: 2021-03-27, 09:39
Kolejna wyprawa z cyklu 'wzdłuż rzeki”. Zastanawiałem się czy nie powinna być w osobnym wątku, ale jednak byłem nad Bugiem
Toczna to nieduża rzeczka, na niektórych mapach zwana też Kałużą. Krystalicznie czysta woda, meandry, stare młyny – to klimaty, na które liczyłem. I nie zawiodłem się.
Na miejsce startu na tej wyprawie wybrałem parking stacji kolejowej w Platerowie. Stacja stanowi przeciwieństwo tej ostatnio odwiedzanej w Nurcu – od wielu lat zamknięta, okna zabite blachą, budynek jest odrapany i mocno zaniedbany. Może jeszcze doczeka dobrych czasów? Właściwie to ta sama linia kolejowa, tylko województwo inne…
Na razie ruszam łąkami w kierunku lasu, gdzie mam chociaż trochę cienia. Po kilku kilometrach wjeżdżam w długi wąwóz, który na szczęście wiedzie w dół, ale i tak jazda po głębokim piasku idzie opornie.
Wąwóz się kończy i wypadam na asfalt. Jestem w dolinie Tocznej. Trafiam na pierwszy młyn. Niestety – jego czasy świetności chyba już minęły.
Kolejna wieś i kolejny ciekawy budynek. Jest murowany, to i w lepszym stanie.
Kilka zakrętów i odkrywam ukrytą wśród zieleni kapliczkę.
Ruszam dalej, mijając co kilka kilometrów małe, urokliwie wioski.
Po dłuższym zjeździe trafiam na przydrożne jeziorko. Krowy się pasą, uschnięte drzewo przegląda się w wodzie – sielanka…
A potem…. trafiam na prawdziwy rarytas 🙂 Już słyszę te dzwoniące w zębach plomby 😉
Poboczem jest jeszcze gorzej, bo piasek jest głęboki i sypki…
Marzenie każdego rowerzysty ma około 3 kilometry 🙂
Zaglądam na kolejne mostki na Tocznej.
I kolejne wsie…
Starsza pani poprawia przydrożne kwiaty i jest bardzo szczęśliwa, że zatrzymałem się pogadać z nią chwilkę.
Trafiam na kolejny mostek na Tocznej. Jest dość wąski i obok ciągnie się bród, który zapewne bez problemu przejeżdżają różne ciągniki i co większe maszyny rolnicze. Ruszam z werwą swoim góralem i oczywiście woda mnie pokonuje, co kończy się nieplanowanym postojem na środku Tocznej po kolana w wodzie 🙂
Czas na dłuższą sesję, bo rzeka wygląda tu niezwykle fotograficznie.
Ruszam dalej w kierunku Drażniewa. Gdzieś w krzakach stoi jakiś zapomniany dom….
Jeszcze tylko kilometr i wyjeżdżam na główną drogę, gdzie czeka mnie ostatni młyn. Ten jest w dużo lepszym stanie – przynajmniej z zewnątrz.
Tu znam już każdą ścieżkę, bo to mój „teren rekreacji”, gdzie wpadam pospacerować po nadbużańskich łąkach.
Kręcę się chwilę, zjadam zapasy i ruszam przez lasy do Platerowa. Teraz już idzie mi szybko, bo jadę najkrótszą możliwą drogą. Jakkolwiek jedna z wyrysowanych wcześniej tras okazuje się ślepym zaułkiem i zaliczam jeden wycof z krzaków 🙂
42 kilometry za mną 🙂