Możliwe, że po latach tak będą historycy opisywać 2020. Ja nie będę aż tak dramatyczny. Podsumowując go stwierdziłem, iż przed dwunastoma miesiącami wyobrażałem go sobie zupełnie inaczej i wiele z planów szlag trafił. Z drugiej strony były momenty, że zapowiadał się znacznie gorzej, a jednak sporo rzeczy zdarzyło się pozytywnych. Ogólnie to nie był taki zły i wcale nie jestem przekonany, iż obecny będzie lepszy, zwłaszcza, że wchodzimy w niego z lockdownowym przytupem. W poniższym wpisie tradycyjnie skupię się na działalności ogólnogórskiej.
Na pewno mój górski 2020 charakteryzował się kilkoma cechami wyróżniającymi go od poprzednich:
* spora liczba wypadów jednodniowych (pokłosie oficjalnie zamkniętych noclegów),
* wyjątkowo dużo - jak na mnie - wizyt w Sudetach (bo zazwyczaj miałem bliżej na jednodniówki),
* wiele odwiedzonych miejsc, których w ogóle w najbliższym czasie nie planowałem zaszczycać swoją obecnością,
* rekordowa ilość wyjazdów z tatą,
* dominowały góry o niewielkich wysokościach,
* powroty po wielu latach przerwy.
Styczeń.
Podobnie jak rok temu zacząłem go w Sudetach, ale tym razem niziutko, na Pogórzu Kaczawskim. Pierwszy wyjazd i pierwszy powrót po długiej przerwie (konkretnie dziewięcioletniej). Zwiedziłem Jawor i kilka okolicznych wiosek, wdrapałem się na dwie wieże widokowe, przyspieszałem kroku słysząc strzały w lesie, a finalnie wylądowałem w Chatce pod Lipą w Raczycach. Jest to obiekt do wynajęcia, jeden z kilku takich na Pogórzu, idealne miejsce dla tych, którzy lubią poimprezować w klimatach chatkowych i nie przejmować się tym, że komuś się coś nie spodoba. Wracając dotknął mnie zaszczyt w postaci przejażdżki słynnym "busiem" Buby i Toperza
![;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-Wu6yVb1-aK0/X_3PbuC3bQI/AAAAAAAA4wI/_HNA2jYar5g5ZI4xSMwZYnt1a47BOVjIQCLcBGAsYHQ/w640-h452/Jaworowo.jpg)
Luty.
W lutym atmosfera w Europie zaczęła lekko gęstnieć. Co prawda jakieś wieści z Chin napływały już w styczniu, ale raczej niewielu zwracało na to uwagę, natomiast w tym miesiącu można było odczuć, że coś się dzieje (cytując księdza Natanka). Na razie wszystko działo się jeszcze daleko, za górami, za lasami i nad Odrą i Wisłą chyba nikt nie zdawał sobie sprawy, że wkrótce nastąpi wielkie bum!
Pojechałem na kilka dni w Karkonosze. To był kolejny wypad w te pasmo w ciągu dość krótkiego czasu i postanowiłem sobie, iż po nim muszę zrobić sobie od Gór Olbrzymich przerwę. Prośba ta została wysłuchana.
Na początek zaliczyłem przejście przez Grzbiet Lasocki w podwójnie przyjemny sposób: raz, że wcześniej w nim nie byłem, a dwa - że tym razem w rzeczywiście w zimowej aurze. Nocowałem na przełęczy Okraj, gdzie jedna religijna grupa modliła się o to, aby chiński wirus nie dotarł do Polski. Dla odmiany tych modlitw Opatrzność nie wysłuchała.
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-gltdhvqg-Yw/X_3RZC_MAhI/AAAAAAAA4wQ/4Rm2d1XmCswOK7FQ1kZAa7lbBpVxSJWRACLcBGAsYHQ/w640-h452/Olbrzymie.jpg)
Kolejnego dnia chciałem przejść granią przez Śnieżkę, ale tę z powodu wiatru... zamknięto. Podmuchy na tyle uszkodziły obserwatorium na szczycie, iż GOPR pozamykał szlaki. Zmieniłem plany, zjechałem autobusem na czeską stronę (dziś wydaje się to dziwne - bez testu czy ważnego powodu, ot tak, za granicę) i zasapany przylazłem na Výrovkę. Pogoda się radykalnie zmieniła, warunki też. Potem była mgła, piwo w Luční boudzie i na końcu Dom Śląski. Wysokość 1400 metrów była najwyższą, jaką osiągnąłem w całym roku.
