Spokojny wrześniowy urlop bez napinki
- sprocket73
- Posty: 5760
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Zdjęcia robi super, ale do tego trasy też bardzo porządne. Oni (bo chodzi z żoną) mają taką łatwość wyjeżdżania, praktycznie co weekend na 2 dni. Jak nie ma pogody, to znajdują miejsce, gdzie jest, np. Rumunia i jadą tam w piątek po pracy. Też mnie trafia zazdrośćlaynn pisze:Zawsze wchodzę po weekendzie w ten pewien temat. I mnie prawie trafia jak widzę jego zdjęcia
W necie są zdjecia, że jest tam więcej krokusów niż w Chochołowskiej.Wiolcia pisze:czy wiosną jakieś kwiaty tam kwitną
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
sprocket73 pisze:Oni (bo chodzi z żoną) mają taką łatwość wyjeżdżania, praktycznie co weekend na 2 dni. Jak nie ma pogody, to znajdują miejsce, gdzie jest, np. Rumunia i jadą tam w piątek po pracy. Też mnie trafia zazdrość
Jak mnie się podoba, to że razem jeżdżą. Choć ja już przez córę tak mobilny nie będę (chyba, że jakieś 15lat ).
Ale Ty jak dla mnie, wraz z Ukochaną, jesteście zaraz po nich. Też ostatnio robicie coraz lepsze trasy, ot choćby w tej relacji
laynn pisze:przez córę tak mobilny nie będę
Laynn, ale możesz być inaczej i też fajnie. Ja swoje chodzenie "rozkręciłam" przez dzieci i z nimi. Bez samochodu, bez 500+, bez wspierania przez bóg-wi-kogo.
Pewnie, że będzie inaczej, ale to "inaczej" jest cenne i w dodatku niepowtarzalne. Np. "Oni" zapewne nigdy nie liczyli kamieni na szlaku - a do tej pory pamiętam turystę z dwoma wtedy chłopcami (jakieś+/- 10 lat), który na Rycerzowej z ulgą wyznał, że po raz pierwszy nie musiał tego robić - bo wziął kolegę syna i chłopcy się sobą zajęli.
Do tej pory pamiętam, jak zostałam z czwórką (bo tym razem to ja wzięłam koleżankę córki) na przystanku w Suchej Beskidzkiej - bo busiarz nas nie zabrał. Jak na Lasku zjeżdżaliśmy na dętce od traktora, na Trzonce - na workach z sianem. Bez dzieci po prostu nie chciałoby mi się.
Jak w ich wyobraźniach zamiast w czwórkę - szliśmy w jakimś wyimaginowanym tłumie, bo wyobrażali sobie, że na Gibasy idą z nami czterej pancerni. I pies.
Na szlaku z dziećmi idzie się inaczej i widzi się rzeczy, których bez nich się nie zobaczy. Teraz masz czas - i szansę - żeby korzystać z tej możliwości.
Zawsze trzeba iść. Jak się nie ma gdzie - tym bardziej.
dakOta pisze:Laynn, ale możesz być inaczej i też fajnie
Ale my z rodziną się rozkręcamy. Mnie tylko chodziło o takie wypady co weekend. No sorry pomijając pracę (pracuję w handlu więc i w weekendy też), to nie ma szans na coweekendowe wycieczki. Bo a to choroba, a to rodzinne odwiedziny itp.
Rok temu pojechaliśmy do Szczawnicy, był Wąwóz Homole, w tym roku jednodniowa Jamna, potem dwudniowa Jamna ze znajomymi, pod koniec wakacji rodzinne wędrowanie i spanie już w schronisku (w Jamnej spaliśmy w budynku obok bacówki) .
Jak się uda, to jeszcze mam nadzieję, że w tym roku urobimy coś.
- sprocket73
- Posty: 5760
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Część IX
Dzień w którym pogoda miała się popsuć... ale dopiero po południu.
Jeszcze przed wschodem Tobi został obudzony i z zaskoczenia postawiony przed komisją lekarską, która wydała orzeczenie "zdrowy". Procedura amputacji łapki została anulowana.
O wschodzie słońca byliśmy już w drodze. Zapowiadał się pogodny dzień. Monte Prena i pasące się u jej stóp koniki.
Corno Grande, jakoś się opatrzyło i już nie przeraża tak bardzo.
Autem wyjeżdża się bardzo wysoko, bo aż na 2100 m. Nad Corno Grande wisi niepokojąca chmurka, czyżby już po ptokach? Nie będzie widoków? Oby to była tylko taka chmurka poranna.
