buba na rowerze

Relacje pozagórskie z Polski.
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6126
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2018-05-01, 19:14

Może Coca Colą. Na gumy do żucia ponoć działa świetnie, może na żywicę też zadziała.


Wiesz ze sie udalo??? :D dzieki!!!!!

laynn pisze:Może nie aż takie miejsca, ale jak znajomym pokazałem kilka miejsc w pobliżu Dąbrowy G. to też ludzie byli zdziwieni, że jeżdżą daleko, a pod nosem mamy fajne miejsca.



Napewno! Ja np. okolic Dąbrowy w ogole nie znam, mimo ze przez tyle lat codziennie bywalam w Sosnowcu, wiec calkiem niedaleko

Piotrek pisze:Z resztą sosnowe pachną zupełnie inaczej (po deszczy to czuć szczególnie wyraźnie).


Sosnowe lasy to moje ulubione! One tak pieknie pachną - igliwiem, żywicą. I taka mają sciolke ze mozna sie niej wylozyc i patrzec w niebo! Fajnie jak tez jest domieszka brzozy! Najblizszy nam las niestety to taka "łozina" lisciaste mlode drzewka, wilgotne toto i chaszcz.

Piotrek pisze:I zawsze podobają mi się te piaszczyste drogi leśne


Nooo :) Choc teraz jak pare dni bylismy w rejonie miedzy Góra i Wołowem i grzęzlismy rowerami w piachu to czasem na nie klelismy bardzo! :lol
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..

Vision

Postautor: Vision » 2018-05-02, 10:54

buba pisze:Wiesz ze sie udalo??? :D dzieki!!!!!


To dobrze, przynajmniej teraz jest już to całkiem wiarygodne źródło, że działa. :) Bo tak na 100% nie byłem przekonany, chociaż tych filmów z tym jest dużo, więc ciężko temu nie wierzyć. No i przynajmniej Coca Cola czasem do czegoś może się nadać, bo do picia to tak średnio. ;)

Awatar użytkownika
Piotrek
Posty: 10907
Rejestracja: 2013-07-06, 21:45
Lokalizacja: Żywiec-Sienna
Kontakt:

Postautor: Piotrek » 2018-05-03, 09:53

Nooo :) Choc teraz jak pare dni bylismy w rejonie miedzy Góra i Wołowem i grzęzlismy rowerami w piachu to czasem na nie klelismy bardzo! :lol


To się zgadza. Jak u rodzinki pod Częstochową bywam, to czasem robię przejażdżki po tamtejszych lasach (właśnie sosnowe, piaszczyste drogi) i trzeba się czasem umordować żeby odcinek przejechać :)
I z nad Wigier pamiętam taką drogę lasem, utknęła mi w pamięci, bo to była masakra. Bardzo długi odcinek był, a jechało się jak po snieżnym glucie i dało porządnie popalić.
Ale i tak lubię takie drogi :-)

Awatar użytkownika
buba
Posty: 6126
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2018-05-06, 21:06

W tym roku wyszło tak, ze na majówke mozemy poświecic tylko 4.5 dnia. Jechac wiec gdzies dalej, za granice, jest troche bez sensu. Pozostaje wiec cos wymyslic do zwiedzania w Polsce. Tylko czy jest szansa w tym terminie nie zostac zadeptanym, nie patrzec całymi dniami na kłębiący sie tłum? Trzeba wybrac jakies miejsce gdzie nic nie ma. I co najwazniejsze - miejsce, ktore nie jest modne. Miejsce, pobytem w ktorym nie zabłysniesz wsrod znajomych.

Wybór pada na tereny miedzy Wołowem a Górą. Ostatnio nasze ulubione. Włóczylismy sie juz tam kilkukrotnie, ale zimowymi porami - w poszukiwaniu opuszczonych pałacyków, ktorych jest tu wielki dostatek. Teraz pałacyki zarosły a pogoda pozwala na cieszenie sie biwakami i brnięciem rowerem gdzies leśnym i polnym bezdrozem. Taki jest wiec plan. Na pierwszy biwak zatrzymujemy sie na lesnym parkingu polozonym na skraju malutkiego przysiółka - trzy domy posrod sosnowych lasow. Ostatecznie wychodzi tak, ze na reszte biwakow tez tu zostajemy. Bo stad zaczynają sie wszystkie trasy rowerowe, ktore zaplanowalismy zapodac w najblizszych dniach. No i miejscowosc nazywa sie adekwatnie do terminu wycieczki! :D

