Majówkowo w Szczawnicy

Relacje z Pienin, Gór Świętokrzyskich i innych polskich gór...
Awatar użytkownika
sokół
Posty: 12271
Rejestracja: 2013-07-06, 09:41
Lokalizacja: Bytom

Majówkowo w Szczawnicy

Postautor: sokół » 2017-05-19, 08:38

Ten wyjazd był w planach już od bardzo dawna. Niemniej zawsze coś stawało na przeszkodzie. Tym razem również - pogoda mocno się skomplikowała. No ale w końcu udało się nam wynaleźć jakieś wirtualne okna pogodowe i pojechaliśmy - chociaż liczyliśmy się z tym, że tegoroczny maj jest bardzo kapryśny, a pogoda zmienia się tak, jak jej prognozy - dosłownie co chwilkę.

Acha, ten wyjazd zawiera w sobie same lajciki, więc jak ktoś liczy, że tu będzie nie wiadomo co, to po prostu się przeliczy.

Ruszyliśmy w sobotę. W sobotę akurat miało być brzydko, więc się specjalnie nie goniliśmy.
Dotarliśmy. "Apartament z widokiem na góry" okazał się dość ciemnym pokojem ze zlewem. Widok był z niego piękny. Na górę drzewa na opał. Balkon był, ale cały w cemencie. Zresztą było zimno i nikt na niego nie wyłaził. Zaczęło się więc nieciekawie, a nie wspomniałem jeszcze, że zacząłem pobyt od umycia podłóg.
No ale dobra, zacisnąłem zęby i tyle.

Poszliśmy sobie na rozeznanie terenu, deptakiem do centrum. Deptak fajny.

Obrazek

Znaleźliśmy fajne miejsce na obiad (jedzenie na wagę), pokręciliśmy się trochę, znaleźliśmy park.

Obrazek

A w nim karuzelę, na której Julka spędziła prawie godzinę, a ja miałem lekko dość, bo żeby ją kręcić, trzeba było biegać w kółko.

Obrazek

Wróciliśmy na kwaterę, załatwiliśmy lekko ciepłe grzejniki (temperatura podskoczyła do 20 stopni) i tak w sumie minął dzień.

Rano było tak zimno w pokoju, że dość szybko wyskoczyliśmy na zewnątrz i busikiem podjechaliśmy do Sromowców. Celem był spływ Dunajcem.
Prognozy póki co były optymistyczne, słońce było łaskawe, a temperatura powoli się podnosiła, chociaż i tak byliśmy poubierani jak na wyprawę na Sybir.
Wystawiłem więc siwy łeb na słońce i czekałem, co się będzie działo.

Obrazek

Pomimo słonecznej pogody i niedzieli, musieliśmy nieco poczekać, aż zbierze się odpowiednia liczba chętnych.

Obrazek

Obrazek

W końcu nadeszła nasza kolej i wsiedliśmy do przeciekającej nieco tratwy.
Początek spływu raczej jest nudnawy, powiedzmy pierwsze pół godziny... Niewiele się dzieje, nurt jest spokojny. No ale za to pierwszy raz w życiu zobaczyłem czarnego bociana.

Obrazek

Rzeka robi wielki łuk i powoli się zbliża do Sromowców Niżnych. Tam jako tako zaczynają się jakieś widoki.

Obrazek

I tak mniej więcej od Sromowców Niżnych właśnie zaczyna się cała zabawa. Czyli przełom. Jest fajnie, widokowo. Uroku na pewno dodają piękne wiosenne kolory i słońce, które podświetla młode liście. W szarościach nieba nie byłoby z pewnością takiego efektu.

Obrazek

Podpływamy praktycznie pod same Trzy Korony.

Obrazek

Obrazek

Przed nami jedna tratwa, słowacka. Za jakiś czas nasza ją wyprzedzi. Ile radości z tego faktu miało moje dziecko...

Obrazek

Obrazek

Nurt zakręca w prawo, zostawiając Trzy Korony po lewej ręce i wpływamy w pieniński wąwóz, który co rusz odkrywa przed nami nowe tajemnice.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czas płynie nam sielankowo. Powoli zbliżamy się do rejonu Sokolicy. Czasem nurt jest dość rwący i tratwa pędzi na złamanie karku. Na jednym z zakrętów nieplanowana atrakcja. Obraca nas o 180 stopni. Nie toniemy. Przeżyją wszyscy.

