Sassongher - tylnymi drzwiami na symbol Corvary
: 2021-09-05, 15:26
Cześć wszystkim. Ostatnio pisałem o rumuńskich Bucegach, dziś chciałbym podzielić się kilkoma zdjęciami z Dolomitów, a konkretnie ze szlaku na Sassonghera (2665 m n.p.m). Góra popularna – kto był, pewnie kojarzy. Większość osób decyduje się jednak na wejście od strony Colfosco i powrót tą samą drogą. Znacznie mniej popularny jest szlak z miejscowości La Villa. A oto jak się przedstawia:
Na początek musimy dotrzeć do schroniska Gherdenacia (2050 m n.p.m.), co ułatwia wyciąg krzesełkowy z miasteczka, który zawozi do podnóża skalnej ścian i skraca naszą podróż o niecałą godzinę. Stamtąd do schroniska możemy udać się trzema wariantami – jeden obchodzi ściankę z lewej strony, drugi z prawej (krótkie ubezpieczenia, ale bez trudności), trzecim jest nowa ferrata Les Cordes – o której mogę powiedzieć tylko tyle, że jej wycena to około B/C. A, no i nie jest zaznaczona na większości map. Niezależnie od wariantu w jakieś 40-50 minut dochodzimy do Rifugio (oznaczenia mogą wskazywać „Utia” – podwójne nazewnictwo jest tu na porządku dziennym), które jest położone na wypłaszczeniu powyżej pokonanej ścianki i gwarantuje szerokie panoramy na potężny mur grupy Fanes i jej najwyższych szczytów – Sasso delle Dieci (Zehner), Piz Lavarella, Conturines. Zdjęcie poniżej.
A tak z kolei prezentuje się otoczenie Sassonghera (o ile czegoś nie pomieszałem to ten płaski pośrodku):
Szlak (nr 5 w terenie) jest przyjemny, ścieżka jest łatwa w nawigacji i niespecjalnie stroma. Po pokonaniu niewielkiego progu znajdujemy się w pustej dolince (nieco wyżej po naszej prawej stronie przebiega okrężna trasa w głąb płaskowyżu Puez), z której wychodzimy, kierując się na lewo żlebem. Z daleka wygląda na dość stromy, ale w rzeczywistości nie przedstawia żadnych trudności. Następnie zaczynamy trawers masywu Para dai Giai, który od grani Sassonghera oddziela dolina Juel.
Na trasie znajduje się też krótki odcinek ubezpieczony – łatwy, ale w trakcie mojej wizyty jeden z prętów, do których mocowana jest lina, nie trzymał się zbyt pewnie. A specyfika tego odcinka zachęcała do „oparcia” się na linie.
Z tego miejsca wyłania się fantastyczna panorama na wieże w otoczeniu Sassonghera.
A my już zupełnie łatwą ścieżką kierujemy się w stronę przełęczy.
Z przełęczy możemy podziwiać jedyny w swoim rodzaju krajobraz Selli powyżej Passo Gardena (jednej z najważniejszych komunikacyjnych przełęczy w Dolomitach).
A to widok na pokonaną trasę.
Następnie do góry miejscami stromą, nieco sypiącą się ścieżką.
Aż do momentu, kiedy dojdziemy do sztucznych ubezpieczeń. Nie jest tego dużo – 5-10 minut w górę, większość ludzi nie miała sprzętów do ferrat. Czy warto? Każdy musi sam zadecydować. Trudności (A/B) moim zdaniem przypominają Zawrat, ale trzeba pamiętać, że wracamy tą samą drogą, więc będziemy musieli je pokonywać także schodząc.
Liny szybko się kończą i pozostaje nam podejście łatwym zboczem. Panoramy są wyjątkowe, zdjęcia nie są w stanie tego niestety oddać. Tym niemniej kilka fotografii na zachętę.
Fanes:
Na pierwszym planie Sella. Z prawej Sassolungo.
Grupa Puez z nietypowymi krajobrazami
To zdjęcie lepiej oddaje charakter skalnego płaskowyżu. W tle iglice Odle.
