W stronę ciepła - wakacyjna objazdówka po 10 krajach.

Relacje pozagórskie ze świata.
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6126
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2019-11-09, 21:01

Zejście do jeziora jest trochę strome, szybko robi się głęboko do pasa, co niektórych turystów razi. Większość się nie kąpie,


Najwięcej emocji budzą węże wodne. Pojawiają się w różnych miejscach, grzeją się w słońcu, czasem widać jak suną tuż pod powierzchnią wody, potrafią wyskoczyć blisko człowieka. Nie mam zamiaru sprawdzać, czy są jadowite, więc trzymamy się od nich na odległość.


Jestes pewien ze to woda do pasa razila turystow? :lol
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..

Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8367
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2019-11-11, 14:05

Myślisz, że te węże? :D Widziałem takie kiedyś nawet w Balatonie. No i dalej nie wiem czy one są groźne ;)

Ogólnie to trzymały się z daleka, ale jeden podpłynął do brzegu, gdzie kucał facet z dziećmi i coś tam grzebali między kamykami. Zobaczyli węża dopiero jak był tak 30 cm od nogi :lol Facet prawie dostał zawału :lol
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!

Awatar użytkownika
buba
Posty: 6126
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2019-11-11, 18:43

Myśmy wodne weze napotykali na Krymie i w morzu niedaleko rumunskiej delty Dunaju. Tez nie wiem czy sa grozne, ale zawsze tak troche niemilo sobie pływac jak waz jest obok.. ;) nAs to zwykle zniechecalo do kapieli...

Tu okaz z krymskiego Szcziołkina

Obrazek

A tu z rumunskiego Sarichioi - mniej chcial pozowac wiec zdjecie kiepskie - widac tylko glowe ;)

Obrazek
Ostatnio zmieniony 2019-11-11, 18:50 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..

Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8367
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2019-11-11, 23:21

Bitola (Битола) jest jedną z tych miejscowości, które w przeszłości miały znacznie większe znaczenie niż obecnie. W tym przypadku historia zaczęła się w starożytności, kiedy to Grecy (a konkretnie Macedończycy) założyli tu miasto Heraclea Lyncestis, na krańcach swojego królestwa. Później przyszli Rzymianie, a dogodne położenie przy drodze Via Egnatia sprawiło, że Heraclea nadal się bogaciła i rozwijała.

Pozostałości antycznego ośrodka znajdują się na południe od współczesnego centrum. Właściwie mógłbym im poświęcić cały wpis, ale postaram się streszczać ;).
Obrazek

W czasach rzymskich powstały mury obronne, termy i najważniejszy obiekt - teatr. Wybudowano go w II wieku n.e. za panowania cesarzy Hadriana i Antonina Piusa.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Widok z korony teatru na dawne miasto i okoliczne góry.
Obrazek
Obrazek

Późny okres rzymski i początkowy bizantyjski to czas, kiedy Heraclea była ważnym ośrodkiem episkopalnym. Tutejsi biskupi wymieniani są wśród uczestników soborów powszechnych. Największe fundamenty w dolnej części Herclei to wielka bazylika wybudowana w IV lub V wieku w miejscu forum. Za nią rozciągał się pałac biskupi.
Obrazek

W jednym z przewodników lub blogów pisało iż większość terenu widać zza płotu, więc - w domyśle - nie ma co wchodzić do środka i płacić za bilet (120 denarów). Może i tak, ale na pewno nie zobaczymy najciekawszego, czyli pięknych mozaik! Choćby z ich powodu warto tu zajrzeć!
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Mozaiki służyły jako posadzki w małej i wielkiej mozaice oraz w siedzibie biskupa. Przewijają się na nich motywy roślinne i zwierzęce, pełne wczesnochrześcijańskiej symboliki. Mnie najbardziej podobał się "pojedynek" między bykiem a tygrysem :).
Obrazek
Obrazek

Miłośnicy antyku znajdują wiele innych smaczków, m.in. drogę z V wieku z rurami systemu kanalizacyjnego.
Obrazek
Obrazek

Upadek Heraclei przyniosły najazdy barbarzyńców oraz trzęsienie ziemi na początku 6. stulecia. Ostatnia znaleziona tu moneta datowana jest na 585 rok, wtedy najprawdopodobniej w okolicy osiedlali się już Słowianie
Następnie ruiny zniknęły z historii ludzkości na kilkanaście wieków, odkryto je dopiero w okresie międzywojennym.
Obrazek
Obrazek

Prawdziwy starożytny sierściuch :D.
Obrazek

Bitolę istniejącą do dziś założyli Bułgarzy, stawiając w niej wiele klasztorów i kościołów. Sama nazwa bitola/bitoła ma się wywodzić od słowa oznaczającego monastyr albo opactwo. Kolejnym etapem były rządy tureckie trwające ponad pół tysiąca lat. Pod ich koniec, na przełomie XIX i XX wieku, Bitola była znana jako "miasto konsulów", gdyż działały tu placówki dyplomatyczne z 12 państw. Ta tradycja została zachowana w mniejszej formie również obecnie: funkcjonuje konsulat grecki i bułgarski oraz honorowe przedstawicielstwa 11 krajów.

Nie zmienia to faktu, że współczesne miasto leży raczej w cieniu przeszłości i na uboczu, choć to drugi ośrodek miejski Macedonii.
Obrazek

Na pewno mieszkańcy, których jest blisko 75 tysięcy, nie narzekają na brak samochodów. Długo krążę aby znaleźć jakieś wolne miejsce do postawienia swojego wozu i w końcu parkuję przy blokowisku, obok śmietnika. Dobre i to.

Bitolę już kiedyś nawiedziliśmy i obejrzeliśmy kilka ciekawych obiektów zlokalizowanych w pobliżu głównego deptaka. Tym razem chciałem zerknąć na te, które wtedy się pominęło - np. meczet Ajdar Kadi (Ајдар Кади Џамија) z XVI wieku. Jeszcze niedawno był w fatalnym stanie, pomazany bohomazami, pozbawiony minaretu, a dziedziniec służył jako parking. W 2016 roku władze tureckie wyłożyły kasę na generalny remont i teraz prezentuje się pięknie.
Obrazek
Obrazek

Stare nagrobki, także po renowacji.
Obrazek

Przed bramą ustawiono prawosławną kapliczkę. To raczej nie przypadek.
Obrazek

Meczet leży na osiedlu, niemal między blokami, więc musimy wrócić do głównej drogi. Mijamy ten elegancki okaz jugosłowiańsko-włoskiej myśli motoryzacyjnej.
Obrazek

Łaźnia turecka, jedyna, która przetrwała z 10 dawnych przybytków. A dzisiaj "super dyskont".
Obrazek

Przy głównym rondzie widać następny meczet (Isak džamija), trochę starszy niż ten poprzedni. Na przekór demografii - muzułmanie w Bitoli stanowią mniej niż 10% obywateli - to właśnie islamskie zabytki są najbardziej widoczne w czasie zwiedzania.
Obrazek

Zrobiło się na tyle upalnie, że pies zaraz wypije całą wodę z fontanny.
Obrazek

Kupujemy co nieco w piekarni i do auta wracamy przez "dzielnicę handlową" - uliczki pełne sklepów z mydłem i powidłem. Zza domów wyłania się kolejny meczet, również z 16. stulecia.
Obrazek

Blok służył jako drogowskaz, bo obok niego zostawiłem samochód ;).
Obrazek

Zatrzymuję się jeszcze na przedmieściach obok cerkwi św. Nedelji (Dominiki).
Obrazek

Choć w bramę wchodzi sporo osób z bańkami na świętą wodę nie ona mnie jednak interesuje, lecz położony po drugiej stronie drogi cmentarz żydowski.
Obrazek

Jest to najprawdopodobniej jeden z najstarszych kirkutów na Bałkanach, możliwe, iż założono go już w XV wieku dla Sefardyjczyków, uciekinierów z Hiszpanii. Biały portal wejściowy wybudowano w 1929 roku, co przypominają pozacierane napisy.
Obrazek
Obrazek

