11-23.07.2015 - Rowerowy Eurotrip 2015

Relacje pozagórskie ze świata.
Awatar użytkownika
Robert J
Posty: 1375
Rejestracja: 2013-12-08, 21:46
Kontakt:

Postautor: Robert J » 2015-08-15, 23:14

cezaryol pisze:Wybieram :)

No to się widzimy jak mi nic nie wypadnie :)

cezaryol
Posty: 341
Rejestracja: 2013-07-15, 18:17

Postautor: cezaryol » 2015-08-15, 23:15

Najważniejsze żebyśmy spotkali się u celu na granicy Śląska i Moraw.

Awatar użytkownika
Robert J
Posty: 1375
Rejestracja: 2013-12-08, 21:46
Kontakt:

Postautor: Robert J » 2015-08-18, 22:19

Dzień 5/13 - 15.07.2015 - Insbruck, dwie przełęcze i Włochy !

Dzień piąty wyprawy wita mnie piękną pogodą, choć przyznam szczerze iż wolałbym aby widoczność była odrobinę lepsza. Zanosi się na bardzo upalny dzień. Powietrze jest bardzo zapylone i widzialność sięga ledwo kilkunastu kilometrów.

Obrazek

W trasę ruszam przed godziną siódmą. Standardowo po kilku kilometrach robię przerwę na pierwszy posiłek. Podczas tej przerwy dostrzegam to czego nie zauważyłem w dniu wczorajszym, mianowicie pękniętą obręcz w tylnym kole! No takiego defektu to się zupełnie nie spodziewałem.

Obrazek

Obrazek

Spożywając śniadanie podziwiam widoki na okoliczne szczyty jednocześnie zastanawiając się co począć. Dochodzę do wniosku, ze trzeba po prostu poszukać dobrego serwisu rowerowego.

W Hall in Tirol miejscowy chłopaczek prowadzi mnie uliczkami do serwisu. Jednak okazuje się, że do otwarcia pozostaje jeszcze godzina czasu. Za namową wracam kilka kilometrów do Wattens gdzie jest ponoć najlepszy serwis rowerowy w okolicy. Nie marnując czasu zwiedzam jeszcze Hall in Tirol.

Obrazek
Pasmo Karwendel

Obrazek
Kościół św. Mikołaja w Hall in Tirol

Obrazek
Hall in Tirol

Obrazek

W Wattens jest całkiem dobrze wyposażony serwis rowerowy jednak rozmiaru obręczy, którą potrzebuję akurat nie mają. Za samo zamówienie żądają więcej niż kosztuje obręcz w Polsce. Spokojnie sam bym sobie wymienił obręcz, ale zamówienie wiąże się z obowiązkiem świadczenia usługi wymiany w serwisie, a całkowity koszt za wszystko wyniesie niemal tyle ile mam pieniędzy w kieszeni. Nie dziękuję. Będę szukać gdzie indziej.

Szybko zmierzam do Innsbrucku gdzie mam nadzieję znaleźć serwis ewentualnie sklep gdzie kupię odpowiednią obręcz. Klucz do szprych mam i spokojnie w dwie godzinki bym sobie przeplótł koło. Niestety Innsbruck to duże miasto i nikt za bardzo nie potrafi mi wskazać tego czego szukam. Zresztą więcej w mieście turystów jak tubylców ;)

Obrazek

Obrazek
Rzeka Inn

Zrezygnowany oglądam miasto "po łebkach" i jadę dalej na zachód z myślą, że może uda mi się jeszcze znaleźć jakiś sklep/serwis po drodze.

Obrazek
Innsbruck

Obrazek

Obrazek
Innsbruck - Kościół św. Jana Nepomucena

Tym czasem widoki stają się coraz bardziej przyjemne dla oka. Staram się omijać główną drogę. Czasami jadę ścieżką rowerową. Przejeżdżam przez kilka mniejszych miejscowości.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Flaurling, Gasthof Goldener Adler

Docieram do Stams. Z daleka widoczny jest tamtejszy klasztor cysterski z XIII wieku. Po przebudowie w XVIII wieku nadano mu wygląd w stylu baroku. Za klasztorem widoczna miejscowa skocznia narciarska. Warto tutaj nadmienić, że w Stams znajduje się słynna szkoła Skigymnasium, do którego uczęszczają młodzi austriaccy sportowcy. Jej wychowankami są m. in. znani skoczkowie narciarscy Toni Innauer, Andreas Goldberger, Martin Höllwarth, Ernst Vettori, Gregor Schlierenzauer, Heinz Kuttin, Andreas Widhölzl czy Andreas Kofler.

Obrazek
Stams

Obrazek
Klasztor cysterski.

W mieście przy drodze trafiam w końcu na serwis, ale facet mówi mi, że nie może mi pomóc bo musi coś zjeść i się przespać! Normalnie szok !
Odniosłem wrażenie, że gościu chce mnie po prostu spławić i nic więcej. Nie dał żadnej propozycji bym np. poczekał lub podjechał później :/ Odsyła mnie za to do miasta Imst. Nic to, jadę więc. W końcu i tak podążam w tamtym kierunku.

Przed Imst zaczynają się już konkretne górki. Przejeżdżam miasto i na wylocie na stacji paliw wypijam regionalne piwo. I wiecie co ? Zapomniałem, że miałem szukać serwisu ! ha ha.

