W królestwie Saszki Ł. czyli majówkowo nad Niemnem i Muchawc
: 2017-05-10, 10:06
Na poczatek przedstawie naszego nowego przyjaciela- oto busio, lat 23. W swojej historii wozil kajaki jakiegos klubu a potem robił za traktor ciagnac przyczepy rolnika. Pewnie mial wiecej przygod ale pozostale sa juz jego słodką tajemnicą...
Majowka to nasza pierwsza wspolna wyprawa, wczesniej nie mielismy okazji pojechac nawet na jakas okoliczna wycieczke popoludniowa, wiec przygody jakie sie szykuja na trasie byly dla nas w tym momencie jedną wielka zagadka. Bus, ktory bedzie przenośna wiatą do spania (a wiaty wystepują niewszedzie) marzyl nam sie od dawna. Rozmyslania dojrzaly jednak do decyzji w zeszle wakacje, gdy na trasie do Gruzji przyszlo mi spedzic prawie 3 miesiace z torbą na kolanach a toperz kilka razy zostal zaatakowany spadajacym na glowe wozkiem, wlasnie wtedy kiedy nalezalo szybko zmienic bieg Z busow oczywiscie najbardziej podobal mi sie uaz bo nie dosc, ze ladny, klimatyczny to rowniez terenowy. Drugim faworytem byl VW T3, jednak oba modele niezbyt byly polecane przez osoby je uzytkujace, zwlaszcza te, ktore na mechanice znaja sie na tyle, ze potrafia jedynie odroznic kierownice od zderzaka. Auto w koncu ma jezdzic a nie tylko wygladac jak sliczny ogórek, a z nami nie bedzie miec latwego zycia. Padło wiec na inny model, ktory stanowi chyba 90% gruzinskich i ormianskich marszrutek, jezdzilismy nim wielokrotnie i zauroczylo nas- jak cos co nie jest terenowka dzielnie pokonuje wykroty i kaukaskie przelecze.
Na tegoroczna majowke postanowilismy pojechac na Białorus. Kierunek ten pociagal mnie juz od bardzo dawna, ale zwykle zwyciezalo lenistwo i skąpstwo a wyjazd konczyl sie na Ukrainie. Przerazaly mnie formalnosci z uzyskaniem wiz, voucherow, ubezpieczen, rezerwacji hotelowych, zaproszen, zameldowan i szlag wie czego jeszcze. W tym roku udalo sie zmobilizowac aby zalatwic wizy- dwie za jednym zamachem. Korzystajac z biura- bo bieganie po jakis ambasadach i konsulatach, ktore sa na drugim koncu Polski wciaz nie przestalo mnie przerazac.
Zatem ruszamy na pierwszy prawdziwie wiosenny wyjazd, ktory u nas zawsze otwiera sezon biwakow w terenie, pod dachem z gwiazd (lub betonem ruin), wsrod szumu drzew i kwiku nocnego ptactwa. W tym roku jednak nie ma upału a kwitnace drzewa znikaja pod warstwa sniegu, ktora akurat w dzien wyjazdu postanowila spowic nasze miasto. Warstwa jest cienka i po godzinie znika, ale wystarcza aby lekko nadpsuc humor. Prognozy na wieksza czesc naszego wyjazdu tez nie sa obiecujace, a temperatury majace oscylowac w okolicach zera powoduja, ze dopakowuje kilka swetrow, cieple rajstopy i zimowe czapki. Zakupujemy tez grzejnik typu “sloneczko” na butle gazową, jakby nastala przypadkiem kiedys taka noc jak 10 lat temu w Łopience, gdy czlowiek ma ochote tylko rozpłakac sie z zimna a samogon na rozgrzewke postanowil sie skonczyc.