Sto lat temu w Bitoli żyło ponad 10 tysięcy żydów, potem ich liczba spadała, ale na początku II wojny światowej nadal przekraczała 3 tysiące osób - najwięcej w całej Macedonii. Bułgarzy, którzy zajęli te tereny Jugosławii, najpierw utworzyli getto, a potem deportowali ich do Treblinki.
Cmentarz nie został zniszczony, lecz nagrobki zachowały się tylko na niewielkiej części i z tego miejsca są niewidoczne. Planowane jest utworzenie na nim jakiegoś "parku pamięci", a bramę połowicznie odnowiono z funduszy amerykańskiej ambasady (czasem można odnieść wrażenie, że Stany Zjednoczone bardziej się interesują takimi kwestiami niż przedstawiciele Izraela).
Obrazek

Opuszczamy Bitolę. Do następnego miasta mamy nieco ponad 40 kilometrów. Jedzie się bardzo przyjemnie z widokami na odległe góry, a w jednym miejscu mijam ogromną macedońską flagę.
Obrazek

Prilep (Прилеп) również jest jednym z największych skupisk ludzkich w kraju. Tym razem jednak omijamy centrum, robię tylko zdjęcie na sterczące w tle skały.
Obrazek

Na ich górze znajdują się ruiny twierdzy Markovi kuli (Маркови Кули), lecz dzisiaj nie mamy czasu na wspinaczkę do nich.
Obrazek

Moim celem jest natomiast dzielnica Warosz (Варош), najstarsza część Prilepu. Pełno tutaj wąskich uliczek, przy domach suszy się tytoń, którego miejscowa odmiana uznawana jest za jedną z najlepszych w Macedonii.
Obrazek

Schowało się tam kilka średniowiecznych cerkiewek, jak np. św. Nikoli z XIII wieku. Niestety, otoczone są murami, a bramy zamknięte, więc nie zobaczymy ich z bliska.
Obrazek

Podchodzimy wyżej nad zabudowania, pod skały twierdzy. Pojawiają się ładne widoki na Prilep i okolicę.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Wydeptana wśród łąk ścieżka zaprowadzi nas do monastyru św. Michała Archanioła, jednego z najstarszych, bo funkcjonującego już w X wieku. Główna cerkiew nie jest aż tak leciwa, w obecnej formie ma "jedynie" 150 lat.
Obrazek

Klasztor jest ważnym punktem na prawosławnej mapie kraju (choć w tym momencie oprócz nas nie ma tu innych odwiedzających) i chyba z tego powodu jego mieszkańcom odbija palma. Wychodzi do mnie mniszka z surowym wyrazem twarzy (monastyr oficjalnie jest męski). Patrzy na mnie jak na intruza i jeszcze przed wejściem do cerkwi każe schować aparat do torby, abym broń Boże nie zrobił jakiegoś zakazanego zdjęcia. Wzruszyłem ramionami i dostosowałem się. I teraz, po kilku miesiącach, stwierdzam, że nie pamiętam wnętrz świątyni! Były tam jakieś freski, pewnie stare, ale nic wyjątkowego, skoro kompletnie wyleciały mi z pamięci.
Mniszka stanęła wyczekująco obok stoiska z dewocjonaliami, pewnie liczyła, że coś kupię. I gdybym był w normalnym klasztorze, to wysupłałbym kasę na jakiś drobiazg, a tak bez słowa obróciłem się na pięcie i wyszedłem. Zresztą okazało się, że wszystkie pieniądze zostawiłem na dole w samochodzie :D.
Obrazek

Spod bramy ponownie rozciąga się przyjemna panorama. Olać mniszki, choćby z powodu widoków warto tu zajrzeć.
Obrazek
Obrazek

Sam monastyr jest bardzo fotogeniczny, z daleka prezentuje się lepiej niż z bliska.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Ruiny cerkwi św. Atanazego.
Obrazek
Obrazek

Schodzimy do samochodu, gdzie cykam zdjęcie działającego w pobliżu warsztatu. Wzbudziło to zainteresowanie jednego z mechaników, który spytał się, czy będą później w gazecie :P.
Obrazek

Ruszamy w dalszą podróż. Tutejsze góry mają ciekawą strukturę - same skały!
Obrazek
Obrazek

Droga ciągnie się na przełęcz, po czym zaczynamy zjeżdżać w dół. Przed nami dolina, a za nią kolejne pasma.
Obrazek

Gdy teren robi się bardziej płaski pojawia się autostrada A1, najdłuższa w Macedonii. Do niedawna nosiła nazwę Aleksandra Macedońskiego. Wiosną, w ramach zakopywania topora wojennego z Grecją, przemianowano ją na "Przyjaźń". Nie wszystkim się to spodobało, większość tablic została zamazana i upiększona przekleństwami oraz rysunkami męskiego przyrodzenia.
Obrazek

Kilometry zaczynają szybko umykać, coraz bliżej do stolicy, ale zanim tam dotrzemy, to chciałem jeszcze zahaczyć o Veles (Велес; zgodnie z polską transliteracją powinien być Wełes). Chwila nieuwagi i przegapiam odpowiedni zjazd z autobany. Dupa, następny jest o wiele dalej... A może jednak nie? Widzę drogowskaz kierujący na jakieś jezioro, więc skręcam.

Ledwo opuściłem autostradę, a znalazłem się na wąskiej, krętej drodze. Kilka skrzyżowań bez żadnych oznaczeń i staję na skraju skarpy! Chcieli wybudować most, postawili nawet przęsła, lecz na tym się skończyło!
Obrazek

Wyciągam GPS-a i po raz pierwszy w czasie tego wyjazdu wbijam punkt docelowy. Urządzenie prowadzi mnie bardzo dziwną trasą, ale po 20 minutach staję u wrót Velesu (Velesa?).
Obrazek

Miasto, jeden z największych ośrodków przemysłowych Macedonii, jest malowniczo położone: gdzie okiem sięgnąć wyskakują pagóry. Na jednym z nich bieleje ciekawa konstrukcja, cel moich odwiedzin.
Obrazek

Pomnik Kosturnica (Споменик Костурница) o niebanalnym kształcie. Prowadzą do niego lekko rozsypujące się schody.
Obrazek

Otwarto go w 1979 roku, po trzech latach budowy. Upamiętnia komunistycznych partyzantów walczących z Niemcami i Bułgarami. W Polsce zapewne podlegałby pod odpowiednią ustawę i miałby dużą szansę zostać zniszczony. Tutaj o niego dbają - inna sprawa, że Macedończycy innych partyzantów w czasie II wojny światowej nie mieli.
Obrazek
Obrazek

W środku pomnika znajduje się muzeum z mozaikami, także coś w rodzaju ossuarium, przynajmniej tak sugeruje angielska nazwa (Memorial Ossuary). Jest już jednak po godzinie 18-tej, więc drzwi do wnętrza są zamknięte. Pozostaje obejrzeć go z zewnątrz. Włażę też trochę wyżej, a z tej perspektywy przypomina on hełm albo latający spodek :D.
Obrazek
Obrazek

Jestem wielkim fanem tego typu architektury. Szkoda, że często znika ona z krajobrazu albo umiera z powodu zaniedbania. W okresie Jugosławii na pewno więcej się działo, niedaleko leży opuszczone centrum obsługujące niegdyś wizytujących, ale konstrukcja przeszła kilka lat temu remont i nie grozi jej zawalenie.

A okolica - jak już pisałem - cieszy oczy i obiektyw.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Brukowany plac przed wejściem na schody, obok niego zarastający trawą amfiteatr, po którym skacze ubrana na biało dziewczynka.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Mógłbym zatytułować ten dzień jako "Macedonia prawdziwa". Przyszło mi to na myśl czytając skład etniczny odwiedzanych miast: w każdym przytłaczającą większość stanowią Macedończycy. Albańczyków, Turków i innych muzułmanów albo w nich prawie nie ma albo są niewielką mniejszością (jak w Bitoli). Dzięki temu miejscowości te są wolne od konfliktów rozdzierających Skopje czy północno-zachodnią część kraju.
Obrazek
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!

Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8367
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2019-11-14, 18:54

Skopje to dziwne miasto. Z jednej strony trzęsienie ziemi oraz czasy jugosłowiańskie zniszczyły niemal wszystkie zabytki i starsze budynki. Z drugiej - w XXI wieku pojawia się cała masa cudacznej, ocierającej się o kicz architektury "historycznej". Mimo to lubię stolicę Macedonii, ma w sobie coś, co przyciąga...

Nocujemy w hostelu położonym prawie w ścisłym centrum i już kilkaset metrów od nas ciągnie się monumentalny biały gmach - siedziba macedońskiego rządu. Wygląda jak klasyczny klasycyzm z XIX wieku, ale pozory mylą.
Obrazek

Jeszcze dekadę temu był to niczym nie wyróżniający się obiekt z dużymi oknami, przypominający biurowce z lat 80. XX wieku. Dzisiejszy wygląd to efekt całkowitego przebudowania fasady w stylu antyku. To pokłosie kontrowersyjnego projektu Skopje 2014.
Obrazek

W 2010 roku prawicowy rząd Macedonii rozpoczął szeroko zakrojony program rozbudowy stolicy. Planowano wznieść około 20 nowych budynków, do tego dwa razy tyle pomników. Wzorce czerpano głównie ze starożytności, czyli Królestwa Macedonii Filipa i Aleksandra Wielkiego. Ale to była tylko jedna część medalu: oprócz zabawy w budowniczych uruchomiono zupełnie nową politykę historyczno-kulturalną, na nowo napisano podręczniki i oficjalne dzieje kraju. Wszystko to musiało wywołać wściekłość u sąsiadów, głównie Greków. Współcześni Macedończycy to Słowianie, którzy przybyli na Bałkany w VI i VII wieku. Z Aleksandrem mają tyle wspólnego, co mieszkańcy Warszawy z Celtami i Wandalami (no dobra, z tymi ostatnimi mogą być pewne podobieństwa :P).

Ja zawsze traktowałem tę megalomanię budowlaną z przymrużeniem oka, ale podobno pewna część społeczeństwa rzeczywiście zaczęła wierzyć, że są potomkami antycznych zdobywców Persji i Indii. Nie od dziś wiadomo, że wielokrotnie powtarzane kłamstwo staje się prawdą.

Gdzieś przeczytałem, że Skopje ma najwięcej pomników na kilometr kwadratowy. Nie wiem, czy to prawda, ale faktycznie jest ich masa. Obok budynku rządowego uchował się jeden z poprzedniej epoki; jacyś partyzanci prą do boju.
Obrazek

Gdy w 1963 roku siły natury zrównały z ziemią większość miasta. Odbudowę przeprowadzono pod auspicjami ONZ, a brało w nim udział kilkadziesiąt krajów. Nowe budynki wznoszono tak, aby mogły przetrwać kolejne katastrofy. Wiele z nich reprezentuje brutalizm - to trudny w odbiorze styl, zwłaszcza, jeśli obiekty są zaniedbane. Katowicki dworzec był tego najlepszym przykładem...

Na zdjęciu poniżej brutalistyczna poczta główna.
Obrazek

Idziemy wzdłuż Wardaru. Po drugiej stronie rzeki stoi nowy ratusz oraz siedziba wodociągów. Za nimi twierdza, o kilka wieków starsza.
Obrazek

Teatr Narodowy jest kopią oryginału zniszczonego w czasie trzęsienia, więc wygląda trochę inaczej niż inne dzieła projektu - ładniej, mniej kiczowato. Za to budowany nowy most ma wykończenia nawiązujące do hełmów greckich hoplitów.
Obrazek
Obrazek

Plac Macedonia (Плоштад Македонија), największy w kraju. Kiedyś nudny jak flaki z olejem, nic go właściwie nie wyróżniało. Teraz na jego środku sterczy wysoki na ponad 14 metrów pomnik Wojownika na koniu, czyli Aleksandra Macedońskiego. Jest to jednocześnie podświetlana fontanna grająca muzykę.
Obrazek

Na jednej z sąsiednich ulic znajduje się kwintesencja stołecznego kiczu - łuk triumfalny Porta Macedonia.
Obrazek

Gdy z głównego placu odwrócimy się w kierunku rzeki to zobaczymy turecki kamienny most. On przetrwał trzęsienie ziemi, solidna konstrukcja. A za nim znowu budynek stylizowany na antyk, mieszczący muzeum archeologiczne, sąd konstytucyjny i archiwum państwowe.
Obrazek

Jaki jest stosunek społeczeństwa do Skopje 2014? Trzeba pamiętać, że od początku był to program realizowany przez jedną stroną sceny politycznej. W natrętnym wracaniu do starożytności widziano wspieranie macedońskiego nacjonalizmu, postawę antygrecką i antybułgarską oraz marginalizowanie Albańczyków. Od samego startu krytykowała go lewica i centrum, miłośnicy architektury pewnie także łapali się za głowy. I wreszcie rzecz prozaiczna: koszty! Szacuje się, że wydano od 80 do 500 milionów euro! Z pewnością można by je przeznaczyć lepiej w kraju tak niebogatym jak Macedonia. No i dość powszechne jest przekonanie, że całość to jedna wielka pralnia brudnych pieniędzy.

Po utracie władzy przez prawicę nowy rząd rozpoczął dialog z Grecją i zapowiedział wstrzymanie dalszych prac, usunięcie części pomników oraz zmianę niektórych nazw, lecz na razie żadnych poważniejszych ruchów nie uczyniono. Zresztą po fiasku zaproszenia Macedonii do rozmów unijnych (zablokowanych przez Francję) lewica może znów stać się opozycją i wtedy nie wiadomo co będzie się działo dalej z całą akcją...

Gdy zbliża się zmrok i zapalają się lampy kicz zaczyna zanikać, a nowe budynki i rzeźby nabierają pewnego uroku.
Obrazek
Obrazek

Kamiennym mostem przechodzimy na północny brzeg Wardaru. To są dzielnice zamieszkałe w większości przez Albańczyków i tam dominuje zabudowa z XX wieku i starsza.
Obrazek

Muzułmańskie stare miasto (Стара Чаршија) z ulicami wyłożonymi kamieniami, pełne sklepów z ciuchami i złotem oraz restauracji. Tam, gdzie w ciągu dnia stołują się miejscowi drzwi są już pozamykane, natomiast w rejonie bliższym rzeki ciągle działają dziesiątki lokali i czekają na turystów.
Obrazek
Obrazek

Z każdą kolejną wizytą widać postępująca komercjalizację, ale to proces nieunikniony. W czasie pierwszych odwiedzin w 2012 roku praktycznie nie pojawiali się tu cudzoziemcy, wszyscy woleli zostać po chrześcijańskiej stronie. Teraz co krok słychać zagraniczne języki, choć i tak znacznie mniej tu ludnie niż np. w Sarajewie.
Obrazek

Siadamy w jednym z przybytków pod rozłożonymi parasolami. Kelner zjawia się błyskawicznie.
- Piwo? - zagaduje podając kartę.
- Skopsko? - odpowiadam.
- Jak Skopje to musi być Skopsko - rzuca... po polsku. Najpopularniejszy chmielowy napój to dość ordynarny sikacz, lecz tym razem smakował znakomicie. Podobnie jak jedzenie.
Obrazek
Obrazek

Nie wszyscy byli tak zachwyceni; siedząca obok polskojęzyczna grupa większość żarcia... rozdała kotom. Bynajmniej nie wyglądały na wygłodzone.
Obrazek

Podczas krótkich rozmów z tambylcami szybko można wyczuć nieustający konflikt etniczny: kelner w restauracji był wniebowzięty, gdy podziękowaliśmy mu po albańsku, natomiast sprzedawca pocztówek gromił wzrokiem i syczał, że nie zna tego języka, Albańczyków nie lubi, a w ogóle to w Macedonii mówi się po macedońsku. No cóż, Bułgarzy by powiedzieli, że tak naprawdę w Macedonii gadają po bułgarsku :D.