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-bawGT2OBCwA/X_3YAvO5gPI/AAAAAAAA4wc/rNMZdYpMDbYC-hd2jMb31D1Sqp1YfHecQCLcBGAsYHQ/w640-h452/Olbrzymie1.jpg)
Na pożegnanie z Karkonoszami wiał taki wiatr, jakiego dawno nie przeżyłem - dość napisać, że rano prawie wyleciało mi okno w pokoju, a ustać na nogach praktycznie nie szło. Nie mniej wyglądało to pięknie!
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-PHU4FpAI1k4/X_3Zmv3A0iI/AAAAAAAA4wo/ieuA_N6tFzcI1ZgCuPRVxYXqAUcgyBhagCLcBGAsYHQ/w640-h452/Olbrzymie2.jpg)
Z Karkonoszy przeniosłem się w Rudawy Janowickie, gdzie w schronisku "Szwajcarka" odbywał się koncert z cyklu "szwajcarkowe granie". Pełna sala, śpiewy i after-party do rana - ostatnie takty normalnego świata.
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-NMWxlfojxuY/X_3aCqcaxPI/AAAAAAAA4ww/NyevXNkJvis9cRScSi6o72OAmbmR_O85gCLcBGAsYHQ/w640-h452/Olbrzymie3.jpg)
Marzec.
W trzecim miesiącu świat się zatrzymał. Zdążyłem jeszcze rzutem na taśmę wybrać się na narty w Jesioniki - w ostatni dzień dzień pełnej działalności ośrodka i kilka dni przed zamknięciem granic (choć na niektórych przejściach stały już patrole). Człowiek miał wrażenie, że znalazł się na planie jakiegoś filmu sci-fi. Pierwsze plany poszły się pieprzyć.
Kwiecień.
Gdy wydawało się, że gorzej być nie może... zamknięto lasy. Przyznaję, że tym zagraniem rząd zaskoczył nawet mnie. Bieganie po polach i krzakach urosło do czynu wymagającego wielkiej odwagi, a wyjazd w święta do znajomych przypominał przygotowania gangsterów z czasów prohibicji. Odpadł mój wypad urodzinowy na Žižkov. A potem nagle lasy przestały rozsiewać zarazę i je otwarto. Znów się można było śmiać. No to skwapliwie skorzystałem z okazji i pojechaliśmy w Masyw Śnieżnika, ale bez samego Śnieżnika. Nie byłem tam sześć lat i gdyby nie pandemia, to raczej bym prędko nie zajrzał.
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-HtPZUtDBLIo/X_3cJcH1-fI/AAAAAAAA4w8/XAnpA-9CJYE17oKib3LDbSisJoZhq7snwCLcBGAsYHQ/w640-h452/Masyw.jpg)
Maj.
Majówka na Słowacji oczywiście przepadła. Nie doszła do skutku również coroczna wędrówka po wschodniej granicy Polski - trochę z naszej winy, ale z drugiej strony nie bardzo było wiadomo, co rządzący wymyślą wieczorem na następny poranek.
Realizowałem kolejne jednodniówki. Najpierw w Góry Złote, a konkretniej to w Góry Bialskie z Czernicą. To mój debiut na tym szczycie.
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-JVqzArx-jjQ/X_3dDcfw7MI/AAAAAAAA4xE/agCXQ08guEgXhQ07OptbaejQR1yvMhNLgCLcBGAsYHQ/w640-h452/Czernica.jpg)
Później nadeszła w końcu pora na Beskidy - Żywiecki z Rysianką, Lipowską i Boraczą, czyli klasyczna klasyka. Z tatą, ale nietypowo, bo niemal zawsze wędrowaliśmy razem za granicą, a nie po polskich górach.