Obrazek
Roppen

Obrazek

Obrazek

Z Imst mam zjazd ponownie nad rzekę Inn. Robi się na prawdę gorąco. Postanawiam zażyć kąpieli w rzece. Nurt jest dość silny, ale woda bardzo przyjemnie chłodna. Widząc to miejscowy idzie w moje ślady. Dodatkowo zabiera ze sobą małego pieska i gdyby nie był na smyczy to pewnie ten silny nurt by go porwał ;)

Obrazek
Schönwies

Obrazek

Obrazek
Kronburg

Szybko przejeżdżam przez Landeck. Za miastem już konkretny podjazd. Dolina, którą płynie Inn znacznie się zwęża. Od teraz podążam najwyższym tyrolskim odcinkiem doliny rzeki Inn czyli dawną rzymską drogą Via Claudia Augusta, która prowadziła z Wenecji do Augsburga.

Obrazek
Landeck

Obrazek

Obrazek

Odwiedzam leżące przy drodze miejscowości: Ried im Oberinntal, Tösens czy Pfunds. Mieszkańcy tych miejscowości wzbogacali się dzięki kupcom przemierzającym tą historyczną drogę. Obecnie główne dochody pochodzą z turystyki oraz rolnictwa.
W przeszłości powstało przy tej trasie wiele obiektów strzegących szlaku.

Obrazek
Ried im Oberinntal - Siegmundsried

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Pfunds

Za Pfunds jestem zmuszony opuścić tą drogę ze względu na zakaz poruszania się nią na rowerze. Droga zaczyna się bardzo ostro piąć do góry trawersując urwiste ściany okolicznych szczytów. Wiele tam tuneli. Muszę znaleźć alternatywę by dotrzeć do Nauders. Podążam, więc dalej wzdłuż Innu do niewielkiej miejscowości Martina. To już w Szwajcarii. Na początku miejscowości pytam szwajcarskiego strażnika granicznego o dalszą drogę bo nie mam do końca pewności jak jechać.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Szwajcaria !

Wskazuje mi on właściwy kierunek i mina mi trochę zrzedła widząc ten ostry podjazd :/ Mam do pokonania sporo przewyższenia i kilkanaście ostrych zakrętów zanim dotrę na przełęcz, z której będzie zjazd do miasta. Wspinam się mozolnie na wysokość ponad 1400 m n.p.m. Słońce już schowało się za górami, ale jeszcze oświetla najwyższe okoliczne szczyty.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zjeżdżam do Nauders wytracając niepotrzebnie wysokość. Miasto leży już bezpośrednio przy granicy z Włochami. Muszę jednak podjechać jeszcze na przełęcz Resia. Tyle dobrze, że nie ma już takiego dużego nachylenia.

Obrazek
Nauders

Obrazek
Zamek Naudersberg

Robię zakupy w sklepie przy granicy, którą chwilę później przekraczam. Ścieżką rowerową docieram do najwyższego punktu gdzie pod tablicą z nazwą przełęczy robię pamiątkowe zdjęcie. Resia to również nazwa miasteczka przy przełęczy. Zresztą nawet miejscowe jezioro nosi nazwę pochodzącą od nazwy miejscowości.

Obrazek

Obrazek
Włochy !

Robię kilka nocnych zdjęć miasta i jadę po drugiej stronie jeziora ścieżką rowerową. Znajduję przyjemną miejscówkę na nocleg przy szałasie z widokiem na jezioro. Dystans dnia ledwo przekroczył 150 km. Dużo straciłem przez awarię sprzętu. I niestety problem ten będzie się już tylko powiększał w kolejnych dniach...

Obrazek
Resia nocą.

Obrazek
Statystyki dnia 5.

Galeria:

https://plus.google.com/photos/117901767401578298989/albums/6176630397225407073

cdn...

Awatar użytkownika
Robert J
Posty: 1375
Rejestracja: 2013-12-08, 21:46
Kontakt:

Postautor: Robert J » 2015-08-21, 22:06

Dzień 6 - 16.07.2015 - Stelvio !

Noc jest przyjemnie ciepła, bez rosy, tylko czasami sen przerywa mi przemykający jakiś samochód szosą ponad moją miejscówką. Zerkam na altimetr, a ten wskazuje dokładnie 1492 m n.p.m., a więc tyle ile wynosi wysokość najwyższego szczytu Sudetów Wschodnich - Pradziada ;)

Już poprzedniego dnia postanowiłem, że dzisiaj zaliczam najwyższą przełęcz we włoskich Alpach Wschodnich, którą można pokonać samochodem - Stelvio i robię odwrót. Nawet jeżeli bym wymienił obręcz tylnego koła lub kupił nowe to i tak nie zostałoby mi za wiele pieniędzy na dalszą trasę. Postanawiam, więc kontynuować jazdę z defektem, a w razie czego się zobaczy.


Jem śniadanie i gdy tylko słońce wygląda zza okolicznych szczytów ruszam w trasę. Początek jest bardzo przyjemny. Jadę wzdłuż jeziora po bardzo ładnej ścieżce rowerowej. Na przeciwnym brzegu widoczne jest Curon Venosta, a w zasadzie to nowa część miejscowości bo ta starsza znalazła się pod wodą w 1950 gdy powstawało jezioro. Jedynie co pozostało ze starego Graun (wł. Curon Venosta) to romańska dzwonnica dawnego kościoła parafialnego św. Katarzyny.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Curon Venosta

Mijam St Valentin i drugie mniejsze jezioro Haidersee. Rozpoczynam przyjemny zjazd do Burgeis. Przejeżdżam przez miasteczko robiąc kilka zdjęć. Temperatura powietrza mimo wczesnej pory już wysoka. Niestety widoczność jest jeszcze gorsza jak dzień wcześniej :(

Obrazek
St Valentin

W samym Burgeis i jego okolicy jest kilka ciekawych obiektów. Kaplica pod wezwaniem św. Michała. Zamek Fürstenburg z XIII w. Został on wybudowany przy dawnym szlaku kupieckim z Wenecji do Augsburga. Ponad miastem w oczy rzuca się biała bryła opactwa benedyktynów "Marienberg", jest najwyżej położonym opactwem benedyktynów w Europie(1340 metrów).