Wracamy w kierunku placu Macedonia. Z bliska widać, że z dziesięcioletnich rzeźb całymi fragmentami odpada zewnętrzna powłoka.
Obrazek

Muzeum Archeologiczne, most i kompozycja "Gemidzii", przedstawiająca bułgarskich anarchistów z Salonik (według macedońskiej historiografii byli to oczywiście Macedończycy). Tylko ta ostatnia kosztowała prawie milion euro!
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Nie znam się na modzie, ale te kapcie wieczorowe były tu bardzo popularne.
Obrazek

Ostatnie zdjęcia robię siedzibie rządu. I ta w nocy wygląda naprawdę ładnie! Kojarzy mi się z zimą i świętami Bożego Narodzenia :D.
Obrazek
Obrazek

Noc miałem ciężką... Było mi strasznie ciepło, czułem dziwne skurcze w żołądku. Obudziłem się z bólem głowy, a brzuch coraz bardziej się burzył. Pojawiła się też gorączka, dreszcze... Zatrucie pokarmowe! Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Smaczne jedzenie z knajpy miało drugie oblicze... Może gdybym wypiłem do niego kielonka, jak w poprzednie dni, to nie byłoby tak źle, ale zapomniałem o nim!

Zmuszam się do wyjścia na miasto, mamy jeszcze zrobić zakupy. Na zewnątrz niespodzianka - niebo pokryły chmury, wygląda, jakby zaraz miał spaść deszcz.
Obrazek

Po drodze na wszelki wypadek wyglądam toalet. Ta nie była zbyt zachęcająca...
Obrazek

Partenon w Atenach? Nie, Skopje.
Obrazek

Plac Macedonia jeszcze pustawy... Budynek za jeźdźcem z reklamą Skopsko to pałac Ristik (Ристиќева палата) z 1926 roku. Jako jeden z nielicznych dużych obiektów nie został zniszczony w czasie trzęsienia ziemi.
Obrazek

Hotel "Marriott" to oczywiście nowa konstrukcja.
Obrazek
Obrazek

Detale pomnika Aleksandra.
Obrazek

Fasady niektórych bloków przypominają mi cygańskie pałace z Rumunii.
Obrazek

Zapomniany, wciśnięty między wyższe budynki "grecki" pawilon. To jeden z pierwszych obiektów z serii "Skopje 2014", kosztował jedynie 350 tysięcy euro.
Obrazek

Zatrucie pokarmowe narasta, czuję się coraz słabiej, ale dzielnie przechodzę na albańską stronę kupić pamiątki. Na moście słyszę rozmowę polskiej rodziny:
- Tam nie ma nic do jedzenia, musimy się wrócić do McDonald'sa.
Dzieciaki były zachwycone.
Obrazek

Mijam facetów grających w trzy karty; to zadziwiające, że nadal znajdują się frajerzy, których można dzięki niej oskubać.

Uliczki Starej Čaršiji też funkcjonują na pół gwizdka, jest za wcześnie.
Obrazek

Nowoczesne Muzeum Holokaustu oraz będąca w trakcie budowy kopia przedwojennego Domu Oficera. Miała być ukończona już 3 lata temu...
Obrazek
Obrazek

Czuwający nad miastem krzyż na górze Wodno (Vodno). Mierzy 66 metrów, jest więc jednym z najwyższych na świecie. Dziwnym trafem nie spodobał się skopskim Albańczykom.
Obrazek

Większe zakupy robimy w sklepie w centrum handlowym w pobliżu placu Macedonia. W pewnym momencie musiałem skorzystać z toalety. Gdy zobaczyłem jej stan to poczułem się jeszcze gorzej... Takiego syfu dawno nie widziałem!

Kupuję sobie jakiś bałkański jogurt. Działa nad wyraz skutecznie, ale niewiele pomaga: czuję się fatalnie, jestem słaby jakbym właśnie wrócił z tygodniowej libacji. Dobrze, że dzisiaj będę głównie siedział w fotelu i mam nadzieję, że nie padnę za kierownicą ;).

Zmieniając na chwilę temat - kocia rodzina blisko naszego hostelu.
Obrazek

Ze stolicy do granicy z Serbią jedzie się autobaną niecałą godzinę. Niedaleko przejścia zjeżdżam w bok, aby zerknąć na samotny zabytek - niszczejący turecki meczet. Nie wiadomo dokładnie kiedy powstał, potencjalna datacja waha się między XIV a XVII wiekiem (bardziej prawdopodobny jest ten drugi). Dziwne także, że stoi pośrodku niczego - najbliższe miejscowości są sporo oddalone.
Obrazek

Nie udało mi się do niego dostać - dostępu bronił częściowo płot, a częściowo głęboki na półtora metra rów wypełniony wodą. Będąc tak wyczerpany to pewno bym się w nim utopił :P.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!

gar
Posty: 842
Rejestracja: 2016-01-06, 20:46
Lokalizacja: Orzegów

Postautor: gar » 2019-11-15, 08:44

Kiczowate, ale wieczorową porą wygląda zadziwiająco dobrze (albo tak dobre zdjęcia zrobiłeś). Na carsiji (byłem przez 2014) byli tylko miejscowi i Polacy. I pamiętam świetne żarcie. Skopsko rzeczywiście bez szału, ale na miejscu wchodzi gładko (kwestia klimatu miejsca).

Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8367
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2019-11-26, 10:20

Dwunasty dzień objazdówki po Bałkanach i okolicach. Dzisiaj mamy do przejechania ponad 400 kilometrów, czyli jeden z najdłuższych odcinków na całej wyprawie.

Autostradowe przejście między Macedonią i Serbią to najbardziej oblężony punkt przekraczania graniczy w czasie wyjazdu. Można tu łatwo utknąć nawet na kilka godzin. My też wsiąkamy na... nieco ponad 20 minut. Cała odprawa idzie wyjątkowo sprawnie, Serbowie nawet nie chcą patrzeć na dokumenty. Jestem w lekkim szoku, ale generalnie wszystkie granice przekraczane były bezproblemowo.

W Serbii czeka miła niespodzianka, bo wreszcie ukończyli oni całą autostradę A1 z północy na południe (z wyjątkiem krótkiego odcinka obok Belgradu). Zamiast wlec się przez wioski i miasteczka można nacisnąć pedał gazu. Normalnie to lubię jeździć prowincją, ale nie dziś, gdy liczy się przede wszystkim czas, zwłaszcza, że wskutek zatrucia pokarmowego w Skopje ciężko mi się skupić za kierownicą.
Obrazek

Ruch na autobanie jest raczej niewielki. Normalnie pełno tutaj Turków i Kurdów pędzących z jednej ojczyzny do drugiej, ale widać, że lipiec to nie okres wędrówek azjatyckich ludów.

Stacja benzynowa Gazpromu. Serbowie kochają Rosjan i ich firmy też. Chciałem w ramach zemsty za zamach smoleński nie spuścić im wody w kiblu, ale niestety - sama się spuściła...
Obrazek

Jestem na tyle osłabiony, że robię przerwy częściej niż zwykle. Z parkingu pod Niszem przyglądam się górom na horyzoncie: ciekawe, skaliste wierzchołki.
Obrazek

W cieniu siedzi staruszka w chuście na głowie i z jakimiś tobołkami. Widząc nas podchodzi z woreczkiem, chce sprzedać paprykę i pomidory ze swojego ogródka. Na początku kręcę głową, ale ostatecznie pytam się o kwotę.
- Dwa euro.
Grzebię po kieszeniach, nie mamy takich drobniaków.
- A mogą być dinary?
- Mogą, to nawet lepiej - cieszy się babcia.
- A ile?
- Tyle, ile dacie.
Zbieram kwotę trochę niższą od eurowaluty, staruszka zadowolona pyta się jeszcze, czy nie mamy jakiejś wody, bo ona już nie posiada kompletnie nic. Mamy, małą butelkę wozimy aż ze Śląska. Czekała na ewentualne popijanie tabletek, a skorzystała z niej serbska emerytka. Kobieta wygląda na szczęśliwą, błogosławi nas na dalszą drogę i żegna się wylewnie. Dorobiła sobie trochę, a jej warzywa były tak słodziutkie, że nie pamiętam kiedy ostatnio takie jadłem!
Obrazek