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-lTsnBCUgP68/X_3dd8KdH2I/AAAAAAAA4xQ/Z6d7v11lOqc9iGcNDBw1RDF9gX5mW2r6QCLcBGAsYHQ/w640-h452/Beskiden.jpg)
Ostatniego dnia maja zaczęła się u mnie normalność, ponieważ autobus zawiózł mnie w Bieszczady, gdzie na dobry wieczór zlało mnie całkowicie, bo za długo siedziałem na piwie pod sklepem
![;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Czerwiec.
Reszta pobytu prawie nie różniła się od poprzednich wyjazdów w Biesy. Słowem - było super! Odkryłem bacówkę w Jaworcu, kilka nieistniejących łemkowskich wiosek oraz Sine Wiry.
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-n29rUjiSLGM/X_3p-221A4I/AAAAAAAA4xg/ebtQbK0kU5wyoz9fR4RpHdrCaNAwIKFegCLcBGAsYHQ/w640-h452/Biesy%2B2020.jpg)
Po opuszczeniu Jaworca do gry wmieszała się pogoda - nadciągnęły takie chmury, że zrezygnowałem z Połoniny Wetlińskiej i Caryńskiej i zdobyłem Tarnicę. Też fajnie, bo po dłuższej przerwie. Pobyt na szczycie trwał krótko, gdyż znowu uciekałem przed oberwaniem chmury, ale na końcu niebiosa to wynagrodziły.
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-ritOo6KbErc/X_3rPRDJLLI/AAAAAAAA4xs/qJ5-IyM3wwgKJBz0f4kKVn_Cvx90HMj9QCLcBGAsYHQ/w640-h452/Biesy%2B20201.jpg)
Niestety, znów nie udało mi się wejść na Bukowe Berdo, zamiast niego były Rawki.
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-tHa8yR87skc/X_3rPcpTC_I/AAAAAAAA4xw/O0wQiY7mlUUrIyiNNEf8B0shenTPRXleACLcBGAsYHQ/w640-h452/Biesy%2B20202.jpg)
W czerwcu zapoczątkowałem nową formę aktywności (pod)górskiej, a mianowicie zaczęliśmy z Bastkiem jeździć na rowerach po niższych partiach gór lub pogórzach. Zaczęliśmy od Opawskich w okolicach Prudnika. Przy okazji udało się zajrzeć do Czechów (na razie tylko symbolicznie).
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/--msPmBNXMEY/X_3sJkcpN1I/AAAAAAAA4x8/GF7Wpep85VkK7gyMRFrW7hq6NEQkpBS5gCLcBGAsYHQ/w640-h452/Opawskie%2Bko%25C5%2582o.jpg)
Już nie symbolicznie, ale w pełni odwiedziliśmy Republikę Czeską pod koniec miesiąca (ja nie do końca legalnie). Tym razem pedałowaliśmy po Przedgórzu Paczkowskim (Žulovská pahorkatina) - były knajpki, kąpiel w jeziorze oraz nocleg na nieco nawiedzonej Boží horze, najwyższym punkcie pasma. Wtedy miałem wrażenie, że ciemna chmura związana z pandemią znika za horyzontem...
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-Eexs2i97tFU/X_3tvOzICxI/AAAAAAAA4yI/U4ihks9YZIA07-MK0t11hCwKr45TLE8kgCLcBGAsYHQ/w640-h452/Zulova.jpg)
Lipiec.
W pierwszej połowie pierwszego miesiąca wakacji doszła do skutki jedyna wizyta w Beskidzie Śląsko-Morawskim z tatą. Coś znanego (Kamenitý) i coś nowego (Kolářova chata).
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-emrc-ItxIIU/X_3ubnM_xzI/AAAAAAAA4yQ/diyn8QlRtD0yHJ5gmWQnnq3LleOfC3grACLcBGAsYHQ/w640-h452/Kamenity1.jpg)
Kilka dni później w trochę gorszej pogodzie zawitałem w Beskid Żywiecki na nocleg w bazie namiotowej Przysłop Potócki. Potwierdziło się moje odkrycie z 2019 roku, że to bardzo fajne miejsce. Do tego Rycerka Kolonia, Przegibek i Bendoszka.