Obrazek
Kaplica św. Michała.

Obrazek
Zamek Fürstenburg

Obrazek
Opactwo Marienberg

Około 3 km na południe docieram do Mals(Malles Venosta). Miasto wielu wież. Przyjemnie się zjeżdża, tak że przeoczyłem zjazd i do centrum muszę się wspinać po dość mocno nachylonym terenie. Z ciekawych obiektów: Kościół Wniebowzięcia NMP pochodzi z XIII w. Wieża została zbudowana w 1530 roku., Romańska wieża kościoła św. Jana. Sam kościół został zniszczony w 1799 roku, czy też pozostałości zamku Fröhlichsburg wybudowanego w XII w. Jego pozostałością jest 33 metrowa wieża Fröhlichsturm.

Obrazek
Mals(Malles Venosta)

Obrazek
Fröhlichsturm

Obrazek
Romańska wieża kościoła św. Jana.

Szybki przejazd do Glorenzy(Glurns). To niewielkie miasto było ośrodkiem ruchu już w czasach rzymskich. Historyczne centrum otoczone murami miejskimi z zachowanymi bramami wjazdowymi do miasta. Kościół św. Pankracego. Wybudowany w roku 1481 na miejscu starszej świątyni z XIII w. stoi już poza murami miasta.

Obrazek
Glorenza

Obrazek
Kościół św. Pankracego.

Obrazek

Z Glorenzy kieruję się do Prato Allo Stelvio po ścieżkach rowerowych biegnących wśród sadów. Udaje mi się"usiąść na kole" grupce szosowców dzięki czemu podganiam trochę czasu.

Obrazek

W mieście zakupy w markecie i rozpoczynam długi i ciężki podjazd na główną atrakcję tego dnia - przełęcz Stelvio. Do celu mam 24,3 km i aż 48 zakrętów 180 stopni !


Na wysokości około 1000 m n.p.m. przy samej drodze jest osobliwe muzeum. Autor tych cudacznych dzieł opowiada mi historię ich powstawania, a trwa to nieprzerwanie od 30 lat. Przyjemność obejrzenia, fotografowania i rozmowy z właścicielem kosztuje 1 euro.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na trasie wyprzedza mnie coraz więcej rowerzystów, głównie na kolarzówkach. Ale i mi udaje się kogoś wyprzedzić. Podjazd jest męczący, a szczególnie w tak wysokiej temperaturze powietrza. Dziś jednak jedzie mi się wyjątkowo dobrze.

Robię oczywiście częste postoje, a to na wykonanie zdjęcia, a to na piwo ;)


Początek podjazdu jest trochę nudny w lesie bez widoków. Dopiero od Trafoi robi się ciekawiej. Widoczny już najwyższy szczyt w Alpach Retyckich - Ortler 3905 m. n.p.m.

Obrazek
Trafoi

Obrazek


Sam podjazd również staje się bardziej ciekawy, a to za sprawą sporej ilości bardzo ciasnych serpentyn. Kawałek za Trafoi jest punkt widokowy na masyw Ortler. Na tarasie tym ustawiono w 1884 roku obelisk upamiętniający pierwsze wejście na szczyt Ortler w 1804 r. Dokonali tego Josef Pichler, Johann Leitner i Johann Klausner.

Obrazek
Obelisk upamiętniający pierwsze wejście na szczyt Ortler

Obrazek

Wyjeżdżając ponad granicę lasu(około 2000 m n.p.m.) widać już cel. Jednak jeszcze sporo dystansu i przewyższenia przede mną. Zaczynam odliczać zakręty pozostałe do celu. Wszystkie są ponumerowane.

Obrazek

Obrazek


Na przełęcz Stelvio docieram około 15-tej. Sesja foto przy tablicy z nazwą przełęczy i wbijam do knajpy na piwo. Kufel 0,5 l za jedyne 5 euro. Jak na razie jest to moje najdroższe piwo, ale warto było po tym wysiłku na podjeździe ;)

Obrazek


Obrazek
Stelvio zdobyte !

Obrazek
Nagroda

Na przełęczy jedna wielka komercja. Sklepy, sklepiki z pamiątkami oraz gadżetami kolarskimi. Kilka hoteli i restauracji oraz wiele straganów z żarciem.

Strasznie tu ciasno. Nie podoba mi się. Zresztą widoki nieszczególne. Trudno zrobić zdjęcie na którym nie uchwyciłoby się słupów wysokiego napięcia. Przyznam szczerze iż droga jak i sama przełęcz bardzo mnie rozczarowały. Widokowo pod żadnym względem nawet nie dorównuje takiej Grossglocknerstrasse.

