Urlop w trzech krainach. 2019.

Relacje pozagórskie ze świata.
Awatar użytkownika
Sebastian
Posty: 5936
Rejestracja: 2017-11-09, 17:18
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Postautor: Sebastian » 2019-08-06, 19:56

laynn pisze:Uprzedzając swoje przemyślenia...z pewnych względów uwielbiam Bałtyk, ale tandeta i kicz jaki zalewa go w wakacje, plus niepewna pogoda, raczej na pewno znowu pojedziemy za rok do Chorwacji.


To fakt, drożyzna, kicz i dziadostwo. W Chorwacji zdecydowanie lepiej.

Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8367
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2019-08-06, 21:25

Sebastian Słota pisze:drożyzna

z tym akurat w Chorwacji jest nie lepiej :P
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!

Awatar użytkownika
Sebastian
Posty: 5936
Rejestracja: 2017-11-09, 17:18
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Postautor: Sebastian » 2019-08-06, 21:31

ale noclegi tańsze, a pogoda gwarantowana

laynn

Postautor: laynn » 2019-08-06, 22:14

Sebastian Słota pisze:drożyzna, kicz i dziadostwo. W Chorwacji zdecydowanie lepiej.

Posiłki w restauracjach na poziomie tych z nad Bałtyku. Przewaga Chorwackich posiłków, to świeżość, smaczne, np frytki nie na fryturze przepalonej a z piekarnika. Jako osoba mająca chorą wątrobę nad Bałtykiem często po obiedzie zapitym piwem miałem różne problemy z żołądkiem, na Chorwacji zero problemów.
Obsługa. W Polsce w czymś co się zowie Restauracją na samo menu trzeba swoje odczekać. Dania wjeżdżają na stoły w dziwnej kolejności (ot sytuacja z Duszników, np naleśniki dużo wcześniej od reszty), a w Chorwacji od razu z uśmiechem podanie kart, zaproponowanie coś do pica. Córka kilka razy nazwana Princessą, ot może pod turystów, no ale kurde nad Bałtykiem też jestem turystom, który chce wydać pieniądze. A w Jarosławcu rok temu po wejściu do karczmy śląskiej (nazwa z małej z pogardy dla właściciela, nie nazwy regionu), po 10 minutach żona się pyta czy ktoś do nas podejdzie, to usłyszeliśmy ZARAZ. Noż kurwa, nie chcieli nas obsłużyć, to sobie poszliśmy. Zresztą ten obiekt nie da się ocenić, to świadczy o jego poziomie...(my szukaliśmy tam klusek śląskich, które córa wtedy niejadek do potęgi entej uwielbiał i co najważniejsze, zjadał a w innych miejscach ich nie mieli).
Kicz. No tu nasz kraj jest niestety mistrzem kiczu. Akurat Rovinj to miasto artystów, więc trudno tam o kicz, choć na targu tego pełno, ale nawet targ wygląda normalnie w porównaniu do bud z paździerza w nadmorskich polskich kurortach.

Ceny w sklepach. Podobne, a nawet ciut droższe niż u nas.

I ostatnie kultura na drogach. Jak wjechałem do naszego kraju to normalnie zacząłem mięsem rzucać. Dla protestu jeżdżę przepisowo, zgadnijcie ile mnie wyprzedza osób?

edit.
Sebastian Słota pisze:pogoda gwarantowana

koleżanka żony rok czy dwa temu w Grecji przez tydzień miała deszcz. Cały tydzień ;)
Ale to raczej przypadek.
Ostatnio zmieniony 2019-08-06, 22:16 przez laynn, łącznie zmieniany 1 raz.

FasolaNaSzlaku
Posty: 338
Rejestracja: 2019-05-12, 19:59

Postautor: FasolaNaSzlaku » 2019-08-06, 23:18

laynn pisze:
włodarz pisze:Tylko nie mówcie, że nie palicie, bo w każdej chwili zacząć możecie.