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-yuRcGAy9yJY/YACETS-j4uI/AAAAAAAA40Q/IHltUsadcSIvZLmHaYPQzsV-gu54O6tTQCLcBGAsYHQ/w640-h452/2020.jpg)
Pod koniec miesiąca przyszła pora na danie główne sezonu, czyli Beskid Niski. Plany wędrówki zmieniałem niemal w ostatniej chwili, lecz wszystko wyszło idealnie, pewnie też dlatego, że po raz pierwszy pojechałem tam całkowicie sam
![:P](./images/smilies/icon_razz.gif)
Zacząłem od Komańczy, przesiedziałem się pod sklepem w Czystogarbie, aby zakończyć dzień na fantastycznym polu biwakowym w Jasielu. Zrealizowałem zatem pomysł z poprzedniego lata, kiedy przeszkodziła mi pogoda.
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-ZK0d3Bxa7pQ/X_3voutWfsI/AAAAAAAA4yc/M1qatpVfmtwimPLzLjZhCAiSI1iwfNIOACLcBGAsYHQ/w640-h452/Niski%2B1.jpg)
Z Jasiela przeszedłem na Słowację, gdzie ciągle pytano się mnie, czy nie boję się niedźwiedzi. W Haburze zgubiłem i odnalazłem zegarek, w Čertižném nasiedziałem się w spelunce, a do Jaśliśk przerzucono mnie stopem.
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-9zoiXNaQzDw/X_3wDR4NBzI/AAAAAAAA4yk/juKOhmZ1qqcVvIRoj9osxGiYF6snQ5N-wCLcBGAsYHQ/w640-h452/Niski%2B11.jpg)
Gdy się nachodziłem, to uznałem, że będę się głównie woził cudzymi autami. W ten sposób zobaczyłem kościół i cerkiew w Królikach dwóch, zjadłem obiad w Tylawie i w końcu wylądowałem w mojej ulubionej chatce studenckiej w Zyndranowej. Trochę więcej problemów ze stopowaniem miałem kolejnego dnia, ale udało się zobaczyć cerkiew w Chyrowej oraz półnagiego faceta w pustelni św. Jana i tylko odcinek z Dukli do Zawadki Rymanowskiej musiałem pokonać przeważnie z buta.
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-C0hqND60PD8/X_3xD3mZnNI/AAAAAAAA4y0/i0ajvF4GwhAfd_hPIl6shzpFYHp-mmOlACLcBGAsYHQ/w640-h452/Niski21.jpg)
Sierpień.
W sierpniu praktycznie w górach nie byłem, choć teoretycznie przeszedłem w sandałach około kilometra w węgierskim Czehracie
![;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Wrzesień.
Pod koniec lata wróciliśmy w Sudety na rowerach, znowu na czeską stronę i znowu w Góry Opawskie. W tym przypadku padło na Osoblažsko, czyli morawską enklawę na Śląsku. Nocowaliśmy we wiacie pod wieżą widokową nad wioską Liptaň.
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-j0xN58RXCSo/X_86VhSusPI/AAAAAAAA4zE/aB3AQDp7KK4iqqewIw-oFz9_7x0m518-ACLcBGAsYHQ/w640-h452/Osoblozsko1.jpg)
Październik.
Jesień była intensywna, człowiek starał się wykorzystywać każdą okazję, bo nie było pewne, czy nagle rząd znowu nie zamknie lasów albo granic.
Najpierw po raz pierwszy zabrałem tatę w Sudety. On oczywiście już w nich bywał, ale nigdy ze mną. Na przetarcie wybrałem to, co mieliśmy najbliżej, zatem po raz kolejny Góry Opawskie z Kopą Biskupią i Srebrną Kopą. Pogoda szalała, raz ciężkie chmury, raz słońce.
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-akLpYTkzMrY/X_87fRCb3DI/AAAAAAAA4zM/lfZ3Q-Hc8yIKu5f1kA_ZkzVcLs_EhJ3dACLcBGAsYHQ/w640-h452/Opawskie%2B2020.jpg)
Opawskie w tym roku biją u mnie rekordy i w drugiej połowie miesiąca wróciłem w nie z Bastkiem, aby zdobyć najwyższy szczyt - Příčný vrch. Dzień później Czesi wprowadzili "pół-lockdown" i zabronili przyjazdów cudzoziemcom w celach turystycznych. Znów się udało rzutem na taśmę...