Obrazek

Obrazek

Po zasłużonym odpoczynku rozpoczynam zjazd w kierunku Bormio. Początkowo nachylenie drogi jest znacznie mniejsze jak po drugiej stronie przełęczy. Mijam skrzyżowanie z drogą prowadzącą do Szwajcarii oraz kilka sypiących się obiektów.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dopiero po pokonaniu około 5 km w dół rozpoczyna się zabawa na zjeździe. Droga staje się bardzo kręta i jest kilka bardzo ciasnych tuneli. W tunelach jest już niestety zniszczony asfalt i trzeba mocno ściskać kierownicę by jej nie wyrwało z rąk.
A, i jeszcze jedno, zaczyna mi szwankować licznik. Ma przerwy w działaniu i gubi się kilka km dystansu :/

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mniej więcej po godzinie docieram do Bormio. W mieście spaceruję chwilę po wąskich uliczkach zaglądając w różne zakamarki.

Obrazek
Bormio

Obrazek

Jest już dość późno, a mam niewiele kilometrów przejechanych. Jednak powinno się to zmienić bo przez następne kilkadziesiąt km będzie delikatnie z góry. Problem w tym, że biednemu zawsze wiatr w oczy(dosłownie). Nie wiem dlaczego, ale wiatr się zmienił o 180 stopni i od Bormio wieje z dość dużą siłą w twarz. Nie ma więc przyjemnej jazdy. Trzeba dokręcać.

Kilka kilometrów w dół za Bormio robię zasłużoną przerwę obiadową. Świeci słońce, ale zaczyna padać deszcz niesiony z silnym wiatrem z chmur zawieszonych nad szczytami po Szwajcarskiej stronie.

Obrazek

Oglądam tylne koło i nie jest ciekawie... Podczas zjazdu występują większe przeciążenia i w efekcie pęknięcie znacznie się powiększyło. A starałem się nie osiągać zbyt dużych prędkości ;)

Nic to, jutro coś z tym zrobię. Tym czasem kontynuuję jazdę w dół przez wiele ciekawych miejscowości. Zatrzymuję się tylko w kilku z nich.

W Grosio stoi ciekawy kościół z wysoką na 65 metrów dzwonnicą. Wszystkie świątynie, które widziałem tego dnia są bardzo do siebie podobne.

Obrazek
Grosotto -XIII wieczny kościół św. Euzebiusza.

Obrazek
Grosio

Obrazek
Mondadizza

Jednym z większych miast, przez które przejeżdżałem tego dnia jest Tirano. W mieście znajduje się kilka pałaców. Jednym z nich jest obecny ratusz. Wąskie brukowane uliczki nadają szczególnego uroku. Oprócz pałaców jest tu także kilka świątyń z tą największą i najważniejszą - bazyliką Madonna di Tirano. Ponoć tutaj 29 września 1504 roku objawiła się Madonna prosząc o wystawienie w tym miejscu świątyni. Pół roku później wmurowano kamień węgielny, a budowę zakończono w 1513 roku.

Dzwonnica(1578 r) imponujących rozmiarów.

Obrazek
Kolegiata w Tirano

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Bazylika Madonna di Tirano

Po zachodzie słońca niebo się zupełnie wypogadza i wiatr ustaje. Teraz to by się przydał jako czynnik chłodzący na podjeździe na kolejną przełęcz tego dnia ;) W Tresenda odbijam na przełęcz Aprica. Podczas podjazdu zapada zmrok. Z żalem spoglądam na światła Sondrio gdzie miałem pierwotnie jechać, a dwa dni później miało być 3k..., nie tym razem :(

Obrazek
Tresenda

Obrazek

Na przełęcz Aprica docieram po 22-ej. Jest to spory ośrodek narciarski. Miasteczko o tak późnej porze żyje. Wszędzie pootwierane knajpy, a Włosi podchmielonym głosem śpiewają ;) Wypijam jedno szybkie piwo i zaraz za ostatnimi zabudowaniami zatrzymuję się na kolejną noc podczas tego wyjazdu.

Obrazek
Statystyki dnia 6


Galeria:

https://plus.google.com/photos/117901767401578298989/albums/6177035938889879729

cdn...

Vision

Postautor: Vision » 2015-08-22, 22:36

Eh, a ja myślałem, cały czas, że to stara relacja z tamtego roku, tak mnie jakoś tytuł zmylił i nie doczytałem do końca. ;)

Piękna sprawa i wielkie gratulacje za tyle kilometrów z pękniętym kołem. Ryzykant z Ciebie, mi by to nie dawało spokoju i pewnie bym cały dzień albo i dwa zmarnował na poszukiwanie obręczy i próbę naprawienia tego. No ale do domu wróciłeś, więc chyba udało się jakoś przetrwać. ;)

PS: Co to za biały rower w ogródku?

Awatar użytkownika
Robert J
Posty: 1375
Rejestracja: 2013-12-08, 21:46
Kontakt:

Postautor: Robert J » 2015-08-22, 23:43

Vision pisze:Piękna sprawa i wielkie gratulacje za tyle kilometrów z pękniętym kołem. Ryzykant z Ciebie, mi by to nie dawało spokoju i pewnie bym cały dzień albo i dwa zmarnował na poszukiwanie obręczy i próbę naprawienia tego. No ale do domu wróciłeś, więc chyba udało się jakoś przetrwać. ;)

Wiedziałem, że ryzykuję. Jednak gdyby okazało się, że dalsza jazda nie jest możliwa to wsiadłbym w jakiś pociąg. W ten sposób taniej by mnie wyszło jak naprawa gdzieś tam na zachodzie. Udało się dotrzeć z tym defektem do domu. Przyznam jednak, że jeszcze jeden dzień więcej koło by już nie wytrzymało. Ostatniego dnia zaczęło mi wyrywać szprychy z obręczy, a właściwie to łącznie z kawałkiem obręczy. Wymyśliłem też trochę śmieszny patent na to by koło wytrzymało jeszcze przez jakiś czas, ale o tym będzie w kolejnej części.
PS: Co to za biały rower w ogródku?