Obrazek

Wyjezdzamy piatkowym popoludniem. Samoloty mają dzis jakis wybitny okres aktywnosci. Troche jakby wsadził kij w mrowisko. Niedlugo chyba zaczną grac ze sobą w “kólko krzyżyk”. Na razie tylko “iksy” w modzie ;)

Obrazek

A oto i miejsce naszego obozowiska. Przez cały czas pobytu nie spotkalismy tu nikogo. Tzn. z przyjezdnych. Jeden miejscowy kilkukrotnie przychodził na pogawędki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest i kibelek. Wymagajacy wyczyszczenia przed uzywaniem. Solidnie obsrany - ale o dziwo nie przez ludzi! Przez ptactwo! :)

Obrazek

Na pierwszą wycieczke wyruszamy na pólnocny wschod. Przez wygrzane sosnowe lasy pachnące igliwiem, żywicą i piaskiem. I potwornie suche. Ściólka pod butem zamienia sie w pył. Z nieba leje sie żar. Gdyby nie kalendarz nikt by nie uwierzyl, ze wciaz jest kwiecien!

Obrazek

Obrazek

Mijamy jedno podeschniete jeziorko. Zmigrowały tu chyba wszystkie żaby z okolicy - woda az sie rusza od ich łbów i kuprów!

Obrazek

Zaplanowana na dzis trasa wcale nie miała byc długa. Jak sie jednak okazuje bedzie dłuzsza niz sie wydawało. Wiekszosc leśnych dróg to piach po kostki. Jedzie sie… różnie. A czasem pcha wsrod spiewu wiosennego ptactwa i szumu drzew.

Obrazek

Tylko jedna sosna sie wyłamała innokształtnością!

Obrazek

Czasem pojawia sie drugi z moich ulubionych elementow udrzewienia leśnego - brzoza!

Obrazek

Docieramy do duzego lesnego rozdroza, na mapach opisywanego jako Gąsior. Wyglada jakby kiedys była tu jakas osada. Jest kilka owocowych drzew, jak gdzies w Bieszczadach czy Niskim.

Obrazek

Obrazek

Suniemy do Wierzowic Małych, przez koleiny, zakręty, wsrod zapachu krzewów, ktore kwitną na potęge i wszystkie naraz.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wierzowice witają nas bzem gigantem, brukiem i calkiem sympatyczną starą zabudową.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Barycz sobie płynie i zachęca aby zacząc myslec o jakims pontonie!

Obrazek

Obrazek

Po drodze mijamy tez inne cieki wodne, rzeczki, kanały, stawki, starorzecza i wszelakie bajora.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wierzowice Wielkie zwiedzamy dokladnie z racji na poszukiwanie sklepu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Takowy odnajdujemy ale niestety jest zamkniety - przerwa obiadowa.

Obrazek

Na szczescie wlascicielka nie mieszka daleko i chetnie nam otwiera. Zaraz obok jest ogrodek dla spozywajacych zakupione dary. Znaczy - nie trzeba piwa w skarpecie trzymac!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A to chyba prowizoryczny kibelek? Wysypany żwirkiem jak kuweta dla kota? ;)

Obrazek

Miedzy Wierzowicami a Grabownem mam na mapie znaczoną leśną osade. Dwa domy w srodku lasu. Nieopisane zadna nazwą. Kusi wiec sprawdzic co tam sie kryje? Na dodatek prowadzi tam płytówka! A wzdłuz niej ciekawe, cieniste aleje…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Sam przysiółek okazuje sie byc normalny, zamieszkany, psy ujadają. Nie zabawiamy wiec tu zbyt długo. A juz oczyma wyobrazni widzialam opuszczony pałac w srodku lasu, z napisem "zapraszamy buby na biwak" ;)

Obrazek

Polami suniemy w strone Ryczenia.

Obrazek

Znów zaprzyjazniamy sie z piachami! :)

Obrazek

Obrazek

Skrzyzowanie pylistych drog.

Obrazek

Przez wioske przemykamy starymi brukami.

Obrazek

Obrazek

Pod jedną z komórek zalęgły sie krasnoludki!

Obrazek

Obrazek

A Barycz płynie sobie w zielonosci.