Obrazek

Obrazek

W końcu mijamy Sokolicę.

Obrazek

Za Sokolicą zostaje jeszcze jeden zakręt i koniec. Całość trwa nieco ponad dwie godziny. Polecam, warto. Ceny uważam za śmiesznie niskie, jeśli porównywać do ceny wjazdu kolejką na Kasprowy. Normalny niecałe 50, ulgowy połowę z tego.

My w każdym razie wysiadamy z tratwy i idziemy na obiad. Jedzenie na wagę. No i wziąłem lane piwo. Musiało być stare. Kilogram żarcia na talerzu to akurat dla mnie norma, więc raczej się nie przejadłem. No więc to piwo musi być trefne, ale o tym potem będzie...
W każdym razie humory nam póki co dopisują.

Obrazek

Szybkie przepakowanie i ruszamy na spacerek. Bez szlaku. Ku Szafranówce. Przez pola i błoto.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mija trzydzieści minut. I jesteśmy już na grzbiecie. To duży plus Szczawnicy. Niewiele wysiłku trzeba, żeby się wydostać do góry. No ale spodnie całe w błocie. Julka demonstruje swoje nogawki pokazując przy okazji znane już znaki...

Obrazek

No ale Palenica już stąd blisko, prawie na wyciągnięcie ręki.

Obrazek

Tyle, że wyszły Tatry no i się zesrałem - na razie w przenośni.

Obrazek

Nie ma zbyt dobrej widoczności, wszystko przymglone, ale i tak jest świetnie.

Obrazek

No dobra, okrzyki córki wyrywają mnie z natchnienia, plac zabaw czeka, a ja wciąż się zatrzymuję...

Obrazek

Obrazek

Tyle, że to jest silniejsze ode mnie...

Obrazek

Obrazek

W końcu Julka dociera do trampolin i przebywa tam dobre pół godziny. Mnie w tym czasie zaczyna napierdzielać w brzuchu. Zwiedzam trochę podszczytowe partie Palenicy, "szukam grzybów i jagód", tak kilka razy...

Obrazek

Na tor saneczkowy nie idziemy. Nie dam rady. Muszę być cały czas w pogotowiu. Na zejściu do Szczawnicy też kilkukrotnie zboczę ze szlaku.
Pod Palenicą plac zabaw. No, spędzamy tu ponad godzinę. Jedni na trampolinach i dmuchanych zamkach...

Obrazek

Inni na kiblu (nie, nie mam zdjęcia).

Wracamy na kwaterę (ze stresem, bo piętnaście minut wzdłuż głównej ulicy, bez szans na ratunek), Julkę wita pies gospodarzy.

Obrazek

Wieczorem było zimno. W zasadzie nie wiem, co było. Rozerwało mnie od środka, krew lała się z wnętrzności, uratować mogło mnie tylko jedno. Jogurty. Wypijam, kładę się spać. Liczę, że poranek będzie łaskawy.
Inni też mają swoje zmartwienia. Julka padnięta, zasypia w ubraniu. Magda szczęka zębami, grzejniki troszkę letnie były, ale już są zimne. Nigdy więcej majówek...

C.D.N.
Ostatnio zmieniony 2017-05-19, 08:44 przez sokół, łącznie zmieniany 2 razy.

Awatar użytkownika
Dobromił
Posty: 14468
Rejestracja: 2013-07-09, 08:33

Postautor: Dobromił » 2017-05-19, 09:13

Piękne ujęcia Tatr, fajne zdjęcia z rzeki.

Tomaszu ... Ty to masz pewną tradycję w truciu się w górach ...

P.s. Pozdrów Dziewczyny.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu

Awatar użytkownika
sokół
Posty: 12271
Rejestracja: 2013-07-06, 09:41
Lokalizacja: Bytom

Postautor: sokół » 2017-05-19, 09:29

Dobromił pisze:masz pewną tradycję w truciu się w górach


Coś w tym jest... No ale... Jedni się (albo coś) gubią, inni zapominają lekarstw i szukają ich, mając je w plecaku, inni buszują w krzakach. Taki już jest ten świat.

Dziewczyny oczywiście pozdrowię, dziękuję.

