Iva pisze:Eee deszczu na razie nie widzę, za to piękne zdjęcia i przyzwoitą pogodę to od razu zauważyłam
![;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Zacznie się następnego dnia
W sobotę leje od rana, z małymi przerwami, ale porządnie. Odpuszczam sobie dłuższe spacery. Dzień spędzam w knajpach i w pokoju. Trzeba trochę posprzątać, wyprać, poczytać, pooglądać filmy, z chłopem przez tel. pogadać.
Następnego dnia pogoda znośna, przynajmniej z rana-deszczu zero,ale ciemne chmury na niebie, chłodno. Po niedzielnym śniadanku ciągnę się leniwie pod Palenicę.Kupuję sobie na drogę kołacz węgierski. Tym razem korzystam z udogodnienia czyli z wyciągu. Spacer na Szafranówkę. Sporo znudzonych, niezadowolonych z pogody ludzi. Robię kilka fotek i złażę. Od przełęczy żółtym szlakiem na słowacką stronę.Tony błota i spore kałuże, zwłaszcza w lesie, ale da się ominąć bokiem.Momentami nawet słoneczko się pokazuje, więc nie jest źle. Koło południa jestem w Leśnicy.Tłumy Polaków, muzyka, śpiew. Słychać "Góralu, czy ci nie żal?". W sklepiku kupuję ... kofolę na miejscu i w butelce, lentilki, czekoladę Studencką i rozsiadam się przy stoliku.Powrót Drogą Pienińską. Przy przeprawie przez Dunajec zaczynam myśleć o Sokolicy. Nie byłam na niej cztery lata. Może by skoczyć. Postanawiam,że coś zjem w pobliskiej knajpie i wrócę, ale do knajpy jeszcze nie zdążyłam dojść i zaczęło się... Ulewa... To siedzę chyba z godzinę, jem smaczny obiad, piję herbatę. nie ma szans na poprawę pogody.W deszczu wracam do ośrodka.
Pod wieczór deszcz trochę ustaje, więc nawiedzam kawiarnię, a potem robię sobie spacerek po Parku Górnym.
I tak po pogańsku
![:lol](./images/smilies/icon_lol.gif)
mija mi niedziela.W nocy znowu pada...
Rano mokro jak cholera, ale słońce nawet chwilami wyłazi.Idę na Gabańkę. Tam droga szutrowa, może nie utonę w błocie. Widoki stąd piękne. Oczywiście w którymś momencie opuszczam szlak i łażę po swojemu jakimiś dziwnymi drogami, z których jedna prowadzi do domów.
![:lol](./images/smilies/icon_lol.gif)
Dłuższą chwilę krążę też leśnymi ścieżkami. Wracam polną drogą przez łąki i ląduję w Szczawnicy Na potoku, więc w sumie ok.
W godzinach popołudniowych jestem w centrum miasta, wstępuję na obiad do Halki, później idę na lody na wagę ( już nie ten smak co dawniej, niestety, a i wybór mały).Spaceruję po Parku Dolnym i robię fotki.
Padać zaczyna wieczorem. Leje całą noc. We wtorek napiernicza ile wlezie.W zasadzie oprócz knajpy i czytania książki nie ma o czym marzyć. W pewnym momencie po południu deszcz trochę mniejszy, więc idę na kilkugodzinny spacer na Sewerynówkę do lasu, ale mokro i nieprzyjemnie.
W ostatni dzień mojego pobytu w Szczawnicy leje nadal. Jest już kuźwa tak mokro, że nie da się zejść schodkami w dół do centrum, bo płynie nimi woda, trzeba łazić ulicą dookoła. Koło południa na chwilę deszcz ustaje, więc idę przed siebie Drogą Pienińską do budy granicznej ... na kofolę
![:lol](./images/smilies/icon_lol.gif)
Grajcarek nie wygląda ciekawie, biedne kaczki siedzą przy brzegu zszokowane. Przeprawa działa,ale chętnych na Sokolicę brak. Są natomiast amatorzy spływu Dunajcem.
Wracam w ulewie. Wstępuję do Łęgu na obiad, potem kupuję jeszcze kołacz węgierski i przemoczona wlokę się do ośrodka.
W nocy co jakiś czas słychać syreny i pracujące pompy, a deszcz cały czas leje.
Rano sprzątam, pakuję się i spierniczam.
![:lol](./images/smilies/icon_lol.gif)
Żartuję, tego dnia mój pobyt naprawdę dobiegł końca.Dowiaduję się jeszcze, że spływ nie działa, przeprawa też nie, część Drogi Pienińskiej zalana. Do Krakowa trza jechać przez Nowy Targ, bo w Kamienicy zniszczona droga.
Ale i tak było fajnie, no może z wyjątkiem dwóch ostatnich dni.