Kwietnik :D A właściwie to moja stara kolarka, którą po prostu zajechałem. W ogródku stoi już takie trzy ;)

Vision

Postautor: Vision » 2015-08-23, 22:20

Robert J pisze:Kwietnik :D


Gustowny. :D Pomysłowe, podoba mi się. :DD
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Vision, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Robert J
Posty: 1375
Rejestracja: 2013-12-08, 21:46
Kontakt:

Postautor: Robert J » 2015-08-27, 22:37

Dzień 7/13 - 17.07.2015 - Passo Tonale, passo Mendola.

Dziś miałem wstać wcześnie, ale jakoś nie udało mi się ;) Kiepskie miejsce wybrałem na nocleg. Ziemia pod karimatą nierówna i nie wyspałem się, a zmęczenie było takie, że nie chciało mi się już przenosić.
Wstaję po 7 i powoli zbieram się do drogi. Jest ciepło świeci słońce, ale widoczność marniutka, szczególnie pod słońce gdzie światło rozprasza się na zanieczyszczeniach w powietrzu.

Obrazek

Spędzając noc na przełęczy pewne jest, że początek trasy kolejnego dnia będę mieć z góry. Zjeżdżam więc kilkanaście kilometrów do Edolo gdzie uzupełniam zapasy w małym sklepiku.

Obrazek
Edolo

Obrazek

Za miastem rozpoczynam podjazd na pierwszą dzisiaj przełęcz Tonale 1884 m n.p.m. Po kilku kilometrach ostrego podjazdu pierwsza dzisiaj przerwa. Kanapka, piwo i kontynuuję podjazd. Temperatura wzrasta, ale trochę podjazd staje się mniej stromy. O 9 termometr wskazuje już 33 stopnie Celsjusza.

Przejeżdżam przez kilka wsi i małych miasteczek. Nie mam dziś zupełnie ochoty na jakiekolwiek zwiedzanie. Czasami tylko przystanę na chwilę by zrobić jakieś zdjęcie.

Obrazek
Vione

Obrazek

Dość wcześnie zaczynają się tworzyć chmury burzowe nad Masywem Adamello. Zastanawiam się czy uda mi się zdążyć opuścić wysokie góry na czas.

Po chwilowym wypłaszczeniu trasy zaczyna się finałowy podjazd na przełęcz z Ponte di Legno. Jest kilka serpentyn do pokonania. Jadę wzdłuż kolejki gondolowe. Widoki coraz ładniejsze. W samo południe docieram na Przełęcz.

Obrazek
Ponte di Legno

Obrazek
Masyw Adamello

Obrazek

Przełęcz Passo Tonale 1884 m n.p.m., położona jest na granicy Lombardii i Trydentu. Jest to zimowo-letni ośrodek turystyczny leżący u stóp lodowca Presena. Spore miasteczko na przełęczy. Kolejka do kolejki gondolowej spora. Widać, że okolice są popularne wśród turystów.

Podczas I wojny światowej przebiegała przez przełęcz włoska linia obrony. 15 czerwca 1918, wojska austriackie uderzyły na przełęcz Tonale, atakiem pozorującym, rozpoczynając bitwę nad Piavą. Stoi tu pomnik ku czci poległych.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Tonale

Na przełęczy robię zakupy i rozpoczynam zjazd. Trzytysięczniki w Masywie Adamello ładnie się prezentują, jedna przejrzystość powietrza mogłaby być odrobinę lepsza.

Chmur burzowych na niebie coraz więcej. Czuć nadciągającą burzę. Mijam fort Strino wybudowany w latach 1860-1862.

Obrazek
Tonale

Obrazek

Obrazek
Fort Strino

Obrazek
Cima Presanella 3558 m(po lewej) i Cima di Vermiglio 3458 m(po prawej)

Będąc w okolicy Cusiano słyszę pierwsze odległe pomruki burzy. Robię przerwę obiadową podczas, której postanawiam zrobić coś z pękniętą obręczą. Może się to wydać bardzo śmieszne, ale użyłem opasek zaciskowych oplatając obręcz razem z oponą. Kiepsko to wyglądało i nieprzyjemnie się jechało ponieważ koło miało bicie góra-dół. Po późniejszej modyfikacji i upuszczeniu powietrza do minimum było już znacznie lepiej. Śmieszne, ale naprawdę zdało to egzamin. Opaski jednak są dobre na wszystko ! ;)

Przez bardzo niskie ciśnienie w kole są większe opory toczenia i tempo jazdy znacznie mi spada. Najważniejsze jednak, że posuwam się do przodu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Oglądam się do tyłu. Burza zaczyna się zbliżać i wiem, że nie zdołam już uciec.

Obrazek

Obrazek

Za miejscowością Bozzana rozpoczynam podjazd na kolejną przełęcz. Podjazd jest znacznie mniej wymagający, ale bardzo dłużący się. Jadę wzdłuż jeziora Santa Giustina przez tereny, na których pełno sadów owocowych. Sady te zdominowały całą okolicę.

