Różne przygody w Borach Dolnośląskich
Różne przygody w Borach Dolnośląskich
Jest rok 2025. Ludziom siedzącym w domach w imię izolacji już dawno pozanikały nóżki, a trzymanie nosa w szmacie spowodowało, że kontakt ze świeżym powietrzem stał się dla nich autentycznie zabójczy. Mimo wszystko grupa śmiałków wydostaje się kanałami ze strzeżonego miasta, przedziera przez kordony milicji, przez zasieki z kolczastych drutów i rusza w szeroki świat. Tylko, że znanego wcześniej świata już nie ma… Uderza pustka... śpiew ptaków odbija się echem od mocno już odchylonych od pionu ścian, a niebo jest jakieś bardziej niebieskie niż zwykło być niegdyś…
Po cywilizacji pozostały tylko góry śmieci i szare resztki betonowych ruin…
Nie wiem czemu takie myśli pojawiły mi się w głowie, gdy tylko zobaczyłam to miejsce…. I mam ogromną nadzieje, że nie były one prorocze... Że za owych 5 lat ktoś odnajdzie ten wpis i będzie miał ubaw: “Ci to mieli faze! Chyba się czegoś najarali ”...
Do klinkierni Ołdrzychów koło Nowogrodźca trafiamy w pewne majowe popołudnie, gdy kolory zaczynają już mieć przyjemnie ciepły, lekko wieczorny aromat.
Jak sama nazwa wskazuje robili tu różne płytki, cegły i pustaki, w wersji klinkierowej czyli szkliwionej na ceramicznie. Jeszcze kilkanaście lat temu zakład był na chodzie i reklamował się tradycyjnymi metodami wyrobu płytek. Ruiny obejmują ogromny obszar, wręcz wygląda to nie jak fabryka, ale całe miasteczko. Wszystko jest już mocno rozpiżdżone, ot same wydmuszki z budynków pozostały … Ale przestrzeń zajęta przez tą demolkę robi mimo wszystko nadal wrażenie.
Na wjeździe wita nas stróżówka. Jak wyspa pośród wysypiska śmieci.
Do zakładu przylega ogromny plac wykładany betonowymi płytami, w różnym stopniu pokruszenia i przerastania trawą oraz mchem.
Kominów jest chyba 5 sztuk. Gdzie nie spojrzysz to jakiś sterczy! Niektóre są już z lekka pokrzywione, co nie wpływa pozytywnie na komfort przemieszczania się u ich podnóża
Tam, gdzie nad kolumnami są okienka, coś łaziło! Słychać było kroki, szuranie, jakby przewracanie butelek. I w koncu przedziwny dźwięk! Ni to upiorny śmiech, ni to płacz dziecka. Podejrzewamy kota, ale kto tam wie...
Cegielniane tunele, przywodzące na myśl jakieś stare forty!
Tu się coś solidnie fajczyło! Chyba to wszystko było tu zadaszone. Sterczą jeszcze kikuty zwęglonych, drewnianych bel stropowych. Jak wiatr powieje czuć aromat ogniska.
Tu też. Acz tutaj zapach jest mniej przyjemny - raczej palonej opony i innych plastików.
Są i zabudowania, których przeznaczenie było chyba bardziej mieszkalne lub biurowe.
Teren rzeczywiście wygląda jak po ostrzale z jakiegoś solidnego kalibru!
Panel sterowniczy? Teraz nawet ciężko oszacować czy to jakiś fragment dawnego wyposażenia czy dużo później przywleczony i tu zwałowany śmieć?
Ładna musiała być takowa płaskorzeźba… Szkoda, że już tak mocno niekompletna...
Ciekawe miejsce, ale mam wrażenie, że ze zwiedzaniem trzeba się pospieszyć... Bo znika w oczach...
cdn
Po cywilizacji pozostały tylko góry śmieci i szare resztki betonowych ruin…
Nie wiem czemu takie myśli pojawiły mi się w głowie, gdy tylko zobaczyłam to miejsce…. I mam ogromną nadzieje, że nie były one prorocze... Że za owych 5 lat ktoś odnajdzie ten wpis i będzie miał ubaw: “Ci to mieli faze! Chyba się czegoś najarali ”...
Do klinkierni Ołdrzychów koło Nowogrodźca trafiamy w pewne majowe popołudnie, gdy kolory zaczynają już mieć przyjemnie ciepły, lekko wieczorny aromat.