Wyruszamy. Szlak jest dość szeroki, umocniony. Ludzi też trochę, mimo środka tygodnia.
Widok wstecz.
Dochodzimy na przełęcz. Obraz Corno Grande jest zniewalający. Wciąż jest chmurka, ale mniejsza... zanika, to dobrze.
Ciekawie jest w każdą stronę.
Również do tyłu.
Zbliżamy się utrzymując wysokość. Wciąż niskie słońce dodaje uroku.
Piękne skały. Takie dzikie.
Okolice szczytu. Tam gdzieś na wprost wchodzi najtrudniejszy wariant szlaku.
Ciągle zmienia się perspektywa. Wg moich ustaleń, tym dość łagodnym grzbietem od lewej wychodzi wariant średnio-trudny. Stąd wygląda spoko. Ciągnie mnie do niego, choć ustalone mamy, że wychodzimy najłatwiejszym.
Za plecami również niezmiennie atrakcyjnie.
Zaczynamy podejście na kolejną wyższą przełęcz.
Grzbiet chwilowo traci się z oczu.
To już za nami.
Jesteśmy na przełęczy. Gdzieś tu powinno być odejście na wariant średnio-trudny. Jednak go nie widzę.
Może będzie wyżej, idziemy kawałek stromą ścieżką wśród kamieni, góra znowu znika z oczu.
Kiedy się pojawia tracę trochę orientację. Myślałem, że wariant średnio-trudny idzie tym grzbietem po prawej, ale skoro nie było żadnej tabliczki, to może wcale nie. To co na wprost wcale nie wygląda łatwo, więc może to jest ten wariant, po tym grzbieciku od lewej, natomiast najłatwiejsza droga przechodzi dołem na drugą, niewidoczną w tym momencie stronę i tam gdzieś prowadzi zakosami na górę?
Widok wstecz.
No nic, idziemy dalej, przestrzenie są spore. Ukochana też patrzy przed siebie i mówi, że to co widzi to na pewno nie jest wariant prosty, więc jest za tym, żeby wybrać tą niższą ścieżkę w lewo i przejść za groźnie wyglądający grzbiet od tyłu.
Jesteśmy coraz wyżej i ciągle się spieramy. Ukochana podejrzewa, że chcę ją wmanewrować w wariant trudniejszy. Ja już sam nie wiem, jestem tak na 80% pewny, że przed nami wariant łatwy, ale moja pewność spada im jesteśmy bliżej, bo to wcale nie wygląda tak banalnie. Widać, że jacyś ludzie, którzy próbowali iść w górę, wrócili się i zeszli na tą niższą ścieżkę, co jeszcze bardziej rzuciło podejrzenie, że wariant łatwy idzie dołem. Dochodzimy do rozstajów, szlak jest na obu ścieżkach. Mówię Ukochanej - idziemy do góry.
Kurcze... wariant łatwy? Oczywiście wszystkie kamienie się ruszają.
Wyżej okazało się, że to faktycznie wariant łatwy, bo ścieżka idąca dołem, za grzbietem schodzi jeszcze bardziej w dół do schroniska. Trzeba przyznać, że oznaczenia w tych górach są dużo gorsze niż u nas. Ale może to i dobrze, trzeba ćwiczyć wyobraźnię i być świadomym tego gdzie się chodzi. Z drugiej strony we mgle, jak się nie zna dobrze szlaku, to nawet nie ma co się zapuszczać.
Napieramy. Jest stromo, przestrzennie. Na razie idzie dobrze.
Tobi jak zwykle przodem. Patrzę jak łapka, ale w porządku, w zasadzie nie utyka w ogóle. Bałem się, że ciągnę go tu na siłę, ale humor mu dopisuje.
Zbliżamy się do grzbietu.
Główny wierzchołek już blisko, choć kawałek jeszcze jest.
Nawet tutaj jest miejscówka na mały biwak.
Pokazuję Ukochanej w dole schronisko, do którego szła ta dolna ścieżka. Dopiero teraz mi uwierzyła, że faktycznie idziemy wariantem łatwym. Oznacza to, że będziemy dokładnie tą samą drogą schodzić... pojawiają się wątpliwości, czy to się uda?
Jednak na razie trzeba wciąż napierać w górę, już blisko. Niedaleko wierzchołka spotykamy grzbiet, którym szedł wariant średnio-trudny. Są na nim znaki. Więc jednak miałem rację w początkowej ocenie przebiegu szlaków.
Szczyt i widoki z niego. Te najbliższe, prosto w dół.
Te dalsze.
Stamtąd przyszliśmy.