Nie palimy i nie zamierzamy. Nic nie jest mi w stanie tego wytłumaczyć (tak kilka papierosów zapaliłem, fajkę, fajkę wodną itp). No i to dla mnie najgłupszy sposób na wydawanie pieniędzy.


Ja po wypaleniu połowy papierosa stwierdziłem to samo i nigdy więcej już po nie nie sięgałem ...
I co zabawniejsze co dla wielu wyda się Sci-fi nigdy w życiu nawet wódki nie spróbowałem :haha ... i próbować nie zamierzam :P

Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8367
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2019-08-06, 23:38

Sebastian Słota pisze:ale noclegi tańsze, a pogoda gwarantowana

to zależy i to zależy ;)

Chorwacja generalnie jest drogim krajem, więc jak dla mnie tamtejsze noclegi są za drogie. Co do lokali to też jak trafisz... Ja akurat kilka razy spotkałem się w chorwackich lokalach z obsługą beznadziejną, a po za tym uważam, że na chorwackim wybrzeżu każdy zagraniczny turysta jest traktowany jak chodzący portfel i nic więcej. Nie piszę, że nad Bałtykiem jest lepiej, ale wolę jednak inne kraje, gdzie masowy ruch turystyczny nie zabił całkowicie ludzkiej empatii

A pogoda kiedyś faktycznie była gwarantowana... Ale np. były momenty dotychczasowego lata, że było zimniej niż w Polsce i bardziej deszczowo (pomijając temperaturę morza). Kilka lat temu mój brat jak się wybrał w lipcu to mu połowę czasu lało.

Klimat się zmienia i pogoda również tam robi się niestabilna.

.
laynn pisze:W Polsce w czymś co się zowie Restauracją na samo menu trzeba swoje odczekać. Dania wjeżdżają na stoły w dziwnej kolejności (ot sytuacja z Duszników, np naleśniki dużo wcześniej od reszty), a w Chorwacji od razu z uśmiechem podanie kart, zaproponowanie coś do pica.

przecież to zależy od lokalu, a nie od kraju ;) W każdym może mi się zdarzyć, że czekam na menu albo muszę sobie sam wziąć. A akurat wyskakiwanie na początek z propozycję picia mnie drażni, bo jeszcze nie wiem jaki jest wybór i ceny, a kelner już chce przyjąć zamówienie. To akurat sztuczne nabijanie rachunku.

laynn pisze:Kicz. No tu nasz kraj jest niestety mistrzem kiczu.

to fakt. Nie znam bardziej zakiczowanego kraju. A i chyba lepiej z tym nie będzie...

laynn pisze:I ostatnie kultura na drogach.

generalnie na Bałkanach jeździ się raczej ostro i przepisy ma w dupie, ale mniej jest buractwa. Choć mnie najbardziej przeszkadzają tam nie ci szybko jeżdżący, bo się do nich dołączam, ale zawalidrogi. Można jechać 80, a tu ktoś radośnie 40 i ma wszystkich gdzieś. To akurat dość częsta norma.

FasolaNaSzlaku pisze:I co zabawniejsze co dla wielu wyda się Sci-fi nigdy w życiu nawet wódki nie spróbowałem :haha ... i próbować nie zamierzam :P

tak, to jest dziwne, bo jeśli ktoś czegoś nie próbował to skąd może wiedzieć, że mu nie smakuje? :> Nie wiem, ale wiem :-o
Ostatnio zmieniony 2019-08-06, 23:39 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.

laynn

Postautor: laynn » 2019-08-07, 00:01

Pudelek pisze:przecież to zależy od lokalu, a nie od kraju
Fakt, ale porównałem ostatnie zeszłoroczne wakacje nad Bałtykiem, a tegoroczne w Chorwacji.
Plus późniejszy pobyt w Sudetach (uprzedzam, ale zdjęcia już wrzucałem). Takie akurat mam odczucia.
Pudelek pisze:A akurat wyskakiwanie na początek z propozycję picia mnie drażni

Akurat my wchodząc zdążyliśmy nad piciem zawsze się zastanowić, a że ciepło to akurat napoje zamawialiśmy. W sumie piwo, napoje dla córy czy teściowej starczyło nam i już nie domawialiśmy. A piliśmy je, zanim dostaliśmy obiad.
U nas zdarzyło mi się dostać piwo razem z zupą...
Pudelek pisze:ale zawalidrogi. Można jechać 80, a tu ktoś radośnie 40 i ma wszystkich gdzieś.