Awatar użytkownika
Dobromił
Posty: 14468
Rejestracja: 2013-07-09, 08:33

Postautor: Dobromił » 2017-05-19, 09:47

sokół pisze:inni zapominają


Mój pierwszy ( i ostatni jak na razie :) ) wyjazd na 4 - tysięcznik. Zapomniałem ... kurtki zimowej :)
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :

- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum

- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi

- za relację przypisaną do niewłaściwego działu

laynn

Postautor: laynn » 2017-05-19, 10:09

Nie lekarstwa, tylko glukometr.
Moja żona lubi Szczawnice, ja średnio. Spływ tratwami mam za sobą, mimo słońca w październiku mnie było zimno. I za mało adrenaliny.
Czekam na resztę zdjęć, widoków byle nie z okien pensjonatu :D

Awatar użytkownika
ceper
Posty: 8598
Rejestracja: 2014-01-02, 11:33

Postautor: ceper » 2017-05-19, 10:24

sokół pisze:zacząłem pobyt od umycia podłóg
Czyżbyś Dzień Dobrych Uczynków świętował z tygodniowym wyprzedzeniem? Gdybym ja dostrzegł paproch na dywaniku lub w łazience = reklamacja. :P
sokół pisze:Pomimo słonecznej pogody i niedzieli, musieliśmy nieco poczekać, aż zbierze się odpowiednia liczba chętnych.
Szczęściarze z Was - ja trzykroć czekałem po prawie 2h i tylko za pierwszym razem podobał mi się spływ, potem nuda. Zapamiętaj to, by nie wyrzucać kasy w...
sokół pisze:Kilogram żarcia na talerzu to akurat dla mnie norma, więc raczej się nie przejadłem.
Ciebie łatwiej ubrać, niż wyżywić. :P
Normalnie ludzie wyjeżdżają popatrzeć w góry, na relaks czy turystykę kulinarną (dotyczy to degustacji potraw, wyszukanych smaków). A tu na wagę. Ów kilogram to chyba dla całej trójki. ;)
Zimno, szare niebo i zeszłoroczne trawy. Niby ten sam dzień, a jakże inne miałem doznania.

Edit: Tyle razy pisałem, że przed wyjściem w plener należy odwiedzić WC, nawet jak się nie chce...
Na wagę ... to można wejść przed śniadaniem, by zobaczyć najbardziej optymistyczne wyniki. :P
Ostatnio zmieniony 2017-05-19, 11:45 przez ceper, łącznie zmieniany 2 razy.

Awatar użytkownika
sokół
Posty: 12271
Rejestracja: 2013-07-06, 09:41
Lokalizacja: Bytom

Postautor: sokół » 2017-05-19, 13:37

No dobra, przyszedł poniedziałek. Noc minęła spokojnie. Rano jeszcze trochę mnie muliło, ale nie na tyle, żeby mnie zatrzymać. Zapakowałem na wszelki wypadek całą rolkę srajtaśmy i poszliśmy na busa.

To znaczy staliśmy jak ciule czterdzieści minut, a busa ani śladu. No to podeszliśmy do dworca PKS, licząc, że stamtąd coś pojedzie. Oczywiście nie pojechało.
Na szczęście stała taryfa i po kilku minutach negocjacji cenowych pojechaliśmy do Jaworek. Tuż po wyjściu z taryfy podjechał pod Homole spóźniony busik...

Obrazek

W sumie to dość szybko zaczęliśmy zrzucać z siebie poszczególne warstwy ubrań, a mój plecak stawał się coraz to cięższy. Sam wąwozik zaczynał się bardzo przyjemnie.

Obrazek

Dość szybko pojawiły się wszelakiego rodzaju mostki, kładki, co sprawiło, że małe nóżki kroczyły dzielnie do przodu pokonując kolejne przeszkody. Dodatkową atrakcją był w miarę pusty szlak. Szło nim razem z nami może kilka osób.

Obrazek

Homole Homolami, minęły zbyt szybko. Spodziewaliśmy się z Magdą, ze będziemy dłużej szli tymi wąwozikami. Niemniej był z nami ktoś, kto ucieszył się, że dotarliśmy już na Bukowinki...

Obrazek

Pierwsze, co nas uderzyło, to przestrzeń. No po prostu kapitalne miejsce. Do tego cisza i spokój, bo na miejscu była tylko para starszych osób. I nikogo. Pomijając kilka krów i kilka porozrzucanych stad owiec.

Obrazek

Każdy dorwał się do tego, co lubi. Magda raczyła się kawą. Ja, stwierdziwszy, że już nic mnie nie boli, wlewałem w siebie tradycyjny napój turysty, tym razem przezornie w wersji butelkowej. A Julka poszła obczaić miejscowy plac zabaw.

