ale tasiemiec!
ale oglądnąłem z uwagą i ani chwili nie miałem myśli, żeby przewinąć na koniec i sprawdzić jak zakończyła życie u Was
Przygody z nią mieliście niesamowite, najlepsza chyba moim zdaniem to ta z tym opadniętym silnikiem i zbieranie części auta po drodze, a później przywiązanie silnika do kija, holowanie i testowanie na "dziuroodporność"
Niesamowite też to, że niby zwykłe stare auto może wywoływać tyle wspomnień
Zakończenie życia u Was tego auta też ciekawe, choć myślałem, że skończy inaczej i rozbierzecie go na części, zrobicie jakiś kwietnik czy coś, albo postawicie gdzieś jako pomnik
Apropo aut jeszcze mój ojciec miał do nie dawna też takiego sentymentalnego "rzęcha" - Daaewoo Espero - 1997 r. którego tyle razy wskrzeszał i nie chciał się go pozbyć. Choć przygód miał zdecydowanie mniej i nie jeździł tak daleko za granicę to kilometrów przejechanych znacznie więcej bo u nas skończył na około 500 tys. km
(licznik zatrzymał się kilka lat temu, a ojciec tłukł się nim głównie do pracy). Też były z nim przygody wakacyjne, jak jeździliśmy 5 osobową rodziną wyładowani po dach z namiotami nad morze, albo w Beskid Wyspowy, Tatry czy Bieszczady. Najciekawsze były problemy z hamulcami w B. Wyspowym, gdy na krętych drogach prawie przestał hamować, jakieś szybkie prowizorki i trzeba było znaleźć mechanika. Jazda w Bieszczady: postoje techniczne zaczynaliśmy w Kędzierzynie od wymiany świec, potem wjechaliśmy na A4, jakoś się na początku jeszcze jechało, ale im dalej tym gorzej i autostradą z góry 130 km/h pod górę 30 km/h bo w ogóle tracił moc, te same ciężarówki wyprzedzały/wyprzedzaliśmy kilkadziesiąt razy
Nie wiem co o nas wtedy myśleli kierowcy w tych tirach...
Potem jak zjechaliśmy z tej autostrady auto padło nam całkowicie w Jaśle albo Krośnie (już nie pamiętam w którym mieście), szukaliśmy mechanika, znaleźliśmy, na szczęście zrobił i służył nam już do końca wyjazdu bez zarzutu, ale straciliśmy kilka godzin. Jechaliśmy w te Bieszczady chyba z 20 godzin
Potem było jeszcze wiele różnych przygód bardziej lokalnych z nieposłuszeństwem tego auta i problemy z naprawami u mechaników.Potem gdy kupiliśmy drugie, nowsze auto na wakacje pojechaliśmy już tamtym, ten był do bardziej lokalnych wypraw.
Przegląd z każdym rokiem teraz coraz trudniej było mu przejść, bo rdzewiał okropnie, ile razy on był łatany a tata wkładał w niego pracy i serca żeby jakoś wyglądał, ale silnik chodził bez zarzutu do końca. Nawet mechanicy mówili, że chodzi jak u kilkulatka. Kres jego przyszedł jesienią 2019 gdy padło sprzęgło. Miał iść do naprawy i dalej jeździć, ale wisiało ryzyko, że przeglądu już nie przejdzie, po za tym sypało się już w nim wiele innych rzeczy, stał tak na podwórku do lata i czekał na przyszłość, czasem, go jeszcze odpalaliśmy, odpalał za pierwszym razem po kilku miesiącach. Jego życie u nas skończyło się we wrześniu 2020, podjęliśmy decyzję złom, obdzwoniliśmy kilku skupujących. W końcu podjechał z lawetą, okazało się jednak, że kupuje go od nas, ale nie na złom. Kupuje i sprzedaje do... Iraku, tam go naprawią i będzie dalej jeździć.!
Zdziwiliśmy się no ale jego historia chyba nadal trwa, choć ja już go raczej nie zobaczę? Jeśli ktoś przypadkiem będzie kiedyś w Iraku albo gdzieś w tamtych stronach to może spotka te auto!
Auto spędziło u nas prawie 20 lat.
W Beskidzie Wyspowym trochę na dziko
tutaj czasem służył nam nawet jako sypialnia
nad Bałtykiem - pole namiotowe w Jastrzębiej Górze
Wyładowany wtedy był po brzegi.
a tu lokalnie - Pokrzywna
Samo auto było rzadkim celem fotografowania więc tyle ciekawych zdjęć co Ty nie mam, trochę szkoda. Częściej robiliśmy zdjęcia przy nim, jeszcze jako dzieci.