Postautor: lucyna » 2013-10-12, 09:39
Lubię dobrze zjeść. W góry chodzę na jednodniowe wędrówki więc nie mam problemów z jedzonkiem. Rano śniadanie, potem w górach coś na szybko, nie robię kanapek, więc jest to kawałek sera, jak mam proziak to proziak, jak nie mam to drożdżówka plus owoce. Muszę dużo pić, sama woda odpada, mogę pić ale nadal czuję pragnienie. Izotoników mój organizm nie toleruje, źle się po nich czuję, energetyki za to uwielbiam. Kiedyś jak pracowałam po 16 godzin na dobę to byłam non stop na tygrysku, odstawiłam go i spałam przez trzy miesiące po 12 godzin. Mój organizm tak przyzwyczaił się, że wstaję o 4-5 rano, wtedy najlepiej mi się pracuje, kawa capuccino tak z 700 ml na dobry początek dnia.. Prywatnie skoro świt idzie mi się najlepiej po górach. Służbowo tak o 9.00. Jak idę prywatnie to nie przykładam wagi do jedzenia, picia, coś zawsze znajdę w lesie. Służbowo mam wodę mineralną i soki, a na trudne trasy chemiczne świństwo w seledynowym opakowaniu. Bardzo mnie wzmacnia. Ostatnio prywatnie i służbowo odżywiam się bukwą. Uwielbiam ją na surowo. I tu pojawia się problem, uczę dzieciaki zbierać pyszne rzeczy w tym orzeszki bukowe. Problem w tym, że zawierają pewną substancję, która wywołuje sensacje żołądkowe i omamy. Bukwa jest halucynogenna w dużych ilościach, ale zjedzenie garsteczki orzeszków powoduje bardzo dobry humor i dodaje sił. Orzeszki zawierają po równo białka i cukry, mają dużo magnezu i wapnia, czyli tego co nam w górach przy dużym wysiłku jest potrzebne.
Ostatnio zmieniony 2013-10-12, 11:09 przez lucyna, łącznie zmieniany 1 raz.