Wyjezdzamy w piatek poznym popoludniem z zamiarem zanocowania gdzies nad Wartą w rejonie Działoszyna. Lodowaty wiatr miotajacy sniegiem z deszczem powoduje jednak, ze blotniste nabrzeza i chłod ciagnacy od rzeki jest ostatnia rzecza o jakiej marzymy i postanawiamy jeszcze dzis skorzystac z kwatery. Znajdujemy pokoje pracownicze wiec nie jest bardzo zle. Wolne miejsca sa- bo ¾ majowkowiczow zrezygnowala z wyjazdu. Mieli to byc kajakarze wiec w pelni sie im nie nie dziwie
Rano nie pada co jest duzym plusem. Suniemy sobie wiec ku wschodowi w humorach nieco razniejszych. Spotykamy dzis dwa nietypowe pomniki- karpia w Rudzie Malenieckiej
I kaloryfera w Stąporkowie.
Uprzedzajac nieco fakty i wybiegajac w przyszlosc- dziwne pomniki spotkalismy rowniez na Białorusi w Szczuczynie: pomnik kredek
Pióra
Kontrabasu
Sobotnim wieczorem docieramy do Porosiukow i biwakowiska nad Krzną, dobrze znanego juz z dwoch podlaskich wyjazdow w minionych latach. Jestesmy pierwsi wiec zbieramy chrust na ognisko a kabaczek ochoczo pomaga.
Pozniej dojezdza Ziuta, Grzes, Aga i Bartol, ktory ma dzis urodziny. Mialo byc jeszcze kilka osob ale niestety cos pokrzyzowalo im plany.
Nadmorska ekipa przywozi ze soba rozne specjaly m.in. sery wlasnej roboty oraz nalewki.
A Ziuta jak zwykle zadbała o pyszne ogóry (zdjecie Agi)
Jak zwykle na Podlasiu wieczorowa pora podnosza sie malownicze mgly.
Temperatura niestety jest mniej malownicza bo oscyluje w okolicach plus trzy. Załączamy wiec na chwile nowy wynalazek aby choc troche ogrzac nasza przenośna wiate przed ulozeniem w niej kabaka, zwlaszcza ze stworzenie to ma niefajna przypadlosc wypełzania przez sen z kazdego spiwora.
Impreza trwa w najlepsze do godzin dosyc poznych. Odwiedza nas tez samotny miejscowy chlopaczek, ktory przyłacza sie do imprezy, je, pije, opowiada a potem nagle znika nie wiadomo kiedy.
A tak wygladaja trzy kotki o poranku
Śpia w zagrodce na tyle busia a ja na fotelach. Troche mi stercza nogi ale patent daje rade.
Rano Bartol wyciaga swoją Wielką Muche, wiec dzieki niemu mozemy zobaczyc nasze biwakowisko nad Krzną z nieco innej perspektywy. Dopiero teraz odkrywam, ze Krzna wyglada tu jak rowny, uregulowany kanał a nie meandrujaca rzeka za jaka ją miałam!
Wielki “owad” bardzo nie podoba sie kabaczkowi. Instynkt malenstwo ma dobry, faktycznie dzwiek tego gdy nadlatuje przypomina stado zblizajacych sie szerszeni mutantow. Wiec gdy "mucha" jest w poblizu to kabaczę chetnie siedzi na kolanach, przytula sie a nie daje noge w las jak ma to przewaznie w zwyczaju (zdjecie Agi)
Z Porosiukow do Terespola mamy juz niedaleko. Na ta owiana złymi legendami granice, ktora rodzina i znajomi straszyli nas juz od dawna. Nie ma duzej kolejki. Calosc przeprawy zajmuje nam okolo 3 godziny, glownie dlatego ze trzeba wypisac karteczki migracyjne, “wriemiennyj (czasowy) wwoz” na samochody itp. Pogranicznicy sa bardzo pomocni, chetnie pomagaja uzupelnic rozne dziwne rubryki na temat wwozonego sprzetu do zadeklarowania, pieniedzy, wczesniejszych pobytow i jakis innych dziwnych pierdół. Zupelna abstrakcja jest dla mnie ten “wriemiennyj wwoz”- nasze auto dostaje prawo do przebywania na Bialorusi do pazdziernika. No super! Ale my mamy wizy na tydzien!! Jaki to ma sens? Ze mozemy go przehandlowac i legalnie opuscic terytorium kraju?
