Strona 1 z 1

Lake District: na dachu Anglii i w krainie jezior

: 2014-11-08, 18:10
autor: Wiolcia
Po wcześniejszej wycieczce w Yorkshire Dales nabieramy ochoty na więcej. Tym razem wyruszamy dalej na północny zachód, do Kumbrii, a konkretniej do Lake District – krainy jezior i romantycznych poetów. Różnie nazywa się to miejsce: a to angielskim pojezierzem, a to (na użytek Polaków) połączeniem Beskidów z Mazurami. To tu znajduje się najwyższy szczyt Anglii, choć dopiero trzynasty w całej Wielkiej Brytanii – Scafell Pike.
Postanawiamy zdobyć go w sobotę, ale droga przez wsie, gdzie trzeba zdjąć nogę z gazu, zajmuje nam sporo czasu. Spędzamy go też trochę w jednej z informacji turystycznych próbując się dowiedzieć co i jak, bo oczywiście nie dysponujemy, jak górskie świeżaki, żadną mapą. Gdy okazuje się, że do celu mamy kilkadziesiąt kilometrów wąskiej drogi przez przełęcz, a do tego zaczyna padać, rezygnujemy z pomysłu i ruszamy na objazdówkę po okolicach. To takie pierwsze rozpoznanie tego obszaru.

Obrazek

Na szczęście, jak to w Anglii, szybko przestaje padać i spod chmur i mgieł zaczynają wyłaniać się góry.

Obrazek

Mimo że żaden szczyt nie przekracza tu tysiąca metrów, okolica wygląda naprawdę górsko. Spore są też wysokości względne – chcąc się wspiąć, na przykład, na najwyższy wierzchołek Lake District, trzeba pokonać ponad 750 metrów przewyższenia.
Na razie nie musimy się jednak nigdzie wspinać. Ruszamy najpierw nad jezioro do Coniston, nad którym góruje szczyt zwany „Staruszkiem z Coniston”. Potem robimy sobie spacer po okolicy wędrując ścieżką w lesie.

Obrazek

Obrazek

Kolory trochę już zaczynają zwiastować nieodległą jesień.

Obrazek

Obrazek

Po przejechaniu Ambleside skręcamy w wąską drogę w stronę przełęczy Kirkstone. W dole otwiera się widok na największe z jezior Wielkiej Brytanii – Windermere. Już wkrótce ostatnie zabudowania zostają za nami, a my znajdujemy się wśród nagich wzgórz zwanych tu fellsami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tu w pełni zaczynam się czuć jak w górach.

Obrazek

Obrazek

Stąd już niedaleko do Kirkstone Pass, najwyższej z przełęczy Lake District, która jest otwarta dla ruchu samochodowego. Przemykamy przez nią, by zatrzymać się już na zjeździe.

Obrazek

W dole pogoda zdecydowanie się poprawia,

Obrazek

by uwydatnić malowniczość jeziora Ullswater, uznawanego przez niektórych za najpiękniejsze z jezior Lakelandu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dzień ma się już ku końcowi, gdy podjeżdżamy pod wodospad Aira Force.

Obrazek

Obrazek

Sam wodospad spada gwałtownie skalną gardzielą w dół. Można go podziwiać z mostków w dole i u samej góry.

Obrazek

Obrazek

Jeszcze tylko szybkie szukanie noclegu i już zapada zmrok:

Obrazek

Kolejny dzień wita nas niezbyt zachęcającą pogodą. Wracamy znów przez Kirkstone Pass, ale mgliste widoki nie zachęcają do odkrywania okolicy.

Obrazek

Obrazek

Mówi się trudno. Choć w tym wypadku mglistość ma też swoje plusy współtworząc niezwykły klimat:

Obrazek

Mając nadzieję na poprawę pogody zjeżdżamy do Ambleside i kierujemy się w stronę Scafell Pike – najwyższego szczytu Anglii. Najpierw musimy jednak pokonać Hardknott Pass. To jedna z najbardziej stromych dróg w kraju o nachyleniu nawet do 30%.

