Wczoraj wybrałem się na rower. Miałem jechać, sam, no ale dołączył na ostatnią chwilę Rafał, więc wycieczka dosyć lajtowa i spokojna. Dla Rafała wielkie brawa, bo na rowerze to on jeździ do pracy co najwyżej po 5-6 km. Więc jak na jego gabaryty i kondycję, to bardzo dużo zdziałał i wg różnych źródeł to prawie 100 km zamknął. Bo wg GPS'a wyszło 95 km, wg liczników rowerowych trochę więcej.
![;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
A pojechaliśmy sobie z Tychów przez Brzeszcze i Wilamowice do Kóz. Przed Brzeszczami zaczęło padać i tak prawie do Kóz jechaliśmy cały czas w deszczu. Na szczęście potem przestało i szybko wyschnęliśmy.
![:)](./images/smilies/icon_biggrin.gif)
Ludzi tam bardzo dużo, miejsce chyba dzięki internetowi głównie zrobiło się tak popularne.
![;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Jak to Rafał powiedział... Takie śląskie Morskie Oko.
Kilkanaście fotek z okolic Kamieniołomu.
Na koniec już po zachodzie słońca w Goczałkowicach...
W ogóle planowaliśmy wrócić przy samym zbiorniku i jeszcze byśmy na zachód słońca nad wodą trafili, ale okazało się, że droga i sama zapora na zbiorniku zamknięta, sam nie wiem czemu. Szkoda wielka, bo i zachód był niczego sobie, ale też przez to straciliśmy przeszło godzinę na objeżdżanie Goczałkowic jakimiś leśnymi drogami. W Parku Zdrojowym też jakaś strefa zamknięta była i kolejne objazdy. Szybko zrobiło się też ciemno. Rafał już odczuwał na dupie trudy tej wycieczki, więc z Pszczyny do Tychów wróciliśmy już sobie pociągiem. Bo tak by jeszcze ponad 20 km doszło.
![;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Tak czy tak, fajny to był dzień.
A i jeszcze nasza trasa...
![Obrazek](http://gorybezgranic.pl/my/kozy/DSC_3223.jpg)