O dziwo nie ma zadnego przetrzasania bagazu, wybebeszania apteczek, czepiania sie lekarstw czy jedzenia (nie wolno jedynie przewozic psychotropow i narkotykow- chyba ze ma sie swiadectwo od lekarza ze sie je musi zazywac). Ogolnie odprawa przebiega w atmosferze duzo bardziej kulturalnej i spokojnej niz ma to miejsce np. na granicy z Ukrainą. Od jednej z celniczek dowiaduje sie, ze jesli opuscimy Bialorus w piatek (dzis jest niedziela) to nie musimy robic meldunku. Jesli w sobote- to juz nalezy- bo sobota jest liczona jako dzien roboczy.
Dostajemy tez mapke platnych drog na Białorusi. Sposob platnosci jest tu jeszcze bardziej idiotyczny niz w Polsce. Trzeba wypozyczyc elektroniczne pudełko, ktore sczytuje impulsy ze slupkow nabitych przy drogach. Za wypozyczenie pudełka nalezy tez zaplacic i go odpowiednio nabic srodkami w zaleznosci ile chcemy jezdzic. Sa jakies dwa rodzaje pudełek - z antenka i bez. Jesli pudełko nie sczyta odpowiednio kilometrow to jest to nasza wina. Za brak pudełka grożą kosmicznie duze mandaty. Ogolnie nie planujemy jezdzic tymi platnymi drogami, preferujemy raczej zadupia niz autostrady. Poczatkowo chcemy jednak na wszelki wypadek je miec np. na wypadek zabłądzenia czy jakis objazdow. Jednak za granicą nie bardzo widzimy gdzie by mozna je (te pudełka) pozyskac. Babka w kantorze nic nie wie. Moze na stacji benzynowej? Ale potem, wyjezdzajac inna trasa znow je bedzie trzeba gdzies oddac i odzyskac depozyt. A kij z tym! Na pohybel jakims idiotycznym rozwiazaniom! Bylyby winiety to bysmy kupili! A tak- bedziemy starac sie unikac jak ognia drog zasmarowanych na mapce na fioletowo (acz raz przypadkowo wjezdzamy na 3 km )
Pierwszy nocleg spedzamy na obrzezach Brześcia, gdzies po wschodniej czesci miasta. Tzn. tam gdzie miasto sie juz powoli konczy. Nad rzeką Muchawiec, w miejscu wklinowanym gdzies miedzy baze wypoczynkowa a wille jakiegos oligarchy. Popularne miejsce lokalnych rybakow.
Toperz postanowil poczestowac sie jednym kabanosem
Rano budza nas kwiki- kabaczek probuje schwytac swoj cien. Zabawy na godzine!
Nasze biwakowisko o poranku.
Jadac przez Brześć ma sie wrazenie przestrzeni i pustki. Szerokie, wielopasmowe drogi… I pusto…
Natrafiamy na dwie malutkie, niebieskie cerkiewki w cieniu wielkich blokowisk.
Mijamy tez muzeum kolejowe z lokomotywami o czerwonych gwiazdach. Ale jakos nie ma zbytnio czasu ani parcia w ekipie aby go zwiedzic…
Kursowe pociagi juz takich gwiazdek nie mają
Dworzec maja tu solidny
Na zakładach elektrotechnicznych mozna znalezc ciekawe murale
Obrzeza Brzescia wygladaja zupelnie jak gdzies pod Wrocławiem- jedna, wielka budowa i ciagnace sie osiedla nowych domków jednorodzinnych typu płaszczak. Zauwazam jednak jedną roznice- przy nawet nowych, wypaśnych domach dosc popularne sa tu sady. Nie tylko tuje i trawa z rolki…
Zwiedzamy tez troche fortow Twierdzy Brzesc ale o tym bedzie osobna czesc relacji.
Kolejnego noclegu znow szukamy nad Muchawcem ale w innym miejscu. Spokojniejszym i znacznie bardziej ogniskowym.
A my mamy takie same czapki! no prawie...
