Rowerowo po okolicach...
Adrian pisze:Jedno jest Twoje, a drugie z beskidomaniaków, ta para miała wzięcie
Hehe, no tak to od Rafała, nawet nie wiedziałem, że z drugiej strony się przyczaił, też to dzisiaj na facebooku dopiero zobaczyłem.
Wiolcia pisze:Nie kusiło, by pyknąć rowerem na Chrobaczą?
Szczerze mówiąc to nawet nie, ja i tak bym nie dał rady tam rowerem jechać. Na Kamieniołom już musiałem rower cały czas pchać, a tam to już by mi się chyba nie chciało.
Na weekend zapowiadali pogodę do bani, więc chcąc jakoś temu zaradzić i dowiadując się we wtorek, że w środę ma być najlepszy dzień w całym tygodniu, postanowiłem trochę na rowerku pojeździć. W pracy wziąłem we wtorek wolne i w środę rano, ruszyłem... No może nie tak całkiem rano, bo strasznie leniwie mi to szło, jak i cały dzień do godziny 15:30.
Plan był taki, żeby dojechać z rowerem pociągiem do Częstochowy i sobie na spokojnie wrócić do Tychów. Póki co jeszcze nie w formie, dopiero zacząłem sezon. Robertem J też nie jestem, więc muszę powoli się wkręcać co roku, robiąc lekkie progresy z tygodnia na tydzień. Chociaż w sumie to nawet o nogi nie chodzi, bo te to mnie po takich przejażdżkach w ogóle nie bolą, ale dupę do siodła trzeba progresywnie przyzwyczajać.
Na początku miałem wyruszyć pociągiem o 7:00, żeby mieć spory zapas czasu. Przed snem już zmieniłem plan, że wyruszę o 9:00, w końcu o 10:00 się udało wyjechać z Tychów.
Tak mi się nie chciało, że szkoda gadać. Ogólnie planowałem z Częstochowy najpierw pojechać do Olsztyna. Do Olsztyna dojechałem, ale nie z Częstochowy, bo w pociągu zacząłem kombinować, żeby było bliżej i wysiadłem parę stacji wcześniej. Dokładnie w Poraju i miałem do Olsztyna tylko 10 km, a nie 20 jakbym miał z Częstochowy... Tam dojechałem dosyć szybko. Tzn. jakoś po 13:00 byłem na górze Lipówki z widokiem na zamek w Olsztynie.
A w drugą stronę na górę Biakło...
Trochę tam posiedziałem, na pewno z 1,5 godziny i podziwiałem jakieś widoki, rozmyślając o życiu...
Potem udałem się do Olsztyna na rynek. Na zamek nie podjechałem, w sumie nie wiem czemu. Byłem na nim dwa razy, ale bardzo dawno temu. Muszę kiedyś go znów odwiedzić. Nic mi się kompletnie nie chciało, na tym rynku to siedziałem kolejne 1,5 albo 2 godziny i już chciałem nawet jechać do Częstochowy i wrócić sobie pociągiem do domu. Jakoś mi się wydawało, że to nie mój dzień i tyle...
Aż w końcu o 15:30 coś we mnie wstąpiło i postanowiłem jeszcze spróbować zrealizować plan dzisiejszej wycieczki. Tyle, że na liczniku dopiero miałem 10 km, a w planie było trochę więcej... No ale ruszyłem dupę i sobie pojechałem, przez Myszków w stronę Siewierza. W planie nawet nie miałem się tam zatrzymywać, ale jak przy drodze rzucił mi się w oczy zamek, to na chwilę podjechałem, chcąc mieć go na zdjęciach. Dawno, dawno temu też w nim byłem i był wtedy otwarty. Teraz zamknięty, więc tylko z zewnątrz kilka zdjęć...
Potem już kierunek Jaworzno, chociaż inaczej bym miał bliżej, ale chciałem odwiedzić ten Park Gródek w Jaworznie. Tam dotarłem już wieczorową porą. Miało to swój urok i środek tygodnia, więc ludzi mało. Brakowało tylko wody... Pamiętam, że na zdjęciach sprocketa sprzed roku czy dwóch wody to tam było dużo więcej i ciekawiej to wyglądało, ale i tak było nieźle.
Po zachodzie już tylko 40 km na spokojnie do Tychów. Razem wyszło około 128 km. Link do trasy na endomondo. To by było na tyle z ciepłej i słonecznej środy.
Plan był taki, żeby dojechać z rowerem pociągiem do Częstochowy i sobie na spokojnie wrócić do Tychów. Póki co jeszcze nie w formie, dopiero zacząłem sezon. Robertem J też nie jestem, więc muszę powoli się wkręcać co roku, robiąc lekkie progresy z tygodnia na tydzień. Chociaż w sumie to nawet o nogi nie chodzi, bo te to mnie po takich przejażdżkach w ogóle nie bolą, ale dupę do siodła trzeba progresywnie przyzwyczajać.