Ja nie spotkałem takich zawalidróg. Większość jechała przy maksymalnej dozwolonej prędkości.
Co ciekawe, ja na Bałkanach dla ścisłości nie byłem. Bo geograficznie ten rejon nie należy do Bałkanów, choć jak weźmiemy pod uwagę, że po wojnie włochów wysiedlono, a w ich miejsce sprowadzono właśnie ludność z południa, to można przyjąć, że jednak to kulturowo Bałkany :)
Ostatnio zmieniony 2019-08-07, 00:01 przez laynn, łącznie zmieniany 1 raz.

FasolaNaSzlaku
Posty: 338
Rejestracja: 2019-05-12, 19:59

Postautor: FasolaNaSzlaku » 2019-08-07, 00:06

Pudelek pisze:
FasolaNaSzlaku pisze:I co zabawniejsze co dla wielu wyda się Sci-fi nigdy w życiu nawet wódki nie spróbowałem :haha ... i próbować nie zamierzam :P

tak, to jest dziwne, bo jeśli ktoś czegoś nie próbował to skąd może wiedzieć, że mu nie smakuje? :> Nie wiem, ale wiem :-o

Oj tam jakoś nic a nic mnie do tego nie ciągnie i już
Choć przyznam będąc swego czasu w Estonii miesiąc , mocniejsze trunki się piło ... chociażby Vana Tallinn 50% i takie trochę słabsze Pirita 35% :D

Węgierskiego Tokaja to pewnie z kilka beczek wypiłem :haha

Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8367
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2019-08-07, 00:21

laynn pisze:Ja nie spotkałem takich zawalidróg. Większość jechała przy maksymalnej dozwolonej prędkości.

no boś właśnie nie był na Bałkanach :P

Chorwacja może faktycznie od tego odstaje, ale im bardziej na południe, tym z tym gorzej. Rekordziści jeździli po 15 na godzinę w zabudowanym :lol

laynn pisze:że po wojnie włochów wysiedlono, a w ich miejsce sprowadzono właśnie ludność z południa

według statystyk Włosi stanowią dziś 16 procent, choć 100 lat temu prawie 100. Ale przecież Włosi mentalnie to się od Bałkanów nie różnią, tam też wieczny burdel :lol

Vana Tallinn

chyba wolę wódkę ;)
Ostatnio zmieniony 2019-08-07, 00:22 przez Pudelek, łącznie zmieniany 2 razy.

laynn

Postautor: laynn » 2019-08-08, 07:12

Kraina druga. W Alpach.
Cześć trzecia. Powrót do Austrii.
Nie, nie pojedziemy tą samą drogą, co przyjechaliśmy. No i w planach były może jakieś atrakcje po drodze, ale największą atrakcją miały być...Alpy!
Obrazek

Pamiętni kolejki na granicy, gdy dodatkowo dostaliśmy poradę aby ominąć drogę na Koper, ruszamy w drogę powrotną na wschód. Początkowo wjeżdżamy na drogę lokalną, ale kręta droga, do tego dość wyboista powoduje szybki wjazd na autostradę (no cóż, zakręty i wyboje to zła mieszanka dla osób mających chorobę lokomocyjną...). Dojeżdżamy szybciej pod Góry Dynarskie, jak w Austrii co rusz były tunele (pod koniec mieliśmy ich dość), tak na tej drodze jest kilka wiaduktów. Przed każdym jest informacja jaką ma długość, czyli podobnie do tuneli. Pod pasmo Učka wiedzie najdłuższy, a w każdym razie najbardziej imponujący. Jedzie się po lekkim łuku w prawo pod pasmo, na którego szczycie widać anteny bazy wojskowej. To Vojak, ma 1401 m npm. Pod nim wiedzie tunel zwany, a jakże Tunel Učka:
Obrazek
Widać wjazd do tunelu, a nad nim anteny bazy wojskowej na szczycie.