Obrazek

Obrazek

Przesiedzieliśmy w tym miejscu dobrą godzinę. Tak fajnie było.

Obrazek

Niedaleko nas pojawiło się stado owiec. Poszliśmy z Julką "pogłaskać małe baranki".

Obrazek

Niemniej baranki nie były skłonne do pieszczot i raczej umykały po kolei na boki. No niestety.

Obrazek

W końcu został tylko jeden baran. No i nagle wydał z siebie jakiś dźwięk typu beeeeee i tu końcowa scena, jak dziecko oddala się gwałtownie...

Obrazek

W końcu ruszyliśmy w dalszą drogę, po drodze spotkawszy żmiję. Najpierw był las, ale po niedługim czasie dotarliśmy do podnóża wielkich polan.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

No to dawaj, na wąziutką ścieżkę, do góry. Powolutku, do góry.

Obrazek

Obrazek

Im wyżej się posuwaliśmy, tym więcej było widać za naszymi plecami.

Obrazek

Obrazek

Droga do drzewa. Bardzo mi się to drzewo podobało. I chyba nawet je kojarzyłem z jakiejś relacji tutaj.

Obrazek

Droga była, więc trzeba było na nią wejść i dojść wyżej.

Obrazek

Obrazek

W końcu sielanka się skończyła, szlak zakręcił i zaczął się niebezpiecznie zbliżać do wyrastającej przed nami Wysokiej.

Obrazek

Obrazek

Pierwszy bastion obronny góry pokonaliśmy nie bez trudu, za pomocą barierek, pocąc się przy tym co niemiara.

Obrazek

Drugi był nieco gorszy, ale w końcu daliśmy mu radę.

Obrazek

Nagroda jednak była bardzo cenna.

Obrazek

Tatry znów przymulone mgłami, ale dobre i to.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

No i czas na foto grupowe. Jedyne. W domu, po zrzuceniu zdjęć, okazało się, że jedna z osób wykorzystała okazję na pozdrowienia. :ryb

Obrazek

Przeszliśmy jeszcze na chwilę na drugą stronę szczytu, żeby zobaczyć widoki na Beskid Sądecki.

Obrazek

Obrazek

No a po kwadransie sunęliśmy już ku Szczawnicy.

Obrazek

Z reguły trzymaliśmy się szlaku, ale czasem trawersowaliśmy sobie wierzchołki bokiem, żeby niepotrzebnie nie włazić na kupę kamieni.

Obrazek

Omijaliśmy większe i mniejsze kałuże pełne kijanek.

Obrazek

No i w końcu doszliśmy do najlepszego chyba momentu na tym odcinku.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Sielanka się skończyła. Spod niedalekiego schroniska przesuwały się szlakiem bandy wycieczkowe ze szkół. No ale jakoś udało się nam tak wkomponować między nich, że nam nie przeszkadzały bezpośrednio. Pośrednio słychać było gwar z oddali.

Obrazek

Obrazek

W międzyczasie spostrzegliśmy, że nieco psuje się pogoda. Wyraźnie przybywało chmur. I to z gatunku tych burzowych.

Obrazek

Dogoniliśmy jedną z grup wycieczkowych, ale oni poszli na Wysoki Wierch, a my odbiliśmy na trawers. W międzyczasie podglądając sobie coraz bardziej zamglone Tatry.

Obrazek

Trawers okazał się być całkiem malowniczy. Dodatkowo minęliśmy kilka stad owiec i jakieś miejscowe krowy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A za plecami wciąż była piękna pogoda. My jednak nieubłaganie zbliżaliśmy się do chmur.

Obrazek

Przeszliśmy obok owczarni, ale owce znów były nieuchwytne.

Obrazek

Obrazek

Doszliśmy do miejsca, gdzie w prawo odbija szlak żółty. Mieliśmy nim schodzić....

Obrazek

Ale poszliśmy ku Palenicy. Chmury były coraz ciemniejsze. Ale nie to było najgorsze.

Obrazek

Jeszcze kwadrans minął przyjemnie. Pooglądaliśmy Rabsztyna, pogrzaliśmy się w ostatnich promieniach słońca..

Obrazek

Obrazek

No i tuż przed Łaźnymi Skałami mam ostatnie zdjęcie.