Obrazek

Obrazek
Jezioro Santa Giustina

Obrazek

W Revò doganiają mnie ciężkie deszczowe chmury. Na szczęście nie ma burzy jedynie pada upierdliwy deszcz. Robię ostatnie tego dnia zakupy. Za Fondo robię przerwę by przeczekać ulewę.

Obrazek
Revò

Obrazek

Obrazek

Na przełęcz Mendola docieram przed 19-tą. Robię pamiątkowe zdjęcie i zjazd bardzo stromą i krętą drogą do widocznego w oddali Bolzano. Gdyby nie strumień wody z przedniego koła to mógłbym powiedzieć, że zjazd był przyjemny, ale tak nie było :( W jednym miejscu na śliskiej nawierzchni wysypał się motocyklista i właśnie zbierają to co pozostało z owiewki. W tym samym miejscu również wpada mi w poślizg tylne koło, ale udaje się opanować sytuację i bezpiecznie zjechać na dół.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Bolzano

Do Bolzano docieram po genialnych wręcz ścieżkach rowerowych. Przez miasto również śmigam po trasach przygotowanych dla cyklistów. Sieć ścieżek rowerowych jest tutaj imponująca. Bolzano nazywane jest rowerową stolicą Włoch ;) Ja jednak rezygnuję ze zwiedzania miasta chcąc podjechać jak najdalej w kierunku Austrii.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Podążam w górę rzeki Eisack po ścieżce rowerowej biegnącej po dawnej trasie kolejowej. Normalnie mistrzostwo. Jazda przez kilka tuneli, w których automatycznie zapala się światło gdy tylko zostanie wykryty ruch :)

Obrazek

Ścieżką tą jadę jeszcze kilkanaście kilometrów i kończę dzień gdzieś pod estakadą autostrady A22 ;P

Obrazek
Statystyki dnia 7

Galeria:

https://plus.google.com/photos/117901767401578298989/albums/6179585447226951249

cdn...

Awatar użytkownika
Robert J
Posty: 1375
Rejestracja: 2013-12-08, 21:46
Kontakt:

Postautor: Robert J » 2015-09-01, 21:14

Dzień 8/13 - 18.07.2015 - Powrót do Austrii przez przełęcz Brennero.


Poranek dnia ósmego jest przyjemnie ciepły. Dziś wyjątkowo jem śniadanie w miejscu biwaku. W trasę ruszam o 07:30. Mam ciągle delikatnie pod górę i tak będzie przez niemal 70 km ;)

Pogoda dzisiaj niemal identyczna jak przez ostatnich kilka dni. Jednak widoczność jest odrobinę lepsza. Prawdopodobnie jest to zasługa silnie wiejącego wiatru. Szkoda tylko, że ten wiatr wieje mi prosto w twarz :/

Obrazek

Z upływem czasu na ścieżce rowerowej coraz więcej cyklistów. Nic dziwnego w końcu to początek weekendu ;)

W Chiusa robię zapasy wody i piwa. Do sakw wpada kilka browarków, których jeszcze nie próbowałem.

Obrazek

Obrazek

Ponad miastem na Świętej Górze od stuleci stoi klasztor Sabiona/Säben. Jest to klasztor Benedyktynek.

Obrazek
klasztor Sabiona/Säben

Po dwóch godzinach jazdy docieram do Bressanone(Brixen). Przyszedł tutaj na świat himalaista Reinhold Messner. Kręcę się chwilę po mieście zaglądając do centrum gdzie stoi największy kościół w Bressanone - katedra Wniebowzięcia NMP.

Obrazek
Katedra Wniebowzięcia NMP.

Pochodząca pierwotnie z okresu Ottonów budowla otrzymała w XII wieku nowy romański kształt – trzynawowy korpus z kryptą oraz dwie wieże fasadowe. Dobudówki wykonano w okresie gotyku i baroku. Północną wieżę wzniesiono w latach 1610 – 1613, a kolejne przebudowy wykonano w latach 1745 – 1754.


Na południe od centrum średniowieczny dwór miejski biskupów Bressanone - Hofburg z XIII w.

Obrazek
Bressanone - Hofburg

Kontynuuje jazdę trasą rowerową bo po głównej drodze jest zakaz poruszania się rowerem. Trasa ta ciągle kluczu oddalając się to znów zbliżając do głównej drogi. Ciągle wspinam się na kolejne wzniesienia niepotrzebnie dokładając metrów do przewyższenia. Czasami trasa wiedzie po zwykłych polnych i leśnych drogach. Osoby na kolarzówkach prowadzą rowery. Ja na szczęście nie mam takiego problemu :)

Widoki są za to na pewno lepsze aniżeli z głównej drogi. Ja jednak szukam możliwości by na tą drogę wjechać. Udaje mi się to w miejscowości Fortezza. Teraz szybki przejazd do Vipiteno. Po drodze mijam kilka zamków w tym jeden z najstarszych w Południowym Tyrolu - zamek Tasso.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Tasso

W Vipiteno robię spore zakupy bo moje potrzeby były aktualnie duże i za miastem ostry podjazd na przełęcz Brennero. Niedaleko przełęczy przerwa na kąpiel w chłodnym strumieniu no i oczywiście na piwo :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Myślałem, że zjazd z przełęczy będzie przyjemnością, ale rzeczywistość okazała się inna. Wzmaga się północny wiatr niepozwalający się mi za bardzo rozpędzić :(

Obrazek
Matrei am Brenner

Obrazek

Gdy ujrzałem Patscherkofel z charakterystycznym nadajnikiem na szczycie, wiedziałem, że do Innsbrucka jest już niedaleko. Przejeżdżam pod mostem "Europabrücke", który do 2004 roku był najwyższym mostem w Europie.