Bardzo fajnie się prezentują te białe skały poprzecinane zielenią...ale trzeba jechać dalej.
Obrazek

Przed tunelem jest pobierana opłata za przejazd autostradą. Coś mi się pomyliło i gdy facet z okienka mówi coś do mnie (czego nie rozumiem), najpierw daję paragon za opłatę parkingową z Rovinj, potem on coś powtarza, a ja daje swój dowód...dopiero pokazuje mi bilet i wtedy się kapuję, że dałem nie to co potrzeba... Dobra możemy wjechać w najdłuższy tunel jakim jechaliśmy. Tunel ma ponad 5km długości (5062 m). Po wyjeździe rozpościera się widok na Rijekę, którą mieliśmy zamiar odwiedzić. Jednak córa coś blada, więc zmieniamy decyzję i odbijamy na północ, w kierunku granicy.
Ostatnia opłata za autostradę ( 9kun) i jest korek przed granicą. Ten na szczęście mijamy w około 20 minut i wjeżdżamy na Słowenię. Droga wiedzie przez malownicze wioski, by krętymi serpentynami wjechać w takie większe Bieszczady. Nie mam zdjęć, ale można sobie pooglądać:
link do googla . Ładnie tam.
Na obiad zjeżdżamy do stolicy, Lublany. Znajdujemy miejsce i wysiadamy...i uderza w nas żar, termometr pokazuje 34 stopnie, w nagrzanym mieście duchota jest szczególnie odczuwalna. Dlatego nie idziemy daleko (pod zamek), tylko wchodzimy do pierwszej napotkanej restauracji.
Obrazek
W centrum kadru zamek z okna restauracji.

Manu nie dla nas, tzn dla mnie... Córa dostaje coś jak rosół (z wołowiny), my wybieramy grillowanego kurczaka z polentą (bleeee). Ja doczytuje, że to coś na kukurydzy, żona dopowiada, że pewnie jakiś placek...a dostajemy kasze kukurydzianą zalaną śmietaną. No cóż ja zjadam kurczaka, próbuje grillowane pomidory. I wracamy do auta. Plus, że w weekend nie pobierają opłat za parkowanie.
Krótki pobyt i pobieżne przejechanie przez miasto skutkuje opinią, że to taka brzydsza wersja naszej stolicy. Wspólnie wydajemy taki werdykt.
Obrazek

Obrazek

No cóż, trzeba będzie może kiedyś zajrzeć pod zamek, nad rzekę, ale w tym upale, odechciewa się nam wszystkiego.
Szybko i bez problemów dojeżdżamy do tunelu granicznego. Tu stajemy na parkingu, robimy zdjęcia, a na widok strzałki kierującej do kapliczki nawet myślimy o spacerze, ale lekki deszczyk i informacja o 45 minutowym spacerze jakoś nas zniechęca...
Obrazek
Widok na zachód, z lewej szczyty z opadającymi piargami...a po prawej na północ granica z Austrią.

Obrazek
Ten garb ( ponad 1800m) wznosi się do granicy z Austrią, na której jest szczyt Hochturm. Na prawo w dolinie wiedzie droga ku Lulanie.
Za tunelem czeka nas kolejna kontrola graniczna i po ostrym zjeździe krętą drogą wracamy do ciotki.

Wstajemy z rana, a okien widać zza dachów domów szczyty. Już wieczorem dzień wcześniej analizowałem mapę, ale dziś stwierdzam, że dam jeszcze stopie odpocząć i proponuje wycieczkę dolinami. Na propozycję tylko żona odpowiada i po chwili jedziemy znów tą samą drogą na południa. Przejeżdżamy obok zamku Hollenburg (widoczny od południa) i mijamy ostry zakręt, mówię, że bym może zatrzymał się i zrobił zdjęcia, jednak jakoś bez przekonania...po chwili jednak mijamy taflę wody i na rondzie zawracamy by po chwili się zatrzymać.
Obrazek
Z lewej zbocza Singerbergu, a na prawo szczyt Rabenberg. Szczyty mają 1589 i 1465 m.

