobie.....
No to idę, ale sporo mnie to kosztuje.... a najbardziej boli, jak pomyslę, że Julka moja tędy wbiegała, jak miała lat 6.... No dobra, nie kompromitujmy się bardziej....
Jakoś się udaje, juz jestem za Zadnim, pieknie jest.
Przebiegam (po 30 minutach przerwy) Granaty i już wiem, że jest fajnie. Ale do młodego boga to mi wiele brakuje.
Pozostaje zbiegać żółtym szlakiem ze Skrajnego. Mijam wielu idących wolniej, jakbym złapał drugi oddech. Zauważam też, że pomimo strojów (kaski, itp) wiele osób nie ma pojęcia, jak się w takim terenie obejść...
Jakoś mnie podkusiło zmienić na zooma, co mi się zaraz opłaciło, bo....
Granaty
czarny staw
Kozi Wierch, nie byłem tam 11 lat
Ech, piękna zieleń, jakże złudna, że to taki prosty szczyt...
Nad Czarnym mam już dość, kolana boleją.... Mam tez nową zabawę, widzę ludzi, co się kąpią w stawie, tzn włażą do niego, to im wołam, że nas stawem siedzi filanc z lunetą i kasuje po 5000 zł za to. Zaraz grzecznie wrocili na brzeg, a którędy wracali na kwatery to nie wiem./...
Wtem pojawia się Sokół i krąży wokół Koziej Przełęczy. Kogoś zabiera. Nie wiem, szukałem potem, śmiertelnego nie było, ale szlak na Kozią w śniegu....a ludzi w trampkach mijałem...
W końcu melduję się na Gąsienicowej i w końcu można zrobić zdjęcie, bo wcześniej były prześwietlone.
Miałem nie iść tak samo, ale coś mi kazało iść Jaworzynką. A oto nagroda za posłuchanie tego głosu:
W sumie to nie było głupie, bo ranne zdjecia były mocno pod słońce i nie wyszły, a popołudniowe są względne...
To tyle z dobrych wiadomości, następnego dnia rano dowiaduję się, że mój opelek nadaje się tylko na złom, bo rozsypał się cały silnik. I tym akcentem zakończmy może pierwszą część relacji... bo nogi bolały mnie dwa dni
Taka to była moja pierwsza wakacyjna - tatrzańska wycieczka. Nasłeptałem się piwska i ogarnął mnie leń, niemoc. Wygrałem, ale ledwo co. I fajnie było. Bo lubię Granaty.