Z autostrady zjeżdżamy dużo dalej na północy i wpadamy z wizytą do Smedereva (Смедерево). Największą atrakcją położonego nad Dunajem miasta jest potężna twierdza, a mimo to brak jakichkolwiek znaków do niej kierujących. Na szczęście kiedyś już tu byliśmy, więc jadąc na "czuja" udaje nam się podjechać w pobliże murów.
Obrazek

Twierdza należy do jednej z największych w tej części Europy. Wybudowano ją w XIV wieku, aby powstrzymać Turków. Ci jednak zdobyli ją co najmniej dwukrotnie. Większość jej terenu zajmuje ogromny, dzisiaj częściowo zalesiony dziedziniec, na którym znajdowało się chronione podgrodzie. Właściwy zamek ulokowano w jednym z trzech rogów i dodatkowo zabezpieczono wewnętrzną fosą, natomiast z zewnątrz opływał go Dunaj i rzeka Jezava.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Forteca przetrwała kilka wieków we względnie dobrym stanie aż do 1941 roku. W owym czasie służyła Niemcom jako wielki magazyn amunicji i ten nagle eksplodował 5 lipca. Siła wybuchu była tak duża, iż w ziemi powstał krater głęboki na 9, a szeroki na 50 metrów. Zniszczeniu uległa spora część miasta, zginęło dwa i pół tysiąca ludzi. Oczywiście uszkodzone były także mury i wieże, więc trudno się dziwić, że niektóre z nich wyglądają, jakby zaraz miały się przewrócić.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

W tym miejscu kończą się Bałkany, a do końca I wojny światowej kończyła się także Serbia. Za Dunajem leżały już Austro-Węgry, konkretnie węgierski Banat.
Obrazek
Obrazek

Ten fakt z historii widać do tej pory - w miejscowościach na drugim brzegu (w Wojwodinie) stara architektura nadal bardziej przypomina państwo Habsburgów, a nie Serbię "właściwą".
Obrazek

Ruch na drogach jest niewielki, więc mogę bezproblemowo zatrzymać się nawet na moście. Pod moimi nogami płynie kanał Dunaj-Cisa-Dunaj.
Obrazek
Obrazek

Dziś będziemy nocować w znanym nam (i lubianym) kempingu na obrzeżach Beli Cerkvi (Бела Црква, Weißkirchen, Fehértemplom, Biserica Albă). Do centrum miasta nawet nie zajrzymy, gdyż interesują nas Belocrkvanskie jezera (Белоцркванска језера). Nad jednym z nich leży właśnie ów kemping.
Obrazek

Jeziora powstały w wyniku wydobycia żwiru, a teraz służą jako regionalna atrakcja turystyczna. Wśród gości przeważają Serbowie, lecz spotykamy też dużą grupę z Polski: kilka terenówek i tak ze 20 osób. Jeżdżą od jednego do drugiego ciekawego miejsca. Nie wyobrażam sobie spędzać w takim tłumie urlopu, ale co kto lubi...

Wskakujemy do wody: temperatura idealna, ani nie za ciepła, ani za zimna :D. Dobrze zrobi mojemu zatruciu, które, co prawda, powoli ustępuje, lecz nadal jeszcze trzyma. A potem idę porobić zdjęcia słonecznikom :). Góry na pierwszych dwóch ujęciach leżą u Rumunów - granica biegnie może ze 2 kilometry dalej.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Podobnie jak widziałem w kilku miejscach Bałkanów również i tu powstają nowiusieńkie ścieżki dla rowerzystów. Przy okazji także pieszy nie musi telepać się drogą.
Obrazek

Trabant w wersji dywanowej.
Obrazek

Do najbliższej restauracji należy odbyć 20 minutowy spacer. Na kolację przezornie rezygnuję z mięsa, za to po wegetariańskim posiłku nie pomijamy kielonka rakii. Strasznie szczypie w podrażnionym gardle, ale pomaga, bo rano po zatruciu nie ma już śladu :)!

Dzisiaj, dla odmiany, mamy niewiele kilometrów do przejechania. Kilkadziesiąt z nich to nadal będzie Wojwodina z miejscowościami posiadającymi oficjalne nazwy w dwóch, trzech czy jeszcze większej ilości języków.
Obrazek

W Stražy akurat dominują Rumunii. Z kolei Vršac kiedyś zamieszkiwali przede wszystkim Niemcy (Szwabi banaccy), dziś jest to miasto z dużą przewagą Serbów, ale są także liczni Węgrzy, a wpływy Rumunów są na tyle widocznie, że ich ojczyzna otworzyła tu swój konsulat.
Obrazek

Vršac jest znanym ośrodkiem winiarskim i przyglądając się okolicznym uprawom nie sposób tego pominąć. Natomiast w centrum zachowało się całkiem sporo zabudowy pochodzącej głównie z czasów panowania Franciszka Józefa. Najbardziej rzucają się w oczy trzy świątynie, a najwyższa z nich to neogotycki kościół św. Gellerta. Ponieważ kiedyś służył głównie Niemcom, więc teraz zastaliśmy zamknięte wrota.
Obrazek

Starsza, bo z XVIII wieku, jest serbska prawosławna cerkiew katedralna (Saborna crkva). Podkreślam, że serbska, bowiem w innej części stoi także rumuńska tego samego wyznania. Jednak również i tu nie wejdziemy, bo akurat zbliża się wesele, więc wystrojeni w narodowe barwy rodziny i państwo młodzi łażą tam i z powrotem. Wśród gości dominują drogie, sportowe wozy na zachodnich blachach. Chyba na ich kupno wydali wszystkie oszczędności i wielu z nich nie było już stać na zadbanie o siebie...
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Po drugiej stronie drogi znajduje się siedziba prawosławnego biskupa Banatu.
Obrazek

Na końcu jednej z bocznych uliczek widać wieżę skromnego kościoła ewangelickiego.
Obrazek

Vršac, położony na uboczu i raczej rzadko odwiedzany przez turystów, wywarł dobre wrażenie. Ot, spokojna prowincjonalna miejscowość. Oprócz kościołów posiada kilka przyjemnych parków i duży ratusz.
Obrazek
Obrazek

W markecie robimy spore zakupy, a mimo to i tak zostaje sporo banknotów. Niskie nominały serbskich dinarów nie są zbyt wiele warte, ale za to ładne i kolorowe, idealne na pamiątkę :P. Przy okazji można zapoznać się z miejscowymi bohaterami - np. brodaty jegomość z zielonym tłem to Piotr II Petrowić-Niegosz będący... władcą Czarnogóry. Właśnie jego pochowano na górze Lovćen.
Obrazek

Zanim opuścimy miasto podjeżdżamy na pobliskie wzgórze z ruinami zamku.
Obrazek

Zamek powstał prawdopodobnie w XV wieku, jako dodatkowa serbska twierdza po zdobyciu przez Turków Smedereva. Pozostała z niego głównie wieża, kilka lat temu częściowo zrekonstruowana. Zwiedzanie wnętrz jest możliwe tylko w weekendy.
Obrazek

Ciekawsze są widoki spod murów. To doskonałe miejsce aby przekonać się, jak płaska jest Wojwodina. Jedyne wzniesienia w tej części kraju to Góry Wrszackie (Vršačke planine, Munţii Vârşeţ), na których skraju właśnie się znaleźliśmy.
Obrazek
Obrazek

Niewielkie lotnisko Vršač. Używane głównie do szkolenia pilotów, ale podobno ma status międzynarodowy i lądują na nim małe samoloty, "taksówki powietrzne".
Obrazek
Obrazek

Oddalone o 12 kilometrów stawy hodowlane. Na drugim zdjęciu zabudowa miasta i publiczne kąpielisko w lewym, górnym rogu.
Obrazek
Obrazek

Wracamy w dół i kierujemy się na północ. Do granicy jest stąd kawałeczek, nieco ponad dyszkę. Po drodze nie mijamy już żadnych miejscowości, lecz jeszcze przez jakiś czas mamy za sobą Vršačką kulę.
Obrazek

Przejście jest raczej mało popularne, ale ponieważ wkraczamy na teren EU, to spodziewałem się zaglądania do bagażnika i dociekliwych pytań stawianych przez Rumunów. A tu totalna olewka - raz, dwa, trzy i proszę jechać. Nawet o zigaretten się nie spytali! Znany świat zaczyna odchodzić w przeszłość!
Obrazek
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!