Obrazek
Jest 11sta, jest upał, jeśli pamiętam ok 32stopni wtedy termometry pokazywały, zdjęcie robione pod słońce, miałem jeszcze tu podjechać wieczorem, ale nie dałem rady...

Obrazek
Woda ma niesamowity kolor...

Obrazek
Most kolejowy nad jeziorem...

Z zamiarem powrotu przy lepszym świetle ruszamy dalej. Naszym celem jest gmina Zell. Przejeżdżamy przez Ferlach podziwiając na tle domów z tej perspektywy potężne stoki gór (Sechter, oraz Matzen). Droga zaczyna malowniczo wić się doliną. W pewnym momencie przejeżdżamy przez skalną bramę, komu się podoba wjazd do Vratnej, to na pewno by tu podziwiał.
Obrazek

Przy drodze płynie górska rzeka, ale o krystalicznej wodzie:
Obrazek

Niestety dojeżdżamy do skrzyżowania, droga ku naszemu celowi ma zakaz wjazdu. Zdjęć nie robię, bo dolinę otaczają stoki zalesione, szczyty gdzieś tam są za nimi. Z racji pory (prawie, że obiadowej), odpuszczamy objazd pod górami, nie damy rady. Cóż na widoki wiosek alpejskich będzie trzeba będzie tu wrócić.
Kolejnego dnia mamy odbyć rodzinną wycieczkę na dwa auta. Ponoć mamy wjechać na wysokość ponad dwa tysiące metrów. Ja mam nie przespaną noc, nie potrafię usnąć, co powoduje, że później mam niemiłą przygodę. Najpierw Karl jedzie zatankować, ja mam paliwa na ponad 200km, do celu podobno jest 60, więc odpuszczam. Ech ta nieprzespana noc...
Jedziemy widokową drogą przez góry, które widziałem pierwszego dnia, te łagodniejsze.
Mijamy łagodne szczyty o wysokości ok 800-900m. Za miastem Feldkirchen in Kärnten (po słoweńsku łatwiej, choć nie dla mnie, ale na pewno krócej Trg :))) ), góry zaczynają się wznosić. Jadąc doliną rzeki Gurk mijamy po prawej (na północ) szczyty w wysokości 1500-1700 metrów, natomiast w kierunku południowym szczyty mają od 1700 do ok 2000tys metrów (Buchskopf 1865m). Droga wiedzie wśród zielonych łąk, mijamy małe miejscowości. W końcu zjeżdżamy w miejscowości Innerkrems na drogę widokową. Jest płatna. Stoję drugi, i słyszę, że gospodarz za nas zapłacił. Zamiast stanąć przy budce i odebrać bilet...jadę, a na dach opuszcza mi się szlaban...wspominałem niewyspanie? Ech. No cóż zły jak osa na siebie, na swoje gapiostwo zaczynamy wspinaczkę w górę. Co zakręt, co serpentyna stoi tabliczka z wysokością na jakiej się znajdujemy. 1500, 1600, 1700 metrów. Kurcze jak szybko się wznosimy. Dojeżdżamy do parkingu na 1890 metrów npm. Wychodzimy i widzimy jezioro. Robimy rundkę w około:
Obrazek

Obrazek

Jeziorko otoczone szczytami, z kamieniami i łąkami pełnych kwiatów...pięknie.
Złość mi przechodzi ;)
Obrazek

Obrazek

Idziemy zjeść jakieś kromki z widokiem na wschód, czyli w stronę, z której przyjechaliśmy:
Obrazek

Następnie wsiadamy w auta i podjeżdżamy kolejne kilka serpentyn by wysiąść na wysokości 2024 m npm! :)
Obrazek
Widok z parkingu Schiestelscharte na północ. Widzicie ostrzejsze szczyty? :)
Zbliżenie na nie, za granią, a w dole serpentyny drogi Nockalmstraße
Obrazek

Starsza część wycieczki zostaje się czegoś napić, gdy ja z żoną przebieramy buty. I ze zdziwieniem słyszymy, że córka nie chce zostać, ona chce iść z nami. No to już wiem, że na szczyt nie wbiegnę ;) , ale z radością ruszam z moimi dziewczynami:
Obrazek

Obrazek

Widok za siebie, na parking gdzie zostawiliśmy rodzinę.