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-qQmS9qNUc1o/X_88fJleDSI/AAAAAAAA4zU/N5mrVWEcqWs1ZAjTUg1sy5mHmWoNzZWEgCLcBGAsYHQ/w640-h452/Pricni.jpg)
Listopad.
W listopadzie częstotliwość się zwiększyła. W okolice Lądka-Zdroju (Góry Złote) pojechałem z tatą w chyba najpiękniejszy pogodowo dzień z całego roku. Zajrzeliśmy także do Czechów, aby skorzystać z leśnego baru
![:)](./images/smilies/icon_biggrin.gif)
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-4FLgAF1sDbE/X_89dy5Ku6I/AAAAAAAA4zc/rppa89wU0LECNYCcgRTms0UjNNcG9X05gCLcBGAsYHQ/w640-h452/Landeck.jpg)
W rocznicę zakończenia Wielkiej Wojny i, dla odmiany, w chmurach i szarówce poszliśmy grupowo na Kłodzką i Szeroką Górę w Górach Bardzkich. W moim przypadku był to praktycznie debiut w tym pasmie.
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-PDrpewXUd2Y/X_896tCKnjI/AAAAAAAA4zk/EJqVrx9gucomSzw1tXHA2h3Wr-ZRItxBgCLcBGAsYHQ/w640-h452/Bardo1.jpg)
Zaraz potem w weekend odwiedziłem chatkę na Lasku w Beskidzie Makowskim. Wyprawa bardziej towarzyska niż górska, ale dzięki niej człowiek na chwilę zapomniał o pandemiowym szaleństwie.
Następnie drugie podejście w Góry Bardzkie - Bardo i okolice pełne zabytków, przeważnie religijnych. Bardzo pobożnie spędzony czas.
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-79_8Dh1COvI/X_8-oFJ4CNI/AAAAAAAA4zs/X-Ikq2ykg_EUUjNI0WfAfIa5SGCfkzCbgCLcBGAsYHQ/w640-h452/Bardo2.jpg)
Grudzień.
Końcówkę roku zazwyczaj miałem słabą, tym razem znowu ułożyło się inaczej.
Na Mikołajki ponownie Chata na Lasku. Chodzenia zaś niedużo, ale bawiliśmy się bardzo miło
![:)](./images/smilies/icon_biggrin.gif)
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-bsHyr5niHZc/YACE9oSt9CI/AAAAAAAA40Y/mLhcGNUGV7YG11DApO-r03PUFpUjrg-hQCLcBGAsYHQ/w640-h452/20201.jpg)
Piąty już wypad z tatą, w tym przypadku bardzo klasyczny, gdyż na Czantorię w Beskidzie Śląskim. Ale nie byłem tam pół dekady, do tego udało się wbić między jednym czeskim lockdownem a drugim i skorzystać z otwartego czeskiego schroniska. Jaka to była radość! Mało brakowało, a cieszylibyśmy się z widoków, lecz mgła jednak do końca nie odpuściła.
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-c8M7trrawxY/X_8_rN2lc6I/AAAAAAAA4z0/_k5DrHASuhg4utlzfZyuZErg1Zt94WH_ACLcBGAsYHQ/w640-h452/Czantoria.jpg)
Ostatnia wyprawa odbyła się już po świętach - Góry Sowie, comeback po dwunastu latach. Wreszcie pojawiła się zima i trochę mrozu!