Parking ze stacją kolejki.
Najdalsza góra to Monte Camicia, a na prawo od niem Monte Prena. Wyglądają na niskie.
To my, dla nas to nowy rekord wysokości 2912 m. Poprzedni był 2911 m Skolio w masywie Olimpu. Niewielka poprawa, ale zawsze coś
A to Tobi, wyniesiony dodatkowe 2 metry
Widać też miejscowego psa. Bez opiekuna, pewnie lubi turystykę i wychodzi z dołu razem z ludźmi, po czym kulturalnie żebra o jedzenie.
To drugi, niższy o 9 metrów wierzchołek Corno Grande. Trudniej dostępny. Tylko szlakiem trudnym.
A to schron po tym drugim wierzchołkiem. Wszystko na max zoomie.
Pora na zejście. To najtrudniejsza część wycieczki. Idealnie sprawdza się wariant z Monte Prena. Ja idę przodem starannie wybierając drogę, Ukochana po moich śladach. Trwa to długo, bo do przejścia sporo, ale kończy się pełnym sukcesem. Łatwo nie jest, bo wszystko się sypie. Ludzie idą różnymi ścieżkami, jedni radzą sobie lepiej inni gorzej. Wychodząc widziałem, że od dołu idzie ktoś z dwoma psami. Okazało się,że to samotna dziewczyna, nie najlepiej radząca sobie w tych warunkach. Spotkaliśmy ją na zejściu. Nie osiągnęła szczytu, zawróciła i miała wielkie problemy, żeby zejść. Próbowała dnem żlebu, cały czas na tyłku, razem z osuwającymi się w dół kamieniami. Była nie dalej niż 30 metrów od nas. Nawiązałem z nią rozmowę i przekonałem, żeby poszła tak jak my, że jest dużo łatwiej. Posłuchała i przeżyła.
A na zdjęciu młody chłopak - silny, odważny i głupi. Wyszedł razem z kolegą najtrudniejszym wariantem szlaku. A na zejściu zrobił sobie skrót przez stromy piarżysty stok. Miejscami jechał razem z kamieniami jak na nartach. Kilka razy tracił równowagę i zsuwał się parę metrów na tyłku. Czatowałem z teleobiektywem, aż poleci na twarz. Byłem pewny, że to tylko kwestia czasu. Myliłem się, dał radę, przeżył.
Udało się pokonać cały groźny osypujący się odcinek. Pojawiły się chmury.
Jeżeli tak ma wyglądać pogorszenie pogody, to fajnie.
Schodzimy coraz niżej. Jesteśmy już w strefie traw. Kadr podobny do porannego, ale całkiem inne światło. Na zdjęciu jest "uratowana" przeze mnie dziewczyna z dwoma psami. Psy są luzem. Większy to border collie, a mniejszy, wysunięty do przodu, to mały kundelek. Wszystkie spotkane tego dnia psy były luzem (łącznie z Tobim 5 sztuk) i żaden turysta nie dziwił się, że w górach jest ktoś z psem. W TPN pies to przestępstwo, katastrofa ekologiczna, zagrożenie dla dzikich zwierząt i ludzi.
Na koniec postanawiamy wydłużyć trasę o jeszcze jedną małą górkę i schronisko.
Zawsze to coś nowego, jakiś mały bonusik mile widziany.
W nagrodę widoczek.
Można wracać do auta.
Wycieczka zakończyła się pełnym sukcesem. Corno Grande zdobyte. Poziom trudności, znowu największy jaki do tej pory mieliśmy, ale jednak nie przesadzony ani trochę ponad możliwości. W sam raz na nasz obecny poziom.
Ukochana chce urobić coś powyżej 3000
Czułem się całkowicie spełniony
C.D.N.
Dzień w którym pogoda miała się popsuć... ale dopiero po południu.
Jeszcze przed wschodem Tobi został obudzony i z zaskoczenia postawiony przed komisją lekarską, która wydała orzeczenie "zdrowy". Procedura amputacji łapki została anulowana.
O wschodzie słońca byliśmy już w drodze. Zapowiadał się pogodny dzień. Monte Prena i pasące się u jej stóp koniki.
Corno Grande, jakoś się opatrzyło i już nie przeraża tak bardzo.
Autem wyjeżdża się bardzo wysoko, bo aż na 2100 m. Nad Corno Grande wisi niepokojąca chmurka, czyżby już po ptokach? Nie będzie widoków? Oby to była tylko taka chmurka poranna.
Wyruszamy. Szlak jest dość szeroki, umocniony. Ludzi też trochę, mimo środka tygodnia.