Obrazek

Obrazek

Jakby stary most... utopiony w lesnym chaszczu…

Obrazek

Budka dla ptaków z lękiem wysokosci ;)

Obrazek

Widac tylko sosny dobrze tu rosną ;)

Obrazek

Tajemniczy sródlesny grób.. Samotny.. I bez zadnej tabliczki… Pewnie kto ma wiedziec ten wie..

Obrazek

Wieczorem wracamy na nasza polanke. Wsrod kwiku ptactwa i zapachu czeremchy cieszymy sie pełgajacym ogniem i powoli zapadajacym zmierzchem...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..

Awatar użytkownika
buba
Posty: 6126
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2018-05-08, 10:45

Kolejnego dnia ruszamy z Majówki na południe. Mijamy Bieliszów, suniemy w strone wsi Smolne a asfalt nie chce sie skonczyc.. Tak to jest z dokladnoscią map - wedlug oznaczenia ta droga jest takiej samej jakosci co wczorajsze piachy!

Co chwile mijamy poręby. Tu sosna, ktora nie wytrzymała samotnosci…

Obrazek

Jedno z domostw ma ciekawie łączony kamien z cegłą. Nie wiem czy to tylko walory ozdobne, ale rzucilo sie w oczy.

Obrazek

Przed Smolnym, w lesie, natrafiamy na stary cmentarzyk. Stoją tu zarosniete ruiny dawnej kaplicy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zachowalo sie tez kilka poniemieckich nagrobków. W ich strone prowadzi wyrazna aleja.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Są tez grobiki powojenne, dzieci zmarłych w latach 50 tych, chyba w wyniku roznego rodzaju zaraz wtedy panujących. Czemu tylko te kilkoro dzieci pochowano na starym niemieckim cmentarzu w srodku lasu? Innym nowych mogił tu nie ma.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zaraz przy sciezce jest dziwne miejsce. Nie wiem czy to widac na zdjeciu, ale jest wyrazny prostokat piachu. Jakby cos tam zakopano. (albo wykopano…) calkiem niedawno…

Obrazek

Ciezko przekonac kabaka, ze na grobach sie nie siada a zniczy nie probuje sie turlać. Musimy jej znalezc inna zabawe. Jedna okazuje sie skuteczna - kręcenie kołem roweru!

Obrazek

Dopiero w Rajczynie udaje sie zjechac z asfaltu… Ufff! Wreszcie nie trzeba miec oczu dookola glowy czy ktos w bagaznik nie wjezdza. Wreszcie miły dla ucha chrzęst żwiru pod kołami i unoszaca sie za jezdzcem smuga pyłu!

Obrazek

Obrazek

Gdzies za Dąbiem natrafiamy na jeziorko. Nad nim wiatka, miejsce na ognisko. Woda wyjatkowo ciepła jak na kwietniowe dni. Troche czasu nam tu schodzi na nadwodną sielanke.

Obrazek

Obrazek

A dalej droga wiedzie przez żółte łany wczesnej wiosny.

Obrazek

Senne klimaty Budkowa. Sklep niestety zamkniety. A rokowal na niezłą biesiade!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z Budkowa do Chobieni suniemy wzdłuż nadodrzanskich wałów, szutrem lub po betonowych płytach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zjezdzamy tez nad Odre. Brzegi sa tu wybitnie kamieniste, tzn cyple sa ogromne, nie takie malenstwa ja u nas! Teren jest wybitnie biwakowy - lubiany glownie przez wędkarzy. Dymią ogniska, jakies rybki skwierczą przypiekając skórki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Droga do Chobieni zarasta powoli chwastem. Nie minelismy zadnego pojazdu. Mozna by sie wylozyc na wygrzanym asfalcie i gapic w obłoki. Odkad zlikwidowali prom droga konczy sie ślepo w wodnych odmętach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Chobienia widziana z dzikiego brzegu ;) Rozwazamy czy udac sie po piwo wpław czy lepiej nie? ;)