Awatar użytkownika
buba
Posty: 6126
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2019-11-29, 22:40

Znany świat zaczyna odchodzić w przeszłość!


Nie jest jeszcze ta zle ;) We wrzesniu jeszcze byly takie miejsca gdzie zabierali auto na "kontrole specjalna" tzn. kazali wjechac do osobnego budyneczku z kanałem, po czym zamykali i ryglowali drzwi, opuszczali zaluzje itp Ponoc to konieczne "procedury" ale wygladalo ciekawie! :D
Mozna jeszcze gdzieniegdzie "uzyc na granicznym klimacie" - acz pewnie fakt ze w wielu miejscach to zanika..
Ostatnio zmieniony 2019-11-29, 22:43 przez buba, łącznie zmieniany 3 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..

Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8367
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2019-11-29, 22:51

To takiego chyba jeszcze nie widziałem :D tzn. oczywiście są osobne stanowiska, ale żeby budyneczek i zamykać wszystko? To strach, żeby tam czegoś nie podrzucili, a potem po 5 km zatrzyma nas patrol i okaże się, że przewozimy 5 km białego ;)

Nie jestem pewien jak to wygląda prawnie, ale chyba właściciel auta powinien być obecny przy czymś takim, tak jak kopią człowiekowi w rzeczach? :-o
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!

Awatar użytkownika
buba
Posty: 6126
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2019-11-30, 00:07

Pudelek pisze:Nie jestem pewien jak to wygląda prawnie, ale chyba właściciel auta powinien być obecny przy czymś takim, tak jak kopią człowiekowi w rzeczach?


Wlasciciel auta wraz ze wszystkimi pasazerami zostal zamkniety w budyneczku wraz z autem :)

Pudelek pisze:tzn. oczywiście są osobne stanowiska, ale żeby budyneczek


Tez tego wczesniej nie wiedzialam, ale na stanowiskach nie ma kanalu. A w budyneczku jest i dzieki temu mozna zajrzec pod auto i tam poszperac. Sa tez narzedzia do rozkrecania silnika. A w razie czego tez do przeswietlania. Kiedys dawno temu to sie nie pierdzielili i rozkrecali na ulicy, najwyzej przejscie bylo zamkniete jak elementy auta za bardzo sie walaly po pasach do jazdy ;)

Pudelek pisze:To strach, żeby tam czegoś nie podrzucili, a potem po 5 km zatrzyma nas patrol i okaże się, że przewozimy 5 km białego


No powiem ci, ze gdyby nas to spotkalo w jakims obcym kraju to bysmy mieli chyba gacie pelne ;) Nie ma to jak mile powitanie przez rodakow ;) Ostatecznie obeszlo sie zupelnie po kosciach, chyba glownie dzieki kabakowi ;)

Wiec w tym sensie mi sie skojarzylo, ze ow "wjazd do UE" nie zawsze jest obecnie taki bezproblemowy...
Ostatnio zmieniony 2019-11-30, 00:14 przez buba, łącznie zmieniany 4 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..

Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8367
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2019-11-30, 09:27

aa, chodziło o wjazd do Polski! No widzisz, w tym roku na wjeździe do EU w Rumunii to zlali wszystko, a na wewnątrz unijnej sobie kopali. Wszystko zależy od pograniczników, którzy chcą się wykazać.

A podobno mają te jakieś super skanery, że idzie całe auto prześwietlić, więc po co jakieś kanały??:D
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!

Awatar użytkownika
buba
Posty: 6126
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2019-11-30, 18:28

Pudelek pisze:A podobno mają te jakieś super skanery, że idzie całe auto prześwietlić, więc po co jakieś kanały??:D


Moze jak juz je zbudowali - to czasem musza pokazac ze sa im potrzebne? :lol
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..

Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8367
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2019-12-02, 11:05

Na rumuńskich drogach witają nas ogromne krzyże! O Boże, takiego powitania to nawet w Polsce nie zaznałem!
Obrazek
Obrazek

Według pierwotnych planów wakacyjnego wyjazdu to właśnie Rumunia miała być jednym z głównych celów. Potem dużo się pozmieniało, padło na kierunek bałkańsko-adriatycki. Jednak było mi żal, bowiem w tym roku wypada dziesięciolecie od pierwszych odwiedzin kraju Draculi. No i jakże tak, w żaden sposób tego nie uczcić? Postanowiłem więc zahaczyć o nią chociażby na trochę, na jeden nocleg. No i zobaczyć przy okazji coś nowego, gdyż w tej części jeszcze nie byliśmy...

A rumuński Banat to równie pomieszana mozaika narodowościowa, co u Serbów. W pierwszej większej miejscowości (Denta) co prawda nieco ponad połowę mieszkańców stanowią Rumuni, ale drudzy w kolejności są... Bułgarzy Banaccy! Nawet nie wiedziałem, że takowi istnieją! Skąd się tu wzięli? Podobnie jak np. Chorwaci w Burgenlandzie - opuścili swoje ziemie uciekając przed Turkami po nieudanym powstaniu. Teraz mieszka ich tutaj stosunkowo niedużo, ale jeszcze w latach 50. ubiegłego wieku stanowili ponad 90% ludności wioski. Oprócz nich w Dencie żyje sobie kilkuset Węgrów, Serbów i garstka Niemców. Z tego też powodu w pobliżu jednego skrzyżowania stoją aż trzy kościoły: serbska cerkiew prawosławna, rumuńska cerkiew prawosławna (pierwsze zdjęcie) i świątynia bułgarska (drugie zdjęcie). Ta ostatnia prawdopodobnie jest obrządku katolickiego, bowiem tutejsi Bułgarzy, w przeciwieństwie do rodaków znad Morza Czarnego, są owieczkami w zagrodzie papieża.
Obrazek
Obrazek

W miarę szybko dojeżdżamy do Timișoary (Temesvár, Temeschwar; w przeszłości polska nazwa także pochodziła od węgierskiej). Trzecie największe miasto Rumunii posiada masę zabytków i chciałem spędzić w nim trochę czasu, ale za długo zabawiliśmy w Wojwodinie, dlatego mamy do dyspozycji... niecałą godzinę. Jadąc na wyczucie udaje mi się zaparkować blisko starówki. Wychodząc z auta widzę na tablicy informację, że strefa płatnego parkowania dostępna jest tylko za pomocą smsa. Niech to szlag - pomyślałem. - Znowu będą problemy.

To była zła wiadomość, a dobrą umieszczono na końcu - samochody na zagranicznych rejestracjach opłaty nie muszą uiszczać :D. Takie podejście do turystów to ja rozumiem!

