08-13.08.2015 - Na piwo do zachodnich sąsiadów...

Relacje pozagórskie ze świata.
Awatar użytkownika
Robert J
Posty: 1375
Rejestracja: 2013-12-08, 21:46
Kontakt:

08-13.08.2015 - Na piwo do zachodnich sąsiadów...

Postautor: Robert J » 2015-10-15, 19:51

08-13.08.2015 - Na piwo do zachodnich sąsiadów... - Dzień 1 - 08.08.2015

Po poprzednim wyjeździe pozostał niedosyt i to bardzo duży..., dlatego też gdy nadarzyła się możliwość na kolejny wyjazd to nie myśląc zbyt wiele ruszam w trasę. Co było tym razem moim celem ? O tym będzie gdy opiszę trzeci dzień ;)


Tym razem postanowiłem zrezygnować ze sporej części bagaży. W planach nie ma żadnych wysokich gór, a na następny tydzień zapowiadają wręcz tropikalne upały. Jak się później okazało bagaże nie były wcale takie lekkie. Czasami tachałem spore zapasy wody, która była niezbędna, a i było oczywiście zawsze kilka butelek złocistego napoju w sakwach, dzięki któremu pokonuję tak duże odległości rowerem ;)

Na wycieczkę postanawiam wyruszyć w nocy z piątku na sobotę(07/08.08). Tak się jakoś trafiło, że właśnie tego dnia dostaję info od Kuby, że wybierają się we dwójkę z Grześkiem na wschód słońca na Borówkową..., no i postanowiłem do nich dołączyć :)
Przesuwam więc o dwie godziny swój wyjazd i spotykam się z chłopakami w Nysie. Konsumpcja piwa na "Pentagramie" i lecimy przez wioski na czeską stronę do Vidnavy i dalej w kierunku Javornika. Grześ narzuca spore tempo jazdy. Szybko meldujemy się w znanej nam knajpce w Javorniku. Wypijamy po kilka piwek, robimy stosowne zapasy i uderzamy na Borówkową. Szczyt zdobywamy chwilę przed trzecią nad ranem, a średnia prędkość wyszła mi ponad 29 km/h !

Obrazek
Noc na Borówkowej

Obrazek

Czasu na sen nie ma już zbyt wiele. Oczy zmrużyłem może na 1,5 godziny gdy odzywa się budzik. Wchodzimy na wieżę obejrzeć nieszczególny wschód słońca.

Obrazek

Spać się już nie kładę tylko szykuję się do dalszej drogi. Żegnam się z chłopakami i ruszam w dół do Lądka Zdrój. Chcę pokonać jak najwięcej kilometrów z rana gdy temperatura powietrza jest jeszcze znośna. Przejazd przez Kłodzko i jadę do Kudowy Zdrój. O 9 temperatura już ponad 30 stopni Celsjusza ! Każdy nawet najmniejszy podjazd daje mi nieźle popalić. Asfalt wręcz się topi i mam wrażenie jakby przyssało mi opony do drogi ;)

W Kudowie zakupy i chwila spokojnego spaceru po części zdrojowej. Następnie jadę trasą rowerową do Czermnej pod tamtejszą kaplicę czaszek.

Obrazek

Obrazek
Część zdrojowa w Kudowej

Obrazek
Czermna

Fajną ścieżką rowerową przekraczam po raz kolejny tego dnia granicę i docieram do pierwszego miasta po czeskiej stronie, którym jest 21 tysięczne miasto Nachod.

Na rynku rozłożone wesołe miasteczko co szpeci mi zdjęcia. Mimo weekendu można policzyć na palcach osoby korzystające z atrakcji. Bardzo wysoka temperatura skutecznie odstrasza mieszkańców, którzy wolą ten czas spędzić w domach ewentualnie gdzieś w cieniu drzew.

Wracając jeszcze do rynku w Nachodzie stoi tu kościół św. Wawrzyńca, który pochodzi z początku 14 stulecia. Nad miastem góruje renesansowy pałac, który powstał z przekształcenia wcześniejszej twierdzy. Obiekt nabierał obecnego kształtu przez 60 lat, a było to w latach 1554–1614.