Obrazek

Obrazek
Europabrücke

Obrazek
Serles 2717 m

Przed samym Innsbruckiem przerwa obiadowa i południowymi obrzeżami miasta jadę już w kierunku wschodnim.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Bergisel

By nie powtarzać trasy, którą jechałem kilka dni temu postanawiam poruszać się dla odmiany niemal wyłącznie po ścieżkach rowerowych. Oznaczenie jest bardzo czytelne, choć dystans, który muszę pokonać odrobinę większy.


Oczywiście późnym popołudniem standardowo psuje się pogoda. Od zachodu nadciąga jakiś niewielki front atmosferyczny i chmury zaczynają się przewalać przez najwyższe szczyty. Później zaczynają się tworzyć komórki burzowe. Po zachodzie słońca grzmi i sypie piorunami wszędzie w koło, ale nie tam gdzie ja jestem. Nie spadła na mnie nawet kropla deszczu ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mój patent z kołem zdaje egzamin choć często muszę wymieniać opaski na nowe. Niestety licznik coraz częściej szwankuje i po prostu przestaje działać. Nie pomaga nawet wymiana baterii. Codziennie dystans, który zliczył był mniejszy jak ten pokonany w rzeczywistości :/

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Rattenberg. Klasztor Augustianów

Gdy tylko zapadają zupełne ciemności zatrzymuję się na noc pod altanką w okolicy stacji kolejowej na przedmieściach Wörgl.

Obrazek
Statystyki dnia 8

Zdjęcia:

https://plus.google.com/photos/117901767401578298989/albums/6183376999448485201

cdn...
Ostatnio zmieniony 2015-09-01, 21:40 przez Robert J, łącznie zmieniany 1 raz.

laynn

Postautor: laynn » 2015-09-02, 11:33

Robert J pisze:Opaski jednak są dobre na wszystko !

Pewnie się powtórzę, ale kiedyś usłużył mi sznur do wieszania prania za łańcuchy na opony w aucie. Też dało radę :) .
Widzę, że bloki w górach to nie tylko socjalistyczna specjalność.

Awatar użytkownika
buba
Posty: 6126
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2015-09-02, 13:08

Mnie tez opaski rozwalily- swietny patent! jak czesto musiales je wymieniac? bo pamietam ze jak chodzilam w bucie sklejonym tasma klejaca to na podeszwie non stop sie zdzieralo, a na oponie to tarcie duzo wieksze!

laynn pisze:Pewnie się powtórzę, ale kiedyś usłużył mi sznur do wieszania prania za łańcuchy na opony w aucie. Też dało radę :) .


Mysmy kiedys probowali omotac opony linka holownicza ale nie pomagalo ;)
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..

laynn

Postautor: laynn » 2015-09-02, 14:20

buba pisze:Mysmy kiedys probowali omotac opony linka holownicza ale nie pomagalo

Na śnieg, ten sznurek dał rade. Wcześniej nie mogliśmy wyjechać bez tego wynalazku.
Linka pewnie za sztywna była.

Awatar użytkownika
Robert J
Posty: 1375
Rejestracja: 2013-12-08, 21:46
Kontakt:

Postautor: Robert J » 2015-09-02, 15:33

laynn pisze:Pewnie się powtórzę, ale kiedyś usłużył mi sznur do wieszania prania za łańcuchy na opony w aucie. Też dało radę :) .
Widzę, że bloki w górach to nie tylko socjalistyczna specjalność.

Potrzeba matką wynalazków :D

Co do tych bloków na Tonale to ja tam się nie dziwię, że takie obiekty tam powstały. To duży ośrodek narciarski i gdzieś te tłumy trzeba pomieścić. A blok jest bardzo pojemnym obiektem ;) Co z tego, że szpecą krajobraz, przecież i tak są najważniejsze pieniądze ;)

buba pisze:Mnie tez opaski rozwalily- swietny patent! jak czesto musiales je wymieniac? bo pamietam ze jak chodzilam w bucie sklejonym tasma klejaca to na podeszwie non stop sie zdzieralo, a na oponie to tarcie duzo wieksze!

Opaski uzupełniałem co 30-50 km. Zużyłem całe opakowanie. Ostatniego dnia zabrakło, a nie chciało mi się już kupować myśląc, że te ostatnie 200 km do domu dam radę dojechać :lol Dojechałem ledwo bez trzech szprych bo mi je wyrwało razem z kawałkiem obręczy i rozcinało mi dętki :rol

Początkowo próbowałem zdjąć oponę i opasać samą obręcz, ale nie mógłbym nałożyć z kolei opony. Zrobiłem to w najprostszy możliwy sposób czyli opasałem łącznie z oponą. Co prawda komfort jazdy był kiepski i bardzo zwiększyły się opory toczenia, ale dzięki temu zaoszczędziłem kasę, którą musiałbym wywalić na naprawę. Koszt był dla mnie nie do przyjęcia bo nie zostałoby mi nawet na jeden dzień dalszej jazdy rowerem. Po powrocie obręcz już na mnie czekała. Mając odpowiednie narzędzia przeplecenie i wycentrowanie koła zajęło mi poniżej jednej godziny, a koszt był niższy jak żądali za samo zamówienie takiej obręczy w Austrii(co liczyli jako usługę :/). Za resztę pieniędzy wyskoczyłem jeszcze na jeden tygodniowy wypad :D

laynn

Postautor: laynn » 2015-09-02, 16:49

Robert J pisze:Co z tego, że szpecą krajobraz, przecież i tak są najważniejsze pieniądze

Czyli nie tylko u nas tak jest!!! :D

Choć ja bym chciał mieć takie widoki z bloku...

