Póki co w styczniu w góry nie pojechałem, bo tłumy mnie trochę odstraszają, do tego w pracy mam przebudowę i mimo wolnych weekendów, to w nie odpoczywam. Co nie znaczy, że siedzimy przed tv.
Zaczęliśmy od spaceru po osiedlu:
Nowy obiektyw...się fajnie sprawuje. Czas odejść od Sigm na rzecz systemowych:
generalnie było mroźno
więc to na efekcie dziadka mroza się skupiłem
zapaliliśmy świeczkę na maleńkim grobie...
i wróciliśmy do domu.
Aaa, wśród uliczek:
Kilka dni później pojechaliśmy z córą babcie odwiedzić.
którą wyciągnęliśmy na spacer, nad Białkę, stąd już niedaleko na Pustynię Błędowską.
Gdy u nas nie było już widać śladów zimy, tam jeszcze trochę tak:
Gdy ja udawałem, że mam Nikona i robię artystyczne/profesjonalne
zdjęcie, to córa z babcią czekają na mnie. Cicho, nie marudzą
. Odwracam się i...się z lekka przestraszyłem.
Za mną stał posąg. Arweny.
No dobra, to mi się skojarzyło chwilę później, bo przez lekko rozpadający się most, koń nie chciał przejechać i wyglądało to tak, że 2minuty stał i się uspokajał, potem chwilę tańca i znów uspokajanie. By go nie stresować, odeszliśmy, więc największe tańce nie złapałem, mam tylko taki strzał:
My tymczasem podeszliśmy do kapliczki Dobieckich:
odnowionej, kiedyś wyglądała tak:
minęliśmy lipy, pamiętające jeszcze majątek Dobieckich i weszliśmy na mostek na rzece Przemsza Biała. Widok na wschód:
widok na zachód:
Potem córce pokazałem zakole Białki:
i na koniec zdjęcie w kierunku, gdzie Białka i Przemsza B. się łączą. Muszę kiedyś podejść w to miejsce!
Następnego dnia pojechaliśmy nad wspomnianą pustynie Błędowską. Na wiosnę byliśmy od strony Klucz, tym razem pojechaliśmy ze strony Chechła:
Liczyłem na zachód słońca, coś się nawet kolorowało niebo, jednak, tylko skrawek nad horyzontem nie było chmur:
Więc zamiast obserwować kościół w Błędowie, popatrzeliśmy na południe:
i poszliśmy się kawałek przejść po piasku. Były wyścigi, rzucanie się śnieżkami, herbata z termosu, oraz różne humory
:
Do auta wróciliśmy lasem, który wyglądał dość ciekawie:
by na koniec podejść jeszcze nad pustynie, ale chmury były coraz niżej i przejrzystość do dupy.
Tydzień później miałem jechać w góry, dzięki smerfowi marudzie z Bytomia, jednak odpocząłem i korzystając z zimy jak za dawnych lat, pojechaliśmy z sankami na Maczki.
-9:
Sanki były ciągnięte...
ciągnięte...
ciągnięte...
niestety, jako jedyny się nie załapałem na nie
choć dzień wcześniej zjechałem z córą z górki wśród tłumów dzieciaków
Tymczasem przy szkółce drzewnej, napiliśmy się herbaty...
były orły...
i wróciliśmy do domu. Dziś miałem nockę, więc zostały mi dwa dni, więc mam nadzieję, że nie będę padnięty i gdzieś w weekend pojadę. Mam tylko jak zwykle ciężki orzech do zgryzienia...gdzie jechać?
sponsorem tej relacji jest Pentax