Jak sama nazwa wskazuje robili tu różne płytki, cegły i pustaki, w wersji klinkierowej czyli szkliwionej na ceramicznie. Jeszcze kilkanaście lat temu zakład był na chodzie i reklamował się tradycyjnymi metodami wyrobu płytek. Ruiny obejmują ogromny obszar, wręcz wygląda to nie jak fabryka, ale całe miasteczko. Wszystko jest już mocno rozpiżdżone, ot same wydmuszki z budynków pozostały … Ale przestrzeń zajęta przez tą demolkę robi mimo wszystko nadal wrażenie.
Na wjeździe wita nas stróżówka. Jak wyspa pośród wysypiska śmieci.
Do zakładu przylega ogromny plac wykładany betonowymi płytami, w różnym stopniu pokruszenia i przerastania trawą oraz mchem.
Kominów jest chyba 5 sztuk. Gdzie nie spojrzysz to jakiś sterczy! Niektóre są już z lekka pokrzywione, co nie wpływa pozytywnie na komfort przemieszczania się u ich podnóża
Tam, gdzie nad kolumnami są okienka, coś łaziło! Słychać było kroki, szuranie, jakby przewracanie butelek. I w koncu przedziwny dźwięk! Ni to upiorny śmiech, ni to płacz dziecka. Podejrzewamy kota, ale kto tam wie...
Cegielniane tunele, przywodzące na myśl jakieś stare forty!
Tu się coś solidnie fajczyło! Chyba to wszystko było tu zadaszone. Sterczą jeszcze kikuty zwęglonych, drewnianych bel stropowych. Jak wiatr powieje czuć aromat ogniska.
Tu też. Acz tutaj zapach jest mniej przyjemny - raczej palonej opony i innych plastików.
Są i zabudowania, których przeznaczenie było chyba bardziej mieszkalne lub biurowe.
Teren rzeczywiście wygląda jak po ostrzale z jakiegoś solidnego kalibru!
Panel sterowniczy? Teraz nawet ciężko oszacować czy to jakiś fragment dawnego wyposażenia czy dużo później przywleczony i tu zwałowany śmieć?
Ładna musiała być takowa płaskorzeźba… Szkoda, że już tak mocno niekompletna...
Ciekawe miejsce, ale mam wrażenie, że ze zwiedzaniem trzeba się pospieszyć... Bo znika w oczach...
cdn
Ostatnio zmieniony 2021-02-23, 19:26 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Teren, gdzie spędzimy dzisiejszy wieczór i noc - to stara, nieczynna już żwirownia. Trzeba więc nieco uważać, aby w jaką jamę nie wlecieć
Najfajniejsze części żwirowni są oczywiście tam, gdzie dawne wyrobiska zalała woda. Ot i busio nadwodny. I ten jego totalnie niemaskujący kolor… Śmiejemy się, bo wtedy gdy go kupowaliśmy, był jeszcze jeden alternatywny egzemplarz, spełniający nasze wymogi…i tamten był... żółty!!! Chyba jeszcze gorzej? (acz tamten to może model jesienny?) Może my go jednak przemalujemy?
Gdy zatrzymywaliśmy się na nocleg nad jeziorkiem, wydawało nam się, że będzie tu normalnie, jak zawsze. Że podkładem dźwiękowym wieczora i nocy będzie jedynie śpiew ptaków i szum wiatru. Jak to się czasem można zdziwić
Gdy idę zbierać chrust na ognicho, słyszę wystrzały. Myśliwi? Na wszelki wypadek nie wchodzę do lasu, zbieram patyki na odkrytym terenie. Bo a nuż przypominam nieco dzika? Wsłuchuje się w dźwięki niosące się od strony lasu.. Tylko… co? myśliwi zapodawali by serią? I to tak raz po raz?? Gdy ognisko już płonie zaczyna być słychać wybuchy. Jakiś kamieniołom by tu mieli? Ale tak wieczorem prace prowadzić? A może idzie burza? I znów tłucze raz po raz.. W końcu spływa na nas olśnienie Do granic poligonu mamy chyba kilometr… I fakt, włóczyliśmy się w tych terenach nie raz, ale nigdy w środku tygodnia. Do snu gra nam więc różnoraka kanonada, ale przynajmniej jesteśmy już spokojni
Na zdjęciach fajnie wychodzą te momenty, gdy czarne, skłębione chmury nagle podświetli słońce (o ile zdąży się na czas wyjąć aparat). W rzeczywistości są one mniej malownicze... Człowiek siedzi i się zastanawia - doleje nam czy nie doleje?
“O tam wyleze!” - czyli dziecko nadrzewne!
Miło czas płynie przy ognisku, wędząc się w dymie, bujając w hamaku i podpiekając kolejne smakołyki!
Noc nastaje przepięknie księżycowa. Pełnia dzisiaj. Na niebie wszędzie chmurki z gatunku “kwaśne mleko”.
Najfajniejsze części żwirowni są oczywiście tam, gdzie dawne wyrobiska zalała woda. Ot i busio nadwodny. I ten jego totalnie niemaskujący kolor… Śmiejemy się, bo wtedy gdy go kupowaliśmy, był jeszcze jeden alternatywny egzemplarz, spełniający nasze wymogi…i tamten był... żółty!!! Chyba jeszcze gorzej? (acz tamten to może model jesienny?) Może my go jednak przemalujemy?
Gdy zatrzymywaliśmy się na nocleg nad jeziorkiem, wydawało nam się, że będzie tu normalnie, jak zawsze. Że podkładem dźwiękowym wieczora i nocy będzie jedynie śpiew ptaków i szum wiatru. Jak to się czasem można zdziwić
Gdy idę zbierać chrust na ognicho, słyszę wystrzały. Myśliwi? Na wszelki wypadek nie wchodzę do lasu, zbieram patyki na odkrytym terenie. Bo a nuż przypominam nieco dzika? Wsłuchuje się w dźwięki niosące się od strony lasu.. Tylko… co? myśliwi zapodawali by serią? I to tak raz po raz?? Gdy ognisko już płonie zaczyna być słychać wybuchy. Jakiś kamieniołom by tu mieli? Ale tak wieczorem prace prowadzić? A może idzie burza? I znów tłucze raz po raz.. W końcu spływa na nas olśnienie Do granic poligonu mamy chyba kilometr… I fakt, włóczyliśmy się w tych terenach nie raz, ale nigdy w środku tygodnia. Do snu gra nam więc różnoraka kanonada, ale przynajmniej jesteśmy już spokojni
Na zdjęciach fajnie wychodzą te momenty, gdy czarne, skłębione chmury nagle podświetli słońce (o ile zdąży się na czas wyjąć aparat). W rzeczywistości są one mniej malownicze... Człowiek siedzi i się zastanawia - doleje nam czy nie doleje?
“O tam wyleze!” - czyli dziecko nadrzewne!
Miło czas płynie przy ognisku, wędząc się w dymie, bujając w hamaku i podpiekając kolejne smakołyki!
Noc nastaje przepięknie księżycowa. Pełnia dzisiaj. Na niebie wszędzie chmurki z gatunku “kwaśne mleko”.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Ruszamy w Bory Dolnośląskie, ale dzisiaj będzie nieco nietypowo. Bo na naszej trasie las kończy się dosyć szybko…
Początkowo ustępuje miejsca wrzosowiskom..
Maj to nie sezon na wrzosy, ale i tak jest tu pięknie! Porosty pod nogami chrupią miarowo z każdym krokiem. Całe podłoże porasta roślinność o wyglądzie szarego dywanu porostów, gdzieniegdzie tylko przetykaną krzaczkiem wrzosa, kępką mchu lub widocznymi na zdjęciach czerwonymi “kropkami” (które nie wiem czy są kwiatem czy owocem?)
Stopniowo wrzosowisko zmienia się w pustynię!
Gdzieniegdzie piach jest przerastany drzewami.
A potem pojawia się całkiem prawdziwa pustynia! Taka pełna żółciutkiego, wygrzanego piachu!
Rozkładamy się nieopodal niewielkiego wzniesienia. Dziś wyjątkowo chrust zbieramy nie na ognicho - a na zamek. Bo tutaj właśnie powstaje pierwszy na świecie zamek z piasku wzmacniany żel - betem!
Specjalnie dla tego celu nabyliśmy składane łopaty!
Zostało tu sporo odłamków betonu wzmacnianego metalowymi prętami. Pewnie to pamiątka po czasach radzieckich poligonów, które się wszędzie tutaj panoszyły.
Dziurę udaje się wykopać głęboką… Gdzieś tam w głowie pojawia się myśl, czy przypadkiem inne popoligonowe pamiątki nie czają się tu zakopane w piasku? Łopata na szczęście nie robi “dzyń” ni razu
Jakoś trzeba sobie radzić gdy osiedlowe piaskownice pozamykali... I przy próbie korzystania z nich zaraz się czepi jakaś donosicielska menda. Tu na szczęście mendy chyba nie docierają - zbyt dużo słońca, lasu i świeżego powietrza do przebycia! Jest więc piaskowa radość w pełni!
Mamy ze sobą też hamak. Jak sama nazwa wskazuje, pustynia nie jest miejscem masowego występowania drzew. Udaje mi się wprawdzie dwa takowe znaleźć - ale są na tyle daleko od siebie, że hamakowe linki nie sięgają. Jednak wyprucie sznurówek z butów i pasków ze spodni, umożliwia nam odpowiednie przedłużenie linek i możliwość bujanej sielanki!
Dziecko śróddrzewne.
A powrót znów wrzosowiskami.
Tu też zatrzymujemy się na popas. Coby w zębach nie chrzęścił piasek!
Początkowo ustępuje miejsca wrzosowiskom..
Maj to nie sezon na wrzosy, ale i tak jest tu pięknie! Porosty pod nogami chrupią miarowo z każdym krokiem. Całe podłoże porasta roślinność o wyglądzie szarego dywanu porostów, gdzieniegdzie tylko przetykaną krzaczkiem wrzosa, kępką mchu lub widocznymi na zdjęciach czerwonymi “kropkami” (które nie wiem czy są kwiatem czy owocem?)
Stopniowo wrzosowisko zmienia się w pustynię!
Gdzieniegdzie piach jest przerastany drzewami.
A potem pojawia się całkiem prawdziwa pustynia! Taka pełna żółciutkiego, wygrzanego piachu!
Rozkładamy się nieopodal niewielkiego wzniesienia. Dziś wyjątkowo chrust zbieramy nie na ognicho - a na zamek. Bo tutaj właśnie powstaje pierwszy na świecie zamek z piasku wzmacniany żel - betem!
Specjalnie dla tego celu nabyliśmy składane łopaty!
Zostało tu sporo odłamków betonu wzmacnianego metalowymi prętami. Pewnie to pamiątka po czasach radzieckich poligonów, które się wszędzie tutaj panoszyły.
Dziurę udaje się wykopać głęboką… Gdzieś tam w głowie pojawia się myśl, czy przypadkiem inne popoligonowe pamiątki nie czają się tu zakopane w piasku? Łopata na szczęście nie robi “dzyń” ni razu
Jakoś trzeba sobie radzić gdy osiedlowe piaskownice pozamykali... I przy próbie korzystania z nich zaraz się czepi jakaś donosicielska menda. Tu na szczęście mendy chyba nie docierają - zbyt dużo słońca, lasu i świeżego powietrza do przebycia! Jest więc piaskowa radość w pełni!
Mamy ze sobą też hamak. Jak sama nazwa wskazuje, pustynia nie jest miejscem masowego występowania drzew. Udaje mi się wprawdzie dwa takowe znaleźć - ale są na tyle daleko od siebie, że hamakowe linki nie sięgają. Jednak wyprucie sznurówek z butów i pasków ze spodni, umożliwia nam odpowiednie przedłużenie linek i możliwość bujanej sielanki!
Dziecko śróddrzewne.
A powrót znów wrzosowiskami.
Tu też zatrzymujemy się na popas. Coby w zębach nie chrzęścił piasek!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Gdzie są takie piaski, w sumie okazalsze niż Pustynia Błędowska?
Duzo okazalsze! Bo Bledowska to praktycznie cala zarosla - a tu piachu jest sporo. Ta pustynia nazywa sie Kozłowska i jest na wschod od wiosek Trzebien i Kozłów, na pograniczu woj. dolnoslaskiego i lubuskiego.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Relację tą, czytałem i pokazywałem córce
Więc odpowiedź wspólna: fajny czajnik, ziemniaki wyglądają jak kanapki.
Pokazuje Waszego busia, może kiedyś przekonam ją do spróbowania takiego podróżowania...
Piasek, pustynia fajniejsza niż Błędowska, ta jednak za bardzo zarosła, więc nawet tereny wykarczowane, nie mają takiego piasku.
Więc odpowiedź wspólna: fajny czajnik, ziemniaki wyglądają jak kanapki.
Pokazuje Waszego busia, może kiedyś przekonam ją do spróbowania takiego podróżowania...
Piasek, pustynia fajniejsza niż Błędowska, ta jednak za bardzo zarosła, więc nawet tereny wykarczowane, nie mają takiego piasku.
Ale fajny klimat włóczęgi! Można nie zakładać tego czterdziestokilogramowego plecaka, a i tak przednio się bawić.
Na jednym zdjęciu ładny kolor piasku! Żółciutki taki!
Na jednym zdjęciu ładny kolor piasku! Żółciutki taki!
Ostatnio zmieniony 2020-05-23, 12:55 przez Wiolcia, łącznie zmieniany 1 raz.
Wędrując sobie dolnośląskimi polami - nagle trafiamy do dżungli! W jednej chwili znikają łany rzepaku, traw i zaoranej ziemi. Wbijamy w zielony kłąb lian i pnączy, który pożera drzewa i wyłaniające się tu i ówdzie resztki ruin. Ruiną najbardziej okazałą jest ewangelicki kościół...
Jego ściany, pomimo solidnych gabarytów, też powoli znikają wśród wszechobecnych macek bluszcza!
W kilku miejscach zachowały się jeszcze niemieckie napisy. Niestety nie potrafię przeczytać co one głoszą...
Dachu już praktycznie nie ma - ot tylko jakieś resztki niezbyt pewnie wiszących desek.. Nie chciałabym zwiedzać tego miejsca np. w czasie silnego wiatru czy ulewy...
Tu był chyba kiedyś ołtarz? Teraz ściany zdobi kolorowe malowidło...
W jednej z "baszt" jest jeszcze fragment schodów. Ot taki donikąd... Schody się nagle urywają w połowie drogi na szczyt...
Nie jestem miłośniczką "selfi", ale jakoś czasem sytuacja tego wymaga
Prawdziwy busz zaczyna się jednak dopiero za kościołem, tam gdzie niegdyś był cmentarz. Ciężko wręcz wyodrębnić gdzie są groby, gdzie ścieżka, a gdzie drzewa czy jakieś zabudowania. Krajobraz jest jednolity - zielony, porosły szczelną pokrywą malowniczych pnączy. Ich grube konary oplatają wszystko kudłatymi lianami.
Gdzieniegdzie miga szara tablica opisana gotykiem - przypominając gdzie się znajdujemy...
Jakiś mocno niekompletny budynek sprzed lat - dokładnie już omotany i ukryty pod zielonymi zwojami majowych chaszczy.
Wśród zieloności pojawiają się jednak w dwóch miejscach i inne kolory. Trzy groby są udekorowane sztucznymi kwiatami, a i bluszcz wokół nich wydaje się jakby podkoszony nieco...
Raz po raz pod nogami pojawiają się ziejące czernią otwory pootwieranych krypt… Busz wlewa się do środka jak wodospadem... Wiatr buja ich gałęziami.. Do krypt też zaglądaliśmy. Były tam głównie stare opony... I chmary owadów, które chyba sobie ulubiły podziemne, wilgotne czeluście na "sezon lęgowy".
Ot… jeden z typowych dla tego regionu opuszczonych kościołów, otoczony zapomnianym poniemieckim cmentarzem, któremu niewątpliwego uroku dodała majowa szata roślinna. Ale mam wrażenie, że dla 4.5 latka miejsce pozostanie w pamięci jako zaginiona, pradawna świątynia, ukryta w niedostępnym miejscu i pełna skarbów. I jeszcze w dziupli drzewa było mrowisko mrówczych gigantów Naprawdę… Jak pół palca takie okazy!
Jego ściany, pomimo solidnych gabarytów, też powoli znikają wśród wszechobecnych macek bluszcza!
W kilku miejscach zachowały się jeszcze niemieckie napisy. Niestety nie potrafię przeczytać co one głoszą...
Dachu już praktycznie nie ma - ot tylko jakieś resztki niezbyt pewnie wiszących desek.. Nie chciałabym zwiedzać tego miejsca np. w czasie silnego wiatru czy ulewy...
Tu był chyba kiedyś ołtarz? Teraz ściany zdobi kolorowe malowidło...
W jednej z "baszt" jest jeszcze fragment schodów. Ot taki donikąd... Schody się nagle urywają w połowie drogi na szczyt...
Nie jestem miłośniczką "selfi", ale jakoś czasem sytuacja tego wymaga
Prawdziwy busz zaczyna się jednak dopiero za kościołem, tam gdzie niegdyś był cmentarz. Ciężko wręcz wyodrębnić gdzie są groby, gdzie ścieżka, a gdzie drzewa czy jakieś zabudowania. Krajobraz jest jednolity - zielony, porosły szczelną pokrywą malowniczych pnączy. Ich grube konary oplatają wszystko kudłatymi lianami.
