Kolejna moja skromna wycieczka, tym razem po jurajskich zameczkach...
Tym razem udaje mi się wyjechać w miarę wcześnie jak na mnie bo około 7:00 rano, chociaż to dalej było ponad godzinę później niż planowałem, ale na wstępie jest dobrze, więc nie ma co narzekać.
Początkowo przedzieram się przez Katowice, kawałek Mysłowic, Sosnowiec i Dąbrowę Górniczą. Potem zaczynam dojeżdżać do jakichś wiosek, przed Zawierciem robię pierwszą przerwę na śniadanko. Po czym udaję się na zamek w Morsku. W sumie nie spodziewałem się, że tam dookoła tak wszystko rozbudowane. Myślałem, że to będzie jakiś opuszczony zamek w lesie, bo kiedyś to oglądałem na zdjęciach i wydawało mi się jakieś takie dzikie bardziej, no ale to oglądałem jakieś 15 lat temu, może wtedy było inaczej.
![;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Za to rowerowa droga dojazdowa do zamku całkiem fajna i przyjemna. Tam pstryknąłem kilka fotek...
Potem miał być Ogrodzieniec, ale po drodze całkiem niedaleko zauważyłem po prawej stronie, ciekawą skałkę, na którą też zawsze marzyło mi się odwiedzić, a tylko na zdjęciach ją widywałem. Kiedyś w sumie już koło niej przejeżdżałem, ale wtedy jakoś mi się nie chciało tam podjechać czy czas mnie gonił, już nie pamiętam. Tym razem nadprogramowo tam wstąpiłem i nie odpuściłem.
I tak oto odwiedziłem sobie Okiennik Wielki, do samego okna też wstąpiłem.
Było mi to trochę nie na rękę, bo straciłem przez to ponad godzinę i już wiedziałem, że znów będę musiał sporo wracać po ciemku. Teoretycznie jeżdżę dosyć szybko jak na taką turystykę, ale w połączeniu ze zwiedzaniem to gówno daje. Tak żeby na spokojnie wszystko co zaplanowane sobie pozwiedzać i wrócić o w miarę normalnej godziny to muszę i wcześnie wyjechać i robić maksymalnie 200 km. Bo inaczej to się trzeba trochę spieszyć.
![;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
No, ale może też trochę leniwy jestem i długo zwiedzam jak już się gdzieś zatrzymam to też na spokojnie sobie posiedzieć lubię.
![;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
No, ale nic to, ruszam dalej do Ogrodzieńca.
Tam kupuję trochę trunków i udaje się w swoje ulubione miejsce, gdzie prawie nikt nie dociera i spędzam tam znów dobre 1,5 godziny. W międzyczasie dotarły tam całe 2 osoby na 2 minuty, więc mam całe wzgórze i widoki dla siebie. W ciszy i spokoju konsumując to co zakupiłem.
Mój stary złom, wjechał nawet wyżej niż ja. Cud, że nie spadł.
Po rozleniwieniu się ruszam dalej, tym razem na zamek w Smoleniu. Tam nie do końca wiedziałem o co chodzi i po co ta budka z biletami zaraz przy parkingu, ani żadnego ogrodzenia tam ani nic. Więc poszedłem, po czym chciałem wstąpić na zamek i się zdziwiłem. Na szczęście nie musiałem się wracać. Dałem pani w łapę 7 czy 10 zł, już nie pamiętam, ale na zamek wejść mi się udało. Na wieżę wejść również, więc byłem zadowolony. Bo przynajmniej coś zobaczyłem. Bo sam zamek to cały w lesie i gdyby nie ta wieża, to tak trochę średnio by tam było.
![;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Chociaż poza tą wieżą na samym zamku to też nic ciekawego nie ma.
Następnie ruszam do Rabsztyna, tam zamek niestety zamknięty. Siedzę chwilę przed, zaczyna kropić deszcz, gdzieś tam grzmieć i już wiem, że wesoło nie będzie i nie było.
Schodząc z wzgórza, jeszcze gubię zegarek, który miałem podpięty do powerbanka. Na dole wyciągam z kieszeni samego powerbanka. Wkurw... się strasznie, zaczyna mi być już wszystko jedno. Pada coraz mocniej. Rower zostawiam na dole nie przypięty i wracam się szukać zegarka. Na szczęście znalazłem, tyle, że prawie na samej górze.
![;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Tracę znów sporo czasu, pada coraz mocniej. W końcu udaje mi się ruszyć, do domu prawie 70 km, albo i ponad już nie pamiętam, ale coś koło tego. Cały czas widzę tą granicę gdzie świeci słońce i kończą się chmury i jestem jej nie daleko. Tak na oko cały czas od 5 do 10 km od niej, ale za cholerę do niej nie dojeżdżam, tylko cały czas przemieszczam się razem z nią w ulewnym deszczu.
![;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Pech to pech. Jeszcze zrobiłem jedną przerwę po jakichś 20 km, licząc na to, że przestanie padać. Czekam dobre 20 minut, ale pada jeszcze mocniej. Więc nie pozostało nic innego jak jechać w tym deszczu. Tak jeszcze jadę dobre 30 km. I dopiero jakieś 20 km przed domem przestaje padać. Jeszcze lekko kropi, ale tego to już prawie nie czuć. Dojeżdżam do domu cały mokry, ale to i tak był piękny dzień. To co chciałem to zobaczyłem.
![;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
I to by było na tyle z tej wycieczki...
Jeszcze trasa na:
endomondo
![:-)](./images/smilies/icon_smile.gif)