Widok wstecz.
Dochodzimy na przełęcz. Obraz Corno Grande jest zniewalający. Wciąż jest chmurka, ale mniejsza... zanika, to dobrze.
Ciekawie jest w każdą stronę.
Również do tyłu.
Zbliżamy się utrzymując wysokość. Wciąż niskie słońce dodaje uroku.
Piękne skały. Takie dzikie.
Okolice szczytu. Tam gdzieś na wprost wchodzi najtrudniejszy wariant szlaku.
Ciągle zmienia się perspektywa. Wg moich ustaleń, tym dość łagodnym grzbietem od lewej wychodzi wariant średnio-trudny. Stąd wygląda spoko. Ciągnie mnie do niego, choć ustalone mamy, że wychodzimy najłatwiejszym.
Za plecami również niezmiennie atrakcyjnie.
Zaczynamy podejście na kolejną wyższą przełęcz.
Grzbiet chwilowo traci się z oczu.
To już za nami.
Jesteśmy na przełęczy. Gdzieś tu powinno być odejście na wariant średnio-trudny. Jednak go nie widzę.
Może będzie wyżej, idziemy kawałek stromą ścieżką wśród kamieni, góra znowu znika z oczu.
Kiedy się pojawia tracę trochę orientację. Myślałem, że wariant średnio-trudny idzie tym grzbietem po prawej, ale skoro nie było żadnej tabliczki, to może wcale nie. To co na wprost wcale nie wygląda łatwo, więc może to jest ten wariant, po tym grzbieciku od lewej, natomiast najłatwiejsza droga przechodzi dołem na drugą, niewidoczną w tym momencie stronę i tam gdzieś prowadzi zakosami na górę?
Widok wstecz.
No nic, idziemy dalej, przestrzenie są spore. Ukochana też patrzy przed siebie i mówi, że to co widzi to na pewno nie jest wariant prosty, więc jest za tym, żeby wybrać tą niższą ścieżkę w lewo i przejść za groźnie wyglądający grzbiet od tyłu.
Jesteśmy coraz wyżej i ciągle się spieramy. Ukochana podejrzewa, że chcę ją wmanewrować w wariant trudniejszy. Ja już sam nie wiem, jestem tak na 80% pewny, że przed nami wariant łatwy, ale moja pewność spada im jesteśmy bliżej, bo to wcale nie wygląda tak banalnie. Widać, że jacyś ludzie, którzy próbowali iść w górę, wrócili się i zeszli na tą niższą ścieżkę, co jeszcze bardziej rzuciło podejrzenie, że wariant łatwy idzie dołem. Dochodzimy do rozstajów, szlak jest na obu ścieżkach. Mówię Ukochanej - idziemy do góry.
Kurcze... wariant łatwy? Oczywiście wszystkie kamienie się ruszają.
Wyżej okazało się, że to faktycznie wariant łatwy, bo ścieżka idąca dołem, za grzbietem schodzi jeszcze bardziej w dół do schroniska. Trzeba przyznać, że oznaczenia w tych górach są dużo gorsze niż u nas. Ale może to i dobrze, trzeba ćwiczyć wyobraźnię i być świadomym tego gdzie się chodzi. Z drugiej strony we mgle, jak się nie zna dobrze szlaku, to nawet nie ma co się zapuszczać.
Napieramy. Jest stromo, przestrzennie. Na razie idzie dobrze.
Tobi jak zwykle przodem. Patrzę jak łapka, ale w porządku, w zasadzie nie utyka w ogóle. Bałem się, że ciągnę go tu na siłę, ale humor mu dopisuje.
Zbliżamy się do grzbietu.
Główny wierzchołek już blisko, choć kawałek jeszcze jest.
Nawet tutaj jest miejscówka na mały biwak.
Pokazuję Ukochanej w dole schronisko, do którego szła ta dolna ścieżka. Dopiero teraz mi uwierzyła, że faktycznie idziemy wariantem łatwym. Oznacza to, że będziemy dokładnie tą samą drogą schodzić... pojawiają się wątpliwości, czy to się uda?
Jednak na razie trzeba wciąż napierać w górę, już blisko. Niedaleko wierzchołka spotykamy grzbiet, którym szedł wariant średnio-trudny. Są na nim znaki. Więc jednak miałem rację w początkowej ocenie przebiegu szlaków.
Szczyt i widoki z niego. Te najbliższe, prosto w dół.
Te dalsze.
Stamtąd przyszliśmy.
Parking ze stacją kolejki.