Pierwszy budynek jaki mijamy to okazały sobór Trzech Świętych Hierarchów z pięknymi, kolorowymi płytkami pokrywającymi dachy. Wybudowany został w latach 1936-1941 i reprezentuje tzw. styl neo-mołdawski (de facto łączący w sobie wiele różnych cech architektonicznych). Warto przyjrzeć się detalom.
Obrazek
Obrazek

Z zewnątrz sprawia wrażenie nieco zdeformowanego - zbyt wąskiego w stosunku do wysokich wież. Za to w środku magia: przyciemnione wnętrza wypełnione złotem!
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Ze schodów świątyni patrzymy na zielony deptak.
Obrazek

Między trawnikami wyrasta kolumna z wilczycą rzymską (ustawiona w 1926 roku) - Rumunii nadal wierzą, że pochodzą od starożytnych Daków, mimo, że ta teoria kupy się nie trzyma.
Obrazek

Na końcu ulicy rozlewa się Piaţa Victoriei zamknięty z jednej strony budynkiem Opery Narodowej. Miejsce to związane jest z historią prawie najnowszą, a mianowicie rewolucją rumuńską w 1989 roku. Zaczęła się ona właśnie w Timișoarze, a iskrą, która podpaliła lont, była próba eksmitowania z parafii pastora węgierskiego pochodzenia László Tőkésa. W jego obronie stanęli również Rumuni i inne narodowości miasta. Próby spacyfikowania protestów przez służby pochłonęły ponad 60 ofiar śmiertelnych, ale nie udało się zdławić gniewu społeczeństwa. Na tym placu zebrał się kilkudziesięciotysięczny tłum, a opera była prawdopodobnie pierwszym publicznym budynkiem opanowanym przez wściekłych ludzi. 20 grudnia stolica Banatu została ogłoszona wolnym miastem, wtedy jeszcze jedynym. I choć całość wydarzeń związanych z obaleniem Ceauşescu jest mocno kontrowersyjna i powinna być traktowana raczej jako pucz jednej z rządzących klik przeciwko drugiej, to w Timișoarze wystąpienie z pewnością miało charakter spontaniczny, a miejscowość określają jako "miasto-męczennik".
Obrazek

Idziemy kawałek na dalej na "mniejszy rynek" - Piaţa Libertăţii. Kiedyś nosił imię księcia Eugeniusza Sabaudzkiego i został wytyczony w XVIII wieku. Temesvár był wówczas dość silną twierdzą na rubieżach Cesarstwa. Widoczna po lewej stronie kolumna maryjna jest typowym obiektem z okresu habsburskiego, a za nią czerwony stary ratusz.
Obrazek

Biały budynek to dawna siedziba komendanta garnizonu, a następnie wojskowe kasyno. Powstał w tym samym stuleciu co plac (jest więc jednym z najstarszych), wznosząc go wykorzystano część tureckiego meczetu. Obecnie działa tam muzeum militarne.
Obrazek

Spoglądam na zegarek - musimy wracać. Taka krótka wizyta to jedynie liźnięcie tematu, zachęta do kolejnych odwiedzin.
Obrazek

Przy wyjeździe z miasta tworzą się niezłe korki i chaos, ale ostatecznie udaje nam się wydostać całkiem sprawnie.

W sumie najszybsza trasa prowadziłaby autostradą, lecz jakoś tak trafiam na krajówkę.
Obrazek
Obrazek

Z kilku przecinanych miejscowości ciekawa wydaje się Vinga (w przeszłości Theresiopolis, Theresienstadt). Już z daleka widać dwie świątynie: dużą katolicką i mniejszą prawosławną.
Obrazek

W czasach austro-węgierskich dominowali w niej, podobnie jak w Dencie, Bułgarzy. Zapewne Niemcy i Węgrzy również byli w większości katolikami, więc dlatego postawili tak wysoki kościół. Dzisiaj przeważają Rumuni, lecz pozostałe narodowości także są obecne.
Obrazek

Dlaczego w ogóle ja się tak śpieszę? Otóż zarezerwowałem nocleg w kolejnym dużym mieście - Aradzie (to jedna z niewielu miejscowości, która nazywa się tak samo w różnych językach). No i powinniśmy tam dotrzeć maksymalnie do godziny 19-tej, inaczej trzeba będzie wydzwaniać do osoby odpowiedzialnej za klucze. Na szczęście udaje się być punktualnie, nawet z lekkim zapasem :D.

Dostajemy fajny pokój w obiekcie, będącym połączeniem jakiegoś dawnego zakładu i kamienicy. To apartament z pokojem i wyposażoną kuchnią, nową łazienką, telewizorem, klimatyzacją i widokiem za okno w klimatach jakie lubię. I wszystko to w cenie rozbicia namiotu na kempingu nad Balatonem :P.
Obrazek

Dodatkowym plusem jest spelunka z tanim piwem zaraz obok kręconych schodów prowadzących na nasz korytarz. Grzech byłoby nie skorzystać! Jako turyści od razu przyciągamy uwagę niejakiego Cristiana vel Cristofa, będącego w stanie mocno zawianym. Wyraźnie mu się nudzi, przesuwa i sprząta cudze kufle, wypytuje o godzinę, opowiada po rumuńsku o swoim zawodzie (zdaje się, że kierowcy ciężarówek), a potem po angielsku upewnia się, czy go zrozumieliśmy :P. Samozřejmě!
Obrazek

Arad to mniejsze i trochę brzydsze rodzeństwo Timișoary. Posiada o połowę mniej mieszkańców i skromniejszą tkankę zabytkową, ale także jest na czym oko zawiesić. Tu również wyraźnie widać habsburskie dziedzictwo, inne w architekturze od zabudowy Wołoszczyzny czy Mołdawii.
Obrazek
Obrazek

Podobnie jak w przypadku "większej" siostry również Arad był kiedyś jedną wielką mieszanką etniczną, ale zdecydowanie przeważali Węgrzy (w Temesvárze najwięcej było Niemców) i właściwie nigdy nie powinien znaleźć się w granicach Rumunii. No, ale wielka polityka nie przejmuje się takimi pierdołami jak skład narodowościowy czy sympatie ludności...

Obecność Madziarów w Aradzie jest ciągle mocno widoczna - nietypowy kościół Antoniego Padewskiego, wciśnięty pomiędzy kamienice, ozdobiony jest wielkim węgierskim napisem.
Obrazek
Obrazek

Zbliża się wieczór, więc młodzież starsza i młodsza zaczyna zbierać się na ulicach i wysiadywać w różnych miejscach, jak np. schody kolumny. Za skrzyżowaniem słońce kończy doświetlać klasycystyczny teatr, otwarty w 1874 roku przez Franciszka Józefa. Początkowo była to scena węgiersko-niemiecka, pierwsze rumuńskie spektakle odbyły się dopiero po ostatniej wojnie (i wkrótce zlikwidowano te w innych językach). Na patrona wybrano Ioana Slavivi, pisarza urodzonego niedaleko Aradu.
Obrazek

Potężny eklektyczny ratusz ("pałac administracyjny") z XIX wieku. I położony w sąsiedniej uliczce Pałac Kultury, misz-masz stylowy.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Pomnik ofiar rewolucji 1989. Arad to także "miasto-męczennik", drugie w kolejności wyzwolone spod władzy komunistycznego Bukaresztu.
Obrazek

Dziś kolacja mniej bałkańska (bo w końcu na Bałkanach nie jesteśmy), lecz mici musiało się znaleźć na talerzu ;).
Obrazek

Rano kontynuujemy zwiedzanie: położony niedaleko noclegowni rynek to otoczony kamienicami skwer z trawnikami i masywnym Pomnikiem Nieznanego Żołnierza z lat 60.. Z tyłu stały namioty i budki, chyba szykowali się na weekendową imprezę.
Obrazek
Obrazek

Z licznych aradzkich świątyń udało nam się zajrzeć jedynie do prawosławnej katedry. Wnętrze ładne, choć poza ikonostasem jakoś tam pustawo.
Obrazek

Naprzeciwko soboru działa targ ze wszystkim i niczym.
Obrazek

Przypadkowo trafiamy na duży plac nazywany Parkiem Pokoju. W środku wznosi się zielony, wysoki pomnik z kobietą trzymającą wieniec laurowy, którą otaczają postacie zastygłe w dramatycznych pozach.
Obrazek
Obrazek

W tym momencie musimy cofnąć się do wydarzeń sprzed ponad półtora wieku: w czasie rewolucji węgierskiej Arad pełnił ważną rolę, bowiem przez pewien okres stacjonował tu powstańczy rząd. Jak wiadomo w 1849 roku węgierski zryw został stłamszony, głównie dzięki pomocy Rosjan. Pomimo, że car sugerował, aby okazać pokonanym łaskę, austriaccy dowódcy przystąpili do bezpardonowych represji. Dwunastu rewolucyjnych generałów i jeden pułkownik zostali skazani na śmierć i 6 października powieszeni w Aradzie (to do dzisiaj na Węgrzech dzień żałoby narodowej). Od tego momentu znani są jako trzynastu męczenników z Aradu.