My tymczasem wspinamy się coraz wyżej mijając różne kwiaty, które córa karze mi fotografować :) :
Obrazek

Obrazek

Obrazek
Schiestelnock 2206 m po prawej a z lewej Koflernock 2277m wznoszą się nad drogą.

Dochodzimy do garbu, robi się dość stromo, biorę więc mocno za rękę córkę i ostatnie metry pokonujemy, by w końcu znaleźć się na wysokości ok 2100 metrów. To mój rekord Alpejski, a zaraz rekord córy!
Obrazek
Na pierwszym planie Pfannock 2254m, za nim Klainer Rosennock 2361m, a w oddali z prawej Bartlmann 2416m a na ostatnim planie najprawdopodobniej Riedbock i Reisßeck (2822 i 2965 m).

A tu nasza wspólna fotografia, najważniejsze, że są uśmiechy :))
Obrazek

Wracamy. Schodzimy powoli, słychać z dołu dzwonki krów (na parkingu tablica informuje by nie patrzeć w oczy dzikim krowom ;) ), oraz motoryzację.
Obrazek

Po powrocie czas na dalszą jazdę, my jeszcze wchodzimy nad knajpę, do dzwona, w który można przywalić i wtedy rozlega się donośny gong. Oczywiście jest skrzynka na datki. Nam wystarczy obejrzenie jak ktoś to zrobi:
Obrazek

Obrazek

Ruszamy dalej, mnie się zapala rezerwa...no cóż jazda pod górę na 2,3 biegu przyśpieszyła zużycie paliwa. Więc podczas każdego zjazdu nie dotykam pedału gazu. Tym bardziej, że trasa widokowa ma 32 km...Jeszcze jedna przerwa, tym razem na 2048m, widok skąd przyjechaliśmy:
Obrazek

Mówię, że potrzebuję stację paliw. Zjeżdżamy tym razem już w dół, by już za drogą płatną skręcić w przeciwną stronę do stacji benzynowej. Droga znów zaczyna się piąć do góry. Mijamy hotele w Innerkrems, potem robi się coraz puściej przy drodze. Zasięgu nie ma, nawigacja nie może się połączyć, by pokazać mi tą wymarzoną stację, nie możemy się dodzwonić do auta z przodu...nerwowo patrzę na licznik, który pokazuje mi na ile kilometrów trasy jeszcze mam paliwa.
Przy okazji wyjeżdżamy z Karyntii do Salzburga (kraje związkowe Austrii). W końcu łapiemy oba zasięgi, ja mówię, że jadę do najbliższej stacji. Do Tamsweg.
Już zatankowani pod korek wracamy powoli do domu, ale jest już pora obiadowa, a my wszyscy coraz bardziej głodni. Mijamy piękne małe miejscowości, kościoły czy też mosty malownicze nad rzeką Mura, taki zabudowany z jakby wieżyczką na samym środku. Niestety ale głód nas gna dalej. Wjeżdżamy na chwilę do kraju związkowego Styria by na granicy z Karyntią, w miasteczku Turracher Höhe, w końcu coś zjeść...
Obrazek

Po obiedzie nad jeziorem kilka zdjęć robię i pora na powrót.
Obrazek

Turracher Höhe to osada leżąca na przełęczy nad jeziorem o tej samej nazwie Turracher. Jest to miejscowość rozwijając się pod turystykę. Z restauracji widać kursujący wyciąg na stoki Kornock. Sama wieś powstała dość późno, bo pod koniec XVII w, kiedy to pod przełęczą zaczęto wydobycie rud. Jezioro leży na wysokości 1763 metry npm.
Obrazek
Na prawo za drzewami wyciąg.

