Na weekend zapowiadali pogodę do bani, więc chcąc jakoś temu zaradzić i dowiadując się we wtorek, że w środę ma być najlepszy dzień w całym tygodniu, postanowiłem trochę na rowerku pojeździć. W pracy wziąłem we wtorek wolne i w środę rano, ruszyłem... No może nie tak całkiem rano, bo strasznie leniwie mi to szło, jak i cały dzień do godziny 15:30.
Plan był taki, żeby dojechać z rowerem pociągiem do Częstochowy i sobie na spokojnie wrócić do Tychów. Póki co jeszcze nie w formie, dopiero zacząłem sezon. Robertem J też nie jestem, więc muszę powoli się wkręcać co roku, robiąc lekkie progresy z tygodnia na tydzień. Chociaż w sumie to nawet o nogi nie chodzi, bo te to mnie po takich przejażdżkach w ogóle nie bolą, ale dupę do siodła trzeba progresywnie przyzwyczajać.
Na początku miałem wyruszyć pociągiem o 7:00, żeby mieć spory zapas czasu. Przed snem już zmieniłem plan, że wyruszę o 9:00, w końcu o 10:00 się udało wyjechać z Tychów.
Tak mi się nie chciało, że szkoda gadać. Ogólnie planowałem z Częstochowy najpierw pojechać do Olsztyna. Do Olsztyna dojechałem, ale nie z Częstochowy, bo w pociągu zacząłem kombinować, żeby było bliżej i wysiadłem parę stacji wcześniej. Dokładnie w Poraju i miałem do Olsztyna tylko 10 km, a nie 20 jakbym miał z Częstochowy... Tam dojechałem dosyć szybko. Tzn. jakoś po 13:00 byłem na górze Lipówki z widokiem na zamek w Olsztynie.
A w drugą stronę na górę Biakło...
Trochę tam posiedziałem, na pewno z 1,5 godziny i podziwiałem jakieś widoki, rozmyślając o życiu...
Potem udałem się do Olsztyna na rynek. Na zamek nie podjechałem, w sumie nie wiem czemu. Byłem na nim dwa razy, ale bardzo dawno temu. Muszę kiedyś go znów odwiedzić. Nic mi się kompletnie nie chciało, na tym rynku to siedziałem kolejne 1,5 albo 2 godziny i już chciałem nawet jechać do Częstochowy i wrócić sobie pociągiem do domu. Jakoś mi się wydawało, że to nie mój dzień i tyle...
Aż w końcu o 15:30 coś we mnie wstąpiło i postanowiłem jeszcze spróbować zrealizować plan dzisiejszej wycieczki. Tyle, że na liczniku dopiero miałem 10 km, a w planie było trochę więcej... No ale ruszyłem dupę i sobie pojechałem, przez Myszków w stronę Siewierza. W planie nawet nie miałem się tam zatrzymywać, ale jak przy drodze rzucił mi się w oczy zamek, to na chwilę podjechałem, chcąc mieć go na zdjęciach. Dawno, dawno temu też w nim byłem i był wtedy otwarty. Teraz zamknięty, więc tylko z zewnątrz kilka zdjęć...
Potem już kierunek Jaworzno, chociaż inaczej bym miał bliżej, ale chciałem odwiedzić ten Park Gródek w Jaworznie. Tam dotarłem już wieczorową porą. Miało to swój urok i środek tygodnia, więc ludzi mało. Brakowało tylko wody... Pamiętam, że na zdjęciach sprocketa sprzed roku czy dwóch wody to tam było dużo więcej i ciekawiej to wyglądało, ale i tak było nieźle.
Po zachodzie już tylko 40 km na spokojnie do Tychów. Razem wyszło około 128 km. Link do trasy na
endomondo. To by było na tyle z ciepłej i słonecznej środy.
![:)](./images/smilies/icon_biggrin.gif)