Obrazek

Przejazdu wąską drogą nie ułatwiają rowerzyści. Jak się później dowiemy, dziś odbywa się tu triathlon pod hasłem „Deepest, Steepest, Higest, Hardest”. Uczestnicy muszą przepłynąć 1,2 mili (1,9 km) w najgłębszym jeziorze Anglii – Wastwater, przejechać na rowerze przez najwęższą przełęcz – Hardknott Pass (56 mil – 90 km) i wbiec na najwyższy szczyt Anglii – Scafell Pike (13,5 mili - 21,3 km), stąd triathlon ten uważany jest za najcięższy na świecie.
Rowerzystów mijaliśmy już wcześniej. Jednak dopiero tu, na przełęczy, staje się to kłopotliwe, a wręcz niebezpieczne. Jakby ruchu było tu mało, na drodze zaczynają pojawiać się stare motocykle. Jakiś klub zrzeszający ich fanów też urządził sobie wycieczkę przez słynną przełęcz. Jak to wszystko mniej więcej wyglądało, przedstawiają poniższe, niestety rozmazane (bo robione z auta) fotki:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na samej przełęczy też tłoczno. I, niestety, bez widoków. A podobno przy pogodzie widać stąd nawet morze:

Obrazek

Obrazek

Zjazd z przełęczy witamy z ulgą. Nad jeziorem Wastwater zatrzymujemy się tylko na chwilę dla widoków.

Obrazek

Wreszcie zostawiamy auto na parkingu i ruszamy w górę, na dach Anglii. Szczyt Scafella tonie niestety w mgłach.

Obrazek

Krowy tu jakieś inne niż w Polsce, bardziej włochate.

Obrazek

Stąd już mamy ciągle pod górę.

Obrazek

Coraz bardziej oddalamy się też od jeziora.

Obrazek

Obrazek

Idąc na Scafella wybieramy trudniejszy wariant. Podejście spowijają mgły, dopiero w drodze powrotnej widzę, że to wąski skalisty przesmyk. Na razie walczymy z osypującymi się kamieniami. Schodzący z góry to dopiero mają zjazd!

Obrazek

Trochę wspinaczki po kamieniach i już osiągamy grań.

Obrazek

Na moment się rozjaśnia.

Obrazek

Stąd kierujemy się już wprost na wierzchołek. A kogo spotykamy przy podejściu? Uczestników triathlonu, którzy właśnie zbiegają ze szczytu.

Obrazek

Obrazek

To akurat nie biegacze, a jakaś wycieczka.

Obrazek

I szczyt Scafella osiągnięty! Nie tylko przez nas, także przez jedną z uczestniczek triathlonu.

Obrazek

Dach Anglii zdobyty! Niestety widoki typowo angielskie – wszędzie mgła.

Obrazek

W zamian za widoki – kawa zrobiona na najwyższym punkcie Anglii.

Obrazek

Od czasu do czasu mgły się jednak przelewają i coś tam się odsłania. Widzimy nawet inne jeziora między mgielnymi chmurami:

Obrazek

Obrazek

W powrotnej drodze wychodzimy jeszcze na sąsiedni szczyt Lingmell. Mgły dalej tańczą w dolinach, a w dole błyszczy tafla Wastwater.

Obrazek

Obrazek

Dopiero na zejściu pogoda zaczyna się poprawiać.

Obrazek

Obrazek

W głębi, w najniższym punkcie, widoczne wejście na grań, którym podchodziliśmy na szczyt.

Obrazek

Im niżej, tym pogoda lepsza.

Obrazek

Obrazek

A na koniec Scafell odsłania wreszcie swe oblicze racząc nas niezwykłym przedstawieniem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W dole łapiemy jeszcze ostatnie promienie słońca.

Obrazek

Obrazek

I już czas wracać do domu.

: 2014-11-08, 19:33
autor: ceper
Piękne połączenie gór i jezior :)
I te góry takie inne: ani połoniny, ani klimat beskidzki, ani tatrzański; najbliżej chyba do babiogórskiego. Poczekam na czasy, gdy będzie się można teleportować i wówczas chętnie w każdy weekend "wylecę" w ciekawy zakątek.

: 2014-11-09, 09:23
autor: laynn
Super ta Anglia! Więcej relacji.

: 2014-11-09, 13:34
autor: buba
A jak wyglada kwestia z rozbijaniem sie namiotem nad tymi jeziorami, paleniem ognisk czy kapiela w nich? czy to prawda ze na zachodzie jest wszystko jeszcze bardziej zabronione niz u nas czy to tylko taki kit?

: 2014-11-10, 20:50
autor: Vision
Jak dla mnie bomba i bardzo malownicze okolice. Tym terenem też się interesowałem wirtualnie, ale w googlach to tylko pojedyncze zdjęcia znajdowałem, a tu proszę cała relacja. Góry i jezioro bajka. :-o

: 2014-11-10, 22:17
autor: Wiolcia
buba pisze:A jak wyglada kwestia z rozbijaniem sie namiotem nad tymi jeziorami, paleniem ognisk czy kapiela w nich? czy to prawda ze na zachodzie jest wszystko jeszcze bardziej zabronione niz u nas czy to tylko taki kit?