Najdalsza góra to Monte Camicia, a na prawo od niem Monte Prena. Wyglądają na niskie.
To my, dla nas to nowy rekord wysokości 2912 m. Poprzedni był 2911 m Skolio w masywie Olimpu. Niewielka poprawa, ale zawsze coś
A to Tobi, wyniesiony dodatkowe 2 metry
Widać też miejscowego psa. Bez opiekuna, pewnie lubi turystykę i wychodzi z dołu razem z ludźmi, po czym kulturalnie żebra o jedzenie.
To drugi, niższy o 9 metrów wierzchołek Corno Grande. Trudniej dostępny. Tylko szlakiem trudnym.
A to schron po tym drugim wierzchołkiem. Wszystko na max zoomie.
Pora na zejście. To najtrudniejsza część wycieczki. Idealnie sprawdza się wariant z Monte Prena. Ja idę przodem starannie wybierając drogę, Ukochana po moich śladach. Trwa to długo, bo do przejścia sporo, ale kończy się pełnym sukcesem. Łatwo nie jest, bo wszystko się sypie. Ludzie idą różnymi ścieżkami, jedni radzą sobie lepiej inni gorzej. Wychodząc widziałem, że od dołu idzie ktoś z dwoma psami. Okazało się,że to samotna dziewczyna, nie najlepiej radząca sobie w tych warunkach. Spotkaliśmy ją na zejściu. Nie osiągnęła szczytu, zawróciła i miała wielkie problemy, żeby zejść. Próbowała dnem żlebu, cały czas na tyłku, razem z osuwającymi się w dół kamieniami. Była nie dalej niż 30 metrów od nas. Nawiązałem z nią rozmowę i przekonałem, żeby poszła tak jak my, że jest dużo łatwiej. Posłuchała i przeżyła.
A na zdjęciu młody chłopak - silny, odważny i głupi. Wyszedł razem z kolegą najtrudniejszym wariantem szlaku. A na zejściu zrobił sobie skrót przez stromy piarżysty stok. Miejscami jechał razem z kamieniami jak na nartach. Kilka razy tracił równowagę i zsuwał się parę metrów na tyłku. Czatowałem z teleobiektywem, aż poleci na twarz. Byłem pewny, że to tylko kwestia czasu. Myliłem się, dał radę, przeżył.
Udało się pokonać cały groźny osypujący się odcinek. Pojawiły się chmury.
Jeżeli tak ma wyglądać pogorszenie pogody, to fajnie.
Schodzimy coraz niżej. Jesteśmy już w strefie traw. Kadr podobny do porannego, ale całkiem inne światło. Na zdjęciu jest "uratowana" przeze mnie dziewczyna z dwoma psami. Psy są luzem. Większy to border collie, a mniejszy, wysunięty do przodu, to mały kundelek. Wszystkie spotkane tego dnia psy były luzem (łącznie z Tobim 5 sztuk) i żaden turysta nie dziwił się, że w górach jest ktoś z psem. W TPN pies to przestępstwo, katastrofa ekologiczna, zagrożenie dla dzikich zwierząt i ludzi.
Na koniec postanawiamy wydłużyć trasę o jeszcze jedną małą górkę i schronisko.
Zawsze to coś nowego, jakiś mały bonusik mile widziany.
W nagrodę widoczek.
Można wracać do auta.
Wycieczka zakończyła się pełnym sukcesem. Corno Grande zdobyte. Poziom trudności, znowu największy jaki do tej pory mieliśmy, ale jednak nie przesadzony ani trochę ponad możliwości. W sam raz na nasz obecny poziom.
Ukochana chce urobić coś powyżej 3000
Czułem się całkowicie spełniony
C.D.N.
Ostatnio zmieniony 2019-09-30, 21:24 przez sprocket73, łącznie zmieniany 1 raz.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5760
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Tobi to prawdziwy twardziel
Zresztą potrzebował jakąś większą górkę, do korony
Pisząc relację przeżywam te chwile jeszcze raz.
Zresztą potrzebował jakąś większą górkę, do korony
Pisząc relację przeżywam te chwile jeszcze raz.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5760
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Sebastian... krzywe, nie za dobrze wykadrowane, poza tym niezgodne z ustawą o ochronie zwierząt
Jedyne co w nim można podziwiać to fantastyczność Tobiego
Jedyne co w nim można podziwiać to fantastyczność Tobiego
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Od tej bieli skał pozytywniej patrzę na świat
Ostatnio zmieniony 2019-10-01, 18:30 przez Dobromił, łącznie zmieniany 1 raz.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości