Głównie wędrujemy skrajem bagien. Na prawo od nas rozciągają się tereny, które trudno by przebyć zarówno suchą stopą, jak również łódką - bo to ani ląd, ani woda. Porastają to wysokie trawy, szuwary i skłębione kępy krzaków. Gdzieniegdzie wystaje uschły kikut drzewa.
Teren ciężko przewiercić również wzrokiem. A słychać dokładnie, że coś tam lezie. I to blisko, jakby zaraz koło nas - no góra kilkadziesiąt metrów. I to nie, że przebiegła sobie sarna. To jest jakieś całe stado i to dość solidnych gabarytów! Tak jakby grupa kilkunastu jeleni czy dzików? Przystajemy... Wpatrujemy się w gąszcz. Zoomuje aparatem w tamtą stronę. Nic niestety nie widać. Żadne cielsko nie majaczy zza krzaków. Trawy się bujają, po wodzie raz po raz idą falki czy kółeczka - ale to może i wiatr daje takie efekty? Kiedy my zbyt długo wpatrujemy się w tamtą stronę - to i chlupoty ustają, jakby się czaiły skubańce, wiedząc o naszej obecności. Gdy idziemy w swoją stronę, po chwili ruszają znowu. Kabak stwierdza, że "to nie mogą być zwierzęta" - a mi robi się z lekka nieswojo
![;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Wędrujemy tak równolegle skrajem bagien chyba z pół godziny. Potem nasze drogi się rozchodzą... Ciekawe czy one nas widziały - czy może tylko słyszały? I zastanawiały się - co u diabła tak szura w liściach???
Relacja:
https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... czace.html
![Obrazek](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyOIpgk6Gq5e7cK3lzwUiKYFx0pMLZvxFfKrV-12lFac4s2aMs1Uf4LT9gD9T6hyphenhyphenVHKS1WF7cbALgqofRnHF_yEbjy9BtnyLmv0dwm-SrOs2xfZW8XDm79NACWfWfI1y5JTXIEosACBvMgzix0N-7uGhDwtRBko9TY32Ckrlpv9nflM0EX0fegI-KMZZFr/s600/DSCN4992.JPG)