Odwiedziliśmy kilka czeskich wiosek w rumuńskim Banacie - była okazja, aby poznać zwyczaje świąteczne Czechów, których przodkowie opuścili rodzinne strony w 1. połowie XIX w. Noclegi w normalnych domach, posiłki świąteczne podobnie.
Oprócz żywej etnografii, pojawiła się też okazja, aby połazić po górach Almaj i Locvei. W przypadku tych ostatnich, zbudowanych z wapieni niewysokich Gór Locvei, udało nam się wejść na leżący poza turystycznymi szlakami ich najwyższy szczyt Corhanul Mare. Był to mój 26. "naj" w rumuńskich Karpatach. Do KKR (Korony Karpat Rumuńskich) pozostało mi - bagatela - równe 70 wierzchołków.
Koniec marca i kwiecień to na tej górze prawdziwe florystyczne szaleństwo. Moja żona naliczyła przeszło 30 gatunków kwitnących kwiatów, nazw nie pamiętam, gdyż rzucała głównie łacińskimi terminami.
Dość blisko szczytu, na południe od niego znajduje się jedna z ciekawszych w tym masywie jaskiń, mająca również swoją czeską nazwę Turecka dira.
Błąkając się koło Rovanska, Gerniku i Świętej Heleny można było się też pogapić na oddalone o więcej niż dzień wędrówki najwyższe partie Gór Almaj, z kulminującym w tych górach szczytem Svinecea Mare (1224 m n.p.m.)...
... oraz na leżące na połnoc wapienne góry Aninei z jednym z najpiękniejszych w całych Karpatach krasowym wąwozem rzeki Nery
Trochę więc jeszcze turystycznych celów w Rumunii pozostało
![:lol](./images/smilies/icon_lol.gif)
W tej części historycznego Banatu można rzeczywiści poczuć się jak w Czechach. W różnych miejscach w sześciu czeskich wioskach (my odwiedziliśmy trzy z nich - Rovensko, Gernic i Świętą Helenę) pojawiają się czeskie napisy, niekiedy tylko uzupełnione rumuńskimi odpowiednikami
Ponieważ dla rumuńskich organizacji turystycznych góry Almaj i Locvei wydawały się mało atrakcyjne, brakowało w tym rejonie rumuńskich szlaków turystycznych. Wobec tego Klub Czeskich Turystów wziął sprawy w swoje ręce... i wyznakował sieć szlaków według czeskiego (podobnego na naszego polskiego, słowackiego i ukraińskiego) systemu znakowania. System ten wyraźnie się różni od rumuńskiego - pod względem kolorów i form graficznych. Tabliczki szlakowskazowe też są czeskie i sygnowane przez KČT. Jest zatem prawie tak samo jak na Zakarpaciu, tylko na Ukrainie na szlakowskazach skrót KČT się nie pojawia.
Widać, że nie każdemu w Rumunii to turystyczne zaangażowanie Czechów w Banacie się podoba. Często spotyka się takie "oznakowanie":
Inna sprawa, że to również jest dobra wskazówka dotycząca przebiegu szlaku. Czy znaki są niszczone przez pasterzy, czy może turystów rumuńskich... to jest to temat tabu (rozmawiałem na ten temat z jednym z czeskich przewodników i znakarzy, Ivo Dokoupilem, autorem wielu opracowań na temat gór Almaj i Locvei, który ma swoje zdanie na ten temat).
Faktem jest, że ostatnio Rumuni wymalowali w jednej z czeskich wsi - w Gerniku - znaki swojego rumuńskiego szlaku, wiodącego na północ, w stronę pięknych wapiennych gór Aninei. Czy jest to początek czesko-rumuńskiej "wojny na pędzle" (podobnej do tej toczonej w okresie międzywojennym w polskich Beskidach Zachodnich przez Polskie Towarzystwo Tatrzańskie i niemiecki Beskiden-Verein), tego jeszcze nie wiemy.
Osobna sprawa to czeskie sklepy, sklepoknajpy i knajpy. Są... po prostu żywe!
Gernik (rum. Gîrnic)
Svatá Helena (rum. Sfânta Elena)
Atmosfera jak w Czechach (naprawdę autentyczna, nieudawana), gdyż w sześciu banackich czeskich wsiach ludność czeska stanowi ponad 90% mieszkańców tych miejscowości. Sporo też jest czeskich turystów.
No i wreszcie rejon ten to jedna wielka lekcja etnografii. Udało mi się wreszcie ustrzelić - pisałem już o tym w innym wątku - archaiczny zaprzęg wołów sprzężonych jarzmem. Było to w jednym z rumuńskich przysiółków na grzbiecie gór Locvei, między dwiema czeskimi wioskami Rovensko i Gernik.
Może kiedyś napiszę o Banacie nieco szerzej. Na pewno region ten zasługuje na więcej wzmianek w polskim piśmiennictwie krajoznawczym i turystycznym, niż ma to miejsce dotychczas.