Jeśli chodzi o rozbijanie się namiotem, jest to zabronione w Anglii i Walii. Ma to jednak swoje uzasadnienie i związane jest z prawem dostępu i prawem własności ziemi, które tu jest bardzo przestrzegane. Mówiąc w skrócie: brak tu niemal "ziemi niczyjej", każdy skrawek ziemi do kogoś należy, gdyż w epoce wirtoriańskiej przedprowadzono powszechne "grodzenie". Rozbijając się więc na dziko nawet z dala od domostw można się rano obudzić w towarzystwie właściciela ziemi i policjanta. Tu wszystkie ścieżki, którymi możesz iść jako turysta, są oznaczone. W praktyce wygląda to tak, że bez problemu możesz przejść przez czyjeś gospodarstwo i prywatne ogrodzone pole/pastwisko, jeśli znajdziesz oznaczenie "publiczna ścieżka". Z jednej strony to jest fajne, bo bez tego oznaczenia w życiu bym się nie pchała na czyjś ogrodzony teren, a często nawet bym nie pomyślała, że tam jest jakaś droga (choć to za dużo powiedziane - po prostu przechodzi się w poprzek, np. przez czyjąś wielką łąkę). Z drugiej strony dla spontanicznych włóczęgów i niebieskich ptaków te tabliczki i jasno określone zasady mogą być męczące.
A do noclegów jeszcze wracając, czytałam, że często wystarczy zapytać po prostu właściciela, czy można się rozbić na jego terenie (za darmo lub za symboliczną opłatą).
A z pozytywów: można się rozbijać namiotem w Szkocji - ponoć dlatego, że duch wolności bardziej im zawsze przyświecał niż Anglikom. Oczywiście są pewne zasady tego rozbijania i nie wszędzie można, ale generalnie - wolno.
Z kąpielami w jeziorze będzie to samo, z ogniskami też - publicznie nie wolno (ognisko można jedynie palić w święto Bonfire Night, czyli Dzień Guya Fawkesa - byliśmy nawet ostatnio w ten dzień na takim wielgachnym ognisku). Tu nawet grzybów nie można też zbierać - reguluje to jakieś stare prawo. To Zachód, niestety...

: 2014-11-10, 22:28
autor: maurycy
Wiolcia pisze:
buba pisze:A jak wyglada kwestia z rozbijaniem sie namiotem nad tymi jeziorami, paleniem ognisk czy kapiela w nich? czy to prawda ze na zachodzie jest wszystko jeszcze bardziej zabronione niz u nas czy to tylko taki kit?


Jeśli chodzi o rozbijanie się namiotem, jest to zabronione w Anglii i Walii. Ma to jednak swoje uzasadnienie i związane jest z prawem dostępu i prawem własności ziemi, które tu jest bardzo przestrzegane. Mówiąc w skrócie: brak tu niemal "ziemi niczyjej", każdy skrawek ziemi do kogoś należy, gdyż w epoce wirtoriańskiej przedprowadzono powszechne "grodzenie". Rozbijając się więc na dziko nawet z dala od domostw można się rano obudzić w towarzystwie właściciela ziemi i policjanta. Tu wszystkie ścieżki, którymi możesz iść jako turysta, są oznaczone. W praktyce wygląda to tak, że bez problemu możesz przejść przez czyjeś gospodarstwo i prywatne ogrodzone pole/pastwisko, jeśli znajdziesz oznaczenie "publiczna ścieżka". Z jednej strony to jest fajne, bo bez tego oznaczenia w życiu bym się nie pchała na czyjś ogrodzony teren, a często nawet bym nie pomyślała, że tam jest jakaś droga (choć to za dużo powiedziane - po prostu przechodzi się w poprzek, np. przez czyjąś wielką łąkę). Z drugiej strony dla spontanicznych włóczęgów i niebieskich ptaków te tabliczki i jasno określone zasady mogą być męczące.
A do noclegów jeszcze wracając, czytałam, że często wystarczy zapytać po prostu właściciela, czy można się rozbić na jego terenie (za darmo lub za symboliczną opłatą).
A z pozytywów: można się rozbijać namiotem w Szkocji - ponoć dlatego, że duch wolności bardziej im zawsze przyświecał niż Anglikom. Oczywiście są pewne zasady tego rozbijania i nie wszędzie można, ale generalnie - wolno.
Z kąpielami w jeziorze będzie to samo, z ogniskami też - publicznie nie wolno (ognisko można jedynie palić w święto Bonfire Night, czyli Dzień Guya Fawkesa - byliśmy nawet ostatnio w ten dzień na takim wielgachnym ognisku). Tu nawet grzybów nie można też zbierać - reguluje to jakieś stare prawo. To Zachód, niestety...