Awatar użytkownika
Robert J
Posty: 1375
Rejestracja: 2013-12-08, 21:46
Kontakt:

Postautor: Robert J » 2015-09-04, 16:07

Dzień 9/13 - 19.07.2015 - Przez Bawarię...

Miałem nadzieję tej nocy się wyspać..., nic z tego ! Punkt 05:00 rusza "kombajn", który wymienia całe torowisko tuż obok. Hałas jest nie do zniesienia. Nawet w niedzielę nie dają pospać ;)

Ok, myślę. Skoro już się obudziłem to przynajmniej wcześniej wyruszę w trasę. Dziś zapowiadają bardzo upalny dzień i kto wie czy w najbardziej upalnych godzinach nie będzie trzeba zrobić sobie dłuższej przerwy w jeździe.

Poranek jest przyjemnie chłodny. Nad rzeką Inn unoszą się mgiełki. Kontynuuję jazdę po trasie do nieodległego już Kufstein. Na przerwie śniadaniowej wygrzebuję jeszcze jakieś piwo kupione we Włoszech.

Obrazek

Obrazek

Przez Kufstein szybko przejeżdżam. Zatrzymałem się tylko raz nad brzegiem rzeki skąd był ładny widok na wizytówkę miasta - twierdzę Kufstein znajdujący się na 90 metrowej skale nad samym brzegiem Inn.

Obrazek

Obrazek
twierdza Kufstein

W dalszym ciągu jadę wzdłuż Innu ścieżką rowerową. O 9 jest już sporo rowerzystów na ścieżkach. Wzmaga się też mocniejszy wiatr. Na szczęście dla mnie wieje on w plecy ułatwiając znacznie jazdę.

Obrazek
Pendling 1563 m.

Obrazek

W Tiefenbach przejeżdżam na drugą stronę Innu i przez niewielkie miejscowości jadę wyznaczoną trasą rowerową. Definitywnie opuszczam Alpy. Od teraz przemierzam Bawarię.

Obrazek

A jak Bawaria to wiadomo ;)

Obrazek

O 11 docieram do Rosenheim. W mieście tłumy mieszkańców w tradycyjnych bawarskich(i nie tylko) strojach. Z otrzymanej broszurki dowiedziałem się, że właśnie odbywa się największy festiwal folklorystyczny w Bawarii. Upał już niemożliwy i wszyscy starają się schować w cieniu w oczekiwaniu na pochód. Ścisłe centrum zamknięte dla ruchu, a ja nie mam czasu by obejrzeć to widowisko :(

Obrazek
W Rosenheim

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Kościół św. Mikołaja.

Obrazek

Na stacji paliw dostaję oczopląsów na widok zawartości chłodziarki ! W sakwach ląduje 8 piw ;) Później robię dość częste przerwy z powodu upału i zawartości bagaży ;)

Obrazek

Obrazek

Koło dzielnie się trzyma :)

Obrazek

Zwiedzania dzisiaj niewiele. Czasami widoczny gdzieś w oddali jakiś ciekawy obiekt.

Obrazek
Dawny klasztor benedyktynów w Rott am Inn.

Obrazek
Kolejny dawny klasztor benedyktyński w Attel.

W czasie największego upału nawet na drogach zamiera ruch. Tylko ja głupi się męczę, ale co kilkanaście kilometrów mam nagrodę !

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mniej więcej na wysokości Ramsau muszę opuścić drogę krajową bo ta przechodzi w ekspresówkę. Kluczę, więc podrzędnymi drogami to oddalając się, a to znów przybliżając do Innu.

Obrazek
Kirchreit

Przypadkowo trafiam na XIII wieczny zamek Guttenburg. Brama wjazdowa niestety zamknięta i oglądam obiekt tylko zza murów. Cała okolica to jedno wielkie pole golfowe. W parku stoją dwa radzieckie samoloty AN-2 oraz MiG 21.

Obrazek
Guttenburg

Obrazek
An 2

Obrazek
MiG-21

Około 19-tej od zachodu zaczynają mnie gonić burzowe chmury. Widać jak tam daleko pada deszcz. Staram się uciec jak najdalej w czym pomaga mi silny wiatr. Niestety odgłosy burzy z każdą chwilą się przybliżają. Pierwsze krople deszczu spadają w okolicy Altötting. Nie chcąc moknąć przeczekuję ulewę na przystanku autobusowym. Deszcz choć krótki był dość intensywny. Jezdnia mokra i nie jedzie mi się już tak dobrze jak przed opadami. Mimo to jadę dość szybko. Jednak jakimś cudem mylę drogę i orientuję się dopiero po kilku kilometrach. Nie chce mi się już wracać, więc postanawiam poszukać schronienia na noc dość wcześnie. Noc spędzam na fajnym przystanku z zadaszonym parkingiem na rowery w okolicy Holzhausen ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tego dnia wchłonąłem aż 8 piw i jedyny wniosek jaki mi się nasuwa to taki, że powinni mi zabronić wjazdu do Bawarii ;P

Obrazek
Statystyki dnia 9:

Galeria:

https://plus.google.com/photos/117901767401578298989/albums/6188131145340919857

cdn...