Obrazek

Nie, nie padało. Ani nie poszedłem w krzaki. Ale do samej Szafranówki nie było nic prócz lasu. W dodatku zrobiło się szaro. Na Palenicy trampoliny były nieczynne. Wszystko do dupy.

Na szczęście nie sprawdziły się czasówki namalowane na szlakowskazach. Na Wysokiej napisali - Szafranówka 3h 30minut. Nam w ślimaczym tempie przejście zajęło godzinę mniej. I to z popasami.

Trudno. Dziewczyny zjeżdżają kolejką do Szczawnicy. Ja schodzę. Nie. Zbiegam. Taki zakład, małe wyścigi. Startuję, gdy kupują bilety. Biegnę na złamanie karku. Gdy zdjeżdżają już do dolnej stacji, ja stoję na mostku nad Grajcarkiem i robię im zdjęcia. Niestety, tak mi się trzęsą nogi, że wszystkie są nieostre. Sprawdzam czas - 9 minut od stacji do stacji. Nogi po tym szalonym biegu będę czuć jeszcze dwa dni.

Reszta dnia mija spokojnie. Jedzenie na wagę - to już tradycja, a młode ziemniaki z koperkiem plus dwa schabowe popite zimną tatrą smakują wyśmienicie.

Wracając na kwaterę zaliczamy wszystkie możliwe place zabaw i tak mija nam poniedziałek.
Ostatnio zmieniony 2017-05-19, 13:42 przez sokół, łącznie zmieniany 2 razy.

Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8367
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2017-05-19, 13:47

Też się zdziwiłem, że Homole przechodzi się tak szybko, nawet na kacu zajęło nam to niedługo ;)

A pierwszy dzień faktycznie goowniany :lol

PS>ciekawe kto uczył dziecko tych "pozdrowień"? :-o
Ostatnio zmieniony 2017-05-19, 13:48 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.

laynn

Postautor: laynn » 2017-05-19, 14:09

Ale zdjęcia z tego dnia masz super. Widziałem kilka relacji i te są najfajniejsze.
Myślałem, że Ci padł aku w aparacie, lub aparat się zepsuł...
Ostatnio zmieniony 2017-05-19, 14:10 przez laynn, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
ceper
Posty: 8598
Rejestracja: 2014-01-02, 11:33

Postautor: ceper » 2017-05-19, 15:58

sokół pisze:Na szczęście stała taryfa i po kilku minutach negocjacji cenowych pojechaliśmy do Jaworek.
Zaczynasz ceprować. Prawdziwy turysta spacerkiem pokonuje przeciwności losu.
sokół pisze:Zbiegam. Taki zakład, małe wyścigi. Startuję, gdy kupują bilety.
Zbiec to każdy potrafi. Czy sokół nie może wzlecieć? Następnego dnia zawody w drugą stronę?

Podpadłeś sokole. Pod Durbaszką można miło spędzić chwilę (lody, coś chłodnego lub posilić się) podziwiając BS. Poszliście też na łatwiznę omijając Wysoki Wierch.

Awatar użytkownika
sprocket73
Posty: 5636
Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
Kontakt:

Postautor: sprocket73 » 2017-05-19, 23:29

W tamtych stronach byliśmy na pierwszym tygodniowym wspólnym urlopie z Ukochaną. Ona wtedy jeszcze nie wiedziała, że będzie musiała polubić góry ;)
Też byliśmy na spływie, też widzieliśmy czarnego bociana. Homole, Wysoka, Małe Pieniny... kupa wspomnień.

p.s.
A myślałem, że tylko baby marudzą na warunki na kwaterach ;)

Awatar użytkownika
sokół
Posty: 12271
Rejestracja: 2013-07-06, 09:41
Lokalizacja: Bytom

Postautor: sokół » 2017-05-20, 08:31

ceper pisze:Zaczynasz ceprować


Uczę się od najlepszych.

ceper pisze:Prawdziwy turysta spacerkiem pokonuje przeciwności losu


Prawdziwy turysta to na pewno nie ja.

ceper pisze:Poszliście też na łatwiznę omijając Wysoki Wierch


Ogólnie to cały czas idę na łatwiznę.

sprocket73 pisze:tylko baby marudzą na warunki na kwaterach


W zasadzie to zwykle nie marudzę, ale tym razem naprawdę spodziewałem się czegoś innego. Poza tym, uczę się od najlepszych, więc jak nie ma pięciu gwiazdek i lokaja na usługi to mam prawo być zły.