![Obrazek](https://1.bp.blogspot.com/-vfvDQ5BWdGo/X_9AwVNTtnI/AAAAAAAA40A/ZrI__y1DTIECvvxBOPHxouffS593kzPbgCLcBGAsYHQ/w640-h452/Sowie.jpg)
Podsumowując: w zakończonym roku odbyłem 21 wycieczek okołogórskich (w tym 3 rowerowe) i... jest to najlepszy wynik od jedenastu lat! Nigdy bym się tego nie spodziewał widząc, co się dookoła dzieje. Wytłumaczenie tego rekordu jest bardzo proste: człowiek starał się nie odkładać wyjazdów na inny termin i wykorzystywał każdą nadarzającą się okazję. W tym przypadku akurat covid przyniósł zatem pozytywy. Spędziłem w górach 40 dni, nocowałem 19 razy. I tu ciekawostka - ilość dni jest o jeden wyższa niż rok temu, za to liczba noclegów najniższa od pięciu lat. To także pokłosie pandemii, a konkretnie zamkniętych obiektów, które pozostawiły turyście wybór: spać na dziko, spać na lewo, albo korzystać z jednodniówek. W moim przypadku najczęściej korzystałem z tej ostatniej opcji.
Porównanie z poprzednimi latami:
Rok 2008: 13 wyjazdów, 25 noclegów.
Rok 2009: 21 wyjazdów.
Rok 2010: 19 wyjazdów, 44 dni w górach, 28 noclegów
Rok 2011: 12 wyjazdów, 34 dni w górach i pogórzach, 22 noclegi.
Rok 2013: 9 wyjazdów, 20 dni w górach, 14 noclegów.
Rok 2014: 13 wyjazdów, 27 dni w górach, 14 noclegów.
Rok 2015: 14 wyjazdów, 27 dni w górach, 15 noclegów.
Rok 2016: 19 wyjazdów, 48 dni w górach, 38 noclegów.
Rok 2017: 20 wyjazdów, 46 dni w górach, 29 noclegów.
Rok 2018: 18 wyjazdów, 49 dni w górach, 35 noclegów.
Rok 2019: 16 wyjazdów, 39 dni w górach, 27 noclegów.
Jeśli chodzi o przebyte kilometry, to pieszo było ich ponad 400, do tego około 150 na pedałach.
A teraz rozdzielmy wyjazdy na pasma:
Góry Opawskie - 4 razy,
Beskid Makowski, Beskid Żywiecki, Góry Bardzkie, Góry Złote - 2 razy,
pozostałe (Pogórze Kaczawskie, Karkonosze, Rudawy Janowickie, Masyw Śnieżnika, Bieszczady, Przedgórze Paczkowskie, Beskid Śląsko-Morawski, Beskid Niski, Beskid Śląski, Góry Sowie) - raz.
13 razy w Sudetach, 8 w Beskidach. A noclegi:
* chatki (studenckie, "studenckie" i na wynajem) - 7 razy,
* schroniska - 6 razy,
* wiata - 3 razy,
* namiot - 2 razy,
* baza namiotowa - 1 raz.
Z ubiegłorocznych planów udało się zrealizować najważniejsze punkty, czyli Bieszczady i Beskid Niski. Nie poszczęściło się dotrzeć na żaden górski festiwal muzyczny, a to z prostego powodu, że właściwie wszystkie zostały odwołane (a przynajmniej dla pospólstwa, bo odbywały się jakieś nieoficjalne spotkania TWA).
A co planuję na rok 2021? Nic. Oczywiście chciałbym znowu wrócić w Biesy i Niski, odwiedzić kilka baz i chatek, przespać się na wieży widokowej, jak najczęściej bywać u Czechów i Słowaków, pofałszować wieczorem przy ognisku, obalić flaszkę ze świeżo poznanymi znajomymi, powymieniać się górskimi historiami... Ale na dzień dzisiejszy jestem pesymistą, bo najbliższe miesiące rysują się może nie w czarnych, ale przynajmniej w szarych barwach. Kontynent w większości zamknięty, społeczeństwa zastraszone, politycy kosztem ochrony części obywateli dorzynają gospodarkę, a zwłaszcza turystykę, przy aprobacie sporego procentu wyborców i aby jeszcze uszczknąć coś dla siebie.
Europa w obawie przed śmiercią popełniła samobójstwo - hasło rzucone przez jednego z niemieckich burmistrzów trafnie oddaje obecną sytuację.
Obym za rok mógł napisać, że się myliłem. Czego i wszystkim innym życzę
![:)](./images/smilies/icon_biggrin.gif)