Obrazek

Kilka razy dzis minelismy dziwnego goscia. Tez rowerzysta, raczej miejscowy. Bez koszulki ale za to w zimowej czapce. Potwornie spasły i chyba nie calkiem spełna rozumu. Na co zwrocilam uwage to dłonie rowerzysty - wielkosci najwiekszej mojej patelni i zupelnie bez paznokci, co nadawało im wyglad nieco nieziemski. Był miły, tzn zawsze mijając nas mówił dziwnym bulgoczącym głosem “dzen dobły pfanu” - i to by bylo ok. Ale po tej kwestii nastepował wybuch śmiechu, ale śmiechu upiornego, jakiegos wydobywajacego sie jakby z podziemi, jakby połączonego z jękami potępiencow, ze świstami, ktore potem powtarzało lesne echo. Nie wiem kim byl, dlaczego jezdzil tak w kólko na rowerze jakby nas śledził, dlaczego co chwila sie z nami witał... I czemu wybuchał tym półgodzinnym śmiechem wariata, mimo iz ten śmiech wyraznie go męczył - bo po takiej sesji musiał usiąść i odpocząć. Teraz troche żałuje, ale jakos tam w tych lasach i polach nie miałam ochoty zagaić wiekszej pogawędki, a raczej oddalalismy sie dosc szybko juz za drugim razem ;)

Potem zagladamy jeszcze do Lubowa. Gdzieniegdzie udaje sie jeszcze wypatrzec nieco starej zabudowy - takiej pełnej kwitnących sadów, gruchania gołabi i przystrojonych kapliczek.

Obrazek

Obrazek

A pod sklepem…

Obrazek

Zaparkowany skuterek. Mała rzecz, pierzasta, a cieszy oko jak diabli!

Obrazek

Obrazek

Drzemka popoludniowa.

Obrazek

Promienie zachodzącego słonca znów nas zastaja przy ognichu.

Obrazek

Niektorzy twierdzą, ze dzieci na biwakach sie nudzą i trzeba im zabierac duzo zabawek. Naszych nawet nie wyjelismy z plecaka… bo wokol bylo wiele ciekawszych!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..

Awatar użytkownika
telefon 110
Posty: 2046
Rejestracja: 2014-09-20, 22:32

Postautor: telefon 110 » 2018-05-08, 11:01

buba pisze:Zaparkowany skuterek. Mała rzecz, pierzasta, a cieszy oko jak diabli!

To nawiązanie do hufców huzarskich.
Mnie niedawno wzruszyła łódka wędkarska z pokaźną nadbudówką.
Obrazek
Miałem skojarzenia z żaglowcem.

Awatar użytkownika
Iva
Posty: 1544
Rejestracja: 2013-09-04, 23:31
Lokalizacja: łódzkie

Postautor: Iva » 2018-05-08, 14:40

buba pisze:Niektorzy twierdzą, ze dzieci na biwakach sie nudzą i trzeba im zabierac duzo zabawek. Naszych nawet nie wyjelismy z plecaka… bo wokol bylo wiele ciekawszych!

Ostatnio byliśmy z Młodym u lekarza. Nie wzięliśmy żadnej zabawki, bo stwierdziłam, że na te kilka godzin na pewno nic nie będziemy potrzebować. Dzieci wokół miały... ale Młody wolał pozwiedzać ze mną korytarze ;)

P.S. Ale ona już wyrosła :)
"Kiedy świat się od ciebie odwraca, ty też musisz się od niego odwrócić."

Awatar użytkownika
telefon 110
Posty: 2046
Rejestracja: 2014-09-20, 22:32

Postautor: telefon 110 » 2018-05-08, 14:49

Iva pisze:P.S. Ale ona już wyrosła :)


Mała buba do kwadratu.

Awatar użytkownika
buba
Posty: 6126
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2018-05-09, 10:50

telefon 110 pisze:Mnie niedawno wzruszyła łódka wędkarska z pokaźną nadbudówką.


ale cudna! i mozna mieszkac nie przejmując sie deszczem! chyba wlasnej konstrukcji? :)

Iva pisze:Dzieci wokół miały


No wlasnie to jest troche problem.. Sporo dzieci np. na plac zabaw przychodzi z taka iloscia zabawek ze na przyczepe od traktora by nie weszlo. Potem je rozrzuca wszedzie, nie bawia sie nimi a innemu dziecku dotknąc oczywiscie nie wolno bo zaraz jest wrzask. :rol


Iva pisze:P.S. Ale ona już wyrosła


Czas tak szybko płynie... Ja caly czas widze w niej niemowle... Ale moja mama mowi, ze ona ma tak samo wzgledem mnie ;)
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..

laynn

Postautor: laynn » 2018-05-09, 11:54

Każdy rodzic tak ma. Ja też :)

Awatar użytkownika
buba
Posty: 6126
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2018-05-10, 18:32

Dzis wycieczke zaczynamy od Lubowa. Gdy docieramy jest w miare wczesnie, wiec pod sklepem nikogo jeszcze nie ma. Zasiedlamy wiec podsklepową wiate. Fajne miejsce, obok stoi nawet murowany grill jakby kto lubił zakąszać na ciepło ;) Nie wiem czy nasza mieszanka lody + piwo + oranżada nie jest wybuchowa, ale w razie czego bedziemy miec duzo krzakow po drodze to damy rade ;)

Obrazek

Obrazek

W miare upływu czasu dołączaja do wiaty miejscowi. I fajnie, ze nie jakies bełkoczące żule, ale goście przynoszacy ze sobą rozne ciekawe opowiesci. Imiona delikwentow mogą byc pomieszane. Często nie mam pamieci aby dobrze zakodowac gdy ktos mi sie przedstawia…

Franek wlasnie wrocil z Góry i jest nieco roztrzesiony i rozżalony. Kiedys pracował w tym miescie opiekujac sie ogrodami i tzw. zielenią miejską. Sadził kwitnące krzewy, zakładał i nawoził rabatki i klomby. Jego tereny działania były i przy szkole, i przy urzędzie, i gdzies na rondzie. Facet sypie z rękawa specjalistycznymi nazwami jakis egzotycznych roslin. Kilka lat temu podziekowano Frankowi za wspolprace - ponoc brak funduszy na utrzymywanie “miejskiego, etatowego ogrodnika”. W momencie gdy zaproponowal, ze moze dalej robic to społecznie - uslyszał, ze “nie i koniec”. Czyli nie chodzi tylko o pieniadze, widac kwiaty i krzewy nie sa w miescie mile widziane. Ma byc trawa i beton. Wiekszosc sadzonych niegdys przez Franka krzewow celowo wycieto. Inne ktos ukradł lub połamał. Przy jednym z rond, ktorym sie kiedys opiekował, dojrzewają jedynie łany psich kup. Franek niechetnie wiec jezdzi “do powiatu”. Woli czas spedzac w lesie. Z wyksztalcenia nie jest ogrodnikiem, jest biologiem, specjalizujacym sie głownie w ptakach. Zna ich zwyczaje i leśne kryjówki. W okolicach tu ponoc nawet orły mieszkają. W rozmowie pada tyle nazw gatunków ptactwa, ze wstyd mi jak cholera, bo połowy nie tyle, ze nie kojarze z rodzajem osobnika, ale nigdy nie slyszalam. Z lubuskiego przywedrowały tez wilki i mozna je spotkac w tutejszych lasach. Ale miejscowi niechetnie zdradzają ich kryjówki. “Po co miastowi mają przyjezdzac na safari?”.
Jest tez Zbyszek, ktory w okolicznych lasach zamiast ptaków i wilkow odnalazl chyba zrodlo młodosci. Twierdzi, ze ma 70 lat a wyglada na góra 50! Jakos schodzi nam temat na górskie wedrowki, wiec Zbyszek wspomina rajdy w Bieszczady w latach 60 tych. Ponoc skrzykiwali sie po 20 chłopakow z wioski, pakowali plecaki i torby, i jechali wedrowac poloninami i blotnistym, bieszczadzkim lasem. Niektorzy szli w trampkach albo gumiakach, inni z torbą na ramie, mało kto miał śpiwór zamiast koca. Ale co drugi miał gitare i flaszke i bimbru. Ponoc najładniejsze dziewczyny przyjezdzały z Rzeszowa.
Jurek niby siedzi z Frankiem i Zbyszkeim pod jedna wiatą, niby popijają podobne zestawy trunków, ale jego mysli wirują w innych wymiarach. Jurek wspomina jak kilka razy byl we Wrocławiu - i tam były one, te z jego marzen i snów - galerie handlowe. Zwiedził wszystkie, a przynajmniej sporą część tych najblizej dworca. Ponoc sztuk 7. Opowiada o roznicach miedzy nimi, ze kazda ma inną dusze. Opowiada o rozłozeniu sklepów, wystroju czy zroznicowaniu tamtejszych knajp. Ciezko mi zweryfikowac jego opowiesci bo na wrocławskich galeriach znam sie nie lepiej niz na orłach i wilkach znad srodkowej Odry. Staram sie wiec głownie słuchac opowiesci trzech panów, ktore płyną prawie rownoczesnie, ale jakby totalnie roznymi kanałami.
Jest tez Marian. Marian nic nie mówi tylko sie uśmiecha, kiwa głową i pociaga z butelki. Marian pewnie tez ma swoją opowiesc, ale moze nie jest dzis jego dzien...

Od Lubowa jedziemy juz w czworke. Dołącza do nas tata toperza. Nadodrzanskimi wałami mkniemy w strone Ciechanowa - miejscowosci z nowym mostem, ktory to pozbawił okolice promów.

Obrazek

Jeszcze w 2010 przeprawialismy sie tu przez Odre moim ulubionym srodkiem transportu. Dzis to juz historia…

Obrazek

Dalej trakty trawiaste lub betonowe przetykane chwatem prowadzą nas ku wsi Uszczonów. Tu tez po raz pierwszy docierają do nas pomruki burzy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po drodze mijamy rozniste rozlewiska i starorzecza.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na obrzezach Uszczonowa, prawie przy samym wale, stoi samotne opuszczone gospodarstwo. Do domku schodziło sie po schodkach z wału. W czasie powodzi zapewne nie bylo tu za przyjemnie…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

We wnetrzach wszystko jest juz splądrowane. Ostało sie troche porozbijanych mebli i szmat.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I gazety z konca lat 80 tych. Sporo ich tu. Chyba regularnie je tu czytano.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Rzuca sie w oczy tez symaptyczna scienna makatka.

Obrazek

Uszczonów wita nas w sposob sugerujący, ze bedzie mi sie tu podobac :)

Obrazek

Wokol bruki, płyty, bujna zielen i sporo opuszczonych budynków.

Obrazek

Obrazek

Burza nie zapomina jednak o tej okolicy i pojawia sie tu na momencik. Na tyle długi, ze zawracamy do wiaty przystankowej, z ktorej juz nic nie odjezdza. I wtedy wychodzi slonce. Pogoda wyraznie sie z nami bawi w kotka i myszke ;) W wiacie zjadamy jabłuszka i banany.

Obrazek

W Luboszycach znow postój - popas zwany tez popojem. Jak tu nie zasiąść pod sklepem z takim miłym zapleczem? A burze caly czas nam gdzies w tle graja…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Do Masełkowic jedziemy jakimis miedzami tzn. czyms co nie jest zaoranym polem ale droge rowniez mało przypomina.

Znow zaczyna pokapywac deszczem. Nie na tyle jednak mocno aby chowac sie w zruinowanym budynku dawnego sklepu, ktory mijamy na skrzyzowaniu z glowniejsza drogą. Na tyle jednak mocno, zeby mi zalało obiektyw i na 5 zdjec wyszlo jedno. W tle popegieerowski blok, pod ktorym jest jakis zlot matek z dziecmi. Wózków jest chyba z 8. Na kazdy z nich jakas kobita naciąga worek. Zroszony deszczem grill dymi mocniej niz przed chwilą. Z ktoregos z okien płynie skoczna muzyka charakterystyczna dla polskiej wsi.

Obrazek

Obserwacja tej migawki lokalnego kolorytu powoduje, ze ekipa mi uciekła. Znikli gdzies za zakrętami i zapewne mkną juz w strone Kietlowa. Udaje sie ich odnalezc tuż przed wioską. Padac przestało ale chmury granatowieją coraz bardziej. Kabak zostaje zapakowany w sztormiaczek co strasznie przypada jej do gustu.

Obrazek

Z Kietlowa do Chorągwic znow podążamy polami, lasami, piachami, ktore dzis lekko zroszone nie sa juz az tak pyliste.

Obrazek

Mijamy skrzyzowanie w Luboszycach Małych, oczywiscie skręcając w najmniej główną z dróg...A potem gdzies w lasach wszystko przestaje sie zgadzac z mapą. Drogi rozłażą sie na wszystkie strony i nijak nie mamy pojecia, ktora z nich jest nasza. Wybieramy kolejne na chybił trafił, podskakujemy na coraz dorodniejszych korzeniach a nieboskłon nad nami ciemnieje z sekundy na sekunde. Kolejne błyskawice rozswietlają mrok popoludniowego lasu. Duchota staje sie namacalna i nagle jakies stada much zaczynają włazic do nosa. Miedzy drzewami widac jakas wioche. Czy to są Chorągwice? W tym momencie nie ma to dla nas znaczenia - moze tam bedzie jakis daszek? Wjezdzamy miedzy zabudowania gdy zaczyna lać. Nagle i jak z wiadra. A toperz nagle oznajmia, ze on dalej nie jedzie. Tylne koło złapało kapcia. Dlaczego do cholery własnie teraz????? I wtedy pojawia sie ona. Sucha, przyjemna i otoczona trylinką - wiata przystankowa. Jak na zyczenie. Nie jest pusta, ma juz lokatorow. Ale w takiej sytuacji okazuje sie byc bardzo pojemna! Pomiescila nas sztuk trzy i pół, trzy rowery, 4 chlopcow i ich piłki oraz panią strzygącą trawnik wraz z jej kosiarką.

Gdy deszcz zaprzestaje padania - wiata pustoszeje. My zasiedlamy ją najdłuzej - rower od siedzenia w wiacie sie sam nie naprawił ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Juz nie kombinujemy i z Lubowa wracamy glówną drogą. Nie jest bardzo zle, mijaja nas chyba tylko ze dwa auta.

Obrazek

Ognicho rozpalamy juz po zmroku.

Obrazek

Rankiem, gdy wracam z kibelka, okazuje sie, ze nie mam gdzie spac! Cos sie zalęgło na siedzeniach pod moim śpiworem!

Obrazek

Ostatnie majówkowe śniadanko.

Obrazek

Drogi powrotu staramy sie tez dobrac ciekawe :)

Obrazek
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..

laynn

Postautor: laynn » 2018-05-10, 19:26

Kabak w kasku?!!!

Awatar użytkownika
buba
Posty: 6126
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2018-05-10, 23:09

Nooo... Kask dostalismy gratis do siodełka acz poczatkowo poszedl do szafy. Ale na pierwszej wycieczce w zeszlym roku nam dwa razy wymotała sie z szelek, wypełzła z siodełka i wysiadla w czasie jazdy... No wiec pomyslelismy ze ten kask moze byc przydatny na takie okolicznosci. A co sie potem okazalo najwazniejsze - glowa w kasku przez szelki nie przejdzie ;) Wiec skonczyl sie problem wysiadki w trasie. Teraz jest troche madrzejsza niz rok temu - wiec raczej nie ma takich glupich pomyslow i mowi jak chce wysiasc, ale do kasku sie przyzwyczaiła i sama go pakuje na wyjazdy. Czasem nawet w domu w nim chodzi. Wiec niech ma. Moze jej sie znudzi za jakis czas.
Ostatnio zmieniony 2018-05-10, 23:12 przez buba, łącznie zmieniany 2 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..

laynn

Postautor: laynn » 2018-05-11, 07:18

buba pisze:sama go pakuje na wyjazdy. Czasem nawet w domu w nim chodzi.

No i to wszystko tłumaczy :) moja właśnie chodzi po mieszkaniu w okularach przeciwsłonecznych :D

Awatar użytkownika
buba
Posty: 6126
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2021-06-30, 18:23

Na biwaki dotychczas wybieraliśmy się albo samochodem, albo pieszo z plecakiem. Na wycieczkę rowerową z nocowaniem w terenie jedziemy po raz pierwszy! Gromadzę niezbędne minimum bagażowe na środku przedpokoju i z lekka napawa mnie to przerażeniem i poczuciem nierealności... Dwie naładowane sakwy, namiot, 3 śpiwory, 3 karimaty i wędka... Jak to wszystko przywiązać do dwóch rowerów i jeszcze być w stanie na nich jechać? Nie wypierdzielić się na pierwszym wyboju czy zakręcie? Toż tym musi wodzić jak panem Mietkiem z przeciwka, gdy wieczorami wraca z codziennych łowów pod Żabką ;) Może trzeba jednak jakiemuś złomiarzowi zajumać przyczepkę, aby to wszystko zwałować????

Ostatecznie jednak upychanie i obwieszanie kończy się sukcesem! Nawet jestem w stanie samodzielnie podnieść rower do pionu ;) Zatem ruszamy! Cel nie jest odległy, ale idąc pieszo byśmy się zanudzili i komary by nas pożarły żywcem, a busiem to byśmy ugrzęźli na bardzo wczesnym etapie trasy. Skądinąd mała dygresja odnośnie krwiopijnych owadów i ich rozmaitych smaków. Komary głównie rzucają się na toperza i kabaka. Na mnie dużo, dużo mniej. Tam gdzie oni dostają szału, biegają w kółko z żałosnym kwikiem i po chwili wyglądają jak napuchłe balony - ja słyszę bzyk i tylko się denerwuje, że coś po mnie łazi czy wchodzi do oczu. Natomiast z meszkami sprawa się ma odwrotnie. Jeśli miejsce jest “meszkowe” - to wszystkie rzucają się na mnie! A to dziadostwo jest na tyle małe, że nawet oganianie się bywa utrudnione. Nie jestem więc chyba modelem syberyjskim i trafiając w miejsca wyprawowe ze swoich marzeń - chyba bym się bardzo szybko z nich wyleczyła ;)
Rower ma ten plus, że pozwala z wiatrem we włosach przebyć bagniste tereny rozlewisk i łęgowych lasów, a na biwaku to nas już okadza ognisko.

Zatem ruszamy! :) Jest duszno, parno, bezwietrznie, a burze mruczą gdzieś po horyzontach.

Obrazek

Początkowo suniemy nadrzecznym wałem, gdzie nurkujemy w dorodnych, płowych trawach. Jeszcze im trochę brakuje do tego stepowego burzanu, gdzie się ponoć chował cały jeździec z koniem - ale wszystko jest na dobrej drodze!

Obrazek

Obrazek

Spory odcinek naszej trasy wiedzie szutrowymi drogami w tunelach młodego lasu, a krajobraz się nie zmienia przez ileś kilometrów więc i zdjęć tam nie robiliśmy.

Potem zjeżdżamy w miejsce, gdzie jeszcze rok temu była polna droga. Teraz ktoś ją postanowił “utwardzić”, ale nie zrobił tego klasyczne - żwirem czy kamieniami, ale za pomocą z lekka tylko przemielonych śmieci. Są więc kawałki cegieł, połamanych kafelek, odłamki porcelanowych naczyń, fragmenty plastiku, drutu, rur, kabli, gąbki, pianki izolacyjnej a nawet reklamowych ulotek. Rowerem to po tym z lekka strach jechać, że zaraz popękają opony. Prowadzimy więc je, zastanawiając czy celem było zasypanie błota czy raczej sprytne pozbycie się kilku ton odpadów??

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Potem na szczęście odcinek wysypiskowy się kończy i droga staje się bardziej taka jak oczekiwaliśmy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A czasem też przechodzi oczekiwania, stawiając wszystkie karty wyłącznie na klimatyczność ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W końcu docieramy na miejsce i osiedlamy się na malowniczej polance nad rozlewiskiem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Popołudnie przebiega na wędzeniu się w dymie, słuchaniu żab i kukułek....

Obrazek

Obrazek

...a także kolejnych próbach nawiązania bliższego kontaktu z jakąś smakowitą rybą.

Obrazek

Tu jak poprzednio bez sukcesów... ;) Tzn. złapało się - a jakże! Kilkakrotnie cały kłąb podwodnych roślin! Toperz bohatersko idzie odczepić haczyk. Przy czym stwierdza, że woda jest bardzo przyjemna kąpielowo! Czysta, aromatyczna, o akceptowalnej temperaturze.

Obrazek

Obrazek

Od tego momentu nabieramy nie tylko zapachu dymu, ale również woni bajora! :) Czy może być coś lepszego jak pływać sobie wśród trzcin i grążeli, gdzie kaczki, łyski i perkozy zaglądają ci w oczy?

Obrazek

Po kilku incydentach burzowo - ulewowych, wieczór nastaje pogodny, ciepły i świeży. A do wcześniejszych koncertów z okalającego nas chaszcza dołączają się bąki dmuchające w butelkę, szczekania saren i trzepot nietoperzych skrzydeł.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po zmroku nad pobliskimi łąkami podnoszą się gęste mgły. A chwilę potem w okolicznych zaroślach pojawiają się latające świecące punkciki! Kabak nawet kilka łapie do rączki, a jednego zasadza na głowie zamiast latarki. Niestety świetlik krótko współpracuje i dotrzymuje kroku w zabawie - i jednak postanawia odlecieć w stronę swojego przeznaczenia.

Obrazek

Obrazek

Piękne są czerwcowe noce z dala od huczących miast i uwielbiających hałas osobników naszego gatunku.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..