Awatar użytkownika
sokół
Posty: 12271
Rejestracja: 2013-07-06, 09:41
Lokalizacja: Bytom

Postautor: sokół » 2017-05-20, 08:55

Przyszedł wtorek. Tego dnia miało padać. Od trzynastej. Według prognoz. No to zaplanowaliśmy sobie wypożyczenie rowerów i śmignięcie do Sromowców wzdłuż Dunajca plus powrót. Wyszliśmy po dziewiątej i po chwili rozpętała się ulewa. Odczekaliśmy chwilkę, wróciliśmy do bazy.
Po jakichś czterdziestu minutach sprawdziłem, co się dzieje w okolicy (za pomocą tysiąca kamerek internetowych oraz wychylając łeb przez okno) i wyczaiłem znośne warunki pogodowe.
Szybko wychodzimy, dochodzimy do Przystani (2 minuty drogi) i widzimy moje okna pogodowe na własne oczy.

Obrazek

Chowamy się pod dachem, dziewczyny jedzą lody. No, nici z wycieczki.

Obrazek

Leje jak z cebra. Idziemy pod most. Tam nie pada. I można rzucać kamieniami do wody. A obok znów jakieś ptaszydło miejscowe.

Obrazek

Obrazek

Po pół godzinie ulewa przechodzi. Idziemy do centrum, przejść się. Nie pada, więc ryzykujemy i wypożyczamy dwa rowery i przyczepkę. Jest fajnie, póki jedziemy asfaltem wzdłuż potoku. Jak wjeżdżam w las, całe błoto, liście i inne elementy spod mojego tylnego koła lądują na zdziwionym pyszczku jadącej w przyczepce Julki. Jest foch, klasyczny. To już nieuniknione, za długo nie pojeździmy. Docieramy tylko do granicy, kupujemy kofolę i wracamy.

Obrazek

Na kwaterze zbyt długo nie umiem wysiedzieć. W końcu idę złoić jakieś góry. Sam. Pcham się przez jakieś chaszcze, zarośnięte sady, brodzę w błocie i potoczkach, ale w końcu sam sobie postanowiłem wejść na pobliską górę na przełaj, zamiast nadrobić kilkaset metrów i wydostać się wygodną drogą.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ogólnie to się cieszę pod nosem, bo miała być jakaś zlewa, a tu nic. Dopiero po chwil widzę, co się dzieje w rejonie pobliskiego Krościenka.

Obrazek

Więc atak szczytowy na Cizową się nie do końca udaje. Szczyt ma jakieś 3600 metrów, a ja wycofuję się jakieś sto metrów w linii prostej od szczytu, w małym lasku i czekam na rozwój sytuacji.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Sytuacja szybko się klaruje. Nawet bardzo szybko. Oddalam się gwałtownie, biegnąc na złamanie karku, tą samą drogą, z tą różnicą, że nie omijam już pokrzyw.

W końcu zrezygnowany rzucam propozycje jazdy na salę zabaw do Łącka, bo w Szczawnicy pogody dzisiaj nie będzie. I tak właśnie robimy. Julka zadowolona. W sumie ja też, bo udało się zminimalizować czas spędzony w pokoju. Wieczorem się rozpogadza. To dobry omen przed kolejnym dniem.

Awatar użytkownika
ceper
Posty: 8598
Rejestracja: 2014-01-02, 11:33

Postautor: ceper » 2017-05-20, 09:42

Mój poniedziałek dopadł Was we wtorek - to zemsta cepra, bo jakim prawem masz mieć lepiej niż ja. :P
Ucz się od najlepszych, jak poradzić sobie ze złą pogodą. W autobus i 500 km na kwaterę. ;)
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.

Awatar użytkownika
Piotrek
Posty: 10907
Rejestracja: 2013-07-06, 21:45
Lokalizacja: Żywiec-Sienna
Kontakt:

Postautor: Piotrek » 2017-05-20, 15:14

Bardzo fajny wyjazd, na luzie i bez spiny :)
Pieniny są bardzo wdzięczne do takich wypadów z dzieciakiem. Kilka razy ze swoimi łaziłem i zawsze było jak trzeba :), i po naszej i po słowackiej stronie.
Jeszcze rejon Durszyńskich skałek bym polecał, bo ciekawie tam, więc jakbyście znów jechali to warto po drodze wpaść.