Przyszedł 1 sierpnia.
Dobry dzień dla turystyki - 1 sierpnia 1935 roku rozpoczęto budowę kolejki na Kasprowy Wierch.
W okolicy jest sporo kolejek ale w nas buzuje młodość. Zresztą trudno być zmęczonym po tylko dwóch dniach działalności pieszej i dwóch wieczorach zapoznawczych. Z miejscem.
Pakujemy się, schodzimy za pomocą pięciu schodów na parking i ruszamy za granicę. Tego dnia będziemy poznawać Alpi Giulie.
Opuszczamy Kranjską Gorę, opuszczamy Słowenię i przyjeżdżamy nad jeziora. Te które dzień wcześniej widzieliśmy z drogi na Mangart - Laghi di Fusine. Przy wyzej położonym z nich ( 929 m ) parkujemy. Chcieliśmy jechać dalej ( bywa taka możliwość ) ale mały typ, gestykulujący jak Duce, pogonił nas na należne nam tego dnia miejsce parkingowe.
Nic to - dodatkowe kilka kilometrów nie powinno nas zabić. 8.50 - dobry czas na start.
Wita nas Krowa.
Idziemy trasą 512. Znaki, o dziwo ! , czerwone.
Po 70 minutach leśnego spaceru docieramy na niebotyczną wysokość. 1380 m ! Doświadczeni włoscy turyści wiedzieli , że przybędziemy i dawno temu wprowadzili tu tradycje schroniskowe.
Obecne :
stoi tutaj od 1947 roku.
Nosi ono imię włoskiego bohatera wojennego ( i I i II światowej ) i wspinacza Luigiego Zacchiego.
Tak przy okazji - rifugio to odpowiednik "kocy".
W takim miejscu TRZEBA odpocząć - było piwo i lane i na wynos.
Ha ! My tam byli ! Mangart od strony włoskiej.
Te tereny zwią się Travnik.
Biały Bydlak.
To dla Was , drogie Koleżanki !
Sielankowy budynek.
Przy stole następuję podział obowiązków. Baś, Goś i Taś decydują się iść na Ponza Grande ( Visoka Ponca ) - graniczny szczyt na wysokości 2274 m. Kub i ja udajemy się na Ponza Piccola ( Mala Ponca ) - również graniczny, jej wierzchołek zamieszkuje na wysokości 1925 m.
I tak sobie z Kubem idziemy. Lasem czasem, czasem miejscem widokowym.
Były też schody.
Czyż nie piękne baranki na niebie widać z tego punktu widokowego ?
Ciekawy element punktu widokowego.
Chwila zadumy.
Zgadnijcie dlaczego poszliśmy na Piccolo ? Ha !
Po drodze, na 1657 m, stoi Bivaco Capanna Ponza ( Zavetisce pod Ponco ).
Na jednym z kamieni jest data 1931. Nie wchodziliśmy do środka ale przed chatką były drewniane ławy.
W międzyczasie dzwoni Baś i mówi, że jednak nie idą na Grande. No to na Nich czekamy. Opłaciło Im się - mieliśmy sporo malutkich buteleczek ciekawego piwa.
Ruszamy w pięcioro w bój.
Jakie piękne rzeźby !
Baś pod ścianą.
Ścieżka się podnosi, Mangart się pojawia.
A my wkraczamy na przełęcz La Porticina ( Vratica ) - 1844 m. Można z niej zejść w okolice Velikanki.
Powiem Wam - cudne miejsce. Wąsko, przepaściście, dziko, strzeliście.
Baś nie boi się przepaści.
Artyści rzeźbiarze mieli tutaj sporo pracy.
Czytajcie, a gdzieś dojdziecie.
Robię za alpejską wersję Atlasa.
Tam gdzieś jest Grande Ponza.
Kosodrzewina ma się tutaj dobrze ( wysokość około 1900 m ).
Schodzimy z przełęczy, wracamy trochę szlakiem i odbijamy w stronę Piccolo Ponza. Uwaga !
Na ten szczyt nie prowadzi szlak !
Taki jest z niego widok.
Baś, Kub i Goś pod kopułą szczytową. Taś był wcześniej i już czekał na nas na szlaku.
Powierzchnia szczytu jest tak mała, że wchodziliśmy na niego dwójkami. Ten osobnik za mną to Włoch. Raz w życiu byłym na szczycie o mniejszej powierzchni - Mnich.
I jeszcze raz widok.
Czas schodzić do szlaku.
Zwróćcie uwagę na cudną nawierzchnię.
Były też ubezpieczenia na pozaszlaku.
Tam byliśmy !
Wracamy w okolice chatki biwakowej. Tuz przed nią jest odbicie w prawo - szlak trawersowy. Na tabliczce stoi jak byk - 2 i pół godziny do parkingu
Baś i Goś przodują.
Amen.
Część dalsza nastąpi.