Dobromił pisze:Jak miałem 22 lata to byłem wybitnym fachowcem od Tatr.
Słabo.
Ja wybitnym ekspertem byłem w wieku 18 lat. W IV klasie LO byłem pomysłodawcą oficjalnej wycieczki klasowej na Orlą Perć. Moja całkowita wiedza ekspercka o Tatrach to były 2 kilkudniowe wyjazdy z mamą jak miałem 13-14 lat. Z mamą chodziłem głównie po Zachodnich. A największym doświadczeniem w Wysokich było przejście z Gąsienicowej przez Zawrat do Piątki przy załamaniu pogody (śnieg w lipcu). Wtedy to zobaczyłem Orlą Perć i zostałem ekspertem. Dodam jeszcze, że miałem sporo wiedzy teoretycznej wynikającej z jeżdżenia palcem po mapie. Znałem wszystkie szczyty i ich wysokości lepiej niż teraz.
Co ciekawe - ta wycieczka doszła do skutku, pojechała cała klasa łącznie z wychowawczynią. Spaliśmy 2 noce w 5 stawach. W kluczowym dniu grupa podzieliła się na słabeuszy (głównie brzydkie dziewczyny i najbardziej niedołężne chłopaki), którzy pod opieką wychowawczyni poszli na Zawrat i wrócili tą samą drogą oraz najdzielniejszych (większość), którzy pod opieką prawdziwego zakopiańskiego przewodnika (i moją oczywiście) przeszli od Koziej Przełęczy na Kozi Wierch. Nikt nie miał doświadczenia w Tatrach. Byliśmy młodzi i głupi. Wieczorem w schronisku piliśmy wódkę - mieliśmy 2 butelki, które do schroniska wyniosła nieświadoma tego co niesie wychowawczyni. Żeby było śmiesznie, wychowawczyni zabrała na tą wycieczkę swojego syna, który miał z 5 lat i chłopaki wynosili go na barana pod górę przez Świstówkę, a ostatniego dnia znosili.
W dzisiejszych czasach takie wycieczki są niemożliwe. A wtedy (to był rok '91) dało się.
Ten przewodnik to był stary dziadek. Zabrał nas tam, mimo dość kiepskich warunków - skały były mokre, góry w chmurach. Na pierwszych łańcuchach zrobił krótki kurs i instruktaż jak z nich korzystać. Potem zobaczył jak sobie każdy radzi i mnie wyznaczył abym zawsze szedł na końcu i jakby coś się działo, to miałem zatrzymać wszystkich i go zawołać. Było nas ok 15 osób. Nic się nikomu nie stało, wszystkim się bardzo podobało.