Adrian 17 pisze:Majka napisała.
"Ładne miejsce, warto zobaczyć, szpeci je jedynie portret JPII, ale cóż, skoro to teraz kościół katolicki..."
Takie portrety bardzo często występują w kościołach katolickich i właśnie najczęściej po lewej stronie
![;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
To,że występują to wiem, ale że do wystroju akurat tego kościoła nie pasuje, to inna sprawa.
Od poniedziałku pogoda zmienia się diametralnie. Spore ochłodzenie, więcej chmur niż słonca i przelotne deszcze.
W poniedziałek koło dziewiątej wsiadam do busa i jadę do Tylmanowej-przysiółek czy raczej osiedle Rzeka. Tam zaczyna się mój szlak.Przechodzę przez most i chwilę jeszcze idę przez wieś.Potem szlak prowadzi wąską leśną ścieżką wśród chaszczy. Pierwsze , co przychodzi mi na myśl, to kleszcze. Jednak szybko się uspakajam, bo przecież stosuję odpowiednie środki przeciwko tym gadom. Potem szlak już prowadzi szeroką leśną drogą.
Czasem mijam jakieś niewielkie polanki. Na jednej z nich ktoś wybudował domek, pewnie letniskowy.
Ładny widok na pasmo Lubania.
Docieram do sporej Polany Kolebisko. Znajduje się tam duży drewniany szałas, obok ławki, miejsce na grilla, huśtawki. Rozsiadam się wygodnie. wyjmuję picie i drożdżówkę. Czas na drugie śniadanie.
Stąd też już dobrze widać cel mojej wędrówki.
Po krótkim odpoczynku ruszam dalej.Znów przez las.Wreszcie wychodzę na otwartą przestrzeń-Jaworzynka. Jest tu mały parking na rowery oraz wiata.
Bezszlakowo podchodzę na Błyszcz, na którym znajduje się Kaplica Papieska. Kaplica jak kaplica, ale widoki stąd miodzio.
Jest też zatrzęsienie borówek, chyba nikt ich nie zrywa.
Wracam do szlaku i już ruszam w kierunku głównego celu mojej dzisiejszej wycieczki.
Po drodze spotykam staruszkę z synem, którzy składają siano. Przystaję na chwilkę,żeby porozmawiać. Opowiadają o trudach, ale i urokach życia w górach, pokazują , gdzie mieszkają.
Przybiegają też dwa małe pieski, które oczywiście muszę pogłaskać. I trzeba iść dalej.
Wieża widokowa na Koziarzu-porządna konstrukcja,solidne schody. Włażę, choć mam lęk wysokości i niepewnie się czuję w takich miejscach.Na górze już zaczyna mi się trochę kręcić w głowie. Robię więc na szybko kilka fotek i schodzę. Panorama stąd piękna, tyle,że przy takiej pogodzie to wszystko raczej przymglone.
Można też dostrzec wieżę widokową na Lubaniu.
Na Koziarzu ogólny syf. Papiery, puszki , butelki po piwie i innych napojach, ktoś tu palił ognisko, robił imprezę i nie posprzątał po sobie.Schodzę częściowo tym samym szlakiem.Zatrzymuję się znów przy szałasie na Polanie Koliba.Czas na kanapki i odpoczynek. Spoglądam na Koziarz, robię fotki.
Mniej więcej w połowie drogi opuszczam szlak. Dalej schodzę szutrową ścieżką wijącą się wśród pól zamiast nudnym lasem, przez który prowadzi szlak.
Nawigacja doprowadza mnie do asfaltówki, potem do mostu, a za nim jest kościół i przystanek busów.
Na busa czekam dość długo, bo około 40 minut, ale w towarzystwie bardzo sympatycznej kobiety, która wraca z pracy do domu , a mieszka w Krościenku. Czas oczekiwania więc umilamy sobie rozmową. Do Szczawnicy wracam wczesnym wieczorem, zahaczam jeszcze o Siekierki. O tej porze bez problemu można znaleźć wolny stolik i zjeść smaczny posiłek.
I tak mija piąty dzień. Wycieczka bardzo udana, na szlaku zupełnie pusto.
We wtorek około dziewiątej budzi mnie telefon od męża. Nie nastawiłam budzika w telefonie, bo na ten dzień nie miałam konkretnych planów. Po późnym śniadaniu idę na Sewerynówkę.Mijam Zaskalnik i Czardę
oraz duży drewniany budynek pełniący funkcję gołębnika, znajdujący się na skraju lasu.
Chwilkę zatrzymuję się przy drewnianej góralskiej kapliczce.
A później wygodną drogą przez las. Poprowadzono tędy ścieżkę rowerową.
Mijam miejsce, które funkcjonuje na mapach jako ujęcie wody pitnej.
Docieram do kolejnego już mostka, za którym znajduje się małe osiedle mieszkalne. Tu opuszczam szlak rowerowy, który dalej skręca w prawo. Ja skręcam w lewo i ścieżką prowadzącą przez las pnę się do góry. Niestety w którymś momencie zaczyna padać , więc przeczekuję deszcz pod drzewami. Noszę z sobą pelerynę przeciwdeszczową, ale szczerze jej nienawidzę.
Wyłażę z lasu prosto na osiedle , a potem na Przełęcz Przysłop. Urocze miejsce. Pasą się owieczki, jest kilka domów, ładne ogródki, jest też widok -głównie na Małe Pieniny i Wysoką.
A później znów zaczyna padać, więc chronię się przed deszczem w lesie na szlaku w kierunku Dzwonkówki. Gdy deszcze nieco ustaje , zaczynam złazić. W drodze powrotnej odwiedzam jeszcze kapliczkę pod przełęczą.
Ponieważ deszcz ustaje i znów wychodzi słoneczko, wolno wracam przez las. Pod Czardą stoi ciuchcia.
Wsiadam więc do niej i jadę na Plac Dietla prosto pod ulubioną Helenkę, w której zjadam pyszne pierogi oraz deser. Wieczorkiem wracam na kwaterę uświadamiając sobie, że właśnie mija połowa moich wczasów.