Tatry... ale te nizkie
: 2021-09-13, 09:25
Przed tygodniem przypomnieliśmy sobie smak Słowacji i zapragnęliśmy więcej. Pogoda dopisała, pojawiła się okazja na zrealizowanie dawnego planu odwiedzenia nieznanej nam dotąd części Niżnych Tatr na wschód od Doliny Demianowskiej.
Część I - Poludnica (1549 m) - na dobry początek
Pojechaliśmy do miejscowości Závažná Poruba, tam od pierwszego strzału znaleźliśmy bardzo fajne kwatery. Wioska zrobiła sympatyczne wrażenie. Ciekawa wąska zabudowa, czysto i schludnie.
Na rozgrzewkę wybraliśmy się na pobliską górkę o nazwie Południca. Zalesiony szczyt nie obiecywał zbyt wiele, ale postanowiliśmy spokojnie zacząć.
Spokojny słowacki padalec cierpliwie pozował. Nie to co nasze polskie narowiste.
Tam gdzie można dojechać szutrową drogą, mimo parku narodowego, można sobie pozwolić na domek w górach. Słowacy praktycznie podchodzą do tematu.
Nabieramy wysokości.
Jaskinia, gdzie podczas wojny ukrywali się Żydzi (wyczytane na tablicy pamiątkowej).
Widok na Tary Zachodnie.
Osiągamy Predną Poludnicę (1469 m). Widok na Tatry. Znowu trochę brakuje przejrzystości.
Coraz więcej Słowaków chodzi z psami po górach.
Zostało jeszcze krótkie podejście na wierzchołek główny.
Wie ktoś jak się ten kwiatek nazywa?
Szczytujemy!
Całkiem porządne widoki.
Tu w stronę głównej grani. Na pierwszym planie Krakova hoľa (1752 m).
W stronę Gór Choczańskich.
Na zachód.
Po lewej Siná (1560 m), którą kiedyś z takim uporem próbowaliśmy zdobyć bezszlakowo (udało się dopiero za drugim razem).
Na wschód.
Pośrodku Ohnište (1538 m) - podobno fajne miejsce, choć z daleka nie wygląda.
Schodzimy inną drogą, wiodącą bardziej grzbietem wzdłuż wychodni skalnych (niebieski szlak do Iľanova)
Kiedy podziwiam widoki, Ukochana oznajmia, że przed nami trudna przeszkoda - drabina.
Dziwię się no jak to trudna drabina, niemożliwe. Faktycznie jest tak jakby trochę z boku, ciężko na nią wejść, trzeba tak trochę wskoczyć. Chwytam się jej, a ona cała leci w bok. Szok. Nie jest niczym przymocowana. Całkiem luźna, chwieje się na boki i do tyłu. Ukochana twierdzi, że nigdy tędy nie zejdzie. Próbujemy szukać obejścia, ale po obu stronach długi mur skalny. Wygląda, że trzeba próbować tutaj.
Udało mi się chwycić drabinę od góry, trochę przestawić, wbić do gruntu. Wydawała się stabilniejsza. Wszedłem na nią i zszedłem. Ukochana nie chciała, twierdziła, że się gibnie do tyłu, ale przekonałem ją, że jej ciężkie cielsko dociśnie ją grawitacyjnie do skały. Udało się.
A Tobi poradził sobie sam.
Idziemy dalej. Bardzo ładny jest szlak po tej stronie.
Co chwile punkty widokowe.
Tu na Południcę, czyli tam byliśmy.
Grzebienie skalne robią wrażenie.
Tobi wychylał się najbardziej.
Powoli wytracamy wysokość.
Liptowski Mikulasz i Tatry Zachodnie.
A na pierwszym planie Iľanovo, gdzie schodzimy.
Wracamy dołem na kwaterę. W oddali Chocz. Dzień się kończy.