Na początku miałem wyruszyć pociągiem o 7:00, żeby mieć spory zapas czasu. Przed snem już zmieniłem plan, że wyruszę o 9:00, w końcu o 10:00 się udało wyjechać z Tychów.
Tak mi się nie chciało, że szkoda gadać. Ogólnie planowałem z Częstochowy najpierw pojechać do Olsztyna. Do Olsztyna dojechałem, ale nie z Częstochowy, bo w pociągu zacząłem kombinować, żeby było bliżej i wysiadłem parę stacji wcześniej. Dokładnie w Poraju i miałem do Olsztyna tylko 10 km, a nie 20 jakbym miał z Częstochowy... Tam dojechałem dosyć szybko. Tzn. jakoś po 13:00 byłem na górze Lipówki z widokiem na zamek w Olsztynie.
A w drugą stronę na górę Biakło...
Trochę tam posiedziałem, na pewno z 1,5 godziny i podziwiałem jakieś widoki, rozmyślając o życiu...
Potem udałem się do Olsztyna na rynek. Na zamek nie podjechałem, w sumie nie wiem czemu. Byłem na nim dwa razy, ale bardzo dawno temu. Muszę kiedyś go znów odwiedzić. Nic mi się kompletnie nie chciało, na tym rynku to siedziałem kolejne 1,5 albo 2 godziny i już chciałem nawet jechać do Częstochowy i wrócić sobie pociągiem do domu. Jakoś mi się wydawało, że to nie mój dzień i tyle...
Aż w końcu o 15:30 coś we mnie wstąpiło i postanowiłem jeszcze spróbować zrealizować plan dzisiejszej wycieczki. Tyle, że na liczniku dopiero miałem 10 km, a w planie było trochę więcej... No ale ruszyłem dupę i sobie pojechałem, przez Myszków w stronę Siewierza. W planie nawet nie miałem się tam zatrzymywać, ale jak przy drodze rzucił mi się w oczy zamek, to na chwilę podjechałem, chcąc mieć go na zdjęciach. Dawno, dawno temu też w nim byłem i był wtedy otwarty. Teraz zamknięty, więc tylko z zewnątrz kilka zdjęć...
Potem już kierunek Jaworzno, chociaż inaczej bym miał bliżej, ale chciałem odwiedzić ten Park Gródek w Jaworznie. Tam dotarłem już wieczorową porą. Miało to swój urok i środek tygodnia, więc ludzi mało. Brakowało tylko wody... Pamiętam, że na zdjęciach sprocketa sprzed roku czy dwóch wody to tam było dużo więcej i ciekawiej to wyglądało, ale i tak było nieźle.
Po zachodzie już tylko 40 km na spokojnie do Tychów. Razem wyszło około 128 km. Link do trasy na endomondo. To by było na tyle z ciepłej i słonecznej środy.
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Vision, łącznie zmieniany 3 razy.
- sprocket73
- Posty: 5771
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Chorwacja w Jaworznie wyschła bardzo.
Czasem te kładki są parę cm pod wodą i można fajnie "chodzić po wodzie"
Czasem te kładki są parę cm pod wodą i można fajnie "chodzić po wodzie"
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
sokół pisze:Zdjęcia trzymają poziom, Robercie W.
Adrian pisze:Piękne foty, te kolory
Dzięki.
Adrian pisze:Rowerem pod Giewont, Łoooo matko
Być może nie akurat pod Giewont, ale mam coś podobnego niedługo w planach...
laynn pisze:Powinieneś nazwać wycieczkę leniwą
Też tak mi się w sumie skojarzyło...
sprocket73 pisze:Czasem te kładki są parę cm pod wodą i można fajnie "chodzić po wodzie"
No właśnie na wielu zdjęciach to widziałem i bardziej mi się podobało.
Piotrek pisze:ale i tak ładnie pod wieczór to wygląda. Światło jednak robi swoje
No dokładnie, jak pisałem pora wieczorna sporo uroku też dodała.
Wiolcia pisze:No to niezłe tempo masz, skoro na dobrą sprawę po południu zacząłeś trasę. Harpagan!
Tempo jak tempo, wg mnie tempo jakoś bardzo istotne nie jest. Bardziej istotne jest ile i jakie długie przerwy się robi i czy się chcę komuś cały czas jechać. Bo ja to teraz i tak zwiększyłem trochę zakres. Bo kiedyś to co 20-25 km przerwę sobie robiłem. Teraz już robię co 40-50 km mniej więcej, czasem mniej, jak coś ciekawego po drodze zauważę. W tamtym roku w kiepskiej formie padło 250 km, w tym roku szykuję się minimum na 300, chociaż nawet i 400 wydaje mi się realne w 24 godziny, może kiedyś też spróbuję...
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 109 gości