Obrazek
Flagi, na granicy dwóch krain, Styrii i Karyntii.

Podczas zjazdu mamy jedną sytuację na drogach Austrii, która przypomina nam nasz dziki zachód na polskich drogach. Podczas zjazdu drogą, która wiedzie ostro w dół jakiś wariat wyprzedza nas prawie koło nas przelatując koło nas. Do tego kierowca za nami na niego trąbi, więc moi pasażerowie mają chwilę strachu (trąbienie, szum i następnie ryk silnika). Poza tą sytuacją, podczas całej podróży po Austrii wyprzedzają nas jeszcze dwa auta, a jedziemy za naszym przewodnikiem ciut wolniej od dozwolonej. Po dotarciu do KaW mamy na liczniku prawie 300km... Planujemy na drugi dzień wycieczkę nad jezioro Wörthersee, a ja szykuję się na wycieczkę z rana kolejnego dnia w Alpy.
Niestety ale rano okazuję się, że musimy wracać i nie na bazę, ale do domu z powodów zdrowotnych, tak więc szybko pakujemy się, i ruszamy w podróż. Wieczorem po 17tej można powiedzieć, że kończymy tam gdzie zaczęliśmy, czyli w Węgierskiej Górce, jedząc obiad pod okiem niedźwiedzia...

Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8367
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2019-08-08, 12:56

Z tą stolicą Słowenii to trochę pojechałeś ;) Ja co prawda w niej nie byłem, ale raczej zgodne są opinie znajomych, że to ładne miasto. Określenie, że to brzydsza wersja Warszawy brzmi... niewiarygodnie ;)

To trochę tak jakby ocenić np. Wrocław oglądając zaniedbane blokowiska na przedmieściach albo cygańskie slumsy :lol
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!

laynn

Postautor: laynn » 2019-08-08, 13:15

Możliwe, że zbyt surowo oceniłem, ale tak nam, mnie się to miasto wydało. Byliśmy w prawie samym centrum, plus przejazd.
Zresztą napisałem, że trzeba będzie zajrzeć pod zamek, bo wiesz wszerz przejechałem i nic poza rejonem rzeki i zamku (obejrzane w necie) nie zrobiło wrażenia, by tam wracać. Szerokie drogi, bloki, ot miasto budowane jak za komuny.
No i to moja opinia :-o

włodarz
Posty: 2687
Rejestracja: 2014-05-13, 17:38
Lokalizacja: Góry Sowie

Postautor: włodarz » 2019-08-08, 21:24

Jak ja lubię takich ludzi.
Nie czytałem wszystkich postów, ale ci co mają inne zdanie niż ja na pewno się mylą.
Nie byłem w stolicy Słowenii, ale źle ją laynn oceniłeś.
Ech...

Awatar użytkownika
kristoff73
Posty: 606
Rejestracja: 2019-05-15, 20:47
Lokalizacja: ST SD KGR TK SB

Postautor: kristoff73 » 2019-08-08, 21:42

Włodarz :brawo1
Бродяга. Снусмумрик. Бомж.

laynn

Postautor: laynn » 2019-08-09, 08:39

Kraina trzecia, w Polsce - Sudety.
Część czwarta.
Jadąc do kraju, gdzieś jeszcze chyba w Austrii tak rozmyślam, co będziemy robić do końca tygodnia (a mamy środę). Już chyba na Słowackiej autostradzie, żona mówi, a może jak będzie wszystko ok, to pojedziemy jeszcze na weekend gdzieś w góry? Bez zastanowienia, rzucam, ok. Stołowe!
Obrazek

