Zapomniałem wspomnieć o bardzo ważnej rzeczy.
Otóż... Schodziliśmy z Sokolie. Poszedłem pierwszy. I tak ścieżka kluczy wśród skałek, w skarłowacianym lesie. No i znalazłem taki skalny tunel. Długi na trzy, może cztery metry, to znaczy tyle widziałem, bo możlwie, że był dłuższy. praktycznie pionowy. Miał na pewno co najmniej 70 stopni przechyłu. Wlot był zarośnięty krzaczorami, a z drugiej strony za bardzo nie było widać, bo gdy stanąłem na skałce, to widziałem jedynie trawki dobre dziesięć metrow niżej. Średnica w najwęższym widocznym miejscu miała tak na oko ze czterdzieści centymetrów.
Oho!
Wpadłem na szatański pomysł, żeby Sprocketowi dopiec.
Akurat zza skałek wyłoniła się Małgosia.
- Gośka, patrz, co znalazłem dla Waszego psa, pionowy tunel! - niby od niechcenia rzuciłem w stronę Ukochanej Sprocketa.
Gosia popatrzyła na mnie, na dziurę w ziemi i także tak jakby od niechcenia burkęła:
- Nie ma problemu...
Po czym wskazała Tobiemu tunel, a ten przeczołgał się nim w dół (przypomnę, że był prawie pionowy), wybiegł zadowolony na trawkach poniżej, a na ten moment przyszedł Witek i rozkazał Tobiemu wrócić tą samą drogą, co też czworonóg uczynił.
Potem państwo Sprocket oddalili się a ja zbierałem swoje zęby z trawy, bo szczęka mi odpadła do samej ziemi...
Aparat był skierowany pionowo w dół.
![Obrazek](https://images90.fotosik.pl/394/140dec0888ea2353.jpg)