Gdzieniegdzie miga szara tablica opisana gotykiem - przypominając gdzie się znajdujemy...
Jakiś mocno niekompletny budynek sprzed lat - dokładnie już omotany i ukryty pod zielonymi zwojami majowych chaszczy.
Wśród zieloności pojawiają się jednak w dwóch miejscach i inne kolory. Trzy groby są udekorowane sztucznymi kwiatami, a i bluszcz wokół nich wydaje się jakby podkoszony nieco...
Raz po raz pod nogami pojawiają się ziejące czernią otwory pootwieranych krypt… Busz wlewa się do środka jak wodospadem... Wiatr buja ich gałęziami.. Do krypt też zaglądaliśmy. Były tam głównie stare opony... I chmary owadów, które chyba sobie ulubiły podziemne, wilgotne czeluście na "sezon lęgowy".
Ot… jeden z typowych dla tego regionu opuszczonych kościołów, otoczony zapomnianym poniemieckim cmentarzem, któremu niewątpliwego uroku dodała majowa szata roślinna. Ale mam wrażenie, że dla 4.5 latka miejsce pozostanie w pamięci jako zaginiona, pradawna świątynia, ukryta w niedostępnym miejscu i pełna skarbów. I jeszcze w dziupli drzewa było mrowisko mrówczych gigantów Naprawdę… Jak pół palca takie okazy!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Adrian pisze:Normalnie pustynia jak w pysk
Jak w pysk! Az mnie zdziwilo ze az taka pustyniowata!
laynn pisze:Piasek, pustynia fajniejsza niż Błędowska, ta jednak za bardzo zarosła, więc nawet tereny wykarczowane, nie mają takiego piasku.
No wlsnie Blędowska mnie kiedys rozczarowala - prawie same krzaki. To bylo chyba 20 lat temu, teraz wlasnie slyszalam o jakims karczowaniu i planach nawozenia piasku - wiec moze jest lepiej
Relację tą, czytałem i pokazywałem córce
Więc odpowiedź wspólna: fajny czajnik, ziemniaki wyglądają jak kanapki.
Pokazuje Waszego busia, może kiedyś przekonam ją do spróbowania takiego podróżowania...
A nie myslales kiedys np. zabrac po prostu swojego auta i pojechac z nią na nocke gdzies blisko domu, nad jakies jeziorko aby dalo rade ognicho zrobic. Mozna by jej pościelic wygodne spanko na tylnym siedzeniu, ty bys jakos przekimal z przodu. A mozna by i kumkania zab posluchac i ksiezyc poogladac, i na nocny spacer z latarkami pojsc. Moze by sie jej spodobalo! Dzieci chyba lubia wszystko co jest nietypowe i inne niz na codzien!
Wiolcia pisze:Na jednym zdjęciu ładny kolor piasku! Żółciutki taki!
Malo bylo slonca tego dnia. Jak tylko wyszlo - to zaraz sie rzucalam na aparat! Bo wlasnie oswietlony nabieral takich fajnych kolorow!
Wiolcia pisze:Ale fajny klimat włóczęgi! Można nie zakładać tego czterdziestokilogramowego plecaka, a i tak przednio się bawić.
Pewnie ze mozna! Cały ten wyjazd mial naprawde fajny klimat, taki wrecz troche magiczny. I nie chce mi sie wierzyc ze to tylko 3 dni. Jakby z tydzien conajmniej!
Acz do czterdziestokilogramowych plecakow mam ogromny sentyment. A w ograniczaniu bagazu nigdy nie bylam dobra
Ostatnio zmieniony 2020-05-23, 17:03 przez buba, łącznie zmieniany 4 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
gar pisze:Rewelacyjny klimat miejsca ! Gdzie to dokładnie jest ?
Stare Jaroszowice, koło Boleslawca
laynn pisze:Noo kościół i drzewa oplecone tymi bluszczami...klimat bajka.
No i jescze te krypty potwierane dodawaly miejscu nieco upiornosci! No i magia maja, kiedy wszedzie jest pieknie!
Ostatnio zmieniony 2020-05-23, 17:02 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
laynn pisze:Błędowską pokazywałem niedawno w tym dziale. Zdjęcia są
Gdzies w tych relacjach gdzie zwiedzaliscie te obetonowane zbiorniki i taki ladny bukowy las? To mi jakos umknela!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 121 gości