Przy płaskorzeźbach oficerów wyryto ich nazwiska: Schweidel, Poltenberg, Lahner... Część z nich bynajmniej nie była etnicznymi Madziarami.
Obrazek

Późniejsze Austro-Węgry stały się tak liberalnym państwem, że pozwoliły na wzniesienie pomnika upamiętniającego zabitych, a więc niejako przyznały się, iż popełniły przed laty zbrodnię. To rzecz raczej rzadka, również współcześnie.

Statua Wolności została odsłonięta w 1890 roku. Po przekazaniu miasta Rumunii została ona zdemontowana i schowana w cytadeli: Rumuni nie mają powodów do ciepłego wspominania powstania, bowiem Kossuth i spółka lansował teorię Wielkich Węgier bez prawa autonomii dla mniejszości. Pomnik powrócił na to miejsce piętnaście lat temu jako symbol rumuńsko-węgierskiego pojednania, w tle łopoczą flagi obu państw. A ceglany budynek to wieża wodna.
Obrazek

Aby trochę zrównoważyć proporcje do pomnika węgierskiego dodano łuk triumfalny, który - z tego co próbowałem się doczytać - poświęcony jest rumuńskim ofiarom rewolucji. Rumunii, wobec nieprzejednanej postawy Węgrów w stosunku do niemadziarskich narodowości, wspomagali Habsburgów. I, pisząc dość brutalnie, dali się wydymać, bowiem zamiast wdzięczności Siedmiogród i tak oddano na powrót pod rządy Budapesztu.
Obrazek

Idźmy dalej. Przy skrzyżowaniu widzimy zamknięty kościół ewangelicki.
Obrazek

Ciekawostka transportowa: tutejsza sieć tramwajowa jest najstarsza na terenie Rumunii w dzisiejszych granicach, otwarto ją w 1869 roku (jako drugą na Węgrzech). Początkowo konna, potem rolę zwierząt przejęły silniki, natomiast elektryfikacji dokonano dopiero w XX wieku (jedni piszą, że już w 1913, inni, że po II wojnie światowej). Szyny mają nietypowy rozstaw - 1000 mm, po tym jak w 1944 roku zaczęto używać zdobycznych wagonów ukraińskich korzystających z takiej właśnie szerokości.
Obrazek

Budynek szkoły ze 130 letnią historią.
Obrazek
Obrazek

Arad rozciąga się na pograniczu dwóch krain - większość miasta wraz ze starówką to Kriszana, natomiast południowe dzielnice leżą jeszcze w Banacie. Granicę wyznacza rzeka Mureș (Marusza).
Obrazek
Obrazek

Jedynym ważniejszym obiektem po banackiej stronie jest wybudowana w zakolu rzeki twierdza z XVIII wieku. Niestety, nadal używa jej wojsko, więc nie można wejść na środka.
Obrazek

Wracamy do Kriszany, przyglądając się rzędom zabytkowych fasad. Czasem mignie jakaś stara tablica, np. ta: Zum goldenen A B C.
Obrazek
Obrazek

W jednym z dziedzińców ukryła się dwustuletnia synagoga, a w innym podwórzu zieleń zaczęła pożerać samochód.
Obrazek
Obrazek

W korytarzu obok naszego apartamentu uważnie studiuję mapę ekonomiczną Socjalistycznej Republiki Rumunii z 1977 roku - gospodarka rozwijała się dobrze, ludzie radośnie płodzili się jak króliki (bo zakazano antykoncepcji) i wszystko zmierzało ku świetlanej przyszłości, tylko coś nie wyszło...
Obrazek

Potem pakowanie się i opuszczamy miasto. Na ulicach zaczynają się zwiększony ruch, ale jednak udaje nam się wyjechać dość szybko Na jednym ze skrzyżowań podziwiamy nową katedrę prawosławną, dość bezpłciową w swoim wyglądzie.
Obrazek

Kierujemy się na północ drogą DN79 - chciałem nią jechać już dwa lata temu, lecz wtedy zatrzymał mnie gigantyczny zator na podwójnym przejeździe kolejowym i zmieniłem trasę. Dzisiaj nic nam nie przeszkadza... To rejon pogranicza rumuńsko-węgierskiego, gdzie ciągle w wielu miejscowościach mniejszość węgierska staje się większością i nie zmieniają tego wielkie niebiesko-żółto-czerwone flagi umieszczone na poboczach.
Obrazek

Przejeżdżamy głównie przez wioski. Większe skupisko ludzkie to Salonta (Nagyszalonta). Z kilkunastu tysięcy mieszkańców ponad połowa to Węgrzy i wyznawcy kalwinizmu.
Obrazek
Obrazek

Tu urodził się poeta János Arany, a pamięć o nim jest dobrze widoczna: został patronem liceum, w wieży - będącą pozostałości po dawnej twierdzy - urządzono jego muzeum.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Pomnik żydowskich obywateli z Salonty.
Obrazek

Mieli oni wybitnego pecha, ponieważ w okresie II wojny światowej miasto na kilka lat powróciło do Węgier. Kiedy Niemcy zaczęli okupację Królestwa i do władzy doszli strzałokrzyżowcy, wyznawców judaizmu wygnano do getta w Oradei, a kolejnym etapem była podróż do Auschwitz. Gdyby Salonta pozostała w granicach Rumunii, Żydzi mieliby większe szanse przeżycia.

W dawnej synagodze modlą się dzisiaj baptyści. Podobno kilku starszych w wierze nadal tutaj mieszka.
Obrazek

Suniemy dalej przed siebie. W Oradei (Nagyvárad), jak w każdym dużym ośrodku, witają liczne centra handlowe. Nie czas na zwiedzanie centrum (po 10 latach od pierwszej wizyty), chcemy tylko zrobić zakupy. Na półkach można czasem wypatrzeć jakiś polski produkt, a do tego przyjemnego napoju zachęca sugestywna reklama :D.
Obrazek
Obrazek

Jeszcze kilkadziesiąt kilometrów po rumuńskich drogach...
Obrazek

Satu Nou / Kügypuszta (94%), Tămășeu / Paptamási (91%), Ianca / Jankafalva (86%), Diosig / Bihardiószeg (56%). Liczby w nawiasach pokazują procent Węgrów. Człowiek znów się zastanawia, kto tak durnie wyznaczył granicę? Odpowiedź jest prosta i zawsze taka sama: ważni politycy z dalekich stron. Czy to Europa czy Afryka czy inne rejony, dla nich istniała tylko mapa na której kreślono linie. Stosunki narodowościowe i powiązania gospodarcze nie miały żadnego znaczenia...

W Săcueni (Székelyhíd) odbijamy z krajówki w lewo, na boczną szosę. Przepływająca pod mostem rzeczka (kanał?) kusi w upale niebiesko-zielonym chłodem, lecz nie tym razem.
Obrazek
Obrazek

Do przejścia granicznego już tylko kawałeczek...
Obrazek
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!

Awatar użytkownika
buba
Posty: 6126
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2019-12-02, 19:14

Pudelek pisze:Dostajemy fajny pokój w obiekcie, będącym połączeniem jakiegoś dawnego zakładu i kamienicy. To apartament z pokojem i wyposażoną kuchnią, nową łazienką, telewizorem, klimatyzacją i widokiem za okno w klimatach jakie lubię. I wszystko to w cenie rozbicia namiotu na kempingu nad Balatonem .


Mniejsza o reszte! Widok wart napewno te pieniadze! :D
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..

Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8367
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Postautor: Pudelek » 2019-12-02, 23:12

Ogólnie było tam fajnie, bo z jednej strony wnętrze pokoi usatysfakcjonowałoby chyba każdego, również bardzo wygodną osobę, a z drugiej - drzwi obite z zewnątrz jak kiedyś u dyrektorów, długie korytarze, jakieś stare meble tam stały, stare mapy, dookoła fabryka i speluna :D Jeszcze dodatkowo zaraz obok była piekarnia ze smacznym jedzeniem, a gdyby ktoś był głodny to i pizzeria :P
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!