To by było na tyle. Jeśli ktoś jedzie w Dolomity po raz pierwszy i dysponuje doświadczeniem "tatrzańskim", to nie musi długo szukać - w pogodny dzień widoków i wrażeń na Sassongherze nie zabraknie.
Na początek musimy dotrzeć do schroniska Gherdenacia (2050 m n.p.m.), co ułatwia wyciąg krzesełkowy z miasteczka, który zawozi do podnóża skalnej ścian i skraca naszą podróż o niecałą godzinę. Stamtąd do schroniska możemy udać się trzema wariantami – jeden obchodzi ściankę z lewej strony, drugi z prawej (krótkie ubezpieczenia, ale bez trudności), trzecim jest nowa ferrata Les Cordes – o której mogę powiedzieć tylko tyle, że jej wycena to około B/C. A, no i nie jest zaznaczona na większości map. Niezależnie od wariantu w jakieś 40-50 minut dochodzimy do Rifugio (oznaczenia mogą wskazywać „Utia” – podwójne nazewnictwo jest tu na porządku dziennym), które jest położone na wypłaszczeniu powyżej pokonanej ścianki i gwarantuje szerokie panoramy na potężny mur grupy Fanes i jej najwyższych szczytów – Sasso delle Dieci (Zehner), Piz Lavarella, Conturines. Zdjęcie poniżej.
A tak z kolei prezentuje się otoczenie Sassonghera (o ile czegoś nie pomieszałem to ten płaski pośrodku):
Szlak (nr 5 w terenie) jest przyjemny, ścieżka jest łatwa w nawigacji i niespecjalnie stroma. Po pokonaniu niewielkiego progu znajdujemy się w pustej dolince (nieco wyżej po naszej prawej stronie przebiega okrężna trasa w głąb płaskowyżu Puez), z której wychodzimy, kierując się na lewo żlebem. Z daleka wygląda na dość stromy, ale w rzeczywistości nie przedstawia żadnych trudności. Następnie zaczynamy trawers masywu Para dai Giai, który od grani Sassonghera oddziela dolina Juel.
Na trasie znajduje się też krótki odcinek ubezpieczony – łatwy, ale w trakcie mojej wizyty jeden z prętów, do których mocowana jest lina, nie trzymał się zbyt pewnie. A specyfika tego odcinka zachęcała do „oparcia” się na linie.
Z tego miejsca wyłania się fantastyczna panorama na wieże w otoczeniu Sassonghera.
A my już zupełnie łatwą ścieżką kierujemy się w stronę przełęczy.
Z przełęczy możemy podziwiać jedyny w swoim rodzaju krajobraz Selli powyżej Passo Gardena (jednej z najważniejszych komunikacyjnych przełęczy w Dolomitach).
A to widok na pokonaną trasę.
Następnie do góry miejscami stromą, nieco sypiącą się ścieżką.
Aż do momentu, kiedy dojdziemy do sztucznych ubezpieczeń. Nie jest tego dużo – 5-10 minut w górę, większość ludzi nie miała sprzętów do ferrat. Czy warto? Każdy musi sam zadecydować. Trudności (A/B) moim zdaniem przypominają Zawrat, ale trzeba pamiętać, że wracamy tą samą drogą, więc będziemy musieli je pokonywać także schodząc.
Liny szybko się kończą i pozostaje nam podejście łatwym zboczem. Panoramy są wyjątkowe, zdjęcia nie są w stanie tego niestety oddać. Tym niemniej kilka fotografii na zachętę.
Fanes:
Na pierwszym planie Sella. Z prawej Sassolungo.
Grupa Puez z nietypowymi krajobrazami
To zdjęcie lepiej oddaje charakter skalnego płaskowyżu. W tle iglice Odle.
To by było na tyle. Jeśli ktoś jedzie w Dolomity po raz pierwszy i dysponuje doświadczeniem "tatrzańskim", to nie musi długo szukać - w pogodny dzień widoków i wrażeń na Sassongherze nie zabraknie.