W nocy znow dogrzewamy sie butlą… To ma byc k…. maj???? Budze sie kolo 2 w nocy. Nie moge zasnac tak mnie telepie z zimna. Toz nieraz w marcu jest cieplej! Godzine spedzamy pilnujac grzejnika… Potem spi sie juz fajnie!
cdn
Majowka to nasza pierwsza wspolna wyprawa, wczesniej nie mielismy okazji pojechac nawet na jakas okoliczna wycieczke popoludniowa, wiec przygody jakie sie szykuja na trasie byly dla nas w tym momencie jedną wielka zagadka. Bus, ktory bedzie przenośna wiatą do spania (a wiaty wystepują niewszedzie) marzyl nam sie od dawna. Rozmyslania dojrzaly jednak do decyzji w zeszle wakacje, gdy na trasie do Gruzji przyszlo mi spedzic prawie 3 miesiace z torbą na kolanach a toperz kilka razy zostal zaatakowany spadajacym na glowe wozkiem, wlasnie wtedy kiedy nalezalo szybko zmienic bieg Z busow oczywiscie najbardziej podobal mi sie uaz bo nie dosc, ze ladny, klimatyczny to rowniez terenowy. Drugim faworytem byl VW T3, jednak oba modele niezbyt byly polecane przez osoby je uzytkujace, zwlaszcza te, ktore na mechanice znaja sie na tyle, ze potrafia jedynie odroznic kierownice od zderzaka. Auto w koncu ma jezdzic a nie tylko wygladac jak sliczny ogórek, a z nami nie bedzie miec latwego zycia. Padło wiec na inny model, ktory stanowi chyba 90% gruzinskich i ormianskich marszrutek, jezdzilismy nim wielokrotnie i zauroczylo nas- jak cos co nie jest terenowka dzielnie pokonuje wykroty i kaukaskie przelecze.
Na tegoroczna majowke postanowilismy pojechac na Białorus. Kierunek ten pociagal mnie juz od bardzo dawna, ale zwykle zwyciezalo lenistwo i skąpstwo a wyjazd konczyl sie na Ukrainie. Przerazaly mnie formalnosci z uzyskaniem wiz, voucherow, ubezpieczen, rezerwacji hotelowych, zaproszen, zameldowan i szlag wie czego jeszcze. W tym roku udalo sie zmobilizowac aby zalatwic wizy- dwie za jednym zamachem. Korzystajac z biura- bo bieganie po jakis ambasadach i konsulatach, ktore sa na drugim koncu Polski wciaz nie przestalo mnie przerazac.
Zatem ruszamy na pierwszy prawdziwie wiosenny wyjazd, ktory u nas zawsze otwiera sezon biwakow w terenie, pod dachem z gwiazd (lub betonem ruin), wsrod szumu drzew i kwiku nocnego ptactwa. W tym roku jednak nie ma upału a kwitnace drzewa znikaja pod warstwa sniegu, ktora akurat w dzien wyjazdu postanowila spowic nasze miasto. Warstwa jest cienka i po godzinie znika, ale wystarcza aby lekko nadpsuc humor. Prognozy na wieksza czesc naszego wyjazdu tez nie sa obiecujace, a temperatury majace oscylowac w okolicach zera powoduja, ze dopakowuje kilka swetrow, cieple rajstopy i zimowe czapki. Zakupujemy tez grzejnik typu “sloneczko” na butle gazową, jakby nastala przypadkiem kiedys taka noc jak 10 lat temu w Łopience, gdy czlowiek ma ochote tylko rozpłakac sie z zimna a samogon na rozgrzewke postanowil sie skonczyc.
Wyjezdzamy w piatek poznym popoludniem z zamiarem zanocowania gdzies nad Wartą w rejonie Działoszyna. Lodowaty wiatr miotajacy sniegiem z deszczem powoduje jednak, ze blotniste nabrzeza i chłod ciagnacy od rzeki jest ostatnia rzecza o jakiej marzymy i postanawiamy jeszcze dzis skorzystac z kwatery. Znajdujemy pokoje pracownicze wiec nie jest bardzo zle. Wolne miejsca sa- bo ¾ majowkowiczow zrezygnowala z wyjazdu. Mieli to byc kajakarze wiec w pelni sie im nie nie dziwie
Rano nie pada co jest duzym plusem. Suniemy sobie wiec ku wschodowi w humorach nieco razniejszych. Spotykamy dzis dwa nietypowe pomniki- karpia w Rudzie Malenieckiej
I kaloryfera w Stąporkowie.