Obrazek
Rynek w Nachodzie

Obrazek

Obrazek
Nachod - pałac

Z Nachodu mam już mniej męczącą trasę(teoretycznie). Jest prawie płasko, ale mam za to dość silny wiatr wiejący od przodu. Dodatkowo temperatura zabija. Na termometrze jest już przeszło 40 stopni!

O pierwszej docieram do Jaromierza(czes. Jaroměř). Poprzednim razem przez to miasto przejeżdżałem nocą przeszło dwa lata temu. Tym razem zatrzymuję się w centrum. Miasto(jak to miasta w Czechach) całkiem przyjemne dla oka. Rynek o nieregularnym kształcie otoczony kolorowymi kamienicami reprezentującymi różne style.

Obrazek
Rynek w Jaromierzu

Obrazek

Na środku stoi barokowy Słup Mariański z lat 1723-1727 z warsztatu M. B. Brauna. Po wschodniej stronie gotycki kościół św. Mikołaja, a tuż obok dzwonnica bramna nad "polską drogą", przez którą wjechałem na rynek.
Na rynku spotkałem zaledwie dwie osoby. W cieniu parkowych drzew po drugiej stronie Łaby już bardziej tłocznie. Gdzieś tam z jednej z kamienic słychać jak ktoś gra na pianinie...

Obrazek

Obrazek
Dzwonnica bramna

Obrazek
Gotycki kościół św. Mikołaja

Postanawiam podjechać na moment do twierdzy Josefov będącej dzielnicą Jaromierza. Budowę twierdzy rozpoczęto w 1780 na rozkaz cesarza Józefa II, dla ochrony wschodnich Czech od strony Prus. Prace trwały 7 lat. W twierdzy mogło stacjonować 12 tysięcy żołnierzy, a zgodnie z założeniami mogła bronić się przez 5 miesięcy. Jednak obiekt nie miał możliwości sprawdzenia się w boju podczas żadnej z wojen.

Pech chciał, że trafiam na kolejną imprezę. Właśnie odbywa się jedna z największych imprez muzyki metalowej w Europie - festiwal "Brutal Assault". Impreza oblegana przez tysiące żądnych wrażeń fanów. Jednak wszyscy pochowali się w cieniu.
Na obrzeżach dzielnicy jeden wielki śmietnik. W centrum wygląda znośnie. Stoi tu kościół garnizonowy w stylu empire. Postawiony w latach 1805-1810. Niestety objeżdżam tylko rynek dookoła bo ze względu na obecnie trwającą imprezę dostęp do pozostałych części jest bardzo utrudniona.

Obrazek
Kościół garnizonowy w dzielnicy Josefov

Obrazek

Obrazek

Wracam więc do Jaromierza i jadę dalej na północ w kierunku Dvůr Králové nad Labem. Po drodze odwiedzam jeden z piękniejszych kompleksów barokowych w Czechach - Kuks. Założycielem na początku XVIII wieku był hrabia František Antonín Špork, który odkrył tu lecznicze źródła mineralne. Poza klasztorem ze szpitalem powstał tu wówczas dom zdrojowy.

Obrazek
Kuks

Obrazek

Obrazek
Kuks - cześć zdrojowa

Z Kuks jadę wzdłuż Łaby do Dvůr Králové gdzie oczywiście odwiedzam rynek. Plac niewielki, kameralny i standardowo wybrukowany. W północnej części stoi renesansowy ratusz. I jak to w dniu dzisiejszym standardowo zupełne pustki...

Obrazek
Dvůr Králové

Obrazek
Renesansowy ratusz

Obrazek
Wieża Šindelářska

Kolejny dzisiejszy cel to Jiczyn(czes. Jičín). Po drodze przejeżdżam przez Miletin i Lázně Bělohrad.

Obrazek
Pomník K. J. Erbena w Miletinie

Obrazek
Miletin - Kościół Zwiastowania NMP.

Obrazek
Lázně Bělohrad - dom zdrojowy

Obrazek
Barokowy pałac

W Jičínie jestem przed 18tą. Poprzednim razem trafiłem na jakiś festyn i miałem problemy by przecisnąć się przez rynek. Tym razem miałem pustki, choć o tej porze już trochę więcej osób spaceruje po mieście.

Obrazek
Jičín

Na rynek wjeżdżam przez symbol miasta - wieżę miejską "Valdicką bramę" wysoka na 52 metry. Nazywana jest również bramą do Czeskiego Raju.

Obrazek
Valdicką brama

Rynek duży i ładny choć widywałem zdecydowanie ciekawsze.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Gotycki kościół św. Ignacego.

Z Jičína jadę ciągle na zachód bo moim kolejnym celem jest Mlada Boleslav. Chciałem zdążyć przed zachodem słońca, ale kilkanaście kilometrów wcześniej w miejscowości Sobotka moją uwagę zwrócił ładny pałacyk i postanawiam zmodyfikować odrobinę trasę ;)

Obrazek
Sobotka

Obrazek
Pałac myśliwski Humprecht

Pałac myśliwski Humprecht wybudowany został w latach 1666-1668 na niewielkim wzniesieniu ponad wsią. Czytając tablicę informacyjną dowiaduję się o kolejnym obiekcie wartym uwagi. Jadę więc kilka kilometrów na północ by zobaczyć jeden najlepiej zachowanych zamków gotyckich w Czechach - zamek Kost. Został zbudowany w połowie XIV wieku przez Beneša z Vartemberku. Obecnie ładnie odrestaurowany.

Obrazek
Zamek Kost

Obrazek

Obrazek

Do Mladej Boleslav docieram z prawie dwugodzinnym opóźnieniem. Może to nawet i lepiej bo mam okazję wykonać kilka nocnych ujęć.

Obrazek
Mladá Boleslav

Centrum z kilkoma ciekawymi obiektami. Kościół Wniebowzięcia NMP., stary renesansowy ratusz czy zamek miejski.

Obrazek
Kościół Wniebowzięcia NMP.

Obrazek
Renesansowy ratusz

Obrazek

Zamek pierwotnie gotycki. W 1555 przebudowany w duchu czasu na styl renesansowy.

Obrazek
Renesansowy zamek

Będąc jeszcze w mieście nieboskłon od czasu do czasu przecina błyskawica. Jeszcze nie słychać grzmotów, ale pewnym jest że zaraz rozpęta się tu piekło. Szybko opuszczam miasto jadąc w dalszym ciągu na zachód. Goni mnie burza i to nie jedna. Miasto opuściłem w odpowiednim momencie bo teraz odwracając się do tyłu widzę jak mocny pada tam deszcz gdy niebo rozdziera błyskawica za błyskawicą.
Od południa idzie kolejna, a przede mną jest jeszcze jedna... Na szczęście szybko znajduję schronienie w Oborze..., ale nie w takiej gdzie trzyma się bydło tylko w miejscowości o takiej nazwie u podnóży szczytu Bezděz ;)

Planem na dziś było pokonać przeszło 300 km i to mi się udało :

Statystyki dnia pierwszego:

Wypiłem łącznie 15 litrów wody tego dnia oraz aż 8 piw ;)

Obrazek



Cała galeria:

https://plus.google.com/photos/117901767401578298989/albums/6197817302595367345

cdn...

Awatar użytkownika
Tatrzański urwis
Posty: 1405
Rejestracja: 2013-07-07, 12:17
Lokalizacja: Małopolska

Postautor: Tatrzański urwis » 2015-10-15, 20:23

Robert J pisze:Planem na dziś było pokonać przeszło 300 km i to mi się udało :
:o-o czapki z głów :brawo . Jesteś moim rowerowym guru mistrzu :ok . Kiedyś udało mi się pokonać na rowerze 200 km ale to było przed wypadkiem kiedy miałem lepszą kondychę , teraz byłoby ciężko :rol . Czekam na ciąg dalszy ;) .

Awatar użytkownika
Basia Z.
Posty: 3550
Rejestracja: 2013-09-06, 22:41
Lokalizacja: Chorzów

Re: 08-13.08.2015 - Na piwo do zachodnich sąsiadów...

Postautor: Basia Z. » 2015-10-15, 20:37

Robert J pisze:
W Jičínie jestem przed 18tą. Poprzednim razem trafiłem na jakiś festyn i miałem problemy by przecisnąć się przez rynek. Tym razem miałem pustki, choć o tej porze już trochę więcej osób spaceruje po mieście.


Na rynek wjeżdżam przez symbol miasta - wieżę miejską "Valdicką bramę" wysoka na 52 metry. Nazywana jest również bramą do Czeskiego Raju.


Rynek duży i ładny choć widywałem zdecydowanie ciekawsze.



To chyba ten Jičín od rozbójnika Rumcajsa, bo coś mi się ta brama kojarzy z dobranocki.

Awatar użytkownika
Robert J
Posty: 1375
Rejestracja: 2013-12-08, 21:46
Kontakt:

Postautor: Robert J » 2015-10-15, 20:42

Tatrzański urwis pisze: czapki z głów . Jesteś moim rowerowym guru mistrzu . Kiedyś udało mi się pokonać na rowerze 200 km ale to było przed wypadkiem kiedy miałem lepszą kondychę , teraz byłoby ciężko . Czekam na ciąg dalszy .

No pamiętam jak kiedyś pisałeś o swoich treningach ;)

Basia Z. pisze:To chyba ten Jičín od rozbójnika Rumcajsa, bo coś mi się ta brama kojarzy z dobranocki.

Tak, to ten Jičín. Niestety już po raz kolejny Rumcajsa nie spotkałem ;)

Obrazek
Ostatnio zmieniony 2015-10-15, 20:43 przez Robert J, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
buba
Posty: 6126
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2015-10-15, 21:08

było pokonać przeszło 300 km i to mi się udało :


Mysle ze ja tez pokonalam na rowerze 300 km- np. przez rok :P
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..

laynn

Postautor: laynn » 2015-10-15, 21:37

300 km nieźle, ale 300 km w upale to jest wyczyn. Na samo wspomnienie tego lata robi mi się słabo...
Ja pewnie za młodego kręciłem do setki, a i to pewnie sporo zawyżyłem. Choć nie jedną z tras jakie pamiętam to ok 80km plus coś tam jeszcze do końca dnia dojechałem, więc pod setkę dociągnąłem...
Ostatnio zmieniony 2015-10-15, 21:38 przez laynn, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Basia Z.
Posty: 3550
Rejestracja: 2013-09-06, 22:41
Lokalizacja: Chorzów

Postautor: Basia Z. » 2015-10-15, 22:00

laynn pisze:Ja pewnie za młodego kręciłem do setki, a i to pewnie sporo zawyżyłem. Choć nie jedną z tras jakie pamiętam to ok 80km plus coś tam jeszcze do końca dnia dojechałem, więc pod setkę dociągnąłem...


"Za młodu" no już nie przesadzaj.

Jakieś 10 lat temu, czyli mając około 50 lat na karku zrobiłam kilka wycieczek po 100 km na dniówkę, ale nie było to 100 km każdego dnia, tylko np. jeden dzień w weekend.
I wcale nie było tak bardzo meczące, dało się zrobić na trasie wiele odpoczynków, tylko na drugi dzień trudno się siedziało.
Przypuszczam, że 100 i teraz dałabym radę (mam na myśli jednorazowe przejechanie w ciągu dnia), ale po co ?
W końcu jadąc 10 km / godz. (a więc zupełnie lajtowo) to jest 10 godzin jazdy.

Mam dwóch dobrych kumpli, każdy z nich ma po 50 lat z małymi groszami i w tym roku jeden z nich przejechał 1000 mil, a drugi 500 mil. (to jest taki specjalny rajd organizowany na terenie Czech i Słowacji)
Ten pierwszy dodatkowo wziął udział w takim rajdzie 700 km non stop, w okolicach Szczecina.
Szczerze ich podziwiam, dzięki nim wiem że to jest możliwe :)

Natomiast za najtrudniejsze w tym wszystkim nie uważam jednorazowe przejechanie 200 czy 300 km, ale to, że kolejnego dnia, będąc nie do końca wyspanym trzeba wstać, wsiąść na siodełko i jechać znowu. I kolejnego dnia - znowu.

No i ten upał. W takim upale przejechałam w lipcu po Jurze około 50 km i miałam dość.
Rano i wieczorem dało się jechać, w środku dnia to była klęska.

Awatar użytkownika
buba
Posty: 6126
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2015-10-15, 22:22

W końcu jadąc 10 km / godz. (a więc zupełnie lajtowo) to jest 10 godzin jazdy.


10 godzin czystej jazdy-samego krecenia! a gdzie popasy, kibelki, zwiedzanie, fotografowanie?
To przynajmniej przez pol trzeba podzielic! Oczywiscie mowimy o lajtowych wyjazdach rekreacyjnych i normalnych ludziach a nie cyborgach pokroju Roberta czy twoich kolegow :P

laynn pisze:Na samo wspomnienie tego lata robi mi się słabo...


Basia Z. pisze:No i ten upał. W takim upale przejechałam w lipcu po Jurze około 50 km i miałam dość.
Rano i wieczorem dało się jechać, w środku dnia to była klęska.


Przesadzacie z tymi upalami! Normalne cieple mile lato! :D Teraz czlowiek siedzi i teskni.. i marznie...
Ostatnio zmieniony 2015-10-15, 22:28 przez buba, łącznie zmieniany 4 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..

Awatar użytkownika
ceper
Posty: 8598
Rejestracja: 2014-01-02, 11:33

Postautor: ceper » 2015-10-15, 22:32

300 km robi wrażenie, tylko 3x dane mi było podobny dystans pokonać w jednym dniu: 2x w czerwcu 1990 (trasa Praga - Szklarska Poręba - Brzeg - Łódź - Kudowa- Praga, 1100km w 5dni) i Bogumin - Radom. W tamtych czasach około 8h zajmował mi przejazd Bogumin - Bełchatów (230km), wiele razy i zawsze nowym rowerem z plecakiem pełnym łakoci :)
Lubię jeździć rowerem, ale raczej do 120km dziennie przy dobrej nawierzchni i jeśli w planie jest cokolwiek do zwiedzania. Jeśli mowa o Jičíně(smaczne dania w knajpce przy rynku), to rower można mieć na koszulce, zaś korzystać z innego środka transportu - właśnie tam wylądowałem :)
Obrazek
Czy celem rajdu nie jest jakieś regionalne piwo? O wjazd na Zugspitze rowerem nie podejrzewam :)
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.

Awatar użytkownika
Robert J
Posty: 1375
Rejestracja: 2013-12-08, 21:46
Kontakt:

Postautor: Robert J » 2015-10-15, 22:42

ceper pisze:Czy celem rajdu nie jest jakieś regionalne piwo? O wjazd na Zugspitze rowerem nie podejrzewam

Nie, żadne regionalne piwo ino niewysoki szczyt w Turyngii. O piwie w tytule napisałem tak z głupia frant bo nie miałem innego pomysłu na tytuł relacji. Choć w rzeczywistości piwa było sporo podczas tego wyjazdu.
buba pisze:10 godzin czystej jazdy-samego krecenia! a gdzie popasy, kibelki, zwiedzanie, fotografowanie?
To przynajmniej przez pol trzeba podzielic! Oczywiscie mowimy o lajtowych wyjazdach rekreacyjnych i normalnych ludziach a nie cyborgach pokroju Roberta czy twoich kolegow

No przecież było u mnie to wszystko, a średnia poniżej 20 km/h to bardzo lajtowa jazda :rol
Ostatnio zmieniony 2015-10-15, 22:43 przez Robert J, łącznie zmieniany 1 raz.

laynn

Postautor: laynn » 2015-10-16, 08:20

Basia Z. pisze:"Za młodu" no już nie przesadzaj.

Basiu, wtedy miałem 17 czy 18 lat, od ok 20tego roku życia nie mam roweru, dwa wtedy nie miałem problemów zdrowotnych. Jednak z cukrzycą nie wiem jak by mi się jeździło.
Fakt, zapomniałem napisać, że tą trasę jechałem pożyczonym rowerem z licznikiem, z Dąbrowy na Podzamcze. Za Niegowonicami, na liczniku miałem ok 35km/h, jednak nie pamiętam średniej prędkości, ale tempo miałem mocne.
Teraz nie mam miejsca na rower (żona tak twierdzi, może kiedyś zmieni zdanie :D ), trzy lata temu 30km z Władysławowa na Hel dojechałem, mogłem wracać, ale jechaliśmy tandemem z żoną i ona była wykończona. Ja spokojnie bym przejechał.
Tylko mi chodziło, że to była jedyna przeze mnie trasa zapamiętana, którą mogłem porównać do Roberta 200 w upale.

Awatar użytkownika
buba
Posty: 6126
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Postautor: buba » 2015-10-16, 10:01

laynn pisze:mogłem wracać, ale jechaliśmy tandemem z żoną i ona była wykończona


a jak byla zmeczona to nie mogla przestac pedalowac? zawsze myslalam ze taki jest wlasnie urok tandemu ze slabsza kondycyjnie osoba moze sie poopierdzielac :D (toperz tez w to wierzy dlatego zdecydowanie odmawia zakupu takiego roweru :P
Ostatnio zmieniony 2015-10-16, 10:03 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..

laynn

Postautor: laynn » 2015-10-16, 10:09

No tym rowerem co jechaliśmy, to o ile pamiętam, pedały się razem obracały, więc nie mogła, niby nogi zdejmowała ale te nogi wtedy trzeba było dość niewygodnie szeroko rozstawiać i tak na prawdę wolała już jednak pedałować ze mną. Wiesz najgorsze w tej trasie było to, że przed Helem trochę pagórków się pojawiło.

Awatar użytkownika
Basia Z.
Posty: 3550
Rejestracja: 2013-09-06, 22:41
Lokalizacja: Chorzów

Postautor: Basia Z. » 2015-10-16, 10:16

W lipcu brałam udział w imprezie, gdzie na tandemach jechali niewidomi, oczywiście w parze z osobą widzącą, która była z przodu. Ale pedałowali równo, właśnie w tym sakramenckim upale po Jurze, na której też nie brak pagórków. Pod górkę wyprzedzali osoby jadące na pojedynczych rowerach (np. mnie), bo jednak co dwie pary nóg to nie jedna.

Z tego co wszyscy mówili najtrudniejsza była synchronizacja zwłaszcza przy wsiadaniu lub zsiadaniu, trzeba było za każdym razem wołać głośno - "zsiadam", aby ta druga osoba nie upadła wraz z rowerem.

Pewnie w przeszłym roku też będzie taka impreza, bo wszystkim bardzo się podobało.
Ostatnio zmieniony 2015-10-16, 10:16 przez Basia Z., łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
ceper
Posty: 8598
Rejestracja: 2014-01-02, 11:33

Postautor: ceper » 2015-10-16, 10:39

Basia Z. pisze:Pod górkę wyprzedzali osoby jadące na pojedynczych rowerach (np. mnie), bo jednak co dwie pary nóg to nie jedna.
To także 2x większy ciężar, rower tandem też troszkę cięższy, zatem nie ma teoretycznie różnicy, jednak praktycznie lepiej jechać samemu.
Mały Heniu pod górkę daje nieźle radę /waży około 50kg/, ale z górki nie ma ze mną szans :)
Robert J pisze:Niestety już po raz kolejny Rumcajsa nie spotkałem ;)
Ja też. Cieszmy się z tego, bo ten chyba łupił wszystkich /Janosik tylko bogatych i rozdawał biednym/.
Robert J pisze: ino niewysoki szczyt w Turyngii
No to nas trochę rozczarowałeś, bo przyzwyczaiłeś nas do dziennych odcinków 200-300km i 5km przewyższeń. Piękne zdjęcia nocne :) Nie rozważałeś jazdy nocnej /zwiedzanie/, zaś upalny dzień przeznaczyć na odpoczynek/sen i ładowanie akumulatorów/.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/

Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.