Nie wiedziałem, że pod Krywaniem są pola uprawne
Poludnica wcale nie jest nudną zalesioną górą na jaką wygląda z daleka. Jest bardzo fajna
A to dopiero rozgrzewka
C.D.N.
Część I - Poludnica (1549 m) - na dobry początek
Pojechaliśmy do miejscowości Závažná Poruba, tam od pierwszego strzału znaleźliśmy bardzo fajne kwatery. Wioska zrobiła sympatyczne wrażenie. Ciekawa wąska zabudowa, czysto i schludnie.
Na rozgrzewkę wybraliśmy się na pobliską górkę o nazwie Południca. Zalesiony szczyt nie obiecywał zbyt wiele, ale postanowiliśmy spokojnie zacząć.
Spokojny słowacki padalec cierpliwie pozował. Nie to co nasze polskie narowiste.
Tam gdzie można dojechać szutrową drogą, mimo parku narodowego, można sobie pozwolić na domek w górach. Słowacy praktycznie podchodzą do tematu.
Nabieramy wysokości.
Jaskinia, gdzie podczas wojny ukrywali się Żydzi (wyczytane na tablicy pamiątkowej).
Widok na Tary Zachodnie.
Osiągamy Predną Poludnicę (1469 m). Widok na Tatry. Znowu trochę brakuje przejrzystości.
Coraz więcej Słowaków chodzi z psami po górach.
Zostało jeszcze krótkie podejście na wierzchołek główny.
Wie ktoś jak się ten kwiatek nazywa?
Szczytujemy!
Całkiem porządne widoki.
Tu w stronę głównej grani. Na pierwszym planie Krakova hoľa (1752 m).
W stronę Gór Choczańskich.
Na zachód.
Po lewej Siná (1560 m), którą kiedyś z takim uporem próbowaliśmy zdobyć bezszlakowo (udało się dopiero za drugim razem).
Na wschód.
Pośrodku Ohnište (1538 m) - podobno fajne miejsce, choć z daleka nie wygląda.
Schodzimy inną drogą, wiodącą bardziej grzbietem wzdłuż wychodni skalnych (niebieski szlak do Iľanova)
Kiedy podziwiam widoki, Ukochana oznajmia, że przed nami trudna przeszkoda - drabina.
Dziwię się no jak to trudna drabina, niemożliwe. Faktycznie jest tak jakby trochę z boku, ciężko na nią wejść, trzeba tak trochę wskoczyć. Chwytam się jej, a ona cała leci w bok. Szok. Nie jest niczym przymocowana. Całkiem luźna, chwieje się na boki i do tyłu. Ukochana twierdzi, że nigdy tędy nie zejdzie. Próbujemy szukać obejścia, ale po obu stronach długi mur skalny. Wygląda, że trzeba próbować tutaj.
Udało mi się chwycić drabinę od góry, trochę przestawić, wbić do gruntu. Wydawała się stabilniejsza. Wszedłem na nią i zszedłem. Ukochana nie chciała, twierdziła, że się gibnie do tyłu, ale przekonałem ją, że jej ciężkie cielsko dociśnie ją grawitacyjnie do skały. Udało się.
A Tobi poradził sobie sam.
Idziemy dalej. Bardzo ładny jest szlak po tej stronie.
Co chwile punkty widokowe.
Tu na Południcę, czyli tam byliśmy.
Grzebienie skalne robią wrażenie.
Tobi wychylał się najbardziej.
Powoli wytracamy wysokość.
Liptowski Mikulasz i Tatry Zachodnie.
A na pierwszym planie Iľanovo, gdzie schodzimy.
Wracamy dołem na kwaterę. W oddali Chocz. Dzień się kończy.
Nie wiedziałem, że pod Krywaniem są pola uprawne
Poludnica wcale nie jest nudną zalesioną górą na jaką wygląda z daleka. Jest bardzo fajna
A to dopiero rozgrzewka
C.D.N.