To ja tam nie jadę, bo jako pospolity włóczęga czułbym się tam z lekka nieswojo :P
Za dużo tych ograniczeń. Natomiast krajobraz mają wielce malowniczy, chociaż z małą ilością drzew.
Na plus dodam te słynne angielskie mgły. Podobno to dzięki nim ( naturalne nawilżanie ) dziewczyny mają takie piękne lica :)

: 2014-11-10, 22:35
autor: Wiolcia
maurycy pisze:To ja tam nie jadę, bo jako pospolity włóczęga czułbym się tam z lekka nieswojo :P
Za dużo tych ograniczeń. Natomiast krajobraz mają wielce malowniczy, chociaż z małą ilością drzew.
Na plus dodam te słynne angielskie mgły. Podobno to dzięki nim ( naturalne nawilżanie ) dziewczyny mają takie piękne lica :)


No niestety, "pospolici włóczędzy" nie mają tu łatwo... A wiesz, mnie też tu drzew bardzo brakuje. W Polsce szlak w górach prowadzący ciągle lasem nie uchodzi za bardzo atrakcyjny, gdyż szuka się prześwitów i widoków. Tu widoki są cały czas, ale ta bezkresna przestrzeń staje się po pewnym czasie nieco monotonna i przygnębiająca. A jak jeszcze jest szaro, to już w ogóle...
A o tym nawilżaniu to słyszałam. Tylko z tymi pięknymi licami Angielek to za dużo powiedziane :). A, z innej strony, to "nawilżenie" i powszechna wilgoć ma też swoje złe strony - większość domów jest zagrzybiona, niestety.

: 2014-11-12, 14:36
autor: Piotrek
I znów te kamienne płoty, już dla nich samych bym tam pojechał :), bardzo mi się podobają.
Nie wnikałem nigdy w to skąd się biorą ale jak się domyślam powstają z kamieni zbieranych na okolicznych polach a nie są budowane celowo z materiału przywożonego. Dobre kombinuję?

: 2014-11-13, 00:15
autor: Wiolcia
A wiesz, że się nad tym nie zastanawiałam? Drewna tu nie ma dużo, więc musieli wykorzystać kamień. Domy też tu są z kamienia i często przez to szare i przygnębiające. Pewnie masz rację, że kamień był brany "z terenu", ale trzeba by to sprawdzić.

: 2014-11-13, 08:15
autor: Piotrek
Mnie się właśnie podoba ten przygnębiający nastrój jaki dzięki użyciu kamienia panuje :-) , a jeszcze połaczony z pochmurną pogodą daje niesamowity klimat. Jakoś zawsze wyspy tak mi się kojarzą- porozrzucane w terenie kamienne domy i kamienne płoty wzdłuż dróg. Gdzie nie gdzie jakieś pojedyncze drzewo.

: 2014-11-14, 10:48
autor: Malgo Klapković
Jejku, jakie cudowne tereny, kraina z moich marzeń ;)

: 2014-11-17, 16:47
autor: Tępy dyszel
Sielankowo i mrocznie równocześnie.
Występują tam oznakowania ścieżek czy idzie się ,,na ślepo" ?
Jakie tam przewyższenia występują ? Góry nie wyglądają na specjalnie ,,honorne" ale same zdjęcia mogą mylić niekiedy :P

: 2014-11-21, 17:40
autor: Wiolcia
Wysokości nie są tu rzeczywiście imponujące, Scafell Pike ma 978 m, ale powspinać się na niego trzeba. Znalazłam nawet informację, że przewyższenie to nie 750 m, a 900, bo zaczyna się wędrówkę bardzo nisko. Nie ma tu oznaczeń szlaku jak w Polsce, są tylko tabliczki w niektórych miejscach, ale ścieżki są i przy pogodzie dokładnie widzisz, gdzie idziesz, bo nie ma tu drzew.
Tak wyglądają te tabliczki:

Obrazek