W taki oto sposób, piątkowego ranka mkniemy znów autostradą, tym razem polską na zachód.
Do Paczkowa droga pokrywa się z moją trasą w Sudeckie Bieszczady . Mijamy w mieście stojącą czarną beemkę, myślę, pewnie to te słynne policyjne nieoznakowane radiowozy. Spoglądam na panów, oni na mnie. Po chwili doganiają mnie, na 60tce gdy jadę zgodnie z ograniczeniem, panowie mi chcą wjechać w mój bagażnik...by po chwili jeszcze na ciągłej lini mnie wyprzedzić. No odejście to ma to auto, ale trudno się dziwić kulturze jazdy w naszym kraju rodem z piątego, czy szóstego świata, skoro nawet Policja nie potrafi tego zrobić...
Od Kłodzka droga nam się dłuży. Ale w końcu jest. Kudowa Zdrój. Skręcamy i przejeżdżamy przez miasto kierując się na Błędne Skały. Przy bezpłatnym parkingu stajemy w kolejce by o pełnej godzinie dojechać wąską drogą na parking pod celem. Płacimy za wejście (oczywiście za wjazd również jest pobierana opłata) i bardzo fajny starszy pan się wita z nami, z córą. Po krótkiej rozmowie, ruszamy.
Wchodzimy na pierwszą platformę widokową:
Obrazek
są więc i pierwsze widoki:
Obrazek

są pierwsze szczeliny:
Obrazek

grzyby skalne:
Obrazek

jest uśmiech:
Obrazek

trasa wiedzie raz szerszymi miejscami:
Obrazek

by za chwilę się zwęzić:
Obrazek

przejścia są wąskie, ale wysokie:
Obrazek

są też takie, że trzeba się schylić, czy nawet na czworaka iść (tych z przejściem na czworaka nie fotografowałem, po co ośmieszać ;) choć sami się z siebie mocno śmialiśmy :D ) :
Obrazek

a najważniejsze, że cała rodzina ma frajdę
Obrazek

czasem wydaje się, że nie ma wyjścia:
Obrazek

Błędne Skały, położone na wysokości 853m npm. Ale to tyle z opisu, mimo wielu zdjęć, które oglądałem, na żywo sprawia to niesamowite wrażenie, więc zachęcam do ich odwiedzenia.
Nam dziś poszło sprawnie. Radośnie. Mimo ciepła. No na koniec niektórzy marudzili, że bolą nogi, ale skoro tatę jeszcze parę dni temu bolała stopa, to ją jeszcze oszczędzamy.
Obrazek

Widoki na czeską stronę i czas na obiad pojechać:
Obrazek

A na obiad jedziemy...pod palmy ;) :
Obrazek

czyli do Kudowy Zdrój.
Miasto uzdrowiskowe, pierwsze wzmianki pochodzą z 1354r. Wieś leżała na terenie czeskim i z początku nazywała się Lipolitov, a następnie Chudoba. W XVII w. odkryto źródła wód leczniczych.
Rozwój miasta spowodowało otwarcie linii kolejowej w 1905r. Wieś po II WŚ została dołączona do ziem polskich, a mieszkańców wysiedlono do Niemiec. Po wojnie też nadano prawa miejskie i obecną nazwę.
Po obiedzie idziemy na obowiązkowe tego lata lody. A następnie na mały spacer do Parku Zdrojowego. Wśród palm porozstawiane są stoiska, głośno gra muzyka, więc po zakupieniu w zmrożonego napoju w plastikowej palemce uciekamy za harmider.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mijamy pięknie ukwieconą część parku (i pięknie obcięte zdjęci, ale pod koniec dnia zawsze popełniam takie niedopracowane zdjęcia, chyba ze zmęczenia upałem ;) ):
Obrazek
I ruszamy w las, na wzgórze:
Obrazek

Dochodzimy pod kapliczkę, gdzie atakuje mnie komar i niepotrzebnie o tym wspominam. Teraz wobec wizji pożarcia przez komary, szybko uciekamy z powrotem :) Oczywiście by szybciej uciec trzeba wsiąść na barana :usm
Obrazek

Obrazek

Pozostaje nam jeszcze zrobić zakupy i wyruszamy do naszej kwatery. Po drodze córa usypia, więc pomijam punkt widokowy, czego będę potem żałował, bo następnego dnia już nie ma takiej widoczności, a w niedzielę z rana będziemy wracać.