Uprzedzajac nieco fakty i wybiegajac w przyszlosc- dziwne pomniki spotkalismy rowniez na Białorusi w Szczuczynie: pomnik kredek
Pióra
Kontrabasu
Sobotnim wieczorem docieramy do Porosiukow i biwakowiska nad Krzną, dobrze znanego juz z dwoch podlaskich wyjazdow w minionych latach. Jestesmy pierwsi wiec zbieramy chrust na ognisko a kabaczek ochoczo pomaga.
Pozniej dojezdza Ziuta, Grzes, Aga i Bartol, ktory ma dzis urodziny. Mialo byc jeszcze kilka osob ale niestety cos pokrzyzowalo im plany.
Nadmorska ekipa przywozi ze soba rozne specjaly m.in. sery wlasnej roboty oraz nalewki.
A Ziuta jak zwykle zadbała o pyszne ogóry (zdjecie Agi)
Jak zwykle na Podlasiu wieczorowa pora podnosza sie malownicze mgly.
Temperatura niestety jest mniej malownicza bo oscyluje w okolicach plus trzy. Załączamy wiec na chwile nowy wynalazek aby choc troche ogrzac nasza przenośna wiate przed ulozeniem w niej kabaka, zwlaszcza ze stworzenie to ma niefajna przypadlosc wypełzania przez sen z kazdego spiwora.
Impreza trwa w najlepsze do godzin dosyc poznych. Odwiedza nas tez samotny miejscowy chlopaczek, ktory przyłacza sie do imprezy, je, pije, opowiada a potem nagle znika nie wiadomo kiedy.
A tak wygladaja trzy kotki o poranku
Śpia w zagrodce na tyle busia a ja na fotelach. Troche mi stercza nogi ale patent daje rade.
Rano Bartol wyciaga swoją Wielką Muche, wiec dzieki niemu mozemy zobaczyc nasze biwakowisko nad Krzną z nieco innej perspektywy. Dopiero teraz odkrywam, ze Krzna wyglada tu jak rowny, uregulowany kanał a nie meandrujaca rzeka za jaka ją miałam!
Wielki “owad” bardzo nie podoba sie kabaczkowi. Instynkt malenstwo ma dobry, faktycznie dzwiek tego gdy nadlatuje przypomina stado zblizajacych sie szerszeni mutantow. Wiec gdy "mucha" jest w poblizu to kabaczę chetnie siedzi na kolanach, przytula sie a nie daje noge w las jak ma to przewaznie w zwyczaju (zdjecie Agi)
Z Porosiukow do Terespola mamy juz niedaleko. Na ta owiana złymi legendami granice, ktora rodzina i znajomi straszyli nas juz od dawna. Nie ma duzej kolejki. Calosc przeprawy zajmuje nam okolo 3 godziny, glownie dlatego ze trzeba wypisac karteczki migracyjne, “wriemiennyj (czasowy) wwoz” na samochody itp. Pogranicznicy sa bardzo pomocni, chetnie pomagaja uzupelnic rozne dziwne rubryki na temat wwozonego sprzetu do zadeklarowania, pieniedzy, wczesniejszych pobytow i jakis innych dziwnych pierdół. Zupelna abstrakcja jest dla mnie ten “wriemiennyj wwoz”- nasze auto dostaje prawo do przebywania na Bialorusi do pazdziernika. No super! Ale my mamy wizy na tydzien!! Jaki to ma sens? Ze mozemy go przehandlowac i legalnie opuscic terytorium kraju?
O dziwo nie ma zadnego przetrzasania bagazu, wybebeszania apteczek, czepiania sie lekarstw czy jedzenia (nie wolno jedynie przewozic psychotropow i narkotykow- chyba ze ma sie swiadectwo od lekarza ze sie je musi zazywac). Ogolnie odprawa przebiega w atmosferze duzo bardziej kulturalnej i spokojnej niz ma to miejsce np. na granicy z Ukrainą. Od jednej z celniczek dowiaduje sie, ze jesli opuscimy Bialorus w piatek (dzis jest niedziela) to nie musimy robic meldunku. Jesli w sobote- to juz nalezy- bo sobota jest liczona jako dzien roboczy.
Dostajemy tez mapke platnych drog na Białorusi. Sposob platnosci jest tu jeszcze bardziej idiotyczny niz w Polsce. Trzeba wypozyczyc elektroniczne pudełko, ktore sczytuje impulsy ze slupkow nabitych przy drogach. Za wypozyczenie pudełka nalezy tez zaplacic i go odpowiednio nabic srodkami w zaleznosci ile chcemy jezdzic. Sa jakies dwa rodzaje pudełek - z antenka i bez. Jesli pudełko nie sczyta odpowiednio kilometrow to jest to nasza wina. Za brak pudełka grożą kosmicznie duze mandaty. Ogolnie nie planujemy jezdzic tymi platnymi drogami, preferujemy raczej zadupia niz autostrady. Poczatkowo chcemy jednak na wszelki wypadek je miec np. na wypadek zabłądzenia czy jakis objazdow. Jednak za granicą nie bardzo widzimy gdzie by mozna je (te pudełka) pozyskac. Babka w kantorze nic nie wie. Moze na stacji benzynowej? Ale potem, wyjezdzajac inna trasa znow je bedzie trzeba gdzies oddac i odzyskac depozyt. A kij z tym! Na pohybel jakims idiotycznym rozwiazaniom! Bylyby winiety to bysmy kupili! A tak- bedziemy starac sie unikac jak ognia drog zasmarowanych na mapce na fioletowo (acz raz przypadkowo wjezdzamy na 3 km )
Pierwszy nocleg spedzamy na obrzezach Brześcia, gdzies po wschodniej czesci miasta. Tzn. tam gdzie miasto sie juz powoli konczy. Nad rzeką Muchawiec, w miejscu wklinowanym gdzies miedzy baze wypoczynkowa a wille jakiegos oligarchy. Popularne miejsce lokalnych rybakow.
Toperz postanowil poczestowac sie jednym kabanosem
Rano budza nas kwiki- kabaczek probuje schwytac swoj cien. Zabawy na godzine!
Nasze biwakowisko o poranku.
Jadac przez Brześć ma sie wrazenie przestrzeni i pustki. Szerokie, wielopasmowe drogi… I pusto…
Natrafiamy na dwie malutkie, niebieskie cerkiewki w cieniu wielkich blokowisk.
Mijamy tez muzeum kolejowe z lokomotywami o czerwonych gwiazdach. Ale jakos nie ma zbytnio czasu ani parcia w ekipie aby go zwiedzic…
Kursowe pociagi juz takich gwiazdek nie mają
Dworzec maja tu solidny
Na zakładach elektrotechnicznych mozna znalezc ciekawe murale
Obrzeza Brzescia wygladaja zupelnie jak gdzies pod Wrocławiem- jedna, wielka budowa i ciagnace sie osiedla nowych domków jednorodzinnych typu płaszczak. Zauwazam jednak jedną roznice- przy nawet nowych, wypaśnych domach dosc popularne sa tu sady. Nie tylko tuje i trawa z rolki…
Zwiedzamy tez troche fortow Twierdzy Brzesc ale o tym bedzie osobna czesc relacji.
Kolejnego noclegu znow szukamy nad Muchawcem ale w innym miejscu. Spokojniejszym i znacznie bardziej ogniskowym.
A my mamy takie same czapki! no prawie...
W nocy znow dogrzewamy sie butlą… To ma byc k…. maj???? Budze sie kolo 2 w nocy. Nie moge zasnac tak mnie telepie z zimna. Toz nieraz w marcu jest cieplej! Godzine spedzamy pilnujac grzejnika… Potem spi sie juz fajnie!
cdn