Minčol i Veľká lúka
: 2024-10-02, 18:33
Dzień dobry.
Dwa tygodnie wcześniej …
Jak co roku, już od trzech lat, przyszła pora na słowacką wycieczkę z Sebastianem.
Każdy rok był debiutem i nowym pasmem, i w tym roku nie było inaczej, choć tym razem wyszło to zupełnym przypadkiem
Dwa samochody zawsze dają lepszą perspektywę zaplanowania trasy, tym razem też się to sprawdziło …
Pasmo Małej Fatry, całkiem dobrze mi znane, było się kilka razy tu i tam ale tylko po Krywańskiej stronie, a tym razem zobaczę Luczańską część Małej Fatry, Minčol i Veľká lúka !
Spotykamy się Bystrička, Lázky, gdzie zakończymy naszą wycieczkę.
Parkuję auto i czekam na Sebę, który dojeżdża chwilę później, wsiadam i jedziemy na miejsce startu, zaczynamy w Vrútky, Pamätník Karvaša a Bláhovca i ruszamy niebieskim szlakiem w stronę przełęczy Okopy, to ta przełęcz na której stoi armata, bardzo nietypowy przedmiot w górach, choć ostatnio byłem przy czołgu na słoweńskiej przełęczy, więc armata w ogóle nie powinna mnie dziwić
Trasa idzie cały czas pod górę, z początku długą i stromą rynną w lesie, ale dosyć szybko pojawiają się ładne widoki, ładnie się prezentuje Krywańska część M.F z Krywaniem na czele.
Po wyjściu z lasu wszystko się zmienia, nabiera mocno jesiennych kolorków, czerwona borowina i żółte trawy, pięknie tam jest, kolejny rok w pięknych jesiennych kolorach, cieszymy się
Następnie podchodzimy na Minčol, pierwszy cel zrealizowany, robimy krótką przerwę na kawkę i coś słodkiego.
Ruszamy dalej, i tu pojawia się małe zaskoczenie, bo myśleliśmy że jak wyjdziemy na grań, to troszkę przyspieszymy i pójdzie się lżej, ale nie …
Okazało się że jest zejście w dół, z powrotem w las !
Szybkie zejście, krótkie podejście i wychodzimy znowu na przestrzeń, przed nami Zázrivá, jak mnie się tam podobało, szczególnie w tych warunkach które zaczęły nam towarzyszyć, deszczowo burzowe chmury nadciągały w naszą stronę ! W oddali było już widać deszcz ! Żółte trawy i mrok na niebie, ależ tam było fajnie
Chwilę później znikamy w wysokiej kosówce i borowinie szczytu Krížava, za betonowym ogrodzeniem jakieś zabudowania i nadajniki, szlak przebiega wzdłuż "muru" i wychodzi na zmarnowany przez czas asfalt, który prowadzi do chaty Javorina, z zewnątrz mało atrakcyjny budynek, zyskuje na uroku kiedy wejdzie się do środka, duże okna i i sporo drewna dają bardzo przyjemny klimat temu małemu schronisku, fakt że znajduje się pośród żółtych wysokich traw, też dodaje ładności na +10
Zamawiamy gulasz i kofole, solidna porcja gulaszu za 6.50 euro, tak to można się gościć
Za oknem na parapecie leżą zwłoki jakiegoś ptaszka, który nieszczęśliwie rozbił się lotem koszącym o wielkie okno schroniska.
W między czasie nadciągają chmury i za oknem robi się lekko ponuro, ale ciągle jest nadzieja na fajną pogodę !
Seba mówi poczekajmy … No to czekamy, na wielkich polanach pod Veľká lúką.
Kolejne piękne miejsce na tej trasie, wysokie żółte trawy, całe połacie jak okiem sięgnąć, tak mi rób
Nadciąga słońce, robi się klimatycznie, a jak wiadomo klimat ważna rzecz.
Ruszamy na szczyt !
Tu akurat szału nie ma, bo sam szczyt jest słaby, brzydki z nadajnikiem.
Za to widoki z niego na wieloplany są fantastyczne, wieloplany skąpane w laserach, o Panie, jak tu jest sympatycznie.
Kiedy idziemy w stronę Vidlica słońce znowu znika, nadciągnęły spore zwały chmur, ale ciągle z nadzieją na dobrą pogodę, Seba mówi zróbmy przerwę i poczekajmy
No to czekamy …
Kolejna wielka hala ! W dole nad Martinem pojawiają się deszczowe chmury, pada deszcz i świeci słońce, więc musiała pojawić się tęcza, to był piękny spektakl promieni słonecznych, deszczu i tęczy
W końcu i u nas na górze wychodzi słońce, trzeba się spieszyć, bo będzie tylko chwilę ! Wielka chmura za nami robi wrażenie, była ogromna, a deszcz się zbliżał w naszą stronę i ciągle krążył jak sęp nad nami.
Rano żałowałem że nie mam spodenek, a teraz cieszyłem się że mam długie spodnie, kamizelkę i czapkę, wiało solidnie.
I kiedy wydawało się już że warunki totalnie się zepsuły i już nic się nie wydarzy, przed nami już tylko las i strome zejście (Seba nawet schował aparat do plecaka), to nastała jasność, za linią drzewa wyszliśmy na pola borowiny, które wręcz płonęły w popołudniowym słońcu, jak żyć ! Aparat w dłoń, bo co tu dużo mówić, kolejne pięknie podświetlone wieloplany, miód na oczy
Patrzę na zegarek, na to ile nam zostało trasy i staję się lekko marudny (według mapy 6.30 godz. miało nam zająć jakieś 9 godzin, a ostatecznie zajmie 11 godzin) tym bardziej że po drodze mijałem straszne korki, perspektywa późnego powrotu jakoś mnie dobiła i przez chwilę pomarudziłem sobie Sorry Seba
Wchodzimy w las i zaczyna się mocne zejście, po drodze gubimy się na chwilę, ale szybko wracamy na właściwe tory i przy świetle czołówek docieramy na parking, skąd ruszamy na miejsce startu gdzie został samochód Seby.
Powrót do domu przebiega zaskakująco sprawnie, momentami w całkiem sporym deszczu, mieliśmy farta że nam udało się przejść bez deszczu całą trasę, piękną trasę.
I taka to była wycieczka.
Dwa tygodnie wcześniej …
Jak co roku, już od trzech lat, przyszła pora na słowacką wycieczkę z Sebastianem.
Każdy rok był debiutem i nowym pasmem, i w tym roku nie było inaczej, choć tym razem wyszło to zupełnym przypadkiem
Dwa samochody zawsze dają lepszą perspektywę zaplanowania trasy, tym razem też się to sprawdziło …
Pasmo Małej Fatry, całkiem dobrze mi znane, było się kilka razy tu i tam ale tylko po Krywańskiej stronie, a tym razem zobaczę Luczańską część Małej Fatry, Minčol i Veľká lúka !
Spotykamy się Bystrička, Lázky, gdzie zakończymy naszą wycieczkę.
Parkuję auto i czekam na Sebę, który dojeżdża chwilę później, wsiadam i jedziemy na miejsce startu, zaczynamy w Vrútky, Pamätník Karvaša a Bláhovca i ruszamy niebieskim szlakiem w stronę przełęczy Okopy, to ta przełęcz na której stoi armata, bardzo nietypowy przedmiot w górach, choć ostatnio byłem przy czołgu na słoweńskiej przełęczy, więc armata w ogóle nie powinna mnie dziwić
Trasa idzie cały czas pod górę, z początku długą i stromą rynną w lesie, ale dosyć szybko pojawiają się ładne widoki, ładnie się prezentuje Krywańska część M.F z Krywaniem na czele.
Po wyjściu z lasu wszystko się zmienia, nabiera mocno jesiennych kolorków, czerwona borowina i żółte trawy, pięknie tam jest, kolejny rok w pięknych jesiennych kolorach, cieszymy się
Następnie podchodzimy na Minčol, pierwszy cel zrealizowany, robimy krótką przerwę na kawkę i coś słodkiego.
Ruszamy dalej, i tu pojawia się małe zaskoczenie, bo myśleliśmy że jak wyjdziemy na grań, to troszkę przyspieszymy i pójdzie się lżej, ale nie …
Okazało się że jest zejście w dół, z powrotem w las !
Szybkie zejście, krótkie podejście i wychodzimy znowu na przestrzeń, przed nami Zázrivá, jak mnie się tam podobało, szczególnie w tych warunkach które zaczęły nam towarzyszyć, deszczowo burzowe chmury nadciągały w naszą stronę ! W oddali było już widać deszcz ! Żółte trawy i mrok na niebie, ależ tam było fajnie
Chwilę później znikamy w wysokiej kosówce i borowinie szczytu Krížava, za betonowym ogrodzeniem jakieś zabudowania i nadajniki, szlak przebiega wzdłuż "muru" i wychodzi na zmarnowany przez czas asfalt, który prowadzi do chaty Javorina, z zewnątrz mało atrakcyjny budynek, zyskuje na uroku kiedy wejdzie się do środka, duże okna i i sporo drewna dają bardzo przyjemny klimat temu małemu schronisku, fakt że znajduje się pośród żółtych wysokich traw, też dodaje ładności na +10
Zamawiamy gulasz i kofole, solidna porcja gulaszu za 6.50 euro, tak to można się gościć
Za oknem na parapecie leżą zwłoki jakiegoś ptaszka, który nieszczęśliwie rozbił się lotem koszącym o wielkie okno schroniska.
W między czasie nadciągają chmury i za oknem robi się lekko ponuro, ale ciągle jest nadzieja na fajną pogodę !
Seba mówi poczekajmy … No to czekamy, na wielkich polanach pod Veľká lúką.
Kolejne piękne miejsce na tej trasie, wysokie żółte trawy, całe połacie jak okiem sięgnąć, tak mi rób
Nadciąga słońce, robi się klimatycznie, a jak wiadomo klimat ważna rzecz.
Ruszamy na szczyt !
Tu akurat szału nie ma, bo sam szczyt jest słaby, brzydki z nadajnikiem.
Za to widoki z niego na wieloplany są fantastyczne, wieloplany skąpane w laserach, o Panie, jak tu jest sympatycznie.
Kiedy idziemy w stronę Vidlica słońce znowu znika, nadciągnęły spore zwały chmur, ale ciągle z nadzieją na dobrą pogodę, Seba mówi zróbmy przerwę i poczekajmy
No to czekamy …
Kolejna wielka hala ! W dole nad Martinem pojawiają się deszczowe chmury, pada deszcz i świeci słońce, więc musiała pojawić się tęcza, to był piękny spektakl promieni słonecznych, deszczu i tęczy
W końcu i u nas na górze wychodzi słońce, trzeba się spieszyć, bo będzie tylko chwilę ! Wielka chmura za nami robi wrażenie, była ogromna, a deszcz się zbliżał w naszą stronę i ciągle krążył jak sęp nad nami.
Rano żałowałem że nie mam spodenek, a teraz cieszyłem się że mam długie spodnie, kamizelkę i czapkę, wiało solidnie.
I kiedy wydawało się już że warunki totalnie się zepsuły i już nic się nie wydarzy, przed nami już tylko las i strome zejście (Seba nawet schował aparat do plecaka), to nastała jasność, za linią drzewa wyszliśmy na pola borowiny, które wręcz płonęły w popołudniowym słońcu, jak żyć ! Aparat w dłoń, bo co tu dużo mówić, kolejne pięknie podświetlone wieloplany, miód na oczy
Patrzę na zegarek, na to ile nam zostało trasy i staję się lekko marudny (według mapy 6.30 godz. miało nam zająć jakieś 9 godzin, a ostatecznie zajmie 11 godzin) tym bardziej że po drodze mijałem straszne korki, perspektywa późnego powrotu jakoś mnie dobiła i przez chwilę pomarudziłem sobie Sorry Seba
Wchodzimy w las i zaczyna się mocne zejście, po drodze gubimy się na chwilę, ale szybko wracamy na właściwe tory i przy świetle czołówek docieramy na parking, skąd ruszamy na miejsce startu gdzie został samochód Seby.
Powrót do domu przebiega zaskakująco sprawnie, momentami w całkiem sporym deszczu, mieliśmy farta że nam udało się przejść bez deszczu całą trasę